avatar

tytuł: Motyle w brzuchu

autor: zielińska

Wstęp

about me

O mnie:

O mnie? Niby taka stara (rocznik 1980...) a wciąż jeszcze szukam takiej idealnej siebie... Zmieniam się, szukam właściwych ścieżek, chciałabym w końcu być z siebie zadowolona, ale... Zawsze jest jakieś ale! Ogólnie jestem żoną od 14 lat, matką też od 14, nauczycielką od 16.

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Normalną, taką co potrafi okazywać miłość, wybaczyć błędy lub przeprosić za swoje, cieszyć się, śmiać i płakać...

about me

Moje dzieci:

14-letnia Maja i 2-letni Piotruś. Moje cudy i sens życia!

about me

Moje emocje:

Zdarza mi się śmiać bez konkretnego powodu lub wzruszać przy oglądaniu jakiegoś badziewiastego serialu, więc chyba wszystko w normie :)

Znalazłam stary notatnik z 2006 roku, gdzie Maja jest w wieku Piotrka i wypisuję tam, co już umie mówić... No łagodnie mówiąc, to Piotrek jest sto lat świetlnych za nią. Ale spojrzenie mają tak samo mądralińskie, i Pietruch też wszystko rozumie, na razie nie czuję z tego powodu niepokoju, że mniej mówi. Codziennie coś nowego się uczy i cieszy się tym, że umie coś nowego powiedzieć. Wczoraj muczał jak rasowa krówka, wołał co chwilę 'Cika' na pieska swojej ukochanej cioci (piesek zwie się Czika). Jest też oryginalny w jednej rzeczy, której jeszcze u tak małego dziecka nie widziałam: częściej mówi 'tak' niż 'nie' Normalnie można się spytać 'Jesteś głodny?', 'Chcesz pić?', 'Chcesz na dwór?', 'Chcesz wyjść z wody?' - w czasie kąpieli, i tak dalej, fajne to. 
Mam też jeden smutny wniosek z czytania tych notatek - starzeję się... Przy Mai miałam siły co chwilę z nią gdzieś jeździć, a teraz ledwo do ogródka chce mi się wychodzić, gdyby nie wielka miłość mojego synka do wyjść 'da-da', to siedziałabym w domu jak ten łoś. Nudzi mnie ta codzienna rutyna cholernie, ale też nie chce mi się żadnych rewolucji uskuteczniać, ot, codzienność... Zmęczona codzienność z ząbkującym szkrabem (taki status ma Piotrek na wykresie rozwoju kidzfriend - szkrab ), na szczęście trójki już prawie wszystkie są, zostaną tylko piątki, ale to przecież później, teraz musi być chwila oddechu na sen, nieprzerwany, co najmniej przez 6 godzin przez ileś tam dni pod rząd, bo to ja zacznę rzucać się na podłogę i wrzeszczeć! Już raz nie zauważyłam, że drzwi na zewnątrz są otwarte, dopiero Maja pyta się, czy Piotrek ma bawić się na korytarzu... Aż mi się gorąco zrobiło, bo nasz korytarz... Matko, tragedia by była. A ja zamykam teraz drzwi na klucz, bo nie wiem, czemu były otwarte, czy same, czy ktoś nie zamknął, czy kot skakał na klamkę... 
Mam nadzieję, że ten wolny tydzień majówkowy da mi odsapnąć, bo M. jest na razie w pracy naprawdę długo, w niedzielę spał pierwsze i drugie pół dnia, i wcale się nie dziwię, tylko następną niedzielę to ja tak chcę. Bo wywiozą mnie do wariatkowa. Ostatnio też Piotruś przynosi mi książeczkę do czytania, ja ją otwieram i z pamięci jak automat mówię zupełnie inny wierszyk, niż jest wypisany w owej pięknej książeczce... Skojarzyłam że coś nie tak po dziwnych spojrzeniach Piotrusia, jakoś tak niespokojnie słuchał, hehe. 
Ogólnie tak: najedzeni wszyscy są, wykąpani też, Maja przepytana z układu hormonalnego i nerwowego, porządek w miarę jest, tylko ja czuję się jak mysz w kołowrotku. 
Pożaliłam się, musiałam... Do tego skończyły mi się leki przeciwalergiczne i muszę się do apteki wybrać, będzie co robić. Normalnie atrakcja sezonu

Trochę oddechu miałam w sobotę, byłyśmy z Mają  zobaczyć Liceum Plastyczne w Gdyni, do którego moja córa chce zdawać i się bidula zdenerwowała trochę, czy się nadaje na pewno... Tak szczerze to chyba wolę swoją nudę niż rozterki o wyborze przyszłej szkoły, brrr... 

Dam jeszcze zdjęcie Piotrka ze spacerku, kiedyś w tym miejscu robiłam zdjęcie jak śpi w wózku, opatulony, zimowe chmury wiszą na horyzoncie a to zdjęcie jest z piątku: 
https://images83.fotosik.pl/1051/a7dd973ace24b789med.jpg

Jeszcze dodam link do mojej ulubionej wersji znanej piosenki. Właśnie dlatego kocham muzykę - no można wyrazić lepiej nadzieję?
Daria Zawiałow 'Jeszcze w zielone gramy"

1
komentarzy
avatar
Pięknie tam u Ciebie! I pamiętam to zdjęcie z Piotrusiem w wózku, urósł Ci facet
Łącze się w bólu, jeśli chodzi o ząbkowanie. Z tym, że ja mam wrażenie że moja córka ząbkuje non stop od kilku miesięcy, co skutkuje tym że od prawie roku ciągiem 6 godzin to ja przespałam może 3 razy
Odpowiadając na Twoje pytanie, czuję się fizycznie zupełnie normalnie a psychicznie ...dziwnie a ta jedyna książka o ciąży to była właśnie " W oczekiwaniu na..."
Dodaj komentarz

Piotrula miał dziś ostatnie szczepienie, teraz około 4 roku życia coś tam dopiero będzie. Waży 10 i pół kilo, mierzy 80cm i jest baaardzo dzielnym synkiem! Zapłakał krótko przy samym ukłuciu, ale szybko się uspokoił, tylko nie chciał pani pielęgniarce 'papa' zrobić, focha strzelił i tyle. Witaminę D mam dawać nawet jeżeli pije swoje mleko w zalecanych ilościach, jedyne co zwalnia danego dnia z dawki witaminy to bieganie w krótkich rękawkach i w krótkich spodenkach w słoneczny dzień na świeżym powietrzu. Kupiłam niedawno krem z filtrem na słońce, dziecięcy, i zastanawiałam się, czy już go używać, czy poczekać do lata, bo tak: Piotrek już jest lekko opalony, chociaż w południe śpi i to najlepiej w domku, na dwór wychodzimy przed południem - w ramach zakupów - i po południu. A opalony jest. A teraz opalenizna jest passe, to prawie oparzenie pierwszego stopnia, to NIEDOPUSZCZALNE. Heh, za moich młodych lat było inaczej... Tak sobie myślę, że będę smarować delikwenta w czasie wyjazdów nad wodę, w czasie ewentualnego wyjścia w południe, ale resztę czasu sobie odpuszczę. Zanim za sto lat odkryją, że kremy z filtrem tak naprawdę to tylko szkodziły i były ZŁE!
Wezmę sobie dziś Piotrka na noc do łóżka, nigdy nic mu nie było po żadnym szczepieniu, ale wolę się upewnić.
Maja przed chwilą mówiła, że boli ją gardło, na co ja po chwili obliczeń z zaskoczeniem odparłam, ze przecież jutro jest sobota, i w ogóle wolny tydzień mają, do szkoły nie musi, to jak teraz gardło?! Jakim cudem? Zobaczymy, na razie znalazłam jakiś psikacz gardłowy.

W ramach Ucieczki z Kołowrotka Życia zamówiłam sobie wczoraj z warszawskiej piekarni bezglutenowej pełno bułek, chlebków i dwa pączki Aż zaprosiłam dziś moją siostrę na kawę i grzanki i kanapki. I na pączka. Śmiejecie się, ale to był mój pierwszy pączul na diecie, czyli od końca 2014 roku... Ale szału nie ma. Bardziej smakowały mi grzaneczki i kanapeczki, bo te samorobne wypieki nie zawsze są super smaczne...

Wczoraj był ważny dla mnie dzień, taka moja mała rocznica czegoś ważnego. Dwa lata temu, 26 kwietnia zrobiłam test ciążowy, bo jak zwykle wszystko miałam rozchwiane i tylko chciałam się upewnić, że muszę po prostu parę dni jeszcze poczekać, a tu - dwie kreseczki... Cieszę się, że się w tym momencie ucieszyłam, ze nie poczułam strachu, paniki. Ucieszyłam się, jakby po prostu stało się to, co miało się stać. Jakbym na ten moment czekała z radością, jakbym była gotowa na taki zakręt dróg moich... Przy Mai potrzebowałam więcej czasu, żeby się ucieszyć i zorganizować życie od nowa, więcej było zamętu, chociaż miłość do tych fasolek, okruszków, malutkich ludzików była we mnie zawsze, tego nie musiałam wypracowywać. Mówiłam wczoraj mojemu eM., że jakbym nie była nauczycielką, to mogłabym być położną, tak, naprawdę! Byłabym z tych cierpliwych, pogodnych, pomogłabym utulić każdego łysego i pomarszczonego i malusiego bobaska  

Jeszcze ku pamięci, próbny spis ulubionych zabaw Piotrka na dzień dzisiejszy końcowokwietniowy:
*bieganie przed siebie z rozwianym jednym włosem
*przenoszenie kupek piasku albo kamyczków z miejsca z miejsce
*przesypywanie piasku
*huśtawka
*słuchanie piosenek dzieciakowych, czasem tańczenie i próby pokazywania
*słuchanie książeczek, z pytaniem ciągłym 'co to?'
*rozsypywanie czegokolwiek: piasku, klocków, kredek, chusteczek, chrupek, kamyczków, rozlewanie wody
*na podłodze rozkładam duży ręcznik, na to stawiam garnek albo miskę z wodą, do tego dodaję chochelkę, sitko, małe kubeczki, łyżki, plastykowe rybki i co tam się znajdzie, do tego dorzucam jednego Piotrka w postaci w miarę rozebranej i zabawa gotowa
*rzucanie piłeczką po domu i sprawdzanie, gdzie poleciała
*jeżdżenie samochodzikiem po domu
*tworzenie mozaiki z owsianki i obiadków na stoliku - niestety, ale  czasem daje mi  to szansę zjedzenia swojego obiadku
*uciekanie z gołą pupą
*WSPINANIE SIĘ!!! dziś ten czort schował się za roletą na parapecie i siedział tam cicho, aż go z lekka spanikowana i mocno zdziwiona nie znalazłam, a wołałam! Nie odezwał się! Wyobrażacie sobie to uczucie, kiedy wiecie, że dziecko jest gdzieś w domu, drzwi do innych pomieszczeń pozamykane, a jego nie ma? No, dziwne uczucie, dziwne... Aż nie zobaczycie nóg wystających z parapetu i spod rolety.
*oglądanie jak mama rysuje kolejny balonik, tysięczny już chyba, ale wciąż piękny i zachwycający
*kąpanie się, prawdę powiedziawszy przeczytałam Dieciozmagania głównie pilnując Piotrka przy kąpieli, zimna już  woda go nie zniechęca
*obserwowanie otoczenia, w sklepie, w autobusie, w czasie jazdy samochodem - gdzie akurat dzieje się coś nowego, wyglądanie przez okno
*i niestety oglądnie filmików ze sobą samym w roli głównej na moim telefonie , ale to jest baaardzo awaryjne, uwielbia też dorwać się do Mai tableta, parę razy pozwoliłam mu nakarmić ziemniaka...
*chowanie się za moimi plecami i chichranie się do moich włosów
*łażenie za kotem (trudno to nazwać gonieniem, Mruczek oddala się bardzo dystyngowanie i nie biega)
*szukanie pępka u wszystkich.

Uff, idę spać!

0
Dodaj komentarz

Zaczął się baaardzo długi weekend, i Maja i M. mają wolne przez cały tydzień, ja zupełnie przypadkiem też. Naprawdę się cieszę, stęskniłam się za nimi. M. w ogóle ostatnio miał dłuższe wolne jak się Piotrek urodził i potem w okolicach Bożego Narodzenia i Sylwestra, ale wtedy w razie awarii musiał być gotowy do wyjazdu na serwis. Teraz firma jest zamknięta. I super! Pogoda dziś piękna, wracają siły i chęć do życia, chociaż muszę zmienić leki przeciwuczuleniowe, bo Allertec działa na mnie usypiająco i dziś na przykład pani ze sklepu biegła za mną z częścią moich zakupów, bo zapomniałam ich... A w piekarni nie poznałam od razu kolegi mojego męża i zastanawiałam się kto to śmie do mnie mówić 'cześć', co to za łoś, i zadarłam tylko głowę do góry i przeszłam obok, żenada. No nic, trudno , tu wszyscy wiedzą, że mam małe dziecko i zepchną to na kark niewyspania i dobrze. Jakoś dziś się niczym nie przejmuję!



Życzę wam dziewczyny też tak radosnego nastroju majówkowego, cieszcie się też słoneczkiem, mężem, cieszcie się dzieciami biegającymi, raczkującymi  i tymi w brzuszku 'To był maj, pachniała Saska Kępa, szalonym, zielonym bzem...'

0
Dodaj komentarz

Rany, co tu się nie działo przez te wolne dni... Grille całodniowe, orgie całonocne, wyjazdy we wszystkie kierunki świata, muzea, teatry i kino dwa razy na dzień, obiady trzydaniowe i desery w stylu co najmniej Okrasy czy innej Kiełbasy, ach, jak by to podsumować - istna feeria atrakcji!

Zgadza się - nic nie robiliśmy. Hehe. Nudy, tyle że było się do kogo odezwać, kto odpowie coś więcej niż 'koko' No, jeden grill był, żeby spełnić patriotyczny obowiązek, co nie? Majówkowa Polska Grillowa. Raz byłam z obojgiem dzieci u mojej mamy, posiedzieliśmy spokojnie w ogródku z huśtawką i mnóstwem zabawek, Maja pogadała sobie z moją siostrą i jej narzeczonym, dobrze się razem dogadują, a u Mai to nie jest takie proste - a oni jakoś dobrze na nią wpływają.  Raz pojechaliśmy na plac zabaw i na lody, Piotrek zachwycony, raz poszliśmy na śmieszny spacer i z wózkiem przedzieraliśmy się przez las, bez sensu zupełnie, ale za to śmiesznie, no i ja raz spotkałam się z W., byłyśmy wieczorkiem na herbatce (bezglutenowego piwa jeszcze nie sprzedają nigdzie w pubach w okolicy, a drinków raczej nie lubię) i udało mi się pogadać o innych rzeczach niż tylko opowiadać o swoich dzieciach. W. to jedyna koleżanka, która o mnie pamięta, nawet jeżeli nie chodzę do pracy... 

Przypomina mi to, że się zdecydowałam - jeżeli babcia nie będzie chciała zostać z Piotrkiem, to nie dam go do żłobka, tylko zostanę jeszcze rok w domu. I za rok od września  mały będzie mógł iść do przedszkola, będzie rocznikowo miał trzy lata, a ja przedszkole mam blisko swojej pracy, znam je, ufam wychowawczyniom i wiem, że to po prostu dobre miejsce dla dziecka, a o żłobkach w najbliższym mieście ( u nas nie ma) nie słyszałam jeszcze nic naprawdę dobrego. Zależy mi na powrocie do pracy, musiałam nad taką decyzją się długo zastanawiać, ale już rozstrzygnęłam. Choć oczywiście największą nadzieję to mam na to, że babcia się zgodzi. Nawet ich podstępnie z mężem czasem zostawiamy razem - znaczy babcię i Pietruszkę - żeby się nie bali siebie nawzajem. Decydująca rozmowa przede mną, i muszę w szkole dać znać, co i jak, żeby też zdążyli plany sobie porobić odpowiednie. 

Zrobiłam sobie wczoraj spis słówek i półsłówek Piotrusia, 3 maja skończył 17 miesięcy (co? ile? kiedy?!!!) i mniej lub bardziej wyraźnie mówi to: 
tata, mama (ach, jak to miło słyszeć, takie świadome mama... Chociaż ostatnio Piotrek ogląda klocki z obrazkami i woła 'mama' albo bardziej 'maba', ja patrzę, gdzie on tam mamę widzi, a na obrazku piękna, szeroko rozdziawiona żaba... i nie wiem, czy ją liczyć do słówek, czy nie ), Maja, kotek, ptaszki (u niego: 'tatki'), hau, miau, muu, kwa, kaczka ('kaaka'), ihaa, piłka ('pika'), puszka ('puka'), bam, tak, be (na śmieci), miś, balon ('bagon', albo czasem 'bajon'), biedronka ('biijka'), papa, dada, Czika ('cika'), Randa (piesek babci, w wersji piotrusiowej 'danda'), co to (dalej czasem jako 'koko'), Bambo, jaja.  
Edit z dnia następnego: trzeba jeszcze dodać paprykę, brzmi jak 'pyka' , ale wypowiadane z radością i zrozumieniem, najważniejsze! I zapomniałam o huśtawce - 'buja'.

Piotrek, zapisuję coś, żebyś mnie kiedyś stosownie przeprosił za wszystkie moje rumieńce i zażenowania - wołasz tata na wszystkich panów, jakich zobaczysz! Ja czasem udaję, że nie słyszę a czasem po prostu wpełzam pod wózek

0
Dodaj komentarz

http://badabada.pl/dla-rodzicow/rozwoj-dziecka

Strona, gdzie można przeczytać o rozwoju dziecka a także zrobić szybkie badanie przesiewowe, które pomoże wyłapać, czy naszemu dziecku nie zagrażają zaburzenia ze spektrum autyzmu - badanie dla dzieci powyżej 16 miesiąca życia.

0
Dodaj komentarz

Mam dowód rzeczowy w postaci podrapanych nóg, że mój mąż się starzeje, albo lasy za szybko rosną... Wybraliśmy się wczoraj znów na spacer, chciałam, żeby Pietruszek powąchał las i M. obiecał nam trasę już lepszą, odpowiednią do wózka (bo ostatnio musieliśmy przenosić wózek ręcznie nad jakimiś wykrotami i pniami) i złudzeni  obietnicą poszliśmy... Tak, ja tam chodziłem, jak byłem młody, pójdziemy tu i skręcimy tam, zobaczysz, ha! Tylko ten wredny las zmienił się przez te KILKA lat... Albo drogi się pozamieniały miejscami, czort wie. Ostatecznie ja wzięłam Piotrka na ręce, bo droga skończyła się znienacka zupełnie, stanęliśmy u stóp zarośniętej góry, a mieliśmy być NA owej górce, M. z Mają wzięli wózek razem i przedzieraliśmy się przez leśny gąszcz, pod górę, dobrze, że Piotrek potraktował to ze śmiechem, bo go gałęzie i młode listki łaskotały po nosie, pewnie razem z pajęczynami... 
Ale było fajnie, co tam. Najbardziej się cieszę, że Majka wybrała się z nami, chociaż pewnie straciła resztki zaufania w ojcowski gps, hehe. Maja ostatnio w ogóle mnie zaskakuje i przypomina coraz bardziej siebie sprzed paru miesięcy? roku? Bardziej roku. Bo gdzieś tak rok temu zaczęła się zamykać w sobie, wybuchać złością, nie chciała rozmawiać, coraz częściej była smutna, zła, rozkojarzona. Nie że nagle. Właśnie nie, zaczęła się zmieniać powolutku, jakby powoli przechylała się jakaś psychiczna szala wagi, gdzie na jednym końcu jest optymizm i radość życia, a na drugim smutki, obawy, lęki, złość. Może to zaczyna się dorastanie? Może to nadmiar nauki w tej siódmej klasie? Hormony? Za mało ruchu? Może wystarczy zmienić dietę? I co się w ogóle dzieje z jej snem? Od paru miesięcy Maja się skarży, że nie może zasnąć, że śpi bardzo lekko i budzi się nie do życia i w takim stanie naprawdę ciężko było jej koncentrować się w szkole. Potem już pisałam w tym pamiętniku, jak często ją coś bolało, żeby tylko do szkoły nie iść. Mnie bolało serce, jak na nią patrzałam, ale z drugiej strony miałam nadzieję, że to tylko przejściowe, że sobie sami poradzimy. W styczniu rozmawiałam z wychowawczynią, czy też widzi, że coś się dzieje. Ostatecznie wysłałyśmy Maję do szkolnej psycholog. Majka mogła się otworzyć i opowiedzieć o tym, czego powiedzieć nie chciała nam. Trafiliśmy od szkolnej psycholog do specjalistki w zakresie psychiatrii dziecięcej i to był najlepszy krok, jaki zrobiliśmy. Nie chcę opisywać dokładnie co i jak, bo sama muszę sobie dużo rzeczy poukładać, zmuszać się do myślenia racjonalnego, nie szukania winnych, nie użalać się, tylko myśleć do przodu, reagować na bieżąco... Nie jest to przyjemny wpis. Moja córka potrzebowała pomocy lekarza psychiatry, tak ciężko przyszło jej zmierzyć się z kryzysem dorastania... Dobra, płacz tu nic nie pomoże, nie po to piszę. Piszę, żeby ktoś kiedyś przeczytał, że tak może być, że nie można bać się lekarzy, tych od głowy i duszy też nie, potrafią pomóc! Maja moja córka jedyna i najdroższa staje się z powrotem sobą. To nie znaczy że jest wesołą optymistką, och, broń Boże, ona nigdy nie była radosnym ćwierkającym ptaszątkiem, hehe. Ale odzyskuje kolory. Nie jest już wciąż smutna i jednostajnie szara, przyciemniona, jakby za szybą. Jest raz zapłakana  i w otchłani rozpaczy, a raz wygłupia i śmieje się sama z siebie. Rozmawia z nami. Ma plany. Śpi coraz bardziej normalnie, nawet pochrapuje czasem i kocham ten chrapik . Chce jeść nowe rzeczy i nosić nowe ubrania. Nie chce jeszcze sama za dużo wychodzić z domu, ale i tak idzie wyraźnie ku lepszemu. Chce się uczyć. Ten rok szkolny jest ogólnie stracony, pod względem ocen, ale nie poddajemy się i walczymy chociaż teraz, ile się da. Jak człowiek jest wyspany, to i fizykę jest w stanie pojąć! Potem wakacyjny oddech i w ósmej klasie od początku wiemy, czego się trzymać, jak od początku zorganizować naukę. Moja córa ma życzenie zdać do Liceum Plastycznego i będziemy jej z M. pomagać to życzenie spełnić, a jak się nie uda, to też coś wymyślimy. Nie damy jej już wpaść w czarne otchłanie. 

Co do rozwoju dzieci, ale już bardziej tych małych, to polecam do obejrzenia w wolnej chwili serii ''The beginnig of life'' - Początki życia, jest na pewno na netfliksie. Taki dokumentalny serial o dzieciach, głównie w wieku 0-3. Nie wesoły, ale polecam!

2
komentarzy
avatar
Fajnie że z Mają wychodzicie powoli na prostą że Maja wychodzi na prostą bo to jest najważniejsze tym bardziej że czeka ją wiele zmian i dużo się będzie działo w jej życiu jesteś cudną wspierającą i kochającą mamą twoje dzieci mają szczęście.
avatar
Dzięki AntiR!!! Twoja Mila też ma szczęście
Dodaj komentarz

Czas na aktualizację: Piotrek NIE JEST spokojnym dzieckiem. Chyba, ze śpi! Obudził się w nim krzykacz, wkurzacz i tester mojej cierpliwości. Jak coś idzie nie po jego myśli, to szarpie się cały, wyrywa, płacze, ale tak z krzykiem ''Jak to! Mi nie wolno?! Łaaaaaa!!!'' A wczoraj nawet rzucił się na ziemię w ogródku, bo tak właściwie nie chciał iść do ogródka, to znaczy chciał iść na dwór i dada, ale akurat nie do tego miejsca w tym konkretnym ogródku, on chciał koniecznie być obok tego miejsca, a najlepiej to niech mnie ktoś weźmie na rączki i przytuli, albo lepiej jednak nieeee, łaaaa!!! 
Tylko ma też jakieś przeboje z brzuszkiem, może coś go boli, dlatego taki od siebie... Coś za dużo kup idzie, a niektóre dosyć wodniste. Niby jeszcze nie biegunka, ale coś tam nie tak, może to wyrastająca ostatnia trójka na dole... No, dziś postanowiłam, że będę próbowała zrozumieć, o co chodzi, i co sprawi, że będzie zadowolony - na razie spacer był, w wózku, bez wyciągania, bo tak księciunio lubi teraz najbardziej, chodzenie za rączkę jest tak męczące, ajejej... Może takie małe dzieci też kości bolą jak rosną? Kupiliśmy sobie sandały, i on i ja, kupiliśmy w tesco w promocji ciasteczka bezglutenowe w promocji za dwa złote (!!!), zjedliśmy po drodze, teraz mały śpi. Więc jest spokojnie

A Maja jest w Warszawie... Pojechała dziś rano, wycieczka klasowa. I wykrakała sobie wczoraj coś - cały dzień chodziła zdenerwowana, ze czegoś zapomni, nie weźmie i sprawdzałyśmy torbę i plecak z tysiąc razy, oczywiście wszystko było. W końcu wieczorem, około 22-giej kazałam jej iść spać, o 4-tej pobudka, i przypomniało mi się jeszcze tylko, mówię ''legitymację jeszcze spakuj''. I się zaczęło. No wsiąkła jak kamień w wodę. Przeszukaliśmy wszyscy razem i osobno cały pokój, torby wszelkie, kieszenie, plecaki - po prostu nie ma. Skończyliśmy szukać coś koło północy! Maja wrzeszczała to na siebie, że ma bałagan, to na nas, że my mamy bałagan i zdenerwowana była jak nie wiem. Legitymację musiałam zgubić ja, bo miałam ją ostatnia w swojej torbie, jak jechałyśmy do Gdyni... Musiała mi gdzieś wypaść... Co zrobić, trudno. Nauczycielki jadące na wycieczkę tylko kiwnęły głową, że sobie poradzą, że Maja nie ma się przejmować, daliśmy jej trochę więcej kasy na wszelki wypadek, jakby potrzebowała dopłacić za jakiś bilet i pojechała, fruuu... Smsy pisze co jakiś czas i nawet wydaje się jednak zadowolona, mimo tych nerwów Wysłałam jej zdjęcie szkoły z pytaniem, co woli - hehe, szkołę czy wycieczkę. Zaraz dostałam odpowiedź wielkimi literami, co woli

2
komentarzy
avatar
A co ty matka tak chciała byś spokoju musi się coś dziać bo inaczej byłoby nudno. Mojej idą trzy dwójki na raz więc też momentami jest ciekawie.
avatar
Mój tak się dziś haniebnie zachował na placu zabaw, że długo już tam się nie pokażę. Te spojrzenia innych mamuś....Wyniosłam łobuza chwytem strażackim, bo inaczej się nie dało tak się wił i wyrywał. Powód: konieczność zwolnienia huśtawki dla następnego dziecka. Może oni już testują bunt dwulatka?
Dodaj komentarz

Lubię ten moment, kiedy siadam przed ekranem pustym jak czysta kartka i zastanawiam się, co opisać. Wybieram, co warte uchwycenia, a co lepiej zapomnieć. Albo co chciałabym zapomnieć, ale lepiej zapisać, żeby nie dusiło w środku. Mnie dusi dziś na przykład upał, aż dziwnie się czuję, zawsze lubiłam słońce, ale dziś jest jakoś inaczej. Za mało deszczu pada u nas. Wszędzie naokoło ulewy, deszczyki mniejsze czy większe, a do nas docierają jakieś ostatnie krople, godzinka szemrania i po deszczu. W maju padało tak chwilę może z trzy razy? Trawa żółta, sucho, pełno pyłu żółtego. Owoce zaczynają się czerwienić, co jak na Pomorze jest baaardzo szybko. A biedne dzieciaki w szkole się męczą, ostatnie sprawdziany jeszcze przed nimi. Wiem dobrze, jak to jest siedzieć w nasłonecznionej sali z dwudziestką ludzików co najmniej, kiedy jeszcze wiesz, że przeciąg skończy się czyjąś chorobą - a najpewniej twoim zapaleniem zatok, ale bez przeciągu siekierę można zawiesić. Chociaż w domu cały czas mam przeciąg i jakoś żyję bez bólu głowy.
U nas ścierają się latem zawsze dwa poglądy. Ja jestem zwolenniczką przeciągu, nawet w największy upał, mamy kuchnię otwartą z salonem i nie wyobrażam sobie nie otworzyć okna jak coś się gotuje. Em. za to jest zwolennikiem teorii termosu. Jak nie będziemy otwierać okna, to ciepło nie wleci i będzie przyjemnie. Rany, tu jest rano 25 stopni w mieszkaniu! To jest poddasze! Czasem jak tak gada o tych zamkniętych oknach, to mam ochotę jego gdzieś zamknąć
 
Maja po wycieczce zadowolona, chociaż wymęczona. Ogólnie to ona w życiu siedzieć bardziej lubi niż biegać, ale zwiedzanie Warszawy na tyle ją na szczęście wciągnęło, że smsa ''Mama, ja umieram, chcę do domu'' przesłała tylko raz Tak jak mi, podobają jej się Łazienki, bardziej niż mi podobał jej się Wilanów, szkoda, że nie dostali się do Muzeum Powstania, ale za to Centrum nauki Kopernik - całkiem spoko. Moja relacja z wycieczki, brawo za szczegółowy opis

A Piotrek korzystał, że mama też postanowiła sobie odpocząć od rutyny i chociaż pokazywał wciąż na Mai rzeczy, pokazując rączkami ''nie ma'' i czuł, że jest inaczej, bo brakowało mu wspólnego z Mają śniadanka razem i czesania jej włosów co rano w rytualnego warkocza - to miał rozrywek po kokardę. W środę pojechaliśmy nad jeziorko, w czwartek na cały dzień do babci i potem jeszcze nad Zatokę Pucką, do Mechelinek - nie wiedziałam, że tam tak ładnie! W piątek wzięłam go na plac zabaw do Wejherowa i na gofry. Te gofry to ja zapamiętam do końca życia, chociaż wolałabym zapomnieć, do dziś śni mi się w nocy, że jednak nie zdążyłam i coś się stało... Było tak, że w owej kawiarence jest fajny, nowiutki i super wyposażony placyk zabaw dla dzieci, otoczony barierkami, jedyne wyjście z niego jest zaraz przy kasie, więc kiedy płaciłam, wsadziłam Piotrka za barierki i byłam pewna, że coś go tam na pewno zainteresuje, a ten czort jakoś tak się prześlizgnął koło mnie, że nie poczułam, że wyszedł i przeszedł  obok, zobaczyłam go dopiero ZA DRZWIAMI, NA CHODNIKU. Roztrąciłam ludzi z kolejki i wyrwałam po niego jak łania i jak lwica, ale myślałam, że zawału dostanę. Chodnik nie był przy ruchliwej ulicy, to bardziej rodzaj deptaku, ale zawsze coś tam gdzieś jeździ, poza tym, ktoś mógł go zabrać, mógł biec dalej a nie stać spokojnie zaraz za drzwiami i wtedy szukaj... Naprawdę śni mi się od tej pory, że coś mu grozi, że coś się złego dzieje, dziś na przykład śniło mi się, że zjadł zatrutą kredkę... Niby hehe, śmieszne jak się w dzień o tym mówi, ale obudzona w środku nocy z tego koszmaru biegłam do pokoiku Piotrka i sprawdzałam, czy wszystko w porządku. Na Maję też zerknęłam od razu

Także nie, nudy nie ma!   

W ramach uspokojenia czytam książkę Izabeli Sowy ''Cierpkość wiśni'', lubię jej styl pisania. Kupiłam niedawno dla Mai, ale sama też chętnie czytam. Znalazłam też fajną książkę Agnieszki Olejnik ''Cuda i cudeńka'', nie cierpię obyczajowych cukierkowych książek, ale ta jest na poziomie, właśnie, przeczytałam też polecane ''Jak zawsze'' Miłoszewskiego - rzeczywiście warto! Maja za to czyta jednocześnie ''Krzyżaków'' do szkoły, powyższą ''Cierpkość...'' bo ja jej mówię, że fajne i na moim czytniku znalazła sobie ''Pana Lodowego Ogrodu''. A jak nie czyta to chodzi po domu i smędzi, że się nie dostanie do Liceum Plastycznego i gdzie jest mamo najprostsza zawodówka?! Bo ja się nigdzie nie dostanę! Już się raczej nie uczy do niczego, chociaż nie, jeszcze w przyszłym tygodniu coś na geografię jest i z chemii chyba ostatni sprawdzian, mamy umowę,  że po wystawieniu ocen będzie chodzić do szkoły tyle, ile sama będzie chciała, żeby jeszcze te dwa tygodnie wytrzymała. Potem WAKACJE!!! Jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam na wakacje. Koniec tej tragicznej siódmej klasy, tej porażki i klapy; podsumowanie Mai? Proszę, oto co powiedziała jakiś czas temu: "Mamo, ja zaczynałam siódmą klasę z radością, że nie muszę iść do gimnazjum, z entuzjazmem, a kończę? Prawie z depresją, na lekach i załamana, no weź, co to ma być?''.
Idę jeszcze na torty w internecie popatrzeć, bo chcę zrobić dla W. na urodzinki. 

0
Dodaj komentarz

Z cyklu ''rozmowy na podwórku'':
Piotrek, patrząc na przejeżdżające auto: - Tata! Tata!
Ja: - Nie, to nie jest tata, tata jest w pracy.
-Brum.
- Tak, pojechał autem do pracy.
Piotrek pokazuje rączkami, że 'nie ma', taty nie ma i kręci głową.
Przejeżdża następny samochód i ta sama rozmowa od początku. I następny. I kolejny... 
Dla odmiany jak przejedzie rower, to ta sama rozmowa jest urozmaicona odmianą taty na Maję, auta na rower i pracy na szkołę. 
Dobrze, że mam doświadczenie z pracy w powtarzaniu wiele razy tych samych gestów, słów, bo bym zwariowała niechybnie. Piotrek ma jakiś etap utrwalania sobie świata, lubi jak wszystko dzieje się w tej samej kolejności, lubi powtarzać nasze ''rozmowy'', reagować w taki sposób, jaki poprzednio wzbudził pozytywne reakcje, a jak chce zrobić coś, co wie, że wywoła zdenerwowanie otoczenia, to najpierw paluszkiem robi sobie ''oj, oj'', albo mówi do siebie ''bam'', bo wie, że chce zrobić coś niebezpiecznego. Mądraliński taki. Jak Maja była w jego wieku, to nauczyła się pokazywać na siebie w odpowiedzi na pytanie, kto tu jest taki mądraliński Ale żeby nie było, że Piotruszek tylko w schematy idzie, to lubi też obserwować, jak coś się dzieje, czego jeszcze nie widział, albo na co nie zwracał uwagi i włącza to do swojego świata. Dużo mu opowiadam o tym, co robię, co robimy i wiem, ze on dobrze rozumie co najmniej połowę moich wywodów, jestem tego pewna! Muszę się go tylko raz spytać: ''Piotrek, ty po prostu powtarzasz moje ostatnie słowa bezwiednie, czy robisz to świadomie?'' - ''Siadomie'', odpowie mały
A, o mowę się nie martwię, idzie spokojnie do przodu, tylko leniuch z mojego synka. Najpierw na przykład ładnie robił wyraźne ''brrrum'' na auto, takie z pierdzeniem a teraz wystarczy mu zwykłe ''bum'' często. A jak zwracam mu uwagę, to mruży oczka, marszczy nosek, szczerzy ząbki i się śmieje!

Maja wołała na mnie ''mamuuu'', Piotrek za to wymyślił ''mamaaam''. 

Coraz bardziej mnie zastanawia, jakie by było trzecie dziecko, jakbym je miała... Olka, jedno wiesz na pewno - byłoby znów za małe i nie donoszone! Nie wolno!!! 

A może by się udało?...

3
komentarzy
avatar
Aj ale z ciebie kusicielka... Jakby co, to powiem, że mnie bergamotka namówiła ;p
avatar
Na pewno by się udało! A potem, wiesz, te zaciśnięte piastki, nieświadome uśmiechy, maleńkie paluszki na twoim palcu...i na pewno już by miało czarne włoski
avatar
A poważnie mówiąc to ja myślę że jesteś stworzona do roli mamy i powinnas z tym potencjałem coś jeszcze zrobić
Dodaj komentarz

Widzę, że normą staje się wpis raz na tydzień  
W niedzielę Piotruszek skończył półtora roczku... Coraz więcej próbuje powtarzać wyrazów, na stałe też już więcej słów weszło do repertuaru, jak na przykład 'pappa' na papier i paprykę albo 'kawka' na truskawkę i wszelkie czerwonawe owocki, 'aaa ka' na arbuz (piotruszkowy smakołyk numer jeden), 'oopka' jak chce na ręce i najlepsze: 'baka-baka' na wszystko inne, a najbardziej na coś co chce dosięgnąć i wziąć Chodzi taki mały ludzik po domu, po podwórku, po sklepie i mówi sobie 'baka, baka, baku' a ty weź się domyśl, o co akurat chodzi, na szczęście jakoś się dogadujemy, baku baku. 
Dzisiaj za to wbił mnie w podłogę, ze zdziwienia, bo taki mądry jest! Kupiłam mu ostatnio pierwsze puzzle, takie dwuczęściowe zwierzątka, najpierw układałam sama parę razy, Piotrek tylko sobie patrzał, nawet udawał, że go to średnio interesuje, a tu nagle dzisiaj, rach ciach, ja wykadam puzzelki na podłogę, od niechcenia pytam: 'hmm, gdzie jest ogon od rybki?' i - proszę, dostaję ogon od rybki; Piotrek dostał wielkie brawa i pytam dalej, gdzie są inne ogony albo pyszczki i dostałam wszystkie!!! Ale się naklaskałam. Tylko jak Piotrula próbuje sam łączyć puzzle, to robi to w powietrzu, ale to pewnie kwestia kilku dni i się nauczy, taki on ynteligentny  
Tak więc mamy innych półtoraroczniaków (lub prawie półtorarocznych Wojtusiów) - można spokojnie puzzle próbować  

Nie udało mi się zastosować zasady, że do dwóch czy trzech lat nie ma bajek na ekranie... Przez te upały siedzieliśmy więcej w domu, gdzie też mimo ciągłego przeciągu gorąco i mały był chwilami na tyle marudny, że interesowało go tylko pooglądać coś, dałam się skusić... Lecą piosenki (najbardziej lubimy obydwoje miś TV) albo jedna bajka - Dino Dinozaur, prościutka, z wymienianiem różnych elementów - kolory, owoce, pojazdy i takie tam - inne bajki w ogóle nie wciągają jeszcze bąbla. Ja mam chwilę, żeby obiad spokojnie zrobić a Piotrek spod ekranu komputera wykrzykuje 'miś!' albo 'huhu!' na sowy, albo przybiega do mnie, baku-baku mówi i kręci głową, że tej piosenki nie chce, tylko mi palcem na playliście pokazuje którą woli. 

Byliśmy w ciągu tego tygodnia dużo u babci - mojej mamy - i trochę sobie odpoczęłam, tak psychicznie. Niby nic, ale w sumie dobrze mieć od czasu do czasu kogoś obok siebie, kto myśli podobnie, kto lubi porozmawiać i słuchać, kto z chęcią w kuchni z tobą posiedzi i razem coś pysznego zrobicie, zjecie wspólnie i ze śmiechem, bo jak jesteśmy wszystkie u mamy - ja i moje siostry - i wszystkie nasze dzieci, i prawie wszyscy mężowie , i narzeczeni, to trudno się nie śmiać. Dobrze mieć dużą rodzinę Wtedy nawet, jak powiesz, że trudno ci się ostatnio z własnym mężem dogadać, bo albo jest w pracy, albo jest zmęczony po pracy i nie ma ochoty nad niczym się zastanawiać, tylko baku baku jakieś anegdotki, to jakoś łatwiej przejść nad tym do porządku dziennego. 

Przypomniało mi się jeszcze coś ważnego - zaczął do nas przychodzić w końcu mały Krzyś, synek mojej szwagierki. Jakoś przekonał się, że Piotrek nie jest taki zły i nawet się razem fajnie bawią! Ja się cieszę, bo  obydwoje mają wtedy nawzajem swoje towarzystwo, a nie tylko z dorosłymi (i nastolatkami) przebywają.  

No i muszę zapisać ku pamięci. Zaczęłyśmy z Mają biegać. Może na razie bardziej truchtać, ale zawsze coś!!! Bolą mnie o dziwo nie mięśnie, ale kości? Albo ścięgna jakieś przy kościach? Ale co tam, nie zrezygnuję, lubię trochę wysiłku, nie za dużo, o nie! ale lubię czuć, że męczy się moje ciało a nie mój umysł Mam ostatnio gonitwę myśli na różne tematy i czasami chciałabym jakoś się wyłączyć, a bieganie i myślenie o oddechu to dobry sposób!
Idę jeszcze kawę sobie zrobić. Zjadałam dziś ostatnie owsiane ciasteczko, od teraz nie jem nic z owsem, podobno jest jakiś procent ludzi z celiakią, którzy nie tolerują też owsa, muszę spróbować. Może stąd boli mnie czasem brzuch mimo przestrzeganej diety i może spadną mi przeciwciała. A może jestem już za stara na radykalną poprawę i zawsze cos tam będzie się psuć ale sprawdzić nie zaszkodzi!

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}