Wczoraj oglądaliśmy z Kubusiem przez okno spadające liście i oczywiście mi znowu nasunęły się refleksje. O tej porze zeszłego roku leżałam w szpitalu z diagnozą poronienie zagrażające. Do dziś w uszach dźwięczą mi słowa lekarza: nic więcej zrobić nie możemy. Pamiętam jak cały czas odmawiałam modlitwę przyszłych matek; jak płakałam w obawie, że z tego szpitala wyjdę już sama, bez mojego kochanego kropka, do którego zdążyłam się już przyzwyczaić... Pomimo wszystko jednak Pan Bóg miał inne plany i chciał, by maluch zagościł w naszym życiu. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, gdyż praktycznie większość ciąży przeleżałam, chociaż niektórzy nie wierzyli w dolegliwości i stale posądzali mnie o zwykłe lenistwo i nadmierną dbałość o siebie. Jak się okazało na końcówce ciąży – i są to słowa lekarza – gdyby nie moje oszczędzanie, zapewne Kuby nie byłoby z nami… Przypominam sobie dzień, w którym pojechałam na oddział z krwawieniem, na KTG wyszły regularne skurcze co 4-5 min, których nie czułam. Lekarz zostawił mnie wówczas w szpitalu, to był przełom 34-35 tc, a pani na izbie spoglądając na zapis mówi: do porodu? Ja: nie, jeszcze nie. Ona zaś na to: jak nie? I pokazuje zapis… Myślałam, że kobieta zgłupiała: gdzie, więcej niż miesiąc przed porodem??? I sobie poleżałam, ale teraz wiem, że nie żałuję niczego, żadnej minuty spędzonej na łóżku i Bogu dziękuję, że nie posłuchałam innych, gdy mówili: przesadzasz, nic ci nie jest. Warto słuchać swojej intuicji. Przekonałam się o tym również teraz. Dwa tygodnie temu Kubusiowi zaczął się katar. Niby nic, a jednak. Odciąganie nic nie dało, leżenie na brzuszku też, bo wydzielina zwyczajnie nie spływała. Spanikowana zabrałam go do lekarza. Odpowiedź: zdrowe dziecko. Myślę, ok, ale tydzień później w środę nie przechodziło, stan podgorączkowy się utrzymywał. Poszliśmy ponownie, słowa te same. Wieczorem Kuba zachrypł totalnie i nie mógł wydać dźwięku. W piątek udałam się ponownie i usłyszałam: katar zszedł niżej i zrobiło się zapalenie krtani. Poirytowałam się. Gdyby dwa dni wcześniej dostał cokolwiek na to charczenie w środku, uniknęlibyśmy antybiotyku, po którym teraz boli go kolkowo brzuch Morał: mamy słuchać swojej intuicji, nawet gdy inni mówią inaczej!!!
Z frontu rozwojowego i przyjemniejszych wiadomości
Z powodu choroby już trzeci tydzień wstrzymujemy się z rehabilitacją. Nie przeszkadza to bynajmniej Kubuśkowi w nabywaniu nowych umiejętności. Od dwóch tygodni ostro podnosi sam głowę (bez trzymania) i zabiera się do siadania. Nie opatentował jeszcze, że będzie mu łatwiej jak się czegoś przytrzyma, ale myślę, że to kwestia czasu. Póki co liczy, że pomoże mu kocyk, który usilnie ciągnie. W związku z nową umiejętnością, wcale nie chce leżeć :/ Najlepiej gdy się go posadzi i obłoży poduchami – wtedy jest ok. W takiej pozycji oglądał zwycięski mecz Polska-Niemcy. Jak na kibica przystało, pomimo tego, że już zasnął, wczoraj na sam początek meczu się obudził i obserwował z zaciekawieniem, chociaż odwracaliśmy go od telewizora…
W ubiegłym tygodniu, gdy położyłam się z małym na łóżku i powiedziałam: chodź do mamy, przekręcił się na brzuch i z powrotem, co wywołało u niego niemałe zdumnienie, że potrafi coś nowego… I jeszcze jedno: zabieramy się za raczkowanie: na brzuchu pupa do góry, nóżki próbują się odpychać, ale póki co irytuje go, że jeszcze nie do końca się udaje, więc piszczy. Jak na dziecko ze wzmożonym napięciem, to tempo chyba nie jest złe…
Ostatnio dostaje ataków euforii. Leżąc u mnie na brzuchu, piszczy, rzuca się na mnie z otwartą buzią i ślini mi twarz, całując policzki. Gdy jest śpiący, głaszcze mnie po twarzy i się śmieje
Kontynuacja rozszerzania diety – hmmmm…. Początkowo marchewka była super, Kuba pochłaniał kolejne łyżeczki i czekał na nie z otwartą buzią, nie wypluwał i nic mu nie było. Zmieniło się to, gdy podałam brokuł. W nocy wrzaski, prężenie. Myślałam więc, że trzeba go odstawić i ok, ale gdy po raz kolejny podałam marchew – stało się to samo. Nie wiem ile w tym winy jedzenia, a ile rozwijającej się wówczas choroby. Marchew z ziemniakiem zaakceptowana, chociaż jakieś boleści były. Jabłko, niby najsłodsze wywołało skrzywienie, ale namiętnie je wsuwał. Ogólnie jest ok.