dziewczyny padam na twarz, mam tyle do zrobienia i dnia mi malo...
jest duzo urzedowych spraw do ogarniecia, do pracy poszlam praktycznie z marszu, wiec na nic czasu nie mialam, jest zapieprz nie ukrywam, ale jestem szczesliwa, chodz najbardziej ciazy mi sytuacja mieszkaniowa, mam nadzieje ze do polowy przyszlego roku wszystko sie pouklada pomyslnie...
jest bardzo jesiennie, ale lubię tą porę roku podobaja mi sie te ciemne parki, i ta polska melancholia, słońce rozleniwia i nic się nie chcę, a ja tu czuję kopa energetycznego w domu jest różnie, dzieckiem prawie w ogole się nie zajmuję....nieistety, ale bywaja dni że wychodze o 8 i wracam o 8....urzedy, praca, w weekendy studia...dzień w dzień...i chodz zmeczenie jest, to jednak muszę przyznac, że obowiązki domowe są dla mnie milion razy gorsze....miałam juz naprawdę po kokardę gotowania, prania i calodziennego zabawiania trzylatka...te obowiązki spadły na moją mamę i mojego męża ...teraz czuję, że odzyłam...chodz nie ukrywam dostaję za to po łapach...bo jak kobieta nie nianczy dziecka i nie stoi przy garach...to przecież ''nic nie robi''. czuję, że to był najbardziej intensywny miesiąc od kilku lat w moim życiu, a matka i mąż obrażenii.... bo w końcu wszystko mam podane na tacy...np obiad, więc sama nie wiem czego ode mnie oczekują w zamian...hmmm chyba okres ochronny się skonczył