avatar

tytuł: nie mam pomysłu na tytuł:)

autor: Azzurra

Wstęp

about me

O mnie:

Jeszcze 32 latka. Od maja 2013 żona fajnego mężczyzny. Od maja 2017 mama Michasi. Przyjezdna mieszkanka stolicy, z ustabilizowaną sytuacją zawodową i własnym kątem. I kotem;) Edit: mam już 33 lata

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Dobrą. Chciałabym wychować córkę na szczęśliwego, świadomego swojej wartości człowieka. Chciałabym, żeby swoje dzieciństwo wspominała tak dobrze, jak to tylko możliwe. Dużo lepiej, niż ja wspominam swoje.

about me

Moje dzieci:

Michasia, która za kilka dni skończy pół roku. Póki co grzeczne, nie chorujące dziecko, które duuużo częściej się śmieje niż płacze. Chciałabym, żeby tak zostało. I chyba chciałabym, żeby miała kiedyś siostrę lub brata;) Edit: Michasia za kilka dni skończy rok, a ja jestem w 8 tygodniu ciąży:)

about me

Moje emocje:

Chciałabym, żeby sielanka( względna, bo chyba nie ma dzieci i rodziców idealnych) trwała jak najdłużej. Wierzę, że więcej przed nami dni pięknych i dobrych, niż smutnych. Jestem szczęśliwa, że udało się zajść w bezproblemową ciążę i urodzić to śliczne, zdrowe dziecko. Edit: czekamy na kolejne śliczne i zdrowe dziecko;)

Niewątpliwą zaletą zamieszkiwania w dużej dzielnicy Warszawy o rozwiniętej infrastrukturze jest, oprócz czterech parków, ZOO, przedszkoli i przychodni po drugiej stronie ulicy, obecność Rossmanów. Ja mam 5 w zasięgu  spaceru z wózkiem. Doceniłam ten fakt teraz,kiedy przerażona( prze szczęśliwa?) faktem ewentualnej ciąży biegam co drugi dzień do innego po kolejne testy. Omijam tylko ten najbliżej mnie, bo tam panie znają już mnie i Michasię...wiem, wiem jestem dorosła i nie powinnam się wstydzić faktu, że kupuję test ciążowy, ale jakoś tak u 'znajomych' mi głupio 
Dziś rano robiłam kolejny test( zwariowałam?!?) i był negatywny. Niewiele myśląc zapakowałam Miśkę w wózek i pobiegłam do kolejnej drogerii, zakupić ten o wyższej czułości. Wróciłam, siknęłam i jest. Nie trzeba jej już szukać w dwóch parach okularów,w salonie, łazience czy pracowni J. pod lampką. Jest cieniutka, niemrawa ale widoczna na pierwszy rzut oka.
Nie wiem, czy bardziej boję się że jutro nie dostanę okresu, czy bardziej boję się go dostać. Mam mętlik w głowie. Co myśmy narobili? Jak damy sobie radę? Oczywiście mąż ze stoickim spokojem podchodzi do tematu, bo jakoś wbiło mu się do głowy że blada kreska to nie kreska i studzi emocje. Na moje biadolenie, że przecież dopiero byłam w ciąży i jak to w ogóle możliwe przytomnie zauważył, że przynajmniej odpadnie nam szukanie żłobka. No fakt. Kolejna sprawa-ubranka po Michasi. Całe tony pięknych, zupełnie nie zniszczonych ciuszków. Zamortyzują się przynajmniej.Chyba, że urodziłby się synek. Matko Boska, a jak byłyby bliźniaki? Mamy "tylko" trzy sypialnie...Za kilka lat musielibyśmy wynieść się chyba do salonu Może to i lepiej, bo ja na przykład bardzo lubię usypiać przed TV
Jak to dobrze, że mogę sobie tu popisać. Na tym etapie wie oczywiście tylko mój mąż, ale gdybym była w ciąży to i tak jeszcze dłuuugo nie powiedzielibyśmy nikomu. W poprzedniej rodzicom powiedzieliśmy około 12 tygodnia, w pracy dopiero się przyznałam jak brzuch wyskoczył Wczoraj byłam na spacerze z koleżanką, i napomknęłam jej w rozmowie że chyba chcielibyśmy mieć drugie dziecko, O  dziwo mnie nie zbeształa, jako nieliczna z moich znajomych. Sama ma o rok starszą siostrę i powiedziała, że tej więzi z nią nie da się porównać z niczym innym.
Nie wiem jak to się zakończy, nie nastawiam się. Może być tak, że mój organizm nie jest jeszcze gotowy na ciążę w końcu nie minął nawet rok, do tego mało bo mało, ale karmię. Ale chyba, będąc szczera, troszkę jednak żal zostanie...
Fajnie być znowu w ciąży, choć nie wiem ile ta chwila potrwa. Teraz, mając córkę już wiem, że ta  niemrawa kreseczka to nie tylko kreseczka, ale być może, w przyszłości jakaś Ania albo Krzysio. Albo Ania i Krzysio

3
komentarzy
avatar
Ale suuuper! Zazdroszczę! Woooooow!!!!! Tez tak chcę

Praski, Skaryszewski, na Grochowskiej i....jaki jeszcze?
A oprócz Rossmana na Wilenskim i Targowej to Waszyngtona i...?
Myślałam, że znam Pragę jak własną kieszeń, ale mój mózg nie podpowiada mi już więcej opcji
avatar
Zmylilam Ci na pewno tym ZOO( jest w odległości jazdy tramwajem. Mieszkam bardziej na Grochowie- zapraszam na kawę Dodatkowo mam blisko King Crossa i Promenadę, więc stąd te drogerie.
Niestety u mnie historia raczej pozytywnie się nie zakończy, jeszcze karmię się nadzieją ale brzuch już pobolewa okresowo a drugie kreski cały czas wychodzą bladziusienkie, zamiast się wzmacniać. W ciąży z Michasia robiłam test dzień po spodziewanej miesiączce i nie zdążyłam naciągnąć gaci na tyłek po sikaniu a już była gruba kreska.
avatar
Pięknie to napisałaś, o tych kreseczkach, Aniach i Krzysiulach Ja tam jeszcze trzymam kciuki!
Dodaj komentarz

Dziś moje dziecko po raz pierwszy zawołało kotka! Oczywiście jeszcze dość nieporadnie, ale w końcu powtarzane jak mantra 'Michasia, powiedz "kotek" ' zaowocowało czymś w rodzaju "kooo" 
Podczas gdy mój małżonek wziął  w nagrodę córkę na spacer, ja popełniłam telefon do doktorka:
"- Dzień dobry Panie Doktorze, A.A. z tej strony, czy mogę zająć chwilę?
-Aaa..to Pani! Proszę!
-Eee...[konsternacja, że mnie pamięta]..No wie Pan, bo ja pacjentką jestem..i tak dzwonię w takiej sprawie....trochę, ekhm..no...
-No tak, w zeszłym roku robiliśmy cięcie w szpitalu w Piaseczne, pamiętam doskonale [Sobie myślę, ale gościu ma pamięć, skubaniec].  Zapewne jest Pani w ciąży?"
Zanim wydusiłam z siebie potwierdzenie, chwila minęła. Spodziewałam się na początek bury za nie odczekanie przepisowego roku, ale nic takiego nie nastąpiło. Odświeżył sobie tylko pamięć pytaniami pomocniczymi o wiek, przebieg ostatniej ciąży i kazał się stawić za tydzień w gabinecie, żeby sprawdzić czy pęcherzyk będzie tam gdzie powinien. Jako ciężarna po cc jestem bowiem nieco bardziej narażona na...ehh...nawet nie chcę pisać.
Zaczyna się. Obawa o każdy dzień, odliczanie do wizyty. Błogi spokój po wizycie, a później czytanie smutnych historii, wyłapywanie samych nieszczęśliwych przypadków i odliczanie do kolejnej wizyty. 
Według aplikacji smartfonowej to 4t 1d. Początki początków. A ja się modlę, żeby ta ciąża była taka bezobjawowa jak pierwsza. Może chociaż tyle nie przytyję, bo córka codziennie zapewnia mi coraz to większa dawkę ruchu. W głowie się kotłuje..już jakbym trochę się oswoiła z myślą, że każdy dzień przybliża mnie do kolejnego dziecka a z drugiej strony wszystko dzieje się jakby obok. Nie wierzę, że to dotyczy mnie. Jeśli po drodze nie stanie się jakieś nieszczęście to wkrótce będę matką dzieci, między którymi będzie tylko 19 miesięcy różnicy. Matko Boska, przecież ja z tą moją Michalinką ledwie sobie radzę
Na sam koniec dnia dzwoni moja mama z informacją, że znowu coś tam kupiła Misi, jakieś kurteczki czy sukieneczki, nevermind. A ja mam ochotę odpalić: "mamo, daj spokój z tymi falbankami! Przecież chłopca  później nie ubiorę w różową sukienkę z kucykiem Pony, jak już kupujesz to kupuj coś neutralnego!"
I tym sposobem pamiętnik mojej córki stanie się na jakiś czas również pamiętnikiem ciążowym.
No bo przecież jestem w ciąży.

3
komentarzy
avatar
Ano tak A ja się cieszę, jakbym przynajmniej ciocią była Wiesz, te komplety bielizny, o których pisałaś, to chyba naprawdę się sprawdzają, hehe
avatar
Azzurko, Dzieciozmagania przeczytałam i przynajmniej się trochę pośmiałam, polecam Tej pierwszej książki nie czytałam, o ciąży, ale czytałam o niej dużo dobrego, że śmieszna i ja już nie potrzebuję, ale wiesz, jak potrzebujesz trochę relaksu, rozluźnienia i uśmiechu, to powinno się sprawdzić
co do innych książek, to ja w obu ciążach korzystałam z "W oczekiwaniu na dziecko", namiętnie, co tydzień sięgałam po nią, doczytać, co się teraz dzieje. Taki rytuał I lubiłam filmiki na mamazone.pl
Ale ogólnie lubię najbardziej odnosić się do wychowywania dzieci w książkach, jak np. Jeżycjada Musierowicz. Lubię wychwytywać "filozofie wychowawcze" z książek, które akurat czytam, wolę to niż typowe poradniki.
Jak się czujesz? Pewnie raz szczęśliwa, raz w panice i zalana łzami, dobrze zgaduję? Będzie dobrze, co więcej - będzie tak, ja ma być. Trzymaj się!
avatar
przybij piątkę z drugą ciążą z małą różnicą wieku pomiędzy człowiekami u nas drugi człowiek będzie młodszy od starszego o jakiś rok i dziesięć miesięcy no i jeśli będziesz miała chłopca, a ja dziewczynkę (teraz mamy odwrotnie), to będziemy się wymieniać ciuszkami
Dodaj komentarz

Długo zbierałam się do tego wpisu. Raz już nawet coś napisałam, ale po jakimś czasie skasowałam wpis stwierdzając, że nie chcę mieć takiej pamiątki z początków drugiej ciąży. Ten może zostawię. Przecież swoich uczuć nie trzeba się wstydzić?
Wg smartfona 5 t 6d. Mam za sobą pierwszą wizytę u lekarza, w ubiegły piątek. Nie powinnam jej analizować, bo w sumie nieładnie wkładać w usta lekarza czegoś, czego nie powiedział ale analizując przebieg wizyty będąc w takim dole w jakim jestem dzisiaj stwierdzam, że na pewno widział coś niepokojącego ale mi nie powiedział. Dlaczego? Ano dlatego, że prowadził moją poprzednią ciążę i ani razu podczas wizyty nie miał złego humoru. W piątek ewidentnie miał niewyraźną minę robiąc USG. Mniemam, że chodzi o umiejscowienie pęcherzyka ( bo póki co był tylko pęcherzyk). Fajnie, że w ogóle jest w macicy ale chyba byłoby fajniej, gdyby był w większej odległości od blizny po cc. Tak mniemam, ale to tylko moje, pożal się Boże, dywagacje.
Objawów ciążowych mam okrągłe zero. Czyli  albo powtórka z rozrywki( w poprzedniej ciąży jakoś ok 8 tc zaczęły boleć piersi i tyle) albo intuicja mnie nie zawodzi i coś jest nie teges. Jedyne co mi doskwiera to istna huśtawka nastrojów. Jednego dnia promienieję, nucę pod nosem pchając wózek z córką, i myślę sobie, że ze mnie jest niezła szczęściara. Jeszcze kilka miesięcy temu marzyłam sobie, że zajdę w ciążę w kwietniu i urodzę w grudniu, w miesiącu moich urodzin a moje dzieci będą się razem wychowywać prawie jak bliźniaki. Autentycznie i tym marzyłam! I bach, udało się! Czy to się nie nazywa szczęście? Przeglądam ubranka po córce, myślę jak ustawić drugie łóżeczko i przeglądam wypasione super-drogie wózki dla dwójki. Wpadło mi nawet do głowy, w przypływie dobrego humoru żeby tym razem nie chcieć poznać płci dziecka i zrobić sobie niespodziankę. Przecież tak samo mocno będę kochała dziewczynkę, jak i chłopca więc może zróbmy sobie taki 'prezent'?
Następnego dnia wyrzucam sobie, że skrzywdziłam swoją córkę bo zamiast się nią porządnie zająć to zaszłam w kolejną ciążę. Po przeczytaniu wszystkich okołoporodowych pseudo-artykułów mam wizje najróżniejsze. Widzę, jak od połowy ciąży do rozwiązania leżę w łóżku bo lekarz kazał leżeć plackiem. Obok mnie chlipie moja córka, ponieważ mama zamiast wziąć ją na ręce, czy do parku na huśtawkę gnije rozwalona na wyrze. Widzę, jak mój mąż desperacko próbuje ogarnąć córkę i zabiera ją na spacery, a jego robota leży, faktury się nie wystawiają a co za tym idzie nie ma kasy na spłatę naszych, bądź co bądź sporych zobowiązań. Kiedy myślę, że gorzej już być nie może to uświadamiam sobie, że owszem może! Przecież mogą mnie położyć na na przykład dwa miesiące do szpitala. A wtedy odpadnie mi nawet przytulenie mojej córeczki leżąc na łóżku i czytając jej książki. Widzę u siebie wszystko, co tylko może mi się przytrafić: łożysko wrośnięte w bliznę , co kończy się wycięciem macicy , widzę wiszący nade mną konflikt serologiczny i ciężką chorobę mojego nienarodzonego jeszcze dziecka, widzę złe wyniki badań prenatalnych czy wreszcie siebie jako jedną z tego ułamka ułamków kobiet, które nie przeżywają kolejnej cesarki. O tym, co będzie po porodzie nie chcę nawet dziś myśleć bo zabraknie mi łez.
Naprawdę to wszystko dziś widzę i zalewam się łzami. Mieliśmy jechać na Mazury, bo piękna pogoda a zostaliśmy w domu bo co godzinę średnio wybucham płaczem, więc nie ma sensu. Może pojedziemy jutro, a może znowu nie.
Jestem beznadziejną matką. Moja córka skończyła 11 miesięcy- robi ogromne postępy, a ja zamiast się z nią cieszyć oddałam ją ojcu żeby sobie popłakać. Misia woła kici-kici po swojemu, pokazuje am, kiedy jest głodna robi "pa-pa" i bije brawo. Co prawda swoich części ciała nie pokazuje, ale pokazuje gdzie mama ma nos:-) Wchodzi już nie tylko na kanapy, ale również na ich oparcia(ostatnio o mało nie dostałam zawału widząc jak z oparcia sięga do zegara wiszącego w salonie), kilka razy samodzielnie zeszła. Zaczęła przesypiać noce, choć trafiają się takie z jedną pobudką. Chodzi podtrzymywana( ostatni odważyłam się sprawdzić) i w ogóle jest cudownym, wesołym dzieckiem. Pluje jedzeniem, pokazuje język a ja ją kocham każdego dnia mocniej.
Przepraszam,że to piszę ale muszę to GDZIEŚ wyartykułować
.Boję się, że drugie dziecko sprawi że ona się ode mnie odsunie. Boję się, że za szybko podjęłam tą decyzję. Prawda jest taka, że gdybym wróciła do pracy to prawdopodobnie Miśka zostałaby jedynaczką. Pytanie, co z tego? Mielibyśmy ją , a ona nas na wyłączność. Skupiłaby na sobie całą naszą uwagę, miłość, środki itp.  
Czas pokaże, czy wybór którego dokonałam był słuszny.

1
komentarzy
avatar
A ja Ci zazdroszczę.
Miedzy moimi dziecmi jest 3.5 roku roznicy i sądzę, że to dużo. Ale każda sytuacja ma swoje plusy. W Twojej trzeba juz tylko o plusach myslec, bo nosisz w sobie nowego czlowieka! Udalo sie!
Dodaj komentarz

Jednak pojechaliśmy na Mazury. Było naprawdę ok. Oprócz pogody i wędzonych ryb, które uwielbiam a których nie powinnam podobno jeść w ciąży tym, co mi  się najbardziej podobało był fakt że moja córka ANI RAZU nie zapłakała po drodze. Wynalazca fotelików przodem do kierunku jazdy ma u mnie piwo( którego oczywiście od pozytywnego testu nie tknęłam i zapewne znów długo nie tknę, a lubię:/).
Wróciliśmy do domu i zaczęło się odliczanie do wizyty. Mam w piątek. Matkobosko, boję się. Nie czuję się w ciąży. Nic a nic. Nie mam żadnych objawów. Po prostu czuję się fizycznie równie dobrze, jak miesiąc temu. Cycki nie bolą nadal, nawet podczas karmienia. Ostatnio zaczęłam świrować i stwierdziłam że brzuch mi urósł, a okazało się że to tylko wzdęcie po frykasach od teściowej. No po prostu czuję się najnormalniej w świecie.
Ostatnio uświadomiłam sobie, że za kilka dni kończy mi się macierzyński a w połowie lipca zadeklarowałam że wrócę do pracy. Oczywiście nie szukam żłobka dla Misi, bo przecież jestem w ciąży. Jeśli się okaże, że jednak nie jestem to zostanę, kolokwialnie mówiąc, w czarnej dupie. 
Inna sprawa, że chcąc być fair wobec szefa powinnam mu jak najwcześniej powiedzieć o ciąży żeby się przygotował 'kadrowo'. Problem w tym, że w poprzedniej ciąży powiedziałam w pracy dopiero jak mi brzuch wyskoczył, bo jestem z tych co nie lubią zapeszać. Bardzo długo wiedziałam tylko ja i mąż, i chciałabym żeby tym razem tak również było( przynajmniej do końca pierwszego trymestru). Pierwszy trymestr będzie się kończył jakoś pod koniec czerwca czyli wtedy, kiedy na pewno moje biurko będzie już na mnie czekało w robocie.A ja co? Powiem" sorry ludzie, ale jednak jestem w ciąży i wrócę za dwa lata". Nie, to nie jest w moim stylu...Teoretyczne, mogłabym tak jak poprzednio pracować do ósmego miesiąca, posłać Małą do żłobka...i chyba chcąc być uczciwą, tak powinnam zrobić? Problem w tym, że wtedy tracę finansowo, bo po powrocie zasiłek macierzyński przeliczą mi za ten rok, na którym byłam na zasiłku czyli dostanę całe G... No i pytanie, czy zafundowanie Miście hardkoru w postaci żłoba a następnie młodszego bobaska nie jest zbyt lekkomyślne. Może jednak powinnam zostać z nią przez całą ciążę, żeby poświęcić tylko jej ten czas, który nam jeszcze został. HELP.  Co ja mam zrobić??
Planowanie wakacji to już przy powyższym pestka. Mieliśmy jechać w maju, ale że mamy komunię chrześnicy J. oraz coroczne, kilkudniowe spotkanie ze znajomymi to maj odpada. Czerwiec? Super, tylko wtedy wchodzi w grę tylko opcja urlopu w pracy( nie pojechałabym na wakacje na zwolnieniu)  czyli musiałabym nadal przemilczeć ciążę, pojechać na wakacje i po wakacjach 'uświadomić 'sobie dopiero, że jestem w ciąży i poinformować szefa, ze jednak zmiana planów. Zawsze jeździliśmy na wakacje we wrześniu, i w pierwszym odruchu sobie pomyślałam że w tym roku też możemy, przecież same plusy! Misia będzie większa a mój brzuch jeszcze zapewne do udźwignięcia, super. A , i jeszcze do września odkujemy się finansowo. Nie wspominałam, ale jak mój mąż obliczył dopłatę podatku jaką musimy uiścić, to w pierwszym momencie zbladłam, w drugim myślałam że zemdleję a w trzecim się rozpłakałam. Zawsze coś tam dopłacaliśmy, ale kuźwa nie tyle!!! Jakby mi ktoś wspomniał o takiej kwocie podatku , to pomyślałabym raczej o jakimś super-przedsiębiorcy z milionowymi zyskami a nie o klasie średniej na dorobku. A by to jasny piorun strzelił! No nic, ważne że wystarczyło zaskórniaków i obyło się bez telefonu do Bociana, ale chwila szoku była. Czyli wrzesień byłby zdecydowanie najlepszą opcją.
 No tak, tylko we wrześniu będę już na zwolnieniu, czyli DUPA.
Nie wiem. Nie mam objawów ciążowych, nie mam żłobka dla córki ani planów na wakacje. Pieniądze szczęścia nie dają, więc to że ich chwilowo nie mam to już naprawdę pikuś
I na zakończenie-dzięki Walabio za dobre słowo.

 Ja wiem, że czasami po moich wpisach trudno odczytać czy ja chciałam tej ciąży, czy to była jakaś wpadka. Otóż bardzo jej chciałam, i chciałam taką małą różnicę wieku między dziećmi. Domyślam się, ze pierwsze lata to będzie cyrk na kółkach. Ale mimo wszystko cieszę się okropnie, choć przerażenie też jest i czasem przysłania mi to szczęście. Póki co trwa niecierpliwe odliczanie do piątkowej wizyty.

5
komentarzy
avatar
O rany, to już nie przelewki Już nie 'może jestem w ciąży', tylko to się dzieje NAPRAWDĘ Uważaj tam na siebie, i pisz co słychać, w jakiejś przerwie między opiekowaniem się Michalinką a drzemką, bo te drzemki to pewnie nieuniknione w pierwszych miesiącach, no nie?
avatar
Azzzurrko, napisz proszę po wizycie... Tez się denerwuję dzisiaj! Wszystko dobrze?
avatar
Ja bym się cieszyła, że nie muszę już o żłobku myśleć, zrezygnowałabym. Trzeba mieć naprawdę szczęście, żeby na dobry trafić, a po drugie będzie ci starszy dzieć zarazki przynosił i młodszego rozchorowywał. A tak będziecie się mogły sobą jeszcze spokojnie nacieszyć. I nie kusi cię pomyśleć sobie "chrzanię pracę, jeszcze zdążę się tam narobić"? Co to jest rok, dwa czy nawet trzy w porównaniu do tych wszystkich milionów lat do emerytury
Rozumiem cię co do tej uczciwości, też tak mam, wybrałam urlop wychowawczy a nie zdrowotny, bo mi po prostu głupio było iść do lekarza i... i co? Zmyślać? Slyszałam, że dziewczyny dostają zdrowotny na tarczycę, ale moja mi nic nie dokucza, mam udawać? Kawę na ławę wyłożyć? Pewnie jak by nam pieniędzy brakowało, to bym inaczej myślała, ale jakoś sobie radzimy
Trzymam kciuki za piątkową wizytę! Niech się Aniowo-Krzysiowa fasolka dobrze rozwija
avatar
Choroby mlodszego dziecka, to kwestia pewna przy zlobku, ale... Chorowac rowniez będą wszyscy domownicy, kiedy dziecko zlobkowe choruje. A chorowanie w ciazy to jest naprawdę niebezpieczne i lepiej unikać.
avatar
Ojej, dziękuję że pamiętałaś!!! Wizytę przełożyłam na minioną środę, bo dziś J. wyjechał i stwierdziłam że do następnego tygodnia nie wytrzymam.
Jest super! Mamy 0,91 cm człowieka z bijącym sercem, wszystko ok. Był ze mną na USG J. i Michalina więc doktorek puscil nam na sekundę bicie serca, normalnie łzy mi pociekły ze szczęścia!! Zbieram się do zaktualizowania pamiętnika lada dzień
Bardzo, bardzo Ci dziękuję że pamiętałaś!
Dodaj komentarz

Pora najwyższa na aktualizację pamiętnika. Zacznę dziś od Michasi, bo w sumie to jej pamiętnik a ja ostatnio tylko ciąża i ciąża. Oczywiście o ciąży będzie, tylko później.
W miniony wtorek byłam z Michaliną na wizycie kontrolnej u pediatry. Moja córka waży-uwaga- 8540 ! Normalnie, kawał baby Pani doktor tylko pokręciła głową i po raz kolejny zaznaczyła, że no tak, przecież ona z tych drobnych Myślę sobie, jakich drobnych? toż awansowała w okolice 10-tego centyla, to sukces! Ponieważ nie było pielęgniarki, pani doktor próbowała również samodzielnie zmierzyć Miśkę. "Wychodzi mniej więcej 78, czy to by się zgadzało?"-zapytała. No nie, wydaje mi się że jest troszkę wyższa, ale już nie chciałam wprowadzać zamętu.
Ogólnie jest pięknie-Mała zdrowa, gania kota po całym mieszkaniu i nauczyła się rzucać piłeczką. Dziś oczywiście zaliczyła dwa razy glebę i raz ramę łóżka, ale spoko. Twarda jest. Po tatusiu. Noce przesypia czasem całe, a czasem z jedną pobudką. Osobiście( nie myślałam, że to kiedyś powiem!) wolę kiedy się budzi, bo wtedy mój mąż przynosi ją do łóżka, ona od razu usypia i śpimy czasem nawet do 8. Michalina co prawda stopy kładzie na ojcu, a głowę na mnie ale jest całkiem wygodnie. Jeśli zdarza się, ze przesypia noc w swoim łóżeczku to niestety a pobudka następuje o 5.30 i wtedy zaczyna się nasz dzień... a ja tak lubię pospać....
A mama jest, według smartfona, w 8 t 1 d ciąży. Objawów nadal zero.NIC.
Mamy za sobą wizytę serduszkową  z 9 maja. przeżycie niesamowite, tym bardziej że doktorek zaprosił też męża i córkę wraz z wózkiemtakże komisyjnie stwierdziliśmy, że czwarty członek rodu ( tylko czwarty) tam siedzi. Kolejną wizytę miałam mieć 22, ale niestety w sobotę pojawiło się plamienie, które powtórzyło się w środę rano. Jeszcze tego samego dnia jechaliśmy do doktorka, a ja nawet nie chcę pamiętać jakie myśli siedziały mi w głowie.  Nie pamiętam, żebym w ciąży z Miśką aż tak się bała jakiegoś USG. Tego bardzo się bałam. Nie patrzyłam w monitor, tylko w twarz lekarza w oczekiwaniu na najgorsze. Kiedy usłyszałam "ciąża żywa", kamień spadł mi z serca. Pomyślałam sobie, że ciąża z córką przebiegła wzorowo, Misia była grzecznym dzieckiem, nie kopała po żebrach, a nawet się nie odwróciła żeby mama nie miała dylematów z rodzajem porodu...a tutaj to chyba jakiś gorszy diabeł(diablica) siedzi....No nic, dobrze że to drugie  Doktorek powiedział mojemu mężowi, że obydwaj przeze mnie osiwieją Dostałam zalecenia brania duphastonu i odpoczynku(hahaha!). Źródła plamienia, mimo BARDZO dokładnego badania nie znaleziono.  We wtorek kolejna wizyta. Idziemy do przodu
I najlepsze. O ciąży wiem ja, mąż, doktorek i..mój szef! Stwierdziłam, że bez sensu przeciągać sprawę, tym bardziej że lekarz wyraźnie stwierdził, że o pracy mam zapomnieć z tymi plamieniami, także sumienie mam czyste. Nie chcąc zwodzić mojego kierownika, zadzwoniłam dziś do niego z dobrą nowiną. Stresu było co niemiara. I co się okazało? Mój szef się tak ucieszył, jakby to było jego dziecko(no prawie!).Pogratulował mi i ( w odpowiedzi na moje obawy, że nie będę miała gdzie wrócić) powiedział, że dopóki on w firmie będzie, to ja mam miejsce zaklepane. Miło mi się zrobiło, aż się wzruszyłam. Oczywiście moja prośba, żeby na razie nie mówił nikomu zostanie wysłuchana i powie reszcie dopiero, kiedy ja wyrażę na to zgodę.
No, i przechwaliłam córkę. Tak się darła, że mąż nie dał jej rady spacyfikować i przyniósł mi do łóżka. Ponieważ nie powinna gapić się w laptopa, muszę kończyć!

0
Dodaj komentarz

Ale mnie długo nie było!
Korzystając z chwili spokoju uzupełnię krótko pamiętnik, bo chciałam odnotować kilka szczegółów i jedną ważną datę.
Zacznę od daty. 02.06.2018r. to data ostatniego karmienia piersią Michaliny. Nie dałam rady. Z dnia na dzień Miśka zaczęła mnie tak gryźć, że najpierw odstawiłam ją od jednej pokiereszowanej piersi. Po dwóch dniach obgryzła mi tą drugą, więc zostałam bez żadnego nie pogryzionego cycka. Nie wiem, co się stało. Wcześniej mnie nie gryzła, a przecież tymi sześcioma zębami dysponuje już ze dwa miesiące. No nic, trudno. Karmiłam rok. Rok temu, kilka dni po porodzie gdyby mi ktoś powiedział że będę karmiła rok to bym parsknęła śmiechem. A jednak się udało. I było pięknie
W ostatni przedłużony weekend byliśmy z przyjaciółmi mojego męża i ich rodzinami na corocznym spotkaniu na Suwalszczyźnie. Było super. I było mi to potrzebne, bo oczyściłam głowę i posłuchałam matek, które mają dzieci rok po roku( między jednymi dziewczynkami jest 16 miesięcy różnicy!). Takich mam jest w 'towarzystwie' trzy. Jedna z nich to znana trenerka fitness, żeby było zabawniej Wszystkie trzy to super zadbane,  uśmiechnięte, spełnione młode kobiety. I żadna nie powiedziała mi nic innego, jak tylko to że to była dobra decyzja z naszej strony. Że po przekichanym początkowym okresie jest coraz lepiej, a jak drugie trochę podrośnie to jest łatwiej niż z jednym. Naprawdę mnie to podbudowało, po tej dołującej rozmowie z koleżanką i lekturze internetu. Znowu poczułam moci wróciło szczęście. Bo jeśli mam być szczera, to wcześniej euforia jakby opadła i zaczęłam więcej popłakiwać po kątach niż cieszyć się ciążą i tym, że będę miała rodzinę w komplecie.
O ciąży powiedziałam mamie, która o dziwo bardzo się ucieszyła. Chyba marzy jej się chłopczyk, bo zaczęła już oglądać chłopięce ubranka  Ponieważ w najbliższym czasie nie wybieramy się do teściów, mój mąż przekazał informację telefonicznie również im. Nawet nie zadzwonili zapytać, jak się czuję czy pogratulować. Zapadła martwa cisza. Cóż...
Płci dowiemy się pod koniec czerwca. 14.06. mam USG prenatalne i dzień później będę oddawała krew do NIFTY. Wynik odpowie nam na pytanie, czy nasze dziecko jest zdrowe no i jakiej jest płci. Choć to oczywiście najmniej ważne w obliczu tego, że badanie to służy zupełnie innym celom... Bardzo się boję tych badań( pomijając fakt ze ich kosmiczna cena powala;() ale mając w pamięci przejścia z poprzedniej ciąży, jesteśmy zdeterminowani żeby je zrobić. Jak będzie kolejna dziewczynka, to zaoszczędzimy na wyprawce
Mnie dopadło jakieś dziwne uczucie, zupełnie inaczej niż w pierwszej ciąży kiedy to byłam od początku pewna że będzie córcia,.
Raz mi się wydaje że będzie chłopiec, raz że kolejna dziewczynka. Co bym wolała? 
ZDROWE DZIECKO. Kiedyś marzyłam o drugiej córeczce, teraz jest mi totalnie wszystko jedno. 

1
komentarzy
avatar
Uff, dobrze, że wszystko w porządku!!! Trzymajcie się zdrowo i szczęśliwie!
Dodaj komentarz

No nie wierzę...po ponad czteromiesięcznej nieobecności w pamiętniku wróciłam, wysmarowałam na smartfonie mega wpis..i mi go skasowałowidocznie za dużo brzydkich słów byłono nic, spróbuję powtórzyć.

Dlaczego kurz pokrył pamiętnik mojej córki? Z lenistwa. Ponieważ jestem w 31 tygodniu ciąży całą swoją energię i wolny czas poświęciłam udzielając się w grupie grudniowych mamusiek. Ale ponieważ nadszedł ten moment, że nikt mnie już nie rozumie to wracam tutaj, posypuję głowę popiołem. Tutaj mogę się w spokoju wyżalić.
A dlaczego wyżalić?
Przecież jest super.Jestem w kolejnej bezproblemowej i bezobjawowej ciąży. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że urodzi się zdrowy chłopczyk. Michasia jest zdrowym, uśmiechniętym dzieckiem. Coraz więcej mówi (wg teściowej, za mało, siada na nocnik(choć kupę dalej robi dopiero po założeniu pieluszki, teściowa twierdzi że najwyższy czas odpieluchować) i samodzielnie je( teściowa zwraca uwagę, że potrafi kaszą zapierdzielić całą kuchnię, niedobra!)
Ja, czyli nie-młoda matka czuję się równie dobrze co poprzednio. Żadnych objawów ciąży poza dodatkowymi kilogramami nie ma. No, może czasem gdzieś coś zakłuje ale naprawdę da się żyć.
Wszystko spoko i pięknie, tylko jest jedna rysa na tym idealnym obrazku. No, może dwie. Druga to strach przed opieką nad dwójką małych dzieci, ale nie o tym dziś chciałam. Będzie o tym zapewne niedługo.
Pierwsza to zbliżający się wielkimi krokami poród. Poprzednio-wiadomo. Córka pokazała gdzie ma nas wszystkich i wypięła się tyłkiem do kanału rodnego i świata. Matkę z tej okazji pokrojono i było dobrze. Szybko się zagoiłam, żadnych dolegliwości nie odczuwałam, poza początkowym "ciągnięciem" blizny, dziecko zdrowe i karmione cyckiem przepisowy rok. Biorąc pod uwagę taki obrót rzeczy, i tym razem myśląc o wydaniu na świat synka myślałam o kolejnej cesarce.
Aż do wizyty u pewnej pani ginekolog kilka dni temu.
Zdradziłam swojego doktorka i wybrałam się na USG do innej lekarki.  USG za 280 zł wykonała w max 10 minut bo stwierdziła, że jest tak idealnie że nie ma co badać(?!?). Pod koniec tej fatalnej wizyty zawyrokowała, że dzieć będzie ważył około 3500 gram i koniecznie muszę go wydać na świat drogami natury. Konsternacja. Ale..yyy...pani doktor, raczej myślałam o kolejnym cięciu. Nieważne! To już podobno moja ostatnia szansa na psn, więc żal nie spróbować. No tak....kobita nie zadała sobie trudu zerknięcia na stan blizny po cc, zna mnie 5 minut i każe rodzić. Głupota! 

Ale w głowie zakiełkowała już myśl...zaczęłam się zastanawiać....zaczęłam czytać i pytać innych o opinie..

W trzy dni później wizyta u lekarza prowadzącego. Na USG: uuu, chłopczyk koło 4 kilo się szykuje jak nic( heheh!kolejny wróżbita!)
Wszystko faktycznie, dzięki Bogu, wzorowo. Blizna gruba, utrzymałaby ciążę bliźniaczą.
No to odpalam: panie doktorze, może powinnam spróbować urodzić siłami natury?
Doktorek zmarszczył brew. "Ja prawie każdej swojej pacjentce po jednym cięciu doradzam próbę porodu sn, o ile nie widzę przeciwskazań. U pani teoretycznie ich nie ma. Ale pani odradzam."
No jaak too??? 
Zostałam brutalnie uświadomiona, że "po godzinie na porodówce będzie pani błagała o cięcie" ale wtedy już" nie pani decyduje tylko lekarz, czy i kiedy operację wykona". Zamurowało mnie, nie pamiętam co było dalej. Generalnie stwierdził, że mnie bardzo lubi ale cienki ze mnie Bolek i oszczędźmy sobie przykrości. Zostałam zaproszona wstępnie na cc 24.12.2018, doktorek oczywiście nie da nikomu innemu kroić mojej macicy i sam potnie.
Zgłupiałam. Myślę o tym i myślę. I strasznie mi przykro.
Mąż milcząco zgadza się z lekarzem. Mama i siostra na sam mój pomysł porodu naturalnego zareagowały histerią("upadłaś na głowę&quot. Internety, wręcz przeciwnie...krzyczą, że naturalny poród najlepszy. Że matka co nie chce rodzić, to nie wie, co traci. Że dzieci po cc chorowite, z astmę, alergią i w ogóle to nie radzą sobie w życiu bo nie przeszły przez kanał rodny. I-w domyśle-skoro nie chcesz rodzić, to skazujesz swoje dziecko na te wszystkie plagi egipskie i wuj z Ciebie a nie matka. Podobno kobiety po cc nie czują się spełnione..
A ja,kurczę, do tej pory czułam się spełniona. Mam fajne życie, zdrową córkę i sama jestem zdrowa. Czy muszę chcieć się spełniać na porodówce? Bo ja nie chcę sobie niczego udowadniać, serio. Przykro mi, że lekarz ma mnie za panikarę która ma problem z badaniem ginekologicznym, a co dopiero z porodem. Przykro mi, ale pewne rzeczy akceptuję i nie chcę z nimi walczyć. Z drugiej strony..chcę tego co najlepsze dla mojego synka. Z córką nikt mi nie dał wyboru, teraz go mam. Chociaż bardzo chciałabym żeby ktoś za mnie podjął tę decyzję.
 Mam dwa tygodnie na zastanowienie się i deklarację, czy wyciągamy braciszka w Wigilię czy też idziemy na żywioł.

4
komentarzy
avatar
No i dobrze, że sobie sama wszystko poukładałaś, bez poddawania się opinii innych! Ktoś kiedyś gdzieś fajnie napisał, że jak patrzy na dzieci w szkole, to nie widać, jak które było urodzone ani karmione. Widać za to, jak było wychowywane. Także tak!
avatar
Zazdroszcze bezobjawowej ciazy Ja rodzilam sn i nie chciałabym inaczej, Ty juz mialas cc i wiesz z czym to sie je i skoro nie masz żadnej traumy ani nic to moze nie ma sensu ryzykowac sn :p Nie wiem nie znam sie ;p
avatar
Hej Azzurrko, fajnie że wszystko w porządku! Ja bym tam słuchała się swojego zaufanego lekarza, nie ma co rozważać na własną rękę. Jestes super mamą niezależnie od sposobu urodzenia synka!
A tak w ogóle to ci zazdroszczę że twoja mała siada na nocnik, bo u nas się nie udaje...
avatar
I jeszcze ta data - urodzić w Wigilię... Fajnie tak, jak dla mnie to argument za cc A jaki macie plan jakby coś zaczęło się dziać szybciej?
Dodaj komentarz
avatar
{text}