avatar

tytuł: Motyle w brzuchu

autor: zielińska

Wstęp

about me

O mnie:

O mnie? Niby taka stara (rocznik 1980...) a wciąż jeszcze szukam takiej idealnej siebie... Zmieniam się, szukam właściwych ścieżek, chciałabym w końcu być z siebie zadowolona, ale... Zawsze jest jakieś ale! Ogólnie jestem żoną od 14 lat, matką też od 14, nauczycielką od 16.

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Normalną, taką co potrafi okazywać miłość, wybaczyć błędy lub przeprosić za swoje, cieszyć się, śmiać i płakać...

about me

Moje dzieci:

14-letnia Maja i 2-letni Piotruś. Moje cudy i sens życia!

about me

Moje emocje:

Zdarza mi się śmiać bez konkretnego powodu lub wzruszać przy oglądaniu jakiegoś badziewiastego serialu, więc chyba wszystko w normie :)

15 miesięcy i dwa dni... Patrzę, obserwuję, zastanawiam się ukradkiem, co Piotrek się nauczył nowego, co z tej okazji zapisać... Ale im dłużej patrzę na niego, tym bardziej serce mi się roztapia i czuję, że jedyne co chcę mu powiedzieć i zapamiętać, to jak bardzo go kocham, obojętnie czy płacze, czy się śmieje, czy psoci. Czy zrobi coś nowego, czy akurat nie. Czy ma zębów dziesięć czy tysiąc pięćset Jest moim małym wielkim człowiekiem i nie mógłby być inny niż jest taki jaki jest! Tylko dzieci tak można kochać. I to Maju niezależnie od wieku, ciebie to też dotyczy!

Może komuś się przyda: pomysły na śniadania dla ponad roczniaka ze starej gazetki 'Dziecko', albo 'Mamo to ja', kupowałam, jak Majka była mała i zostawiłam sobie przepisy. Uwaga, oto one:

*płatki kukurydziane z kefirem zmiksowanym z bananem i sokiem malinowym, sok wyciśnięty ze świeżych grejpfrutów
*omlet z czerwoną cebulą, przecierowy sok marchewkowo-jabłkowo-truskawkowy
*twarożek z wędzoną rybą i szczypiorkiem, mała bułka, kawa zbożowa z mlekiem
*parówka dla dzieci, kilka pasków cienko pokrojonej czerwonej papryki, mała bułka, herbata malinowa 
*fasola jaś zblendowana z oliwą, cytryną i przyprawiona solą i tymiankiem, kromka razowego chleba ze świeżym ogórkiem, herbatka z róży
*twarożek ze świeżym startym ogórkiem, ewentualnie z czosnkiem, kromka grahamki, herbata z cytryną
*chleb z masłem, 3 jajeczka przepiórcze na twardo, oliwki, mleko

Oczywiście do dowolnej modyfikacji, Piotrek na przykład woli jeszcze codziennie do śniadania mleko, żadne herbatki, dużo rzeczy było dla niego nowością do spróbowania i potem resztę ja musiałam zjeść, żeby nie wyrzucić, bo ja jestem z tych matek, co po dzieciach mogą jeść wszystko i się nie brzydzę i przynajmniej odkryłam jaka pyszna jest taka pasta z fasoli. No jajeczek przepiórczych ani na twardo ani na miętko nie robiłam, więc nie spróbowaliśmy, już trudno, już szybciej dostałabym takie jajka gdzieś na moich łąkach okolicznych niż we wioskowych super wypasionych delikatesach. Poza tym Piotrek woli na miękko, więc i tak odpada ;p 
Dziś też sobie zrobię taki zarys jedzeniowy na cały tydzień, to naprawdę wychodzi taniej, oszczędniej. 

Byłam wczoraj z Mają po brystol zielony, potrzebny do szkoły i przy okazji poszłyśmy na czekoladę z piankami (ona) i koktajl bananowo-jakiś-orzechowy (ja) i całkiem miło nam się spędziło czas. Oprócz brystolu przywiozłyśmy też puzzle piankowe dla małego, bańki mydlane, pielucho-gacie (uwielbiam je, powinni tylko takie produkować!), tonik z promocji w rossmanie, pełno gumek do włosów, po raz tysięczny zresztą, i to jest nic w porównaniu z tym, czego nie przywiozłyśmy! Nie przywiozłyśmy pięciu bluzek dla mnie, chociaż tanie były, spodni dla Mai, bo przecież jedne ma, i to mamo zupełnie wystarczy, książek i książeczek, pluszowych misiów i kotków, farmy z playmobil, ale w sumie była od czterech lat, to jeszcze chwilę poczeka... Szerokim łukiem ominęłam sklep z bielizną, ale wiem, że w końcu będę musiała tam wejść, o rany... I kredek w kształcie jamników tez nie wzięłyśmy, a trzeba było! Jakoś nikt nie produkuje kredek w kształcie biedronek i kotków ukochanych przez mojego synka, to chociaż jamniki by były... Maja na chwile przepadła w plastycznym przy pastelach i akrylach, ale ona to ma niedługo urodziny, to teraz może co najwyżej listę życzeń robić  
I najważniejsze - duuużo mówiła o wyborze przyszłej szkoły. Swoją drogą, ona ma w kwietniu 13 lat dopiero, a za rok czeka ją liceum! Po co ja ją do tych szkół rok szybciej wysyłałam?! I to będzie rok, kiedy do szkół ponadpodstawowych będą uderzać jednocześnie absolwenci trzeciej gimnazjum, rocznik 2003 i ośmioklasowej podstawówki, czyli roczniki 2004 i 2005. Em mówi, że najlepiej by było, jakby rok została, hehe. No, ale to są rzeczy, na które nie mamy wpływu i co trzeba zrobić, to nie popadać w czarnowidztwo i dzień po dniu uczyć się, żeby jak najlepiej zdać testy. Tylko tyle i aż tyle

1
komentarzy
avatar
Chwilę mnie u Ciebie nie było, ale zaglądam i oto widzę że wszystko w najlepszym porządku, co mnie bardzo cieszy
ja się już nie mogę doczekać, aż pójdę z córką na zakupy
I fajnie, że podzieliłaś się przepisami na śniadanie. Co prawda Misia jeszcze za mała, ale do roczku czas szybko zleci i może wtedy się przydadzą:-) choć obawiam się, że karmiąc ją papkami trochę ją rozleniwiłam bo już krzywi się na cząstki w jedzeniu
Pozdrowienia dla Ciebie i Twoich cudownych dzieciaków z Warszawy, w której deszcz oczyścił trochę powietrze i nawet wyszło słońce:-)
Dodaj komentarz

Nigdy nie myślałam, że tak pomyślę i poczuję, ale - ja chcę się cofnąć w czasie! O rok, to niedużo! Wprawdzie dalej będzie się zbliżać wiosna i będę chodzić jak oczadziała od mojej alergii wiosenno-pyłkowej, ale przynajmniej będę mogła sobie pospać, poleżeć, okłady zrobić... Bo teraz to pomarzyć można. Ciepłe okłady, jasne - już Piotruś by się postarał, żeby okłady były wszędzie tylko nie na moim czole. A poza tym mama nie jest od leżenia! Z mamą się poznaje świat, z mamą się myje naczynia, z mamą się idzie do kibelka, z mamą się zasypia i budzi, z mamą wybiera się smakołyki z lodówki, tak co pięć minut średnio, z mamą za palec chodzi się po schodach w górę i w dół, w górę i w dół... Z mamą stanowczo się nie rozdziela i nie pozwala jej być samej, bo byłoby jej smutno, co nie? 
Na swoją obronę Piotrucha ma wychodzące czwórki, u góry już są, na dole prześwitują, marudzi więc dużo, ciągle coś by memlał, żeby pomasować bolące dziąsła (najlepsze chyba są parówki, polecam ), no i baaardzo dużo musi się przytulać, otacza wtedy moją szyję rączkami, wplątuje we włosy i obślinia mi szyję, no jak mu to pomaga to niech będzie... I tak nie jest tak najgorzej, bo żadnego paracetamolu nie musiałam jeszcze dawać, punktu krytycznego nie osiągnęliśmy, to dobra wieść. 
Wczoraj byliśmy odwiedzić moją siostrę i jej bąble i widziałam, że zmiana otoczenia dobrze działa, Piotrek nie ma czasu myśleć o swoich zębach i dziś jak się obudzi z drzemki to pojedziemy na zamknięty plac zabaw, niech też się rozerwie, pogoda ładna, można te dwa kilometry się przejść, dobrze mi zrobi poruszać się trochę. 

Azurko, dla ciebie  - ciąg dalszy, drugie śniadania i podwieczorki:
(dla mnie trochę za słodkie, ale w sumie dużo ruchu i małe ilości tych słodkości i wszystko powinno być ok)

* racuchy z jabłkiem, sok z czarnej porzeczki
* sernik, kisiel żurawinowy
* drożdżówka z serem, kakao
* mandarynki, jogurt z owoców leśnych
* sałatka melonowo - bananowa, przecierowy sok z owoców leśnych
* pieczone jabłko z rodzynkami, woda mineralna
* maślanka zmiksowana z mrożonymi jagodami i bananem, wafel ryżowy z bryndzą
* pomarańcza w plastrach, posypana cynamonem, jogurt morelowy
* mus jabłkowy lub jabłko w kawałkach, kakao
* biszkopty z serkiem waniliowym, sok wiśniowy
* gruszka z budyniem waniliowym, sok jabłkowy
* połowa banana smażona na 1 łyżeczce masła z korzeniem imbiru, herbatka z owoców leśnych
* jogurt naturalny i banan
* tartinki z kruchego ciasta z owocami ze słoiczka, sok winogronowy

No, bryndzy to u nas nigdzie nie dostałam, ale przy jakiejś okazji poszukam, zawsze to nowy smak, a to też ważne - żeby poznawać nowe smaki, nie zamykać się w tych już wypróbowanych i wylizanych. Potem i tak się zacznie wybrzydzanie i przelewanie zupy przez sitko, bo tam, o zgrozo, warzywa pływają! I pietruszka! 

Idę jeszcze jedną kawę wypić, póki mogę spokojnie, bez wpychania paluchów do kubka i naszego codziennego dialogu:
- Co to?
- Kawa.
- Co to?
- Kawa, Piotrusiu, moja kawa. Powiedz: kaaa-wa.
Chwila skupienia i za chwilę pętla czasowa:
- Co to?
- Kawa...

3
komentarzy
avatar
Dziękuję:*
O ile racuchów czy sernika raczej nie stworzę, bo jestem cienki Bolek w kuchni, o tyle reszta jest w zasięgu A tak z ciekawości- czy któres z Twoich dzieci odziedziczyło po Tobie konkretną alergie? bo u nas , tzn. u mojego męża ostatnio zdiagnozowano alergię na kota:/ stopień 4 na 6. Oczywiście mój mąż kota się nie pozbędzie bo kocha naszą kotkę prawie tak jak swoją córkę, o tyle jeśli się okaże że Miśka będzie uczulona to będę musiała podjąć trudną decyzję:/
avatar
U nas taka sytuacja:
Babcia: - Arturku, powiedz "kawa"
Artur: - Nie chcę pić.
Babcia: - Ale powiedz słowo "kawa"
Artur: - Nie chcę pić!
avatar
Witaj FreshMm, wiło mi, że wpadasz! Pozdrowienia dla Twoich szkrabów!
Dodaj komentarz

Pomyślałam sobie dzisiaj, że oto właśnie skończyło się opiekowanie nad Piotrusiem, a zaczęło się wychowanie... Ten huncwot dzisiaj zrzucił miseczkę od makaronu na ziemię, no stłukła się, wiadomo, ja mądra dałam dziecku jedzenie w szklanej misce to mogę na siebie być zła, więc nic, spoko, mówię tylko 'nie, Piotrusiu, nie zrzucamy nic. Nie robimy bam.' A ten mały patrzy mi w oczy i makaronem - bam. Hej, Piotrek, mówię już ostrzej, nie wolno! A co on na to? Chwila skupienia i - oczywiście makaronem bach. Wyjęłam go z krzesełka, pogderałam, że jak mama mówi nie, to nie i idziesz do łóżeczka, bo teraz to trzeba wszystko posprzątać i szkło odkurzyć i tylko sobie w duchu westchnęłam - zaczyna się... 

Zmykam czytać 'Ciotkę zgryzotkę', pewnie wszystkie fanki Jeżycjady już dawno przeczytały i ja jestem ostatnia i muszę szybko nadgonić

0
Dodaj komentarz

Piotrusiu mój kochany, czy ty wiesz, że to był twój pierwszy weekend prawie cały bez mamy? Noc - dzień - noc, a w niedzielę już mogłam cię wyprzytulać, wyściskać i wychuchać. Wiesz, gdyby to nie była naprawdę ważna sprawa, gdyby nie to spojrzenie mojej najmłodszej siostry a twojej cioci Kasi, to nigdy, przenigdy bym cię nie zostawiła, zresztą jak to brzmi - byłeś spokojny i szczęśliwy z tatą, a nie 'zostawiony', nie wpadajmy w panikę i przesadę Ale fakt, że żadne spa by mnie nie skusiło albo inne cuda na kiju. 
Wiesz, kochany mój synku, gdzie była twoja wyrodna matka? W KRAKOWIE. Na jeden dzień. Ale było SUPER! Pojechałyśmy w takim składzie: moja najmłodsza siostra jako główna zainteresowana i reszta bab - mama, druga siostra i ja - jako jury oceniające. Chodziło bowiem o wybór sukni ślubnej... No samemu nie da się tego załatwić, zwłaszcza jak się ma tyle kobiet w rodzinie. Kasia znalazła w internetach jeden jedyny salon właśnie z Krakowa, gdzie można dostać taką suknię, jak jej się wymarzyło... Może fanaberia, może kaprys, ale co tam, w przymierzalni wyglądała zjawiskowo pięknie... Po ślubie dam jakieś zdjęcie okazało się też, że do tegoż salonu klientki rzeczywiście przyjeżdżają z całej Polski, bo nigdzie indziej nic takiego nie dostaną, taki styl trochę boho, trochę rustykalny, a najbardziej to po prostu styl-do-Kasi-pasujący
W pozostałym czasie, próbowałyśmy pozwiedzać krakowskie uliczki, ale okazało się to niewykonalne... Równie dobrze mogłyśmy dołączyć do wyprawy na K2, hehe, tak zimno było. To już lepsza pogoda u nas nad morzem, a zawsze było odwrotnie! W sobotę odczuwalna temp. w Krakowie wynosiła MINUS SZESNAŚCIE STOPNI!!! Przemykałyśmy się tylko chyłkiem z kawiarni do kawiarni, tu na obiad, tu na kawę, najdłużej siedziałyśmy w Piwnicy pod Baranami, a co! A na rynku pada śnieg, Sukiennice pięknie podświetlone w wirujących płatkach śniegu, białe karoce z pięknymi konikami, brakowało tylko kolęd. Obłęd jakiś z tą pogodą. Kto nosi w połowie marca dwa swetry, dwa szaliki i kaptur na grubą czapkę?! I dwie pary rękawiczek! Ale i tak było warto się wyrwać na taką babską wyprawę na K2. 

A Maja to w ogóle by mnie wysyłała co tydzień na jakąś wyprawę, bo wtedy może jeść co chce! Woli baba jedna pizzę niż mamę! Już ja z nią pogadam! 

0
Dodaj komentarz

Kolejny pierwszy raz mojego dziecka - dziś Piotrula sam bawił się samochodzikiem... Rozczuliłam się, wyglądał tak słodko, tak dziecięco, do schrupania, musiałam się powstrzymywać, żeby się nie zerwać z kanapy i go nie wyściskać za to, jaki się robi taki-już-zupełnie-nie-niemowlęcy Wcześniej to raczej my bawiliśmy się w pokazywanie jak jeździ samochodzik, a dziś, po prostu siedzieliśmy sobie na kanapie, a Piotruś wziął z regału swoje autko, sprawdził, jak jeździ do przodu, jak do tyłu, jak się rozpędza i tak sobie sprawdzał po całej podłodze dobre pół godziny, to było te pół godziny, kiedy siedziałyśmy z Mają wzruszone i zastanawiałyśmy się, jaką dziewczynę niedługo przyprowadzi i że będziemy jej opowiadać, jaki to Piotr był słodki jak był mały i bawił się autkiem A już w ogóle piałyśmy z zachwytu jak mały napił się wody ze swojej butelki i dał też się napić samochodzikowi! Jezusiczku, byłyśmy roztopione jak masełko na patelni.
Co do butelek z wodą, to idealne są te z ustnikiem, warto nauczyć dzieciucha z nich pić, bo odpada zabieranie w podróże kapiących 'niekapków', teraz są też soczki Kubusia bez cukru, właśnie w takich ustnikowych wersjach. Jakby miały na sobie 'lubię to' do kliknięcia, to bym kliknęła! 

0
Dodaj komentarz

Nie wierzę - siedzę i piszę i nic się nie dzieje, co by mi kazało przerwać, nie dokończyć - no cud! Ostatnio wyciągnięcie laptopa równało się z wydarzeniem się czegoś niezapowiedzianego, tak że wyciągnięty laptopek pomrugał oczkiem i musiał być z powrotem schowany, biedny mój... Albo zdążyłam tylko strony o przepisach świątecznych pooglądać i na wpis już zabrakło czasu. Jeszcze chwilę się rozejrzę, ale nie, nikt nie biegnie 'mamo, chodź szybko, teraz, natychmiast!', nikt nie puka do drzwi, czajnik nie zaczyna gwizdać, mąż nie zaczyna oglądać nic ciekawego - chyba mogę pisać!
A krąży mi po głowie myśl, że piszę już o moich dzieciach pół roku - przy pierwszym wpisie Piotruszek był prawie 10-miesięcznym niemowlaczkiem, a dziś jest prawie 16-miechowym chłopcem. Wtedy cieszyliśmy się, że zaczął w końcu raczkować, a jak już ruszył na tych swoich kopytkach czterech, to pooooszło Dzisiaj biega, tańczy, chodzi na palcach, próbuje podskakiwać, a na miękkiej kanapie robi po prostu wszystko, akrobacje wszelkie, uwielbia wchodzić na drabinę, schodki strychowe, wspina się na krzesła, albo na sofę a z niej myk myk, fiku miku i już jestem w swoim krzesełku do jedzenia - jak moja mama o tym słyszy, to się za serce łapie, że on spadnie przecież! No niestety, parę upadków ma za sobą, mąż go chwali, że ma dobrą technikę spadania, bo jakoś tak podkula głowę i nic mu się nie dzieje, ha, to pewnie efekt wychowywania z kotem, spadają sobie razem na cztery łapy. Ulubione zajęcie Piotrka puszczonego luzem to jest znaleźć sobie jakiś punkt wysokościowy, wspiąć się i stanąć wyprostowanym z tryumfalnym uśmiechem i spojrzeniem zdobywcy, tylko mama powinna mieć jak najdosłowniej oczy naokoło głowy. Jak już szanowny himalaista zejdzie na rejony podłogowe, to najczęściej zmierza do szafek kuchennych, ogląda zawartość, coś podgryzie, resztę idzie zanieść kotu do miski. Kot się nie cieszy, bo nie lubi bułek ani płatów kukurydzianych, ani rodzynek ani jabłek... Najszczęśliwszy mój syn jest też przy wszelkich kranach, miseczkach z wodą, przy zlewozmywaku - wiedzieliście, że do pełni szczęścia wystarczy możliwość przelewania wody?  No jeszcze ewentualnie parę okruszków do podtapiania, żeby sprawdzić, co się stanie. Eksperymentator mój... Możemy cały dzień spędzić bez zabawek, wystarczy: zmywanie naczyń, zamiatanie, mycie podłogi i parę krzeseł do wspinania się Piotrek uwielbia w tych rzeczach pomagać. A potem zamiast zabawek wystarczą książeczki, jak ten łobuziak zacznie w końcu porządnie mówić, to z pewnością będzie mówił wierszykami, tyle ich codziennie słucha! Pokazuje w książeczkach coraz więcej, nawet takie rzeczy, których świadomie nikt go nie uczył, ale zna je z życia codziennego. Nie ogląda bajek w telewizji, ani na komputerze, ale słucha piosenek dla dzieci, zaczyna nawet tańczyć 'kaczuszki', w ogóle teraz wkroczył w etap naśladowania, pokazuje za mną ruchy piosenek, tzn próbuje, wiadomo , a najbardziej lubi 'Głowa, ramiona...', pokazując z tego głowę i uszy u siebie a resztę bardziej u mnie, nie trafi sobie jeszcze palcem w swój nos  
Teraz powychodziły mu wszystkie czwórki i mimo kataru ma lepszy humor, nie jęczy już tak co chwilę, zaczyna za to się denerwować, mości książę jeden - jak coś się jego wysokości nie podoba, to kładzie się na brzuchu, uderzy raz ręką w podłogę i kręci głową, ale zaraz wstaje, jakby nigdy nic i wszystko gra, póki co  
Zapisuję sobie te wszystkie słodkości, będę to sobie czytać za następne pół roku, jak przyjdzie czas na bunt dwulatka, będę sobie przypominać, że w gruncie rzeczy to miłe i spokojne dziecko... 
Spokojnych Świąt Wielkanocnych! Nawet jak nie zdążyłyście umyć okien, jak ja. Poczekam na lepszą pogodę, co tam Robię za to pyszny sernik, które moje dzieci zjedzą z przyjemnością, zobaczę się z rodziną i będę odpoczywać, kurz w kątach nie będzie mi przeszkadzał!

1
komentarzy
avatar
Zdrowych, spokojnych Świąt Wielkanocnych dla Ciebie i Twojej Rodziny pozdrowienia z mojej rodzinnej, czyli południowo-wschodniej części kraju
Dodaj komentarz

Kurze w kątach to jednak trzeba było wytrzeć, mam teraz nauczkę, hehe. Na śniadanie wielkanocne wszyscy byli u nas, mamy największy salon, wszyscy się pomieszczą, więc spoko, mi to nie przeszkadza, lubię gości, a i Pietruszek się uspołecznia ale na koniec teściowa przyprawiła mnie prawie o palpitację serca! Otóż jak chciała schodzić już na swój parter, do domku, nie mogła znaleźć kluczy i zaczęło się wielkie szukanie, bo może Piotruś gdzieś go wcisnął, pod kanapę, czy za kaloryfer, czy za szafki niższe... Wiecie, wszędzie tam, gdzie były poupychane kurze z ostatnich miesięcy... Zaznaczę tylko, że moja teściowa to znana w rodzinie jest z pedantycznego porządku, pisałam raz już, że u niej podłoga w kuchni jest myta po każdym posiłku. A pojęcie kątów pozostawionych do odkurzania na później u niej chyba w ogóle nie istnieje, także tak... 
Dodam tylko, że klucze były na dole, w korytarzu  

Chwaliłam się też dziś szwagierce, że nic nie wyrzuciłam z jedzenia, ale jak wieczorem zajrzałam do lodówki, to zobaczyłam w szufladzie zapomnianą sałatę, która miała być do obiadu świątecznego, tak a propos to polecam schab zamarynować w przyprawie zwanej 'czubrzyca', pycha!, ale o niej zapomniałam i wygląda dziś już dość flakowato, będzie do wyrzucenia jednak. 

A Piotrek ma 1 rok, 4 miesiące i jeden dzień. Ma też mnóstwo uroku w sobie, całą gamę uśmiechów i miliard całusów i przytulasów dla nas  

0
Dodaj komentarz

Wszyscy naokoło mnie narzekają, że za ciepło się zrobiło, ze co ta pogoda wariuje a ja się cieszę! Jezu, ja prawie zapomniałam, że w końcu przyjdzie wiosna, że skończy się przejmujący zimny wiatr, chmury szaro bure - bo wiosenne i letnie chmury są inne - zaczęłam prawie wierzyć, że tak zimno i ponuro zostanie do końca świata Że już zawsze trzeba będzie ubierać siebie i dziecko w pięć swetrów, dziesięć szalików i grube skarpety do grubych kozaków. A w wózku trzymać zapas tysiąca kocyków, bo jeden to za mało. Nie cierpię zimna, owszem, lubię widok porannego śniegu, jego skrzypienie pod nogami w słonecznym mrozie, ale taki dzień był tej zimy, hmm, jeden?! Reszta to dupowata sino-zimna pogoda.

Wczoraj pojechaliśmy sobie z Piotruchem na duży plac zabaw w parku, umówiłam się przy okazji z koleżanką na kawę. Ogólnie spędziłyśmy razem z dwie godzinki, z czego sama kawa zajęła nam 15 minut Myślałam, że jak mój synul wybiega się w piaskownicy i przegonię go po wszelkich atrakcjach, to w kawiarni zaśnie, ale gdzie tam, kawiarnia to był kolejny punkt atrakcji, a tak się przy tym mały rozbrykał, że nawet uśmiechał się do obcych ludzi, siedzących naokoło, przestaje być taki nieśmiały. Przypomina mi to, że nauczyłam go w Wielkanoc dawać rączkę na 'dzieńdobry', żeby ładnie witał się z rodzinką, nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie Pogonił też gołąbki na placu rynkowym i biegał tak wśród nich z rozwianym włosem swoim jednym i śmiał się sam do siebie, ja biegałam za nim a w przelocie zamieniałam kilka zdań z moją koleżanką Na szczęście w końcu nastąpił moment zmęczenia i spacerując już z wózkiem mogłyśmy normalnie pogadać... 
Za ostatnie pieniądze w portfelu (dziś wypłata eM.) kupiłam jeszcze po drodze takie fajne warzywka plastykowe, na rzepy w środku, że można je rozdzielać i łączyć, i mały ładnie się bawił. Powinni wyprodukować takie warzywka większe plastykowe do zabawy w 'Na straganie' Brzechwy, można by było teatrzyk robić, może Maję poproszę o zrobienie mi takich z kartonu?

Dziś już też byliśmy chwilę na dworzu, musiałam powiesić pranie i trochę sobie podreptaliśmy po ogródku, ale dziś już jest zimniej, to już nie 20 stopni, tylko jakieś 15, za mało... Ja powinnam na jakimś południu żyć. Nie wiem, na którym konkretnie, ale wyobrażacie sobie czuć taką energię od ciepła i słońca przez cały rok?! To raj! 

Piotruś zawsze był taki spokojniejszy dzieciak, ale zaczyna pokazywać swoje rogi, w niedzielę byliśmy na urodzinkach mojej najmłodszej siostrzenicy i spoko, wszystko fajnie, ale pod koniec, około 19-stej mały zaczął cyrki odstawiać ze zmęczenia, ani bajki nie chciał oglądać (a byłam gotowa się zgodzić, byle jeszcze chwilę posiedzieć!) ani zjeść już nic, płakał i normalnie wścieklizny dostawał, a w samochodzie ledwo w foteliku usiadł, to spokój, cisza i nawet z uśmiechem machał wszystkim na pożegnanie przez okno. Dopiął skubany swojego, to mógł łaskawca pomachać rodzinie... Co zrobić. Na szczęście sezon urodzinowy u nas w pełni i w tą niedzielę znowu wszyscy się spotkamy - moja Maja ma 13 lat

5
komentarzy
avatar
Ja nie narzekam, że za ciepło! Również miałam tej zimnej zimy bez śniegu serdecznie dosyć i podobnie jak Ty, mogłabym mieszkać na południu. Pozdrawiam wiosennie- w stolicy dziś równie ciepło jak wczoraj czyli 22. Zazdroszczę ogródka....ja mam tylko dwa balkony-północny( na lato) i południowy( na zimę) ale to kurcze nie to samo........
avatar
Ja też się cieszę z ciepła chociaż wiosna to dla mnie ogrom pracy na działce ale ja to lubię.
avatar
Cieszę się dziewczyny, że się odezwałyście U nas już po wiośnie, kiła grób mogiła i katafalk - zimno jak nie wiem, cholera by to wzięła! AntiR, też bym lubiła pracę na działce, tak mi się wydaje, ja to w ogóle najchętniej miałabym takie starodawne gospodarstwo z kurami, świnkami i krówką jedną i duuużym ogrodem i w fartuchu w kwiatki mogłabym tam ganiać cały dzień, i plotkować z sąsiadką zza płota
avatar
Z tego co piszesz to wiem że mieszkasz w swoim domu nie masz tam kawałka ziemi żeby coś działać ?
avatar
Mamy swoje piętro, swój kąt, ale ogródka to nie obejmuje... Ogród w całości należy do teściów.
Dodaj komentarz

Kolejny punkt na linii czasu przeminął... Wczoraj Maja skończyła 13 lat. 13 lat temu płakałam w szpitalu, bo mi pielęgniarka nie chciała pomóc przewinąć mojego kurczaczka, krzyczała na mnie, że w domu tez mi będzie miała pomagać, no jak! Sama mam się nauczyć! Jakby nie patrzeć na nieczułość i gburowatość owej pani, to miała rację - w wychowaniu nikt nie pomoże. Mogę podpatrywać, czytać, uczyć się na błędach (czyichś i własnych, hehe), radzić się, ale to do mnie należą ostateczne decyzje. Odpowiedzialność przeogromna... Zaczynamy być mamą, jak sobie tą odpowiedzialność uświadomimy - u mnie było to parę miesięcy przed porodem, dokładnie 19 stycznia 2005 roku. Relacjonowali w telewizji obchody z okazji którejś rocznicy wyzwolenia obozu w Oświęcimiu i jak to oglądałam, to nagle to wszystko poczułam, w jednym bolesnym uderzeniu w sercu i w głowie. Że tam też były dzieci i matki, i one patrzały i nie mogły pomóc nic - nie umiem tego opisać, ale poczułam, jak bardzo chciałabym uchronić moje dzieciątko w brzuchu jeszcze wtedy, od całego zła, i wiedziałam też, że to niemożliwe... Może czasem jestem pobłażliwa, ale uważam, że w życiu tyle trafia się kryzysów, ciężkich sytuacji, że czasem przychodzą bolesne porażki, rozczarowania, ze nie mam serca do tworzenia sztucznych zakazów i staram się, by dom był schronieniem przed złem tego świata. 

Ciekawe, jaką mamą będzie kiedyś moja córka

A Pietruszek ruszył z mówieniem, jak z kopyta! Tak się wczoraj przejął przelatującym balonem, tak nisko lecącym, zaraz naprzeciwko naszego okna, że mogliśmy pomachać sobie , że aż zaczął mówić balon po swojemu, coś jak 'bagon' dziś powtarzał 'tki' n skarpetki i jak ma ochotę na jajka, to wprost krzyczy 'jaja!jaja!' I nie wiem, na ile świadomie mówi 'tak', ale można się go pytać, czy ma na coś ochotę i on sobie normalnie odpowiada 'tak', jak coś chce... Taka rozmowa! Jak nie chce, to kręci głową, aż mu odpada prawie. O, właśnie i 'mama' też mówi patrząc tylko i wyłącznie na mnie! Uff, mogę się cieszyć i podskakiwać i spać spokojnie. 'Koko' oczywiście nadal króluje M. opowiadał, jak był na placu zabaw i Piotrek siedział w jednej huśtawce, a obok w drugiej trochę starsza dziewczynka, która śpiewała sobie z mamą "Stary Donald...' i mama pyta nagle: 'a jak robi kurka?' i mała patrzy i nic nie mówi, a Piotrek ze swojej huśtawki krzyczy 'koko, koko' i oczywiście pochwały dostał, że taki mały i taki mądry... No, farta miał, spryciula jeden  

Kocham te moje dzieciaki. Obydwoje mocno i obydwoje całym sercem. 

1
komentarzy
avatar
Zawsze się zastanawiam, skąd w tych pielęgniarkach i położnych taka znieczulica. Oczywiście nie u wszystkich, ale część z nich przejawia w stosunku do młodych mam taką postawę 'wypalenia'..też to przerabiałam.
Dziękuję za przemiły komentarz u mnie, choć za szybko się 'pochwalilam'. Dziś test negatywny. Jeszcze nie teraz, ale mam nadzieję że kiedyś doświadczę tego uczucia co Ty i powiem, że kocham swoje dzieci tak samo mocno.
A Maja będzie kiedyś dobra mamą. Ma wspaniały wzór do naśladowania.
Dodaj komentarz

'Twój codzienny rytuał dbania o urodę obejmuje obecnie:
a. oczyszczanie, złuszczanie, nawilżanie, wyrywanie zbędnych włosków pęsetą, depilację woskiem, tralala, tere-fere kuku, nakręcanie, modelowanie, trochę pomadki, dwa pociągnięcia tuszem do rzęs, róż na policzki, cień do powiek, krem modelujący na kontur twarzy i lakier na szpony

b. szybkie zaczesywanie całego owłosienia ciała w jednym kierunku

c. sprawdzenie, czy twoja frotowa myjka jest wolna od kupy - jeśli efekt oględzin jest negatywny, machasz nią sobie w powietrzu przy twarzy i padasz nieprzytomna na podłogę w łazience.'

Jak to przeczytałam w księgarni przeglądając sobie różne książki, to stwierdziłam, że muszę to mieć! Odstraszyła mnie na początek cena - 69,99, ale w domu sobie poszperałam na ceneo i znalazłam za 45. I mam! 'Dzieciozmagania. Z maluchem przez pierwsze pięć lat.' Autorka to Kaz Cooke, co napisała wcześniej 'Ciężarówką przez 9 miesięcy'.

Przeczytałam już prawie połowę (a liczy sobie to zacne dzieło około 800 stron) i nie dość, że się uśmiałam jak norka, to parę ciekawych informacji też znalazłam. Podoba mi się na przykład odwoływanie się autorki do naszych ewolucyjnych nawyków, które są u dzieci jeszcze tak widoczne, chociaż nam dorosłym wydaje się to śmieszne i niemożliwe. Dzieci nie lubią gorzkiego, bo w ten sposób chronią się przed zjedzeniem trujących jagódek, nie lubią obcych, bo nie chcą żeby porwał je ktoś z sąsiedniego plemienia. Są zazdrosne, bo w ten sposób walczą o przetrwanie. I w ogóle bardzo fajnie podkreśla, że dzieci są, jakie są A rozdział poświęcony karmieniu piersią zatytułowała 'Biuścik', co mi się baaardzo spodobało. Rozdział 'Butelka' też jest  
A celebrytki które pokazują się na zdjęciach trzy dni po porodzie z talią osy... Dam cytat: 'Nie wierz im, są niespełna rozumu. Nie czytaj żadnych kolorowych czasopism dla kobiet drukujących historie celebrytek, które w tydzień po porodzie wyglądają jak lizaki chupa chups i mają biusty zaprzeczające prawom grawitacji. To dziwadła. Bogate, rozpuszczone jak dziadowski bicz cudaki i odmieńce. Poza tym masz w tej chwili lepsze rzeczy do roboty, niż zastanawiać się, co Angelina Jolie zrobiła sobie z tyłkiem.'

Nie powiem, podoba mi się  

Poza tym, to poradnik, który nie mówi, co masz robić, tylko co możesz robić. Pozwala spojrzeć z dystansem na swoje dziecko/dzieci i odkryć w nich też dobre cechy, co jakiś czas są takie tabelki sprytne, które wymieniają, co jest wspaniałego, przydatnego, czy krępującego w kolejnych etapach rozwoju. Patrzy na dzieci jak na ludzi, a nie na obiekty, które mają odfajkować kolejne umiejętności. Przy czym na sprawy zdrowia też zwraca uwagę, nie mówi, że wszystko jest zawsze w porządku, bo może nie być. Spodobała mi się ta księga i polecam Fajnie by było, gdyby Kaz Cooke napisała też 'Nastolatkozmagania'! 

***

Z życia Pietruszka: oglądałam przy nim katalog bonprixu i w ramach rozmowy i zabawiania synka, żeby dał mi obejrzeć, mówiłam 'o, tą sukienkę bym chciała, i tą, i zobacz tu, jaka ładna sukienka, też bym chciała!' a mój mały wstał nagle z podłogi, pobiegł do garderoby, usłyszałam tylko jakiś łomot i za chwilę Piotrek wybiega z... moją sukienką w kwiatki. Bożesz ty mój, kochane dziecko! Bo oczywiście chciał mi w ten sposób powiedzieć, że też mam takie piękne sukienki, jak te w katalogu i też tak wyglądam, jak te panie w katalogu, ekhm, tak, wcale nie myślał sobie 'kobieto, daj sobie spokój, masz tą szmatkę i do siedzenia ze mną w piaskownicy ci wystarczy!' 

1
komentarzy
avatar
O, super! ciekawie się zapowiada ta książka, może też zakupie bo mnie zachęciłas. A jak ta pierwsza tej autorki ( o tej ciężarówce? też fajna? Bo przyznam że książkę o tematyce ciążowej czytałam... jedną.
A jeśli chodzi o bieliznę- jestem pewna, że mąż ostatni raz w życiu zabrał mnie do takiego sklepu. Zawsze to się u nas kończy ciążą
Dodaj komentarz
avatar
{text}