Oj, dzieci moje, tak oto mija świąteczny dzień 11 listopada... No nie powiem, całkiem uroczyście mija. Musicie, synowie moi i córki wiedzieć, że wasi rodzice się dziś zmobilizowali i pojechaliśmy razem na śpiewanie hymnu na rynek. Sporo ludzi, parada taka delikatna była, no pierwszy raz tak patriotycznie się czułam - raz na sto lat można... Dostaliśmy flagi, takie małe, i Piotrek zapamiętale machał i nauczył się mówić, że to polska flaga, wkleję mu ją do albumu pamiątkowego. Żebyś pamiętał, czorciku mój, żeś uczcił stulecie odzyskania niepodległości. Nawet na widok tylu śpiewających ludzi naokoło też zacząłeś po swojemu oioooii śpiewać!
Czasem, jak jestem znużona, wymęczona i wymiętolona przez szarą codzienność, to myślę sobie, jak żyło się kiedyś - chodzi mi o czasy moich babć, które urodziły się chwilę przed wojną, i myślę, że nie mam prawa, po prostu nie mam prawa narzekać. Jest co do garnka włożyć, jest co na grzbiet zarzucić, można do lekarza iść (z katarem), można wyjechać, można zostać, można gadać co ślina na język przyniesie, można pracę zmienić, można uczyć się, można po prostu normalnie żyć. W wolnym kraju, na który nie spadają bomby. Maju, Piotrku, macie swoje problemy, wiem, każde pokolenie ma jakiś swój krzyż, ale musicie przyznać, że były pokolenia, które miały gorzej. O wiele trudniej. Mam nadzieję, dziś, w roku 2018, że jak będziecie dorośli, to nasz kraj będzie wolny, choć może i jak zwykle pokłócony; jeżeli Polska ma być zjednoczona tylko w obliczu totalnego zagrożenia, to niech już lepiej będzie sobie pokłócona - możecie to sobie powtarzać słuchając wiadomości. I powtarzajcie sobie, że najważniejsze jest to, co wy sami myślicie i chcecie zrobić. Tej wewnętrznej wolności nikt nie jest w stanie wam odebrać, jeżeli sami na to nie pozwolicie - a ja wam nie pozwalam! jesteście mądrzy, wrażliwi, niezwykli, i jesteście dobrzy. Znajdziecie drogę prostą, choćby i ciężką, ale czasem tak trzeba - nie daje wiele radości coś, co przychodzi bez trudu. Mam nadzieję, że nauczę was, że wolność oznacza nie tylko chęć osiągnięcia więcej i dalej, ale i umiejętność rezygnacji z tego, kiedy trzeba...
Drogą skojarzeń przypomniały mi się czasy mojego dzieciństwa. Oj, będę kiedyś wnukom dziwne historie opowiadać... Babcia Ola, urodzona jeszcze w XX wieku... W szkole pisała piórem z atramentem, a do szkoły chodziła w fartuszku, a potem w dresie, albo w dziwnych wielkich swetrach z paczek niemieckich, a z tymi paczkami przychodziło też zawsze trochę słodyczy, na Święta. Aaa, ciekawe czy moja siostra pamięta, jak kiedyś szukałyśmy buta na mikołaja i z naszych trzech znalazłyśmy jeden. I nie byłyśmy zdziwione, ani rozczarowane, tylko mówiłyśmy sobie, że przecież nie ma pieniędzy, mama mówiła, że nie ma, no trudno, i dzielnie podzieliłyśmy słodycze między nas trzy i ja - jako najstarsza - byłam z nas dumna, że nie narzekamy. A jak mama się obudziła, to tylko pokręciła głową i znalazła dwa pozostałe buciki. Pamiętam też stanie w kolejce, ale nie takiej jak do kasy w biedrze, bo każdy pełen koszyk ma i dlatego tyle trwa, tylko odwrotnie - kupuje się jedną rzecz, ale tyle ludzi stoi. Kartki na zakupy pamiętam, ale czy mama mi je dawała - chyba nie. A wiecie, wnuki me potencjalne, co to kaszanka??? Czasem na kolację była, a wtedy się nie grymasiło, tylko jadło. Przypomina mi się nasz zarośnięty, dziki, tajemniczy ogród, najlepsze miejsce do zabaw, gdzie można się było wspinać na orzecha, zjadać z drzewa wiśnie, gruszki, śliwki, trzeba było tylko uważać na babci ogródek z kwiatami i warzywkami. Wystrzyżone trawniki to się widziało w amerykańskich filmach, jak ''Cudowne lata'' - to wasz dziadek lubi wspominać, pewnie wiecie już, hehe. A jak pomyślę, że przeskoczyłam z ery jeżdżenia na zakupy na halę w Gdyni na zakupy przez internet, to tylko cmokam i głową kiwam z niedowierzaniem, że taka stara jestem... Jest taka fajna książka, komiks, ''Marzi'', jak ktoś chce dzieciom o dzieciństwie w latach osiemdziesiątych poczytać (''Marzi. Dzieci i ryby głosu nie mają.'' i kolejne tomy, Marzena Sowa). Jeszcze mam przed oczami obrazek, przez to, ze dziś na paradzie jechały stare auta rozmaite i duży fiat między innymi, i przypomniało mi się, jak nas latem ciocia zbierała z podwórka, ile tam dzieciarni było, pakowała do fiata piętrami - że na kolanach sobie siedzieliśmy - i jechaliśmy nad jezioro. Wyobrażacie sobie?!
I wracając do święta niepodległości, to rozmowy o okrągłym stole też pamiętam, nie wiedziałam o co chodzi, ale jak w szatni szkolnej dzieciaki rozmawiały, że jest taki stół, to musieli naprawdę mówić o tym wszyscy. I plakat solidarności pamiętam i Wałęsy przed wyborami, i takie uczucie powszechnej dumy. Wszyscy mówili - przez chwilę oczywiście, jak to u nas - jakoś tak inaczej, że wydawało mi się, że skończyła się jakaś wojna.
A ze szkoły jeszcze pamiętam, i to było fajne, że była między nami, dzieciakami większa równość. Nikt nie oceniał nikogo po ubraniach, bo wszyscy mieli okropne, ani po gadżetach, bo największym hitem były zegarki na komunię a te dostali wszyscy.
A teraz problemem jest nadmiar. Takie czasy! Wnuki i wnuczęta, babcia Ola idzie spać, bo jej synek ostatnio uparcie budzi się po piątej i biegnie do autek. Albo do zegara drewnianego, bo oczywiście nie wytrzymałam i dałam go już wczoraj. Wiedziałam, że się spodoba!