avatar

tytuł: Motyle w brzuchu

autor: zielińska

Wstęp

about me

O mnie:

O mnie? Niby taka stara (rocznik 1980...) a wciąż jeszcze szukam takiej idealnej siebie... Zmieniam się, szukam właściwych ścieżek, chciałabym w końcu być z siebie zadowolona, ale... Zawsze jest jakieś ale! Ogólnie jestem żoną od 14 lat, matką też od 14, nauczycielką od 16.

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Normalną, taką co potrafi okazywać miłość, wybaczyć błędy lub przeprosić za swoje, cieszyć się, śmiać i płakać...

about me

Moje dzieci:

14-letnia Maja i 2-letni Piotruś. Moje cudy i sens życia!

about me

Moje emocje:

Zdarza mi się śmiać bez konkretnego powodu lub wzruszać przy oglądaniu jakiegoś badziewiastego serialu, więc chyba wszystko w normie :)

Ciszą huczy wokół nas morze ruin, morze łez
A na brzegu rozbitkowie łatać chcą kruchą łudź
Gdy kamieni słychać krzyk musisz podać rękę im
By pozbyli się goryczy pełnych bruzd wokół ust
To nie koniec choć świat płonie
Łatwiej wstać gdy się wie, ze nie jesteś sam
Gdy nasze niebo zrównane z ziemią
To tylko miłość zmieni życia bieg
Pod pustym niebem odnajdę Ciebie
Nadziei chlebem połamiemy się
Wobec niepojętych sił mali lecz na przekór im
Wydźwigniemy z gruzów tamten dawny czas
Wiarę w nas
To nie koniec choć podaj dłonie
Łatwiej wstać gdy się wie, ze nie jesteś sam
Gdy nasze niebo zrównane z ziemią
To tylko miłość zmieni życia bieg
Pod pustym niebem odnajdę Ciebie
Nadziei chlebem połamiemy się
Gdy nasze niebo zrównane z ziemią
To tylko miłość zmieni życia bieg
Pod pustym niebem odnajdę Ciebie
Nadziei chlebem połamiemy się
Artyści Dla Aleppo - Rozbitkowie tekst piosenki
https://youtu.be/3Xtgz9sGB7M
[url=https://youtu.be/3Xtgz9sGB7M][/url]
Odkryłam tą piosenkę na płycie mojej radiowej Trójki, kupionej dla corocznej piosenki o karpiu. No i klops ze świątecznym nastrojem, muszę się najpierw wygrzebać z takiego małego dołka... nie zawsze ma się tyle odwagi i siły wewnętrznej, żeby unieść to wszystko, co się dzieje. Czasem ma się ochotę zagrzebać pod kocykiem, wyłączyć wszelkie wiadomości i nic nie myśleć!

Skupiając się na tym, co tu i teraz, to tak: Maja leży z diagnozą naciągniętego więzadła pachwinowego, po domu trochę chodzi, ale ma oszczędzać nogę, więc ogląda (bajki?), rysuje, naciąga mnie na chipsy i czyta 'Zieloną milę'. Ja dziś skończyłam  Piotrek po szczepieniu i przeglądzie lekarskim. Trochę się zmartwiłam, bo musiałam się przyznać, że nie mówi jeszcze 'mama'  Ale ogólnie wszystko z nim ok, wymiary ma między 25 a 50 centylem i był zaszczepiony. Samo szczepienie zniósł tak dzielnie, ze puchłam z dumy. Badanie zresztą też, baaardzo uważnie się przyglądał tylko lekarce, aż mi się śmiać chciało. No i w dzień okej, ale w nocy dał popalić... Jak się przebudził po 22-giej, to nie mógł zasnąć, wzięłam go w końcu do swojego łóżka i dostałam za swoje dobre serce... Będę miała śliwę pod okiem i siniaki na cyckach, ot co!
Obrywałam z pięty całą noc, bo ten Bąbel nie mógł sobie znaleźć miejsca. Ale najważniejsze, że nic się nie dzieje, uff. Wiem, ze jeszcze parę dni obserwacji, ale jeden odfajkowany.
A co do szczepień, lekarka mówiła, że nie ma udowodnionego powiązania między samym szczepieniem a rozwojem chorób neurologicznych. To, co myli rodziców, to że często te właśnie choroby rozwijają się w okolicach szczepienia, i wydaje im się, że to one je spowodowały. Dlaczego nikt nie potrafi raz na zawsze rozwiązać tego dylematu?!

2
komentarzy
avatar
O widzę jakąś niespokojną romantyczną duszę To podobnie jak ja czasami tak sobie myślę że ja się nie nadaję do tego świata mój mąż tez jest" inny" dlatego jesteśmy sobie tak bliscy Głowa do góry pamiętaj że wszystko zależy od naszej głowy od tego jak sobie pewne sprawy poukładamy ja to wiem i też niestety czasami ciężko jest mi się wygrzebać ...
avatar
Jak ja dobrze znam to uczucie, o którym piszesz... przedświąteczny dołek. W tym roku i mnie dopadł. Mam nadzieję, że dwa dni po Twoim ostatnim wpisie nie ma po nim śladu, tego Ci życzę.
Dodaj komentarz

No dobra, trochę sobie odpuściłam, pod kocykiem poleżałam, czas już wyskoczyć na powierzchnię Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam (dzięki, dziewczyny). 
Pojutrze wigilia, a ja mam tylko zarys planu, co zrobić! Jak nigdy. To będą nasze czwarte Święta 'na swoim', pierwsze były połączone z parapetówką i byli wszyscy, drugie były też gromadne, bo zaprosiłam wszystkich, bo tak chciałam, trzecie, w zeszłym roku, też byli wszyscy (tylko nie na raz), bo odwiedzali maluteńkiego Pietruszkę. Aż dziwnie się czuję, że teraz tylko dla nas robię całe to zamieszanie Przyznaję, że kurze ścieram tylko po wierzchu, tzn będę ścierać. Za chwilę. Na wigilię jedziemy do mamy i też będzie inaczej niż zawsze, bo moja siostra ma zakaz wstępu, kwarantanna - ospa. Nie będzie jej, jej dzieci, jej męża... No smutno jakoś. Pamiętam, jak Maja była malutka i ozdabiałam nasz pokój, w którym mieszkaliśmy (choinka by się nie zmieściła ) i myślałam sobie 'o rany, jestem dorosła! zawsze dla mnie wyczarowywano świąteczną atmosferę, a teraz ja muszę! dla mojego dziecka!' Byłam dumna i przejęta jednocześnie. I mam zachowanych parę listów Mai do Gwiazdora, super pamiątka! W tym roku Majka zakończyła list prośbą o księcia z bajki jako męża, żeby nie musiała pracować... 
Na wszelki wypadek nie napiszę, czy Gwiazdor spełnił jej marzenia, czy nie, bo znów mi wejdzie tu i będzie komentarze do mnie uskuteczniać

Po szczepieniu nadal dobrze, ale noce są zrypane. Tak jak Piotruś spał już ładnie całą noc od 19stej do 6 rano, tak teraz... wrr, szkoda gadać. Trzeba w cierpliwość się uzbroić i przejdzie. Ja przynajmniej nie muszę iść do pracy po nieprzespanej nocy, hehe. 

Maja mnie chce wyciągnąć jeszcze dziś do spowiedzi, no pójdę z nią, zwłaszcza, ze w przyszłym roku mam być świadkową na weselu, to i tak będę musiała iść i tak i przynajmniej będzie łatwiej, ale do komunii to mnie nikt wołami nie zaciągnie. Wiecie, jak się przyjmuje bezglutenową komunię świętą? Trzeba wystartować do ołtarza zanim przebrzmi echo słów księdza, wdrapać się na wyższy stopień schodów przed ołtarzem i tam klęczeć pod obstrzałem wzroku wszystkich w całym kościele. WSZYSTKICH. NA WSI. Gdzie połowa ludzi to sąsiedzi a druga połowa wie, że to jest pani nauczycielka ze szkoły i co ona znowu wyprawia?! To pokuta jakaś? Co też ona nagrzeszyła?! A wszystkie wyprzedzone w pościgu babcie? Zjadają mnie w myślach! Nie, doprawdy dziękuję... I jeszcze ksiądz podchodzi najpierw do mnie, daje opłatek, potem wraca po pozostałe i dopiero daje reszcie ludzi. Mam nadzieje że Pan Bóg mi wybaczy i mnie zrozumie.

0
Dodaj komentarz

Hej kochane dziewczęta! Korzystam z okazji, ze mały śpi i chcę Wam złożyć życzenia wesołych Świąt! 
Żeby nie dopadły was żadne smutne myśli.
Żeby Święta były radosne, pełne śmiechu naszych dzieci. 
Żeby były z nas zdolne czarodziejki, które umieją wyczarować magię Świąt Bożego Narodzenia!
Żeby wszystkie teściowe na te parę dni nagle zmieniły swój charakterek
Żeby skończyły się wszelkie choróbska, anginy, skręcone nogi i ospy z powikłaniami! Tfu!
No żeby było biało, to już przesada, nie da się... 

I prezent od Mai - dla Was :

[font=Times New Roman]https://images83.fotosik.pl/944/ad688d4420a13af5med.jpg[/font]

Lecę do kuchni, bo jeszcze nic nie zrobiłam, przynajmniej mam małego stresa, żeby zdążyć. Takiego pozytywnego stresa

1
komentarzy
avatar
Spokojnych, rodzinnych Świąt i wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku.
I podziękuj Mai za prezent
Dodaj komentarz

Moje lampki ogłosiły dziś koniec imprezy, się wzięły i zgasły! Na szczęście tylko takie na półeczce, na choince świecą przykładnie wszystkie. Uff, dobrze, że się skończyły czasy zaplątanych kabli od żarówek, sprawdzania, które przypalone (zawsze te ostatnie, to oczywiste, a jak zaczniesz od drugiego końca, to też będą te ostatnie), szukanie zapasowych żaróweczek, takich maciupkich i gdzieś upchniętych... Kocham ledowe lampki, ot co. A najbardziej te na baterie, hehe.
Teściowa trochę się mi dziwiła, po co w ogóle chcę choinkę jak mały biega i jeszcze jakie nieszczęście będzie. Ale się wewnętrznie uparłam i znam swoje dziecko na tyle, by wiedzieć, że on prędzej przybiegnie do mnie z płaczem, albo będzie powtarzał z zachwytem swoje 'jaaa' niż rzuci się na oślep na kłujące drzewko - i miałam rację. Mamy choinkę do sufitu i nic jej nie grozi, chociaż dla pewności jest przywiązana do belki, a parę szklanych bombek dynda sobie tylko u góry. Co jest trochę bez sensu, bo i tak najwięcej bombek w tej rodzinie tłukę ja, obojętnie gdzie wiszą... Dlatego też baaardzo lubię dekupażową produkcję moich sióstr - nie dość że przecudne, to jeszcze się nie tłucze!
Piotruśku, wiesz jak wyglądały twoje pierwsze trochę bardziej świadome święta? Nie wiem, czy chcesz wiedzieć... Otóż ty zamiast cieszyć się na prezenty i rozpakowywać paczuszki, najzwyczajniej w świecie dorwałeś talerz z mandarynkami i bawiłeś się nimi jak najlepszą super zabawką...  co tam klocki, ba, co tam jeździki - samochodziki! Talerz mandarynek to jest to! My przynajmniej mogliśmy pobawić się swoimi zabawkami bez problemu.
Ale ogólnie pogoda, szalejąca w rodzinie ospa i dyżury w pracy sprawiły, ze była to nietypowa i cicha Wigilia, mało nas było przy stole i ten deszcz za oknem... W ogóle końcówka roku jakaś ciężka jest. Niech się ten Nowy zacznie. Mąż do pracy wróci, bo teraz ma urlop międzyświąteczny i przestaniemy się dziwnie na siebie patrzeć (no ile można razem w domu siedzieć?!) i wszystko wróci do normy...
Ale żeby nie było, że marudzę - byliśmy nad morzem. Och, tak proszę częściej! Słoneczko, brak wiatru, szum, mój ukochany szum morski, i to powietrze! Można oddechu na przyszłość nabrać! Na zapas! Teraz tylko  zamknąć oczy i przywołać te zapachy i dźwięki i dodać sobie sił, cierpliwości...
Niech już tylko będzie po sylwestrze. Nie lubię tego dnia, już jak byłam mała, to właśnie na sylwestra, wśród domowej 'imprezki' schowałam się za zasłonami i skrycie płakałam, nie wiem czemu, no, nie lubię i już.
Życzę Wam, by Nowy Rok był zwyczajny. Taki po prostu, codzienny. By poranne picie kawy było przyjemnym rytuałem rozpoczynającym dzień, by cieszyło nas wymyślanie, co dziś na obiad, by dzieci przybiegały i się przytulały i dawały swoje obślinione całusy, by znajdować z westchnieniem ulgi chwilę na poczytanie książki czy obejrzenie serialu... Niech wkurza nas czasem to wszystko, ale tylko na moment!  Szczęśliwego Nowego Roku!

0
Dodaj komentarz

Misja 'Powiedz mama', podejście drugie:

- Piotruś, powiedz mama!

- Baba.


Pytanie: czy to postęp w stosunku do 'powiedz mama - odpowiedź: tata', czy nie? co lepiej, być tatą czy babą?!

0
Dodaj komentarz

Wpis złotą czcionką - brawo dla Mai! Zjadła dziś na śniadanie jaglankę z malinami  Kto wie, jak trudno skłonić dziecko do zdrowego jedzonka, ten zrozumie! Kasza jaglana! Brawo, Majku!
Ale i tak do szkoły szła dziś jak na ścięcie...
Ja z nią ćwiczyłam codziennie po trochu biologię, przez te wolne dni, M. miał ćwiczyć geografię, ale zostawił to sobie na ostatni dzień i wczoraj był geograficzny armageddon. Teraz dopiero ojciec mojej córki uświadomił sobie, ile głupot trzeba jej wepchnąć do głowy... I jeszcze jakoś to uargumentować! Ja Mai mówię, że ma w ten sposób ćwiczyć pamięć i może ustrzeże się przed wczesną sklerozą  No i niestety, jak chce się dostać do liceum, to po prostu musi umieć rodzaje gleby, czasy powstawania pasm górskich, głębokość Zatoki Każdej i wysokość Pagórków Okolicznych. Nie ma lekko. I nie ma też tak źle, bo czas na hobby znajduje  Oto przykład:

https://images84.fotosik.pl/951/e3d03e17492c61eamed.jpg


A ja się cieszę ogólnie i mam dobre przeczucia, bo na pierwszym miejscu listy wszczechczasów w Trójce była moja ukochana piosenka Dire Straits 'Brothers in arms' ! Żadne Pink Floyd, którego nie lubię i ich muzyka jest przerażajaca i wywołuje u mnie gniewne pomruki i gęsią skórkę. To będzie dobry rok 
Aaa, i przecież jeszcze to! 'Baba' powoli przechodzi w 'mama'!!! Wychodzi z tego takie jakieś 'babamam' ale mi wystarczy, żebym się rozczuliła i biegła na każde takie wezwanie.  Inne słowa Piotruchy:
* 'ija' - na pytanie jak robi konik
* 'totek' na kotka
* ''tata'
*'nimm' - co oznacza 'nie ma', na przykład smoczka pod poduszką (ostatnio zaczęłam chować smoczek w dzień, bo mały chodził cały dzień z zatkniętą paszczą i przestało mi się to podobać),
'Nie' jeszcze nie mówi, ale kręci głową jak szalony, jak czegoś nie chce.
Także idziemy do przodu

1
komentarzy
avatar
Obyś się rzeczywiście miała przed sobą dobry rok, z całego serca Ci życzę!
A co do nauki, to słyszałam skrajne opinie...Niektórzy twierdzą, że teraz dzieciaki mają jej dużo więcej, niż nasze pokolenie a inni, że dużo mniej. Zdradzisz, gdzie leży prawda?
PS. Ta piosenka rzeczywiście jest boska. Kurcze, kiedyś tyle słuchałam Trójki, a teraz praktycznie w ogóle nie słucham muzyki, a gdzie tam radio.....
Dodaj komentarz

13 MIESIĘCY PIETRUSZKOWYCH

Podchodzę do pisania dziś drugi raz, bo pierwszy zaczęty wpis przerwał mi ksiądz i oczywiście Pietruszek. Ksiądz na kolendę wpadł, musiałam iść się pokazać u teściowej, i zostawiłam wpis w pół zdania a potem zanim zapisałam, to Piotrek machnął łapką w klawiaturę i oczywiście napsocił. Włączył tryb samolotowy, wyłączył myszkę i w ogóle czarną magię mi tu uskuteczniał. No to od początku - z okazji okrąglutkich 13 miesięcy - przegląd techniczny Pietruchy:

*waży ten mój huncwot 9,5 kilo, mierzy ok 75 cm

*zębów ma osiem, baaardzo ostrych, a najbardziej lubi ich używać do otwierania kremików, tubek, jakby mu mąż dał butelkę od piwa z kapslem, też pewnie by otworzył 

*włoski powoli rosną... ale ogólnie to bardziej jest łysy niż kudłaty...

*chodzenie - już w 90% chodzi jak człowiek, te pozostałe 10 to gonienie kota, lepiej wychodzi na czworaka. Chociaż powiedzenie, ze chodzi jak człowiek, jest trochę na wyrost, chyba, że byłby to lekko podchmielony człowiek albo marynarz po długim rejsie Nogi szeroko, kuperek rzuca na boki a ręce kurczowo utrzymują równowagę. Ale chodzi

*mówienie - te parę słówek wypisanych ostatnio i chyba mogę dodać "Maja', albo raczej 'MAAAJAAA!!!' połączone z waleniem w drzwi do jej pokoju. Dziś mąż słyszał 'daj' podparte wyciągnięciem ręki po jego okulary... I tak codziennie coś można dodawać, chociaż nie jest to postęp geniusza w dziedzinie mowy, ja się cieszę. A rozumie mądraliński naprawdę dużo. pokazuje oczy, nosek, pępek (mama nauczyła ), kotki, myszki i biedronki na obrazkach, pokazuje, jaki jest duży, jakie jedzonko jest dobre i jak się robi dylu-dylu na skrzypeczkach, a jak popatrzy na mnie, to wiem, że w zasadzie rozumie wszystko!

*ulubione zajęcia - nadal na pierwszym miejscu są książeczki. Poza tym lubi swoje piosenki na jutjubie, och, baaaardzo lubi! Zamknięcie laptopa to zawsze chwila płaczu i protestu... Z zabawek najlepsze są teraz wszelkie przyciski, muzyczki, światełka i sorter, ale z moją pomocą, bo sam nie wkłada klocków do odpowiednich otworów, tylko bawi go wciskanie przygotowanych klocków, taki leń! Lubi też zabawę w chowanego, ukrywanie się pod kocykiem i piszczenie tam z dzikiej radochy, perkusję, burzenie wież z klocków, wożenie się w swoim autku po chacie I obserwowanie i naśladowanie wszystkiego, co my robimy... Najlepiej bym mu zbudowała wzdłuż ścian taką półeczkę na wysokości dorosłego człowieka, to by Piotruś po niej chodził, jak kot, i miał wgląd w nasze działania, a tak biedny musi się ciągle prosić na ręce, żeby coś widzieć. I hitem są wszystkie zabawy z przesypywaniem, rozlewaniem wody. i lubi naśladować Maję w rysowaniu, ma już za sobą pierwsze bazgrołki.
A, i lubi spacery. I wyjazdy. I przecież uwielbia wspinanie się! Ostatnio sam po schodach wspiął się na nasze drugie piętro! Ja szłam obok z siatą zakupów.

*nie-ulubione zajęcia - hm, przewijanie. Wąż, piskorz i stonoga w akcji. Czasem lata z gołą pupą po domu, bo po prostu nie mam cierpliwości... 

*jedzonko - raczej lubi wszystko, apetyt ma super, chociaż powoli jakiś gust mu się kształtuje... Ostatnio pracowicie wypluwał wszystkie rodzynki z chlebka albo dziś wymemlał i wypluł ziemniaczki bez soli, i surową marchewkę też ominął szerokim łukiem. Na pewno na pierwszym miejscu jego ulubionych potraw, zaraz po mleku, są kiszonki wszelkie. Czy to kapustka, czy ogóreczek czy barszczyk na zakwasie - pychotka! I jaja. Na miękko. Jak ja. 

Oprócz tego czasem budzi się w nocy i nie może zasnąć, dostaje wtedy ataki prawie że histerii, ja razem z nim i dopiero mąż ratuje sytuację. Noszenie nie pomaga, mam wrażenie, że on płacze ze zmęczenia tym, ze nie może zasnąć, najczęściej pomaga wypicie cieplutkiego mleka, ale nie w ramach głodu, tylko uspokojenia. A ja daję to mleko z bólem serca, bo się boję próchnicy. Kiedyś dawał sobie wcisnąć po mleku jeszcze trochę wody do wypłukania buzi, ale teraz nie.

W sumie dobrze było sobie to wszystko opisać, zatrzymać się na chwilę i pozytywnie podejść do tego bąbla. Wiadomo przecież, ze na co dzień brakuje cierpliwości, albo skupienia na tym co dobre, rzuca się na mózg tylko to co akurat nie pasuje i denerwuje. A tak nabrałam oddechu

Maja dziś przyszła ze szkoły do domu, pielęgniarka ja wysłała ze stanem podgorączkowym a po południu miała już ponad 38 stopni... Dałam jej na noc Ferwex, zobaczymy jutro. Idę jeszcze do niej, sprawdzę... Otulę i przytulę. I zobaczcie jeden z jej obrazków, jeden z moich ulubionych:
https://images81.fotosik.pl/954/085913a4083780f5med.jpg

Idę do tego dużego Bąbla. Przynajmniej da się wyprzytulać

0
Dodaj komentarz

Coś na dobry humor z blogu janinadaily.com, już godzinę siedzę i podnosi mi się poziom zadowolenia, jak w simsach , a python to język programistyczny, poczytałam sobie definicję i czuję się... jakaś taka niedouczona? co ja w szkole robiłam, że czytam coś po polsku i nic nie rozumiem? Wklejam kawałek, bo w sumie to nie powinno się bez zgody autora kopiować całego tekstu, o czym autorka tegoż blogu przypomina, a ja w sumie to chcę być fair wobec niej, bo ja polubiłam


'Przychodzi do mnie mój mąż, fizjonomiczne skrzyżowanie labradora z koalą, z tym, że trochę mniej groźny, bo ja widziałam ostatnio na jutjubie jak koale goniły człowieka i to jednak psychopaci, niby taka tu liścia zagryzie, tam liścia skubnie, nic tylko do drzewa przyczepiona, ale jak przyjdzie co do czego, to nie przewidzisz, do końca życia ludzie będą się z ciebie napierdalać, że zaatakowała cię koala.

No więc przychodzi do mnie mój mąż, mniej groźny niż koala, a z wyglądu uroczy tak, że jest tylko kwestią czasu, kiedy producenci zabawek zaczną szyć pluszaki na jego wzór, i on mi mówi, że taki pomysł ma, tak sobie wymyślił, i co ja bym na to powiedziała, gdyby on sobie tatuaż zrobił, tatuaż na klacie, i to by wyglądało tak, że on na całej klacie wytatuowałby sobie kod w Pythonie, nie wie jeszcze co dokładnie, ale najpewniej jakąś pętlę, bo on bardzo lubi pętle, znaczy w Pythonie – doprecyzowuje – w innych językach, to już nie, wiadomo.

Wiadomo, niezły obciach chodzić z C++ na klacie.

No więc Wojtek tak mi opowiada, tak mi kreśli wizję tego kodu na całej swojej klacie, a ja myślę sobie, że boże mój, dobrze, że od dwudziestu lat nie wstałam z kanapy, bo inaczej natychmiast musiałabym usiąść.

No dobrze, więc on chce sobie mieć ten kod w Pythonie na całej klacie i pyta mnie, co ja na to, a ja na to myślę stanowcze i zdecydowane: “nie sądzę”, ale nie mówię nic na głos, bo musicie wiedzieć, że małżeństwo to nie musztra i festiwal rozkazów, żeby mówić drugiej osobie co tak, co nie, posprzątaj, wynieś śmieci i ścisz mi telewizor, to zupełnie nie o to chodzi w małżeństwie, żeby wydawać rozkazy i wykorzystywać do prostych prac fizycznych, w tym celu trzeba sobie zrobić dzieci. Oczywiście wszyscy jesteśmy poważnymi i odpowiedzialnymi ludźmi, więc pamiętajcie, że rodzaj prac fizycznych należy dostosować do wieku dziecka, ja nikogo nie namawiam, żeby wysyłać niemowlaka do mycia okien, bo to by była trochę przesada, one mają takie małe rączki, że wieki im zajmie, zanim jedną szybę umyją.

W małżeństwie zaś rozkazywać nie wolno, bo szanować trzeba odrębność jednostki wraz z jej marzeniami i planami, mieć świadomość trzeba, że każdy z nas dostał inną mapę życia i może dowolnie zaaranżować swoją wędrówkę przez lasy codzienności i torfowiska upływającego czasu, to co nam może się wydawać bez sensu, może mieć głębokie znaczenie dla tej drugiej osoby, więc to nie można tak po prostu mówić drugiej osobie: “nie”, to trzeba zaaranżować sytuację tak, by ta druga osoba sama doszła do tego, że jej pomysł jest idiotyczny. Ta technika działa w obie strony, to tak jak ostatnio powiedziałam Wojtkowi, że chciałabym mieć dziecko, wiadomo, mój przedpokój sam się nie odkurzy, a Wojtek wtedy powiedział, że spoko, a następnie zaczął mnie budzić co trzy godziny w nocy i prosić, żebym zrobiła mu kanapkę. A ja mu wtedy mówiłam, że chyba sobie ze mnie żartuje, jest druga nad ranem, ja mu żadnej kiełbasy kroić nie będę, a on mi wtedy mówił, że on czytał, że niemowlaki to jedzą po kilka razy każdej nocy i jeszcze mnie pytał, czy naszemu głodnemu dziecku też tak będę pyskować i wypominać godzinę, czy jednak go nakarmię? No i jak mnie tak kilka razy obudził, to to trochę zadziałało, bo uświadomiłam sobie, że ja nie jestem jeszcze gotowa na macierzyństwo, to znaczy, że obojętnie jak bardzo obły i uroczy będzie mój niemowlak, ja mu kanapek z kiełbasą po nocy robić nie będę.'

Dalej: http://janinadaily.com/pyton-na-klacie-i-krotki-kurs-zarzadzania-malzenstwem/

1
komentarzy
avatar
Dobre to!
Że też mój mąż nie wpadł na ten pomysł z kiełbasą,zanim zdecydowaliśmy się na dziecko Wiedziałabym na co się piszę
Dodaj komentarz

Byłam dziś na długim spacerze i zapomniałam telefonu. Nie jest to błaha sprawa, bo zwykle jak idę na długi spacer, to z kimś rozmawiam, droga tak mi milej mija, ewentualnie prowadzę monolog z synkiem, ale on ma lekko w nosie moje opisy przyrody, no a w takiej sytuacji, jak nikt nie odbiera, albo właśnie zapomnę, to... rozmyślam. Och, ile ja problemów rozwiążę w czasie takiego spaceru bez telefonu! Ile pomysłów mam! Ile planów i zamierzeń! Przydałby mi się ktoś z dyktafonem obok, bo szkoda normalnie takich pięknych planów... a niestety większość z nich odpływa w siną dal, jak tylko wtargam się z siatami zakupów i spoconym dzieckiem na moje drugie piętro. Wtedy liczy się tylko kawa i odpoczynek po tym sporcie wyczynowym. 
Dziś na przykład myślałam sobie tak: co tu do licha zrobić na obiad, co kupić jak dojadę do sklepu? Pieniędzy malusio, bo dzień przed wypłatą... Co dla Piotrusia? Właśnie, on tak ładnie dzisiaj rano wymyślił swoje słowo na swoje piosenki na laptopie, pokazał laptop paluszkiem i mówi coś jak 'śziii' i to parę razy, tak samo, no wymyślił swoje słowo... Ale, zaraz, czemu akurat 'śziii'? Może on tak słyszy te piosenki? Jako jedno wielkie szumienie 'śziii' to znaczy, że ma coś ze słuchem?! Bożesz ty mój, on coś ma ze słuchem! 


Na szczęście mam wprawę w gaszeniu głupich panikarskich myśli i przywołuję swój głos rozsądku. Ten głos jest zwykle bardzo stanowczy i zwykle go grzecznie słucham. Teraz tez mi powiedział, z lekkim sarkazmem, że coś bym jednak wcześniej zauważyła, gdyby mój syn miał cośkolwiek ze słuchem i po prostu wymyślił sobie słowo. Polecenia słyszy? Słyszy. Jak my śpiewamy "Stary Donald farmę miał, ija, ija jooo", to też słyszy. Chociaż pewnie wolałby nie.



I tak sobie idąc dalej, już ze sklepu, zastanawiałam się, co właściwie robi się z mielonego z ryby, bo jak zobaczyłam, że jest, to kupiłam. Kiedyś też kupiłam, ale mi się na patelni rozdziamdziało i nikt nie chciał tego czegoś z patelni nazwać paluszkami rybnymi, to się obraziłam i więcej nie kupiłam. Ale parę lat więcej w kuchni i dziś się udało. I tylko 15 zł kosztowało! Dla Piotrka zrobiłam gotowane pulpeciki, dla reszty smażone i wszyscy zadowoleni.



PRZEPIS - NA WYPADEK JAKBYŚCIE TEŻ KUPIŁY MIELONE Z RYBY (PÓŁ KILO) I NIE WIEDZIAŁY O Z TYM ROBIĆ, A MACIE ROCZNE DZIECI I WIĘKSZE DZIECI I MĘŻA:
Do mielonego dodajecie jajko, sól, trochę pieprzu zwykłego i łyżeczkę ziołowego i łyżkę sosu sojowego (bezglutenowego), ciapciacie razem widelcem. Potem trzeba tą paćkę zagęścić - wystarczy trochę mąki. Ja dałam łyżkę ziemniaczanej i potem sypałam ryżowej do otrzymania gęstej konsystencji (czytaj: ciapcia nie spływa z widelca). Przez ten czas też oczywiście przewijasz dziecko, bo ci się przypomniało, że nie przewinęłaś po powrocie ze spaceru i czekasz, aż dzieć łaskawie się wybiega i da sobie założyć nową pieluchę. Przypomina ci się też, że wypadałoby to stworzonko nakarmić, w końcu do skończenia obiadu jeszcze długa droga, a nie wiadomo, czy coś z tego wyjdzie... To robisz kawałek chlebka, kawałek jabłuszka, sadzasz w krzesełku i masz chwilę na dokończenie. Właśnie, dodałam jeszcze do smaku trochę posiekanej drobno cebulki, wmieszałam do mielonego. Odstawić. Znaczy się miskę z rybką odstawić. Dziecko wyjąć z fotelika, posprzątać okruchy z wierzchu i w ostatniej chwili odsunąć nóż z zasięgu jego rączek. Jak zadowolone dziecko odejdzie się bawić, to wyciągasz z lodówki warzywa, co jest. Marchewka, pietruszka, seler, por - kroisz i nastawiasz szybki bulion - tak żeby wodą przykryło potem pulpeciki. Dobra, warzywka się gotują w przyprawach, sprawdzasz, co tak cicho... A tu twoje dziecko właśnie wychodzi z pokoju starszej siostry z dziwną miną, ciut za bardzo zadowoloną, więc idziesz z drżeniem serca zobaczyć, co tam się stało, no tak, patrzysz, że kota miska jest pusta (a czy NA PEWNO była pusta przed chwilą??? i tablet zostawiony leży na wierzchu, nogi ci się lekko uginają, bo nie wiesz, co gorsze - czy to, że się mały objadł kocim żarciem, czy że zrobił zakupy przez internet...) Zupka zaczęła bulgotać, to wracasz na mniej grząski grunt i tylko jeszcze wąchasz rączki, czy mocno czuć kotem, ale nie. Dobra, trudno. Do kuchni - wracając do przepisu na mielone - leży sobie to mielone przyprawione grzecznie w misce (no chociaż ono nie sprawia problemów) i bierzesz małą porcję, robisz kulkę, taką nie dużą, żeby nie była surowa w środku, obtaczasz jeszcze w mące ziemniaczanej, wrzucasz na próbę do pyrkającego bulioniku, jak się nie rozpada, to dobrze, jakby jednak coś, to dodajesz jeszcze mąki ryżowej. Ja zrobiłam siedem małych pulpecików, gotowały się z warzywkami pół godziny. Resztę mielonego na  przeznaczasz na smażenie - formujesz zgrabne kotleciki, do jaja i do bułki tartej. I obiadek jest! Do tego ziemniaczki, albo kasza gryczana, kapustka kiszona i palce lizać. 


Powiem wam jeszcze, że ja dopiero niedawno odkryłam sekret smażonych za złoto kotletów - a więc NIE smaży się ich na wielkim ogniu, tylko na średnim. Na pół mocy kuchenki elektrycznej. Wiem, pewnie wy to wiecie, ale ja nie wiedziałam przez 37 i trochę lat życia, to może gdzieś, komuś taka rada też się przyda...

0
Dodaj komentarz

No nie mogę się powstrzymać, znalazłam jeszcze coś fajnego i - zobaczcie sami. Znaczy poczytajcie:
 
(daję początek, reszta w linku)
RANKING 6 TEKSTÓW MĘŻCZYZN, KTÓRE KOCHAJĄ KOBIETY:
'1. Mamy czas.
 
TOP ONE każdej ciężarnej w ósmym miesiącu ciąży, która nie wie jeszcze czy obgryzione już w stresie skórki wokół paznokci wyciąć do nadgarstka, żeby nie korciło, czy grzecznie zacząć wertować takie pozycje jak: 'Poród w samochodzie – fakty i mity', 'Jak suka psa. Techniki przegryzania pępowiny zębami.', 'Coś z niczego, czyli jak zrobić pierwszy becik dla noworodka z plandeki TiRa na A8'. Mamy czas, powie Ci taki, bo nie rozumie chyba, że zaciskanie kolan działa, krótkotrwale, na ewentualne wstrzymanie moczu na Woodstoku, a nie na parte z rozwarciem na dychę i wzmożone naciski na okolice odbytnicy!
 
2. Poważnie, potrzebujemy tego AŻ TYLE?

 
Nie, nie potrzebujemy. Hobbystycznie upycham hałdy żarcia, owoców, Acze i inne proszki do toreb, bo cenię zbieractwo i ubóstwiam ścierać kurze z Czterech Palmoliwów na półce w łazience. Jedni kolekcjonują małe, porcelanowe baletnice, ja mydło w kostce i żel do kibla. Hasło pada najczęściej, kiedy wyjeżdżasz na dłużej, albo pakujesz się na wakacje. Tzn., pakujesz siebie, dzieci, psa, kota, pudło na sraczkę, pudło na mdłości, coś na mrozy, coś na tropik, słoiki z marchwią dla uślinionej stonogi, co Ci jeszcze nie chodzi a się wije, banany i Flipsy dla starszego, żeby zająć czymś łapy i zakleić usta, kiedy na 269. kilometrze trasy Rzeszów – Szczecin zacznie wywlekać twarzoczaszkę na lewą stronę, że: mu się nudzi, że Tulutubisia, że żreć, że pić, że siostra śmierdzi. Zabierasz więc bujaczek, stojaczek, wózki 14w1, rowerek, rolki, badmintona, dwie piłki bo syn nie będzie grał Elzą córki, a w Zygzaka Mcqueena lepiej się wali kijem i najlepiej składany telewizor, bo inaczej strzelisz sobie w potylicę po dwóch dniach 'urlopu'. A mężczyzna? Na godzinę przed wyjazdem wyciągnie z szafy swój plecak kostkę z czasów Nirvany, z przetartym ramiączkiem, strzepnie dwa razy z kurzu, 20L pojemności w porywach 25L jak zaczyna upychać kolanem, zwije sobie w kulkę trzy pary gaci, jakieś skarpetki, tshirt albo dwa, zabierze sztyft pod pachy, szczotkę do zębów, żel do włosów – gotowy. Ważne natomiast, żeby mieć wgrane najnowsze mapy w nawigacji i móc wypróbować uchwyt do telefonu, też nowy, z Lidla za trzy dychy. First things first.
 
3. Jak to, już nie masz pieniędzy?

 
Nie mam. Zostawiłam w hotelu Gołębiewski z dwunastoma innymi koleżankami, a tam już tylko dziwki, koks i tajski boks. Zainwestowałam w kwas hialuronowy pod oczy, pewnie dlatego takie sine. W związku z tym, że wszystko wydałam na siebie i na nowe, złote zęby w trendzie, do baku samochodu nasikałam, w lodówce szynka z paczek od Ojca Alberta, broń Boże za pieniądze, a papier do czyszczenia zakamarków rzyci w toalecie cudownie rozmnaża się na prośbę. Po prostu.'
Pozostałe trzy powiedzonka (na przykład ten o rodzeniu w polu)  na blogu 'Krystyno nie denerwuj matki':
http://krystynoniedenerwujmatki.pl/6-pospolitych-tekstow-mezczyzn-ktore-kochaja-kobiety/

2
komentarzy
avatar
Uwielbiam Cie czytac, ale przy tym ostatnim wpisie to prawie sie posikalam
avatar
Nie ma to jak moc totalnego śmiechu, do kwiku i siku Pozdrawiam, Ewelinka!
Dodaj komentarz
avatar
{text}