avatar

tytuł: Motyle w brzuchu

autor: zielińska

Wstęp

about me

O mnie:

O mnie? Niby taka stara (rocznik 1980...) a wciąż jeszcze szukam takiej idealnej siebie... Zmieniam się, szukam właściwych ścieżek, chciałabym w końcu być z siebie zadowolona, ale... Zawsze jest jakieś ale! Ogólnie jestem żoną od 14 lat, matką też od 14, nauczycielką od 16.

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Normalną, taką co potrafi okazywać miłość, wybaczyć błędy lub przeprosić za swoje, cieszyć się, śmiać i płakać...

about me

Moje dzieci:

14-letnia Maja i 2-letni Piotruś. Moje cudy i sens życia!

about me

Moje emocje:

Zdarza mi się śmiać bez konkretnego powodu lub wzruszać przy oglądaniu jakiegoś badziewiastego serialu, więc chyba wszystko w normie :)

Chcę tylko dać znać, że jednak katar mnie nie zabił, nie zostałam pierwszą osobą na świecie, która umarła na KATAR! Juhhuuu! Bo serio, przez ostatni tydzień myślałam, że coś jest bardzo nie tak. Zaczęło się od kataru już parę tygodni temu, potem doszło gardło, zatkane uszy, boląca głowa, już myślałam, że oczami mi zacznie glut wylatywać. Ostatecznie  dostałam antybiotyk - pierwszy raz od paru lat, zwolnienie (NA KATAR!), nakaz wygrzania się porządnie, i rzeczywiście, dziś pierwszy dzień czuję się w miarę normalnie. Jeszcze wczoraj jak mi Piotrek przywalił znienacka i niechcący moim telefonem w tą opuchniętą głowę, to się na niego wydarłam jak opętana a sama mimowolnie się z bólu poryczałam. Tak w sumie to do zwolnienia powinni dawać od razu w pakiecie nianię, kucharkę i sprzątaczkę, wtedy może szybciej by się człowiek 'wygrzał', a nie latał ciągle po domu  i narażał się na ciosy od dzieciaków. 
Ale dziś już z tej radości, że odzyskuję smak i węch, to zrobiłam ciasteczka z imbirem i cynamonem . Piotrek mi pomagał, tylko ugniatanie ciasta czy lepienie nie wciągnęło go aż tak bardzo jak zajadanie się surowym ciastem, więc jego rola pomocnika szybko się skończyła, łasuch jeden. Ale wybierał kształty foremek. 
Jak to fajnie spokojnie oddychać! Jak to fajnie iść spać bez bólu głowy! Od teraz nie ruszam się z domu bez czapki, szalika i zimowej kurtki!

 

1
komentarzy
avatar
Bardzo się cieszę,ze nie umarlas na katar:-)
Dziękuję że zajrzalas do mnie i zostawilas ślad.
Odpowiadając na pytanie-nie wiem,co zrobimy jak się zacznie wcześniej:-) muszę dogadać szczegóły z lekarzem. Zapewne niestety mąż z córką zawioza mnie do szpitala i zostawia... wówczas po prostu wykupie opiekę poloznej na pobyt w szpitalu a mąż tylko z doskoku wpadnie. Ale będę zaciskać nogi,zeby wytrzymać do przyjazdu mojej mamy(pewnie do 22.12).
CC już jednak pewne. Ostatnio trochę dużo ( za dużo) czytałam i słuchałam innych, ale już mi przeszło. Jakieś wyrzuty sumienia(?)się włączyły, do tego ogólny dołek.
A z tym nocnikiem-Misia siada na nim, czyta książki, nawet tańczy...ale załatwia się w pieluchę. Ni cóż, możemy się tylko cieszyc że ktoś wymyślił pantsy;-)
Dbaj o siebie. A ja obiecuję częściej zaglądać
Dodaj komentarz

Maryla Rodowicz, Ech, mała

Dziś leciała ta piosenka w powtórce z rozrywki, ech, nie wiadomo czy śmiać się z niej czy płakać, hehe…

Czekam, aż Piotrek się obudzi i jedziemy po buty dla Mai, mam też ukradkowy plan niby od niechcenia przejść obok sklepu z zabawkami i zupełnie przypadkiem kupić małemu nowego resoraka jakiegoś. No co ja poradzę, że on je tak lubi

Wpis dla mnie, nie o dzieciach: uświadomiłam sobie, że wyszłam na prostą z mojej 'depresji', czy jak to nazwać Wyszłam na prostą z mętliku negatywnych uczuć, emocji, wynikających z czekania przez 10 lat na własne mieszkanie. Przeglądałam swoje zapiski z tamtych lat, strasznie dużo jest tam o samotności, o chęci wyrwania się gdziekolwiek, o braku cierpliwości, dużo pisałam 'listów do Mai' usprawiedliwiających to, że znowu się na coś denerwowałam, piszę o tym, jak bardzo dla niej staram się wytrwać w normalności, o braku sił i takie właśnie marudzenie. A dziś? Potrafię dać sobie czas na oddech. Potrafię posiedzieć wieczorem przy zapalonej jednej lampce, bo mrok nie jest już dla mnie przytłaczający - a ile razy się o to kłóciliśmy z Em! Po co ci znowu pozapalane wszystkie światła w domu! Bo tak potrzebuję! Potrafię wyobrazić sobie, że mogłabym mieć kolorowe ściany, a nie wszystko szare... Robię to, co chcę zrobić, a jak nie chcę, to też świat się nie zawali. 
Tak w ogóle to się cieszę, że nie dorastałam w erze wszechobecnego internetu i fejsboków. Nie muszę przejmować się opiniami obcych ludzi o tym, co robię czy czego nie robię. Nie pomyślałam w swoim czasie, gdy przechodziłam z karmienia piersią na butelkę, by czytać o tym w internecie, i widzę, że ominęło mnie z tego powodu wiele nerwów Cieszę się, że znalazłam takie miejsce jak belly, ale nie kusi mnie wcale siedzieć we wszystkich portalach społecznościowych i kierować się ich wpływem na moje życie i moje decyzje. Może to też mój wiek... Jakbym była młodsza, może bardziej bym się przejmowała. Dziś wiem, że niektóre opinie - zarówno żywych ludzi jak i wirtualnych - trzeba mieć głęboko gdzieś, mogą mi majtać i powiewać. Jak rozmawiam z Mają, to widzę, jak duży wpływ mają na nią jej ulubieni jutjuberzy i cały czas wtłaczam jej do głowy, jak ważne jest samodzielnie myśleć. Nawet jeśli większość dookoła myśli inaczej, łatwiej, przyjemniej. 

No ale dzięki Bogu za internetowe strony z przepisami! Ostatnio jak Piotrek przychodzi do mnie i chce 'opka' akurat ja coś do szkoły przygotowuję, to włączamy sobie stronę Mała Cukierenka, tam od jakiegoś czasu pod każdym przepisem jest filmik jak ciasto zrobić, i sobie razem oglądamy. Ja nabieram apetytu a mały ćwiczy słówka

1
komentarzy
avatar
Jak ja cię rozumie ja niestety jeszcze nie osiągnęłam swojej prostej
Dodaj komentarz

No i skończyło się rumakowanie. Znowu jestem na zwolnieniu, ech, nawet mi się opisywać nie chce, do dupy z takim zdrowiem. Najśmieszniejsze jest to, że układałam sobie różne scenariusze powrotu do pracy, zastanawiałam się, jak babcia, jak Piotrek, jak Maję dopilnować itd., a nie wzięłam pod uwagę, że to ja się rozłożę na łopatki. Normalnie kupa śmiechu.

Ale Piotrusiowi należy się odświętny wpis z okazji ukończenia 23 miesiąca Co na pewno rzuca się w oczy wszystkim, to jak ruszył z mówieniem. Powtarza jak echo wszystko, co go zainteresuje. I te zdania! 'Mama pśyjdzie i Maja teś pśyjdzie' - A kogo mama uczy w pracy? - Dzieci! - A gdzie jest Maja? - W śkole! - A co powiesz babci? - Kuję, nienia! (Dziękuję, do widzenia)

A ile masz lat, Piotrusiu? - Jeden! - Nie, będziesz miał dwa latka! Dwa! - Nie, jeden. 
I nie da sobie powiedzieć  

Piotruś, czyja to tuba na rysunki? - Moja tuba! - Nie, to Mai tuba. - Nie, moja! moja tuba! Tusia!
Tusia - to Piotrusia. Jak coś się księciuniu spodoba, to woła 'to Tusia', albo wprost 'moje!'.

A nasz hit, to liczenie do 10, trochę razem, trochę Piotrek sam. Polubił ostatnio bardzo cyferki i literki i lubi pokazywać je na zegarze albo w książeczkach. Muszę magnesy na lodówkę kupić. I taki drewniany zegar z wyciąganymi cyferkami. Będzie jak znalazł na urodziny. Do tego stos autek i mały będzie przeszczęśliwy.

I lubię jak woła coś, co się zagubiło. Piotrek woła 'Taaaatuuuuś', ' Maaaamuuusiu', 'staaasiuu' - jak szuka samochodzika straży , 'moku' - jak zagubił się smok, smoczek. 

Ostatnio w sklepie wyczaił pluszową żyrafę i jak ją chwycił z regału, to ją tak przytulił i buziaka jej dawał, że nawet Maja nie protestowała, że to rozpieszczanie i ją kupiłam. Maja tylko pilnowała, żeby Piotrek powiedział ładnie 'dziękuję', ta dziewczyna w ogóle ma bzika na punkcie wychowywania. Strofuje mnie za każde uchylenie się od zasad, nie da niczego swojemu bratu, dopóki ten nie powie 'plosię'... 

Ale witaminy d nie chce normalnie pić. Nie da się dodać do jedzenia, bo wypluwa, do picia też nie, bo nie wypije, pyszczka tez nie otworzy żeby same kropelki dać. No to zdecydowałam się na ostateczną ostateczność - daję kropelki z odrobiną cukru na łyżeczce. I potem idziemy myć zęby. 

Ostatnio eM. mówi: wyobrażacie sobie, jak by było nudno, jakby Piotrka nie było?! 
No, fajnie, że jest  

2
komentarzy
avatar
Zdrowka Ale slodka ta mowa Piotrusia
avatar
Kochana zdrówka ci życzę musisz poprawić swoją odporność, może więcej spacerów na powietrzu masz z kim spacerować i masz do tego dobre tereny powietrze napewno swieższe niż w mieście.
Dodaj komentarz

Katy, on jest taki słodziak, to fakt! Tylko jak ściąga coś specjalnie i rozlewa specjalnie, to jest mniej słodki!

AntiR, no muszę walczyć jakoś z tą nie-odpornością, ale na razie jest znowu dobrze. Dziś wyszłam na chwilę z małym na spacer i na dwór, i na razie nic mi nie jest, nie kicham. Za to Maja kaszle jak stary gruźlik, teraz jej kolej... Najważniejsze jednak, że wczoraj była na kontroli lekarsko-psychiatrycznej, i wszystko gra. Jest już na najmniejszej dawce leku, do lutego. Em. z nią był  i przekazał mi, że pani doktor powiedziała mniej-więcej coś takiego, że musimy pilnować, by Maja była bardziej... przyziemna? mniej bujała w obłokach. Hehe, mam pretekst, żeby do garów ją zaciągnąć. 
Wczoraj była też moja mama, robiłyśmy razem rosołek z imbirem, kolendrą i czosnkiem i z prawdziwego kurczaka z rynku. No powiem jedno - jest różnica! Nie chcę już kurczaka ze sklepu! Piotrek się super z babcią bawił. Autkami oczywiście, a jak.

Dziś przyszły niektóre prezenty dla Piotrusia na urodzinki. Najpierw napakowałam do koszyka allegro wszystko, co mi się spodobało, potem przez parę dni wyrzucałam niepotrzebne badziewie i stanęło ostatecznie na: dużej ciężarówce z małymi autkami w środku, klockach drewnianych z literkami i cyferkami (może połączyć z klockami, które już ma), ulica z garażem z Wadera (też możemy połączyć z innymi ulicami, które miała jeszcze Maja jak była mała), i też z Wader klocki takie 'z ząbkami'. Z pierdółek jeszcze skusiłam się na zegar drewniany z wyciąganymi cyferkami i tablicę małą magnetyczną z magnesami. Goście się nie muszą zastanawiać, co kupić, tylko się składamy i przynajmniej nikt się nie denerwuje na nietrafione wkurzające zabawki. 
I tylko zastanawiam się, czy nie zwariowałam na punkcie rozwoju manualnego, poznawczego, czy mogłam jednak wybrać coś typowo zabawkowego - świecącego, grającego i tańczącego- ale nie. Podoba mi się co wybrałam. Jak się ruszę gdzieś dalej i będę miała księgarnię po drodze to jeszcze książeczkę dokupię, coś wybiorę. Póki mam wybór to korzystam, potem przyjdą jakeś monster trucki, jakeś spidermany, jakieś czołgi, o matko... 

Poniedziałek wolny, a ja już nie mogę się doczekać żeby do pracy wrócić, jak w końcu siły odzyskałam! umówiłam dzieci na lekcję z muzeum o kaszubskich tradycjach świątecznych i w ogóle musze już pomyśleć jak Święta w klasie zorganizować! Bałwanki ze skarpetek zrobić! kończę, bo Piotrucha się obudził i wali mi kopytami w klawiaturę, zaraz wszystko skasuje. ffffffffffffoooaa1  - o +no +++wł++aśnie555!!!+ Pa!!!
333221 


Edit popołudniowy:
zmywam naczynia, Piotrek  z tyłu się bawi i słyszę nagle:
-Oj, nie! 
-Co się stało, Piotrusiu? - odwracam się i patrzę, a mój synek stoi na środku salonu i odpowiada:
-Bagan! - Bałagan -no rzeczywiście, z lekka cała podłoga zasłana wszystkim po trochu, klocki, autka, dinozaury, kucyk, po Mai jeszcze, no to pytam:
-No tak, bałagan. A kto posprząta? - Piotrek rozgląda się naokoło - Co, szukasz wróżki zębuszki? Wróżka ma posprzątać, co?
-Taaak! - woła Piotrek.

Fakt, że on w takim rozpierdzielu to się kiepsko bawi, teraz musimy poukładać zabawki i wtedy będzie od nowa do wieczora wyciągał to, co potrzebuje. Jezusiczku, skąd on się taki poukładany wziął???
Albo taki spryciula: przed chwilą chciał 'dada', więc mówię, że ciemno już się robi, nie można iść, to mały biegnie do okna, zagląda za roletę i woła: niebieski! niebieski! - że wcale nie jest ciemno, tylko niebo, mamo jedna, niebieskie jeszcze jest! 
A teraz na biurku siedzi, więc koniec siedzenia, idę pilnować. 


Edit ostatni, wieczorny;
Ogólnie, mimo, że się staram jakieś optymizmy z siebie wykrzesać, to jakiś dzień do dupci. Nic porządnego nie zrobiłam, mam wrażenie, że tylko z kąta w kąt łażę, jedynie do zrobienia listy zakupów na jutro się zmobilizowałam, ale, matko bosko, co to za lista: *owoce (co będzie), *warzywa (ziemniaki i co będzie)  * mięso (jakieś, wymyślić jutro). No, to właśnie moja lista... A, czekolada jeszcze na niej jest, no to spoko. Jeszcze szczoteczki do zębów nowe muszę dopisać, bo moja to z zarazkami, fuuuj, a Piotrka jak zwykle wygryziona cała. Ciekawe, czy jutro mały też się obudzi o piątej rano (!!!) i jeszcze ze smokiem w buzi będzie na pół śpiąco pędził do skrzynki z autami, jak dziś... 

0
Dodaj komentarz

Oj, dzieci moje, tak oto mija świąteczny dzień 11 listopada... No nie powiem, całkiem uroczyście mija. Musicie, synowie moi i córki wiedzieć, że wasi rodzice się dziś zmobilizowali i pojechaliśmy razem na śpiewanie hymnu na rynek. Sporo ludzi, parada taka delikatna była, no pierwszy raz tak patriotycznie się czułam - raz na sto lat można... Dostaliśmy flagi, takie małe, i Piotrek zapamiętale machał i nauczył się mówić, że to polska flaga, wkleję mu ją do albumu pamiątkowego. Żebyś pamiętał, czorciku mój, żeś uczcił stulecie odzyskania niepodległości. Nawet na widok tylu śpiewających ludzi naokoło też zacząłeś po swojemu oioooii śpiewać! 

Czasem, jak jestem znużona, wymęczona i wymiętolona przez szarą codzienność, to myślę sobie, jak żyło się kiedyś - chodzi mi o czasy moich babć, które urodziły się chwilę przed wojną, i myślę, że nie mam prawa, po prostu nie mam prawa narzekać. Jest co do garnka włożyć, jest co na grzbiet zarzucić, można do lekarza iść (z katarem), można wyjechać, można zostać, można gadać co ślina na język przyniesie, można pracę zmienić, można uczyć się, można po prostu normalnie żyć. W wolnym kraju, na który nie spadają bomby. Maju, Piotrku, macie swoje problemy, wiem, każde pokolenie ma jakiś swój krzyż, ale musicie przyznać, że były pokolenia, które miały gorzej. O wiele trudniej. Mam nadzieję, dziś, w roku 2018, że jak będziecie dorośli, to nasz kraj będzie wolny, choć może i jak zwykle pokłócony; jeżeli Polska ma być zjednoczona tylko w obliczu totalnego zagrożenia, to niech już lepiej będzie sobie pokłócona - możecie to sobie powtarzać słuchając wiadomości. I powtarzajcie sobie, że najważniejsze jest to, co wy sami myślicie i chcecie zrobić. Tej wewnętrznej wolności nikt nie jest w stanie wam odebrać, jeżeli sami na to nie pozwolicie - a ja wam nie pozwalam! jesteście mądrzy, wrażliwi, niezwykli, i jesteście dobrzy. Znajdziecie drogę prostą, choćby i ciężką, ale czasem tak trzeba - nie daje wiele radości coś, co przychodzi bez trudu. Mam nadzieję, że nauczę was, że wolność oznacza nie tylko chęć osiągnięcia więcej i dalej, ale i umiejętność rezygnacji z tego, kiedy trzeba... 
Drogą skojarzeń przypomniały mi się czasy mojego dzieciństwa. Oj, będę kiedyś wnukom dziwne historie opowiadać... Babcia Ola, urodzona jeszcze w XX wieku... W szkole pisała piórem z atramentem, a do szkoły chodziła w fartuszku, a potem w dresie, albo w dziwnych wielkich swetrach z paczek niemieckich, a z tymi paczkami przychodziło też zawsze trochę słodyczy, na Święta. Aaa, ciekawe czy moja siostra pamięta, jak kiedyś szukałyśmy buta na mikołaja i z naszych trzech znalazłyśmy jeden. I nie byłyśmy zdziwione, ani rozczarowane, tylko mówiłyśmy sobie, że przecież nie ma pieniędzy, mama mówiła, że nie ma, no trudno, i dzielnie podzieliłyśmy słodycze między nas trzy i ja - jako najstarsza - byłam z nas dumna, że nie narzekamy. A jak mama się obudziła, to tylko pokręciła głową i znalazła dwa pozostałe buciki. Pamiętam też stanie w kolejce, ale nie takiej jak do kasy w biedrze, bo każdy pełen koszyk ma i dlatego tyle trwa, tylko odwrotnie - kupuje się jedną rzecz, ale tyle ludzi stoi. Kartki na zakupy pamiętam, ale czy mama mi je dawała - chyba nie. A wiecie, wnuki me potencjalne, co to kaszanka??? Czasem na kolację była, a wtedy się nie grymasiło, tylko jadło. Przypomina mi się nasz zarośnięty, dziki, tajemniczy ogród, najlepsze miejsce do zabaw, gdzie można się było wspinać na orzecha, zjadać z drzewa wiśnie, gruszki, śliwki, trzeba było tylko uważać na babci ogródek z kwiatami i warzywkami. Wystrzyżone trawniki to się widziało w amerykańskich filmach, jak ''Cudowne lata'' - to wasz dziadek lubi wspominać, pewnie wiecie już, hehe. A jak pomyślę, że przeskoczyłam z ery jeżdżenia na zakupy na halę w Gdyni na zakupy przez internet, to tylko cmokam i głową kiwam z niedowierzaniem, że taka stara jestem... Jest taka fajna książka, komiks, ''Marzi'', jak ktoś chce dzieciom o dzieciństwie w latach osiemdziesiątych poczytać (''Marzi. Dzieci i ryby głosu nie mają.'' i kolejne tomy, Marzena Sowa). Jeszcze mam przed oczami obrazek, przez to, ze dziś na paradzie jechały stare auta rozmaite i duży fiat między innymi, i przypomniało mi się, jak nas latem ciocia zbierała z podwórka, ile tam dzieciarni było, pakowała do fiata piętrami - że na kolanach sobie siedzieliśmy - i jechaliśmy nad jezioro. Wyobrażacie sobie?! 
I wracając do święta niepodległości, to rozmowy o okrągłym stole też pamiętam, nie wiedziałam o co chodzi, ale jak w szatni szkolnej dzieciaki rozmawiały, że jest taki stół, to musieli naprawdę mówić o tym wszyscy. I plakat solidarności pamiętam i Wałęsy przed wyborami, i takie uczucie powszechnej dumy. Wszyscy mówili - przez chwilę oczywiście, jak to u nas - jakoś tak inaczej, że wydawało mi się, że skończyła się jakaś wojna. 
A ze szkoły jeszcze pamiętam, i to było fajne, że była między nami, dzieciakami większa równość. Nikt nie oceniał nikogo po ubraniach, bo wszyscy mieli okropne, ani po gadżetach, bo największym hitem były zegarki na komunię a te dostali wszyscy. 

A teraz problemem jest nadmiar. Takie czasy! Wnuki i wnuczęta, babcia Ola idzie spać, bo jej synek ostatnio uparcie budzi się po piątej i biegnie do autek. Albo do zegara drewnianego, bo oczywiście nie wytrzymałam i dałam go już wczoraj. Wiedziałam, że się spodoba!

1
komentarzy
avatar
Chętnie przyjmę zaproszenie tylko nie wiem gdzie mam go odczytać
Dodaj komentarz

Nauczyciel powinien dostawać specjalny dodatek do pensji za użeranie się nie z dziećmi, nie z rodzicami, nie z innymi nauczycielami, bo tu wszystko może układac się dobrze, tylko za użeranie się z durnowatym sprzętem komputerowym. Mam ochotę jakimś dużym talerzem pierdyknąć we wszystkie komputery, laptopy sraptopy i telefony. Smartfony, dobre sobie! Chyba idiotofony. 
A w skrócie nie mogę przerzucić paru zdjęć dzieci ze szkoły. Teraz eM. nad tym siedzi, ale ja nie wierzę, że mu się uda, bo to po prostu klątwa jest i tyle.  Jak widzę to małe obracające się kółeczko na ekranie, to mnie krew zalewa, co za strata czasu!!! 
Dobra, już głęboko oddycham...

2
komentarzy
avatar
Wszyscy rodzice nastolatków powinni dostawać specjalny datek za nerwy
avatar
PS: To pisałam ja, Maja
Dodaj komentarz

Powiedziałam dziś rano do koleżanki, która przyszła spytać, jak moje postępy w pracy nad projektem wspólnym, że nie wiem właściwie po jaką cholerę ja do tej pracy wracałam, bo z niczym się nie wyrabiam, ani ze spaniem, ani z jedzeniem ani z pracą - tak się tłumaczyłam, bo oczywiście chodziło mi tylko o to, że ten projekt jakoś mi nie leży, nie mam do niego serca i w ogóle nie chce mi się go robić. Powiedziała tylko, że przecież małe dziecko i wszystko rozumie, że spoko no i mam więcej czasu. Wymigałam się po prostu i zwaliłam winę na dziecko! Rozgrzeszona jestem i mogę sobie pobimbać w pamiętniku. Tylko co to ja chciałam napisać...

W niedzielę wyprawialiśmy urodzinki Piotrusia. Spokojniejsze niż roczek, ale cały weekend z głowy, wiadomo. Ciast zrobiłam malutko, tylko dwa - tort i babeczki, aż Em był zdziwiony i trochę przerażony, że nas będą obgadywać, że musi być co najmniej pięć! Dziesięć najlepiej! Zastaw się itd. Nie ma, koniec. Przynajmniej nie muszę sama wszystkiego zjadać, bo te wszystkie torty tylko stoją i nikt ich nie je, a mi po prostu żal się ich robi, takie smutne stoją i topnieją i powoli obwisając patrzą na mnie błagająco... No a ja miękka jestem. 

Ale nie dałam się podpuścić lenistwu i tym razem wyczyściłam wszystkie kąty z kurzu. Wystarczyło, że przypomniałam sobie jak babcia J. szukała ostatnio kluczy u nas i wszyscy zaglądali po kolei za kanapę, za biurko i we wszystkie możliwe dziury, gdzie się zwykle kurz spycha a nie czyści. Ha! Tym razem mogli zaglądać wszędzie, nawet pod pralkę! Jakby komuś papier toaletowy się zgubił!

Piotrek dostał samochody, klocki i parking Wadera, bawi się wszystkim. Dostał tez książeczki i słucha chętnie. A jak śpiewa! ''to jat, to jat, niech zije zije zije zije! naaaaaaam! a kto?'' ranking wartości mojego dwulatka: po pierwsze niech żyją nam autka; po drugie autka; a po trzecie raz mama, raz tata, raz Krzysiu, wiecie, tak po autkach to już wszystko jedno.

Urodzinki za nami, sezon buntu dwulatka uważam więc powoli za otwarty...  No, zobaczymy! Póki co jeden zero dla małego, bo biega na golasa po kąpieli aż nie ma lodowato zimnych stóp, bo szybciej jest jedno wielkie NIE na piżamkę. ''Gojas! Gojas! Ja ciem gojas!'' No to biega taki golas aż go nie zapakuję szarpiącego się w spodnie od piżamy, na szczęście mają takie pasy po bokach, które przypominają szlaban, czy rogatki i takie spodenki można założyć. Ewentualnie. 
W ogóle dobrze działa na jego NIE dać wybór, co chce ubrać, ma chłopak swój gust, swoje ulubione zestawy, rozśmiesza mnie tym, bo taki pyrpeć mały a poważnie zastanawia się, czy ubrać bluzkę w autka czy z literką A... Ciekawe, jak się będę z moim synkiem dogadywać. 

Dobra, idę zeszyty sprawdzać. Moje huncwoty nie umieją rozróżnić małego p od dużego P, dałam im dzisiaj zestaw ćwiczeń, ale teraz to ja muszę wszystko przekreślać, poprawiać, opisywać i kazać ćwiczyć od początku. Ale pani jest, jaaaa… 

0
Dodaj komentarz

Wróciłam z pracy, rzuciłam torby w kąt, Piotrek poszedł spać i ODPOCZYWAM... Zjadłam gar makaronu z sosem grzybowym, zagryzłam czekoladą i nie mam nic a nic wyrzutów sumienia. Słucham radia i zastanawiam się tylko przelotnie, czy mój mąż się dobrze bawi, bo pojechał na szanty z większością swojej rodziny. A niech się bawi.
Z szantami to było u nas tak, że ja jeździłam na początku sama - w sensie bez męża, tylko z siostrą albo z koleżankami, ot, babska imprezka z podskokami. One często były ochoczo podrywane przez okoliczną młodzież, ja nie, bo ja to jakoś nie ten typ, nigdy nie byłam ochoczo podrywana, to pewnie przez to nauczycielskie spojrzenie, takie mało zalotne w sumie. W każdym razie eM. trafił pewnego dnia na filmik z koncertu w sieci, gdzie z przerażeniem stwierdził, ze koło nas kręci się zbyt dużo męskich feromonów i oznajmił, iż od tej pory jeździ ze mną. No i fajnie, bo to żadna przyjemność wracać po nocy samemu, zawsze raźniej w towarzystwie, choćby i tak oklepanym jak własny mąż. Okazało się, że szanty to całkiem fajna muzyka, grana na żywo, przez prawdziwych fachowców, nie takie tam hej ho i beczułkę rumu, a dla nas to była prawdziwa odskocznia od codzienności w jednym pokoju, od pracy. Jeździliśmy do Gdyni, do Sopotu, skakaliśmy pod sceną, chodziliśmy po plaży, ba, co na tej plaży się nie działo... No fajne czasy i fajne wspomnienia. Jedne z moich szczęśliwszych z tamtych czasów. Powroty piechotą, bo kolejka nie jeździ w nocy na nasze zapupie, a na taksówkę szkoda było kasy. Nawet urodziny 30-ste robiłam na szantach! No, część urodzin, dla chętnych. Potem okazało się, że jeździliśmy całą kupą - moje siostry, męża bracia i siostra, wszyscy z facetami/dziewczynami/mężami/żonami - robiliśmy niezły tłumek. Potem nasz ulubiony zespół przestał grać, jakoś tak bardzo sporadycznie się reklamują, trochę się wszystko rozeszło po kościach, lat przybywa, siły nie te, nie na całonocne imprezki, ale dziś mąż pojechał. Niech się bawi, ja częściej wychodzę niż on, niech ma też chwilę oderwania! O podryw jakiś się martwię, nie wiem, kto by tam poleciał na jego piwny brzuszek, i starczą łysinkę, oprócz mnie oczywiście.

I jeszcze coś takiego: moje dzieci wymyśliły dziś hasła na plakat - w tym tygodniu była akcja ''biała wstążka'' - czyli mówimy stop przemocy wobec kobiet. Wersja dla dzieci - mówimy stop przemocy w ogóle. No myślałam, jaki plakat zrobić, żeby nie musieli rysować scen bicia, płaczu, choćby i przekreślonych - taki robiliśmy rozmawiając o bezpieczeństwie w szkole - tylko jak to ująć od strony pozytywnej, w sensie, jakby wyglądał świat bez przemocy. I podczas rozmowy moje dzieci wymyśliły trzy hasła: nie bij - porozmawiaj, nie bij - pobaw się, nie bij - przytul. Czy to nie piękne??? Rozmawialiśmy, co zrobić, kiedy ogarnia cię na kogoś taka złość, że aż masz ochotę uderzyć i dzieci mówiły - ''pani, przecież trzeba rozwiązywać problemy SŁOWAMI, trzeba rozmawiać, prawda?'' Prawda, to piszemy - rozmawiaj. A jak wkurza was młodsze rodzeństwo? Bo ciągnie za spodnie, bo przeszkadza, to jak myślicie, czego tak naprawdę chce? - Pobawić się! Żeby się nim zająć! I najważniejsze, jak tak się denerwujemy na siebie z rodzicami, ze aż mama cała jest zdenerwowana i mówi, że najchętniej, to by nam w pupę dała? Jest jakiś sposób? Co możecie wymyślić? - Przytulić - mówią. I ta pewność w głosie, ze właśnie tak trzeba zrobić. Nie bij - przytul. 
I obrazki zrobiliśmy takie właśnie, jak wygląda świat, kiedy bawimy się z rodzeństwem, kiedy rozmawiamy z kolegą, kiedy przytulamy też pieski swoje, bo o zwierzakach tez mówiliśmy. Zadowolona jestem z nich.

Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że w poniedziałek znów będę rozdzielać kłąb lejących się pięściami ciał, bo on zaczął, a nie, bo on, ale dziś jestem zadowolona!

Maja wygrała szkolny konkurs literacki i dostała w nagrodę kryminał Remigiusza Mróz (czy Mroza, ale chyba nazwisk się nie odmienia?) i wezmę jeszcze do poczytania. Tylko to pierwsza część jest, więc Maja musi jeszcze coś wygrać, może dadzą jej części następne, hehe.

1
komentarzy
avatar
Gratulacje dla Mai zdolną masz tą córcię, pewnie jesteś dumna A pomysły w szkole przednie trzeba uświadamiać tych młodych ludzi
Dodaj komentarz

Muszę znaleźć chwilę i wpisać, co się dzieje, bo moje dzieci za ...naście lat, czytając pamiętnik będą umierały z ciekawości, co się działo w ich życiu między 30 listopada a 12 grudnia... 
Ale znów muszę przerwać, bo przyszła Maja, muszę dać jej pieniądze na pocztę. 

Na pocztę, bo musi sobie biedaczka sama zapłacić za prezent swój gwiazdkowy, bo ja dziś zapomniałam pieniędzy wziąć. Wzięłam na ratę za drukarkę, na teatr dla dzieci a o zapłacie za prezent zapomniałam. Taka ze mnie matka... Nie dość, że Maja sama sobie wybierała prezent - zamówienie w sklepie plastycznym - to jeszcze sama biega za niego zapłacić. A nie mogę zrobić przelewu z konta, bo tam już tylko na ratę zostało, odliczone. 
Dla Piotrka Em. chce sam kupić jakiś podobno fajny wóz strażacki, dostanie też od mojej rodziny drewniane garaże - układanki, dzięki bergamotko za podpowiedź! Dla chrześniaków mam pościel z lego ninjago i dźwig, czy raczej żuraw jakiś, ja tam się nie znam, ale mały Krzyś wie o co chodzi. Dla siostrzenic męża w sobotę wykupię bony podarunkowe do empiku albo jakiegoś odzieżowego. I na tym moje planowanie Świąt się kończy, bo niestety u mnie priorytet mają sprawy szkolne. Chore to, ale ja mam tak, że najpierw muszę wiedzieć, że wszystko w pracy mam odfajkowane, potem mogę myśleć o ''pozostałych'' sprawach. A do odfajkowania mam Wigilię klasową, za tydzień w czwartek, wczoraj była wycieczka do muzeum na warsztaty świąteczne, nawet udana, na szczęście. Nie mam w klasie nadpobudliwych dzieci, jedno szczęście. 

Ale nie o tym chciałam, tylko o dzieciakach swoich! Największy news ostatnich dni to BRAK SMOKA!!! Dzień po urodzinach Piotrek bawił się z Krzysiem, biegał ze smokiem, więc ja mówię tradycyjnie i nie słuchana przez nikogo, ''Piotrek, jak nie śpisz, to daj smoka", a że nie ma reakcji (albo jest taka: ''Ciem spać!'' i chwila leżenia na podusi, oczywiście bez zamiaru zasypiania, tylko po to, żeby smoka pomiętolić jeszcze chwilę), to wyciągam to paskudztwo z paszczy trochę na siłę. Zawsze tak robiłam i w końcu smok nie wytrzymał - pękł. Patrzyliśmy przez chwilę wszyscy znieruchomiali i równie zdziwieni... Piotrek na szczęście wypluł swoją część, a mi zdążyło przez głowę przemknąć zasadnicze pytanie: I CO TERAZ???!!! Bo drugi smok się zgubił chwilę wcześniej... Czy opłaca się dwulatkowi kupować nowe smoczki? Miałam jeszcze jeden super tajny, zapasowy, ale ostatecznie nie musiałam go wyciągać, o dziwo! 
Nie powiem, ze tak zupełnie łatwo poszło, choć i tak łatwiej niż się spodziewałam... Pierwsza noc - zasypianie z płaczem. Druga - zero płaczu (???). Babcia też się nie złamała i nie ma żadnego problemu z drzemkami w dzień. No ja trochę słabiej, mały jest mi bardziej nerwowy, ja zresztą też cierpliwości nie mam, czekam jak na szpilkach do przerwy świątecznej, żeby to całe zamieszane mieć za sobą i tak się nawzajem nakręcamy. Muszę chwilami sama siebie stopować, ale przyznaję, że czasem szczęka mnie boli od zaciskania zębów, żeby się nie drzeć, albo i gorzej. 
Histerie Piotrka weszły na nowy, dwulatkowy poziom. Przez to, że on gada już tyle, to i kłócić się potrafi, tyle że zupełnie nieracjonalnie i stąd pewnie tyle tych niepotrzebnych nerwów. No bo jak można wpaść w histerię, że trzeba zęby myć, jak do tej pory to nie był żaden problem? Albo domagać się mleka w środku nocy? ''Ja ciem mjeko, bajdzo ciem, mamusiuuuu'', nie Piotrusiu, tylko małe dzidzie piją mleko w nocy, i wtedy się zaczął ryk ''nie dzidzia, nie! Duzi chłopak, AAAAA!'', tak, jesteś duży chłopak. I tu powinno nastąpić ogólne porozumienie i miłe spanko, ale nie, zaczynamy od początku ''ciem mjeko...''. Ostatnio ciepłej wody dałam w butelce od mleka, wystarczyło, ale nie wiem jak dziś.
Oprócz tych pobudek co jakiś czas - bo nie codziennie - to bez smoka mały śpi o wiele lepiej. Teraz naprawdę potrafi przespać noc, albo co najmniej do czwartej, piątej spać, wtedy jak się obudzi, to mówię, że to już rano i mogę mleko zrobić, i wtedy jeszcze zwykle zasypia na chwilę. 

W każdym razie bez smoka jest lepiej, bo nie trzeba go szukać, pamiętać o nim itp... I na pocieszenie mamy podusię ulubioną, bo ''smok pękł, ale tusia nie pękł'' - tusia to podusia

Co do gadania piotrkowego, to ostatnio mieliśmy rozmowę taką: Piotrek bierze torbę na zakupy i idzie do drzwi i mówi:
- Idę pacer (-na spacer)
- No ej, gdzie ty sam chcesz iść? Na spacer?
- Tak. Idem.
- A co będziesz robił sam na spacerze, Piotrusiu? Gdzie pójdziesz?
- Kupić auto. Nowe. Tak!

Już wiem, co mi przypomina jego ''tak'' - Kaśkę z ''domu nad rozlewiskiem! Tak samo potakuje sam sobie.

Byliśmy na zakupach i Piotrek mógł wybrać - nowy smok czy nowe auto. Wybrał auto... Wprawdzie myk psychologiczny był, taki że autko widział, a smoków nie, ale wybrał. I spał potem z autkiem. Dostał też nowe puzzle, dostał kolejne auta od taty, wszystko, żeby nie myślał o smoczku. Nie ma czasu o nim myśleć, hehe. Dostał też fajną książeczkę z malowankami - potrzeba pędzla i wody, i jak się smaruje mokrym pędzlem po kartkach, to pokazują się obrazki, Piotrucha zachwycony! W końcu jego machanie czymś do rysowania przynosi jakieś efekty! 

Kupiłam mu też tabletkę musującą do kąpieli i to był badziew zupełny, zamiast robić pianę i efekty specjalne, to zabarwiła tylko wodę na żółto i Piotruś wyglądał, jakby się kąpał w sikach. Także nie polecam.

A Maja zdycha, że powiem wprost. Czołga się do Świąt jak żółw... Chce zostawać w domu, chce spać, byle już odpocząć. Czasem poziom rozmów z buntującym się dwulatkiem i buntującym się nastolatkiem jest tak łudząco podobny... Też muszę chwilami zęby zacisnąć, żeby nie wybuchnąć. Takie to to mądralińskie, wszystko wie, nie potrzebuje oczywiście żadnych rad i wszystkie dyskusje można codziennie zaczynać od początku. Jeszcze chwilę muszę ją jak starą szkapę pogonić i będzie chwila spokoju. Maju, kocham Cię!  

0
Dodaj komentarz

No i idą kolejne Święta. Inne w tym roku, bo z pustym miejscem po tacie małego Krzysia. Myślę o nim, myślę o innej dziewczynce z mojej szkoły, która straciła tatę miesiąc temu, też przez chorobę. Myślę o tych, którzy są już dorośli, ale też im rodziców przy stole wigilijnym brakuje. Myślę o wszystkich mamach, które powinny kupować prezenty dla swoich córek i synków, a mogą im tylko znicz postawić na grobie. 
Jeszcze nigdy tak mocno nie czułam świątecznego smutku. Do tego co otworzy się komputer czy włączy radio, to wszędzie kolejne fundacje wyciągają ręce po pomoc, licząc na sprzyjającą atmosferę, a powoduje to efekt taki, że naokoło widzi się tylko cierpienie, którego nie da się zaleczyć jednym smsem czy kliknięciem. Tu dzieci w Syrii, tu potrzebujące rodziny. 
Może teraz, jak już mam chwilę wolnego i odpocznę, to uda mi się wyczarować trochę weselszej magii świątecznej... Na szczęście udało mi się wyczarować trochę więcej cierpliwości do Piotrka, zresztą nie miałam wyboru, bo biedak trochę chory był, coś z brzuszkiem, łagodniejszy wirus, bo bez temperatury, ale leciało z niego, jak nigdy. Większe porządki sobie darowałam, zrobię kiedy indziej, zamiast tego razem z małym: upiekliśmy pierniki i parę udało się ozdobić, potem posypki były już wszędzie naokoło, byle nie na pierniczkach, a takie brązowiutkie w sumie też są ładne; czytamy książeczki kiedy tylko Piotrucha chce i ile chce; tańczymy razem - kółko graniaste to przebój miesiąca, tak jak też ''stary niedźwiedź''; układamy klocki; ubraliśmy choinkę, też głównie ja z Piotrkiem, bo Maja też przechodzi wirusówkę a eM. pomógł jak był, a więcej go nie ma niż jest, trudno. Przynajmniej zakupy zrobił, bo babcia nie miała już czasu zostać z małym ani minuty ponad mój powrót z pracy. Trochę byłam niepewna, czy sobie biedak poradzi, ale spoko, pomyłkę mozzarelli z mascarpone można wybaczyć.  Robimy też pieczątki, rysujemy na małej tabliczce kredowej, zaczęliśmy też uczyć się kolorów po angielsku, mały podchwycił z bajek i spodobało mu się. Bajki chwilę prawie codziennie są, ale już nie te co mnie tak wkurzały, tylko jakieś porządne, z treścią i sensem. Zawsze też można się pobawić w gonienie po domu, albo siedzenie na oknie. Awaryjnie zawsze mogę rozstawić drabinę i obserwować, jak ta mała małpka błyskawicznie wspina się na samą górę! A jaki szczęśliwy! Nawet na bilansie dwulatka lekarka mówiła, że widać po nim, że sprawny, bo taki ''umięśniony'', śmiać mi się chciało, ale dobra, niech będzie. Nie mam się przejmować wagą - a na badaniu wyszło tylko 11.8, mimo, że w domu było już 12.1, no nie jest to dużo na dwa lata... Pytała o dietę ogólnie i kazała pamiętać, że soki tylko odświętnie dawać, a tak tylko mleko i wodę. Jeżeli mały chce jeść mało ale często, to dobrze i nie mam z tym walczyć. Słodyczy w większości dalej nie je, tylko gorzką czekoladę i domowe ciasta, i mikstury dziadka z miodem i cytryną. To mnie cieszy.
A Piotrusia cieszy najbardziej jak się do niego mówi ''Idź mi wek!'', uznaje to za znakomity dowcip i chichocze jak szalony. Głupawki normalnie dostaje. I dobrze, lubię słyszeć, jak tak mocno się śmieje! 

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}