Wczoraj trochę się zrelaksowałam... trzeba było oddać auto do mechanika (wymiana oleju, filtrów itp), więc miałam trochę czasu dla siebie. Znajomy warsztat jest bowiem ok. 35 km od miasta, w którym mieszkam, więc trzeba czekać na zakończenie naprawy Umówiłam się więc z koleżanką na kawę (bez dzieci jupiii), a potem powłóczyłam się po galerii. Byłam zainspirować się wnętrzami, trochę sobie posiedziałam (od porodu rzadko bywam sama ). Kamiś został z tatą (jako że mój mąż nie ma prawa jazdy - to nie miał wyjścia ) od 8 rano do 15. Fajnie od czasu do czasu pobyć z dala od maleństwa... zazdroszczę niektórym, że wychodzą na aerobic czy coś innego. Ja nigdy nie mam na to czasu - w ciągu dnia jestem z maleństwem, wieczorami staram się pobyć trochę z mężem i nastolatkiem... a i tak często mam wrażenie, że za mało. dziś w nocy M wykrzyczał mi, że już nie ma czasu prywatnego, że już dawno się nie kochaliśmy (to prawda, ale w ciągu dnia w domu jest nastolatek, a w nocy jestem tak zmęczona, że nie mam siły na igraszki....). Dlaczego tak mój M ma dość? Kamiś do północy budził się trzy razy - nie było źle, cyc i spał dalej, ale no właśnie około 1 już nie mógł spać... najpierw wstał do niego M i bujał go w wózku (woził na progach, kołysał...), ale po 5 minutach bez bujania młody się darł... po 20 minutach wstałam więc, aby go zmienić. Zobaczyłam, że wożenie nic nie daje... przytuliłam bobasa, starałam się nieco ukołysać do snu, dałam pierś, ale Kamiś ani myślał spać. Od razu podnosił głowę i gadał sobie.... M wstał o 2 i powiedział, że ma dość! Nie dziwię się, trzy razy w tym tygodniu wstawał na 6 do pracy, a w nocy Milek dawał nieco czadu.... Maleństwo dałam do łóżeczka (mamy wspólną z nim sypialnię) i postanowiłam, że może sam do siebie jak gada to zrozumie, że jest noc i w końcu sam uśnie.... ale po 10 minut był wrzask. No cóż nudził się... dałam pierś i znów do łóżeczka... znów wrzask... i tak bawiliśmy się do prawie 4 rano! Byliśmy już na skraju zmęczenia (śpiąc po 3 godziny przerywanym snem, a potem cały czas opiekując się maleństwem...), i wtedy dopiero nasz malutki "tyran" usnął. Spał do 8.... Kochane.. jak tak dalej pójdzie to albo wkrótce się rozwiodę albo zeświruję... serio! M jest sfrustrowany okrutnie - praca, dziecko i ja myśląca cały czas o urządzaniu domu.... a ja jestem rozdarta... rozumiem go, też czasem mam już dość, chciałabym się wyspać, też chce, aby nasze życie wrócił na dawne tory... ale też kocham to maleństwo i jego wieczne pretensje wcale nie pomagają.... potrzebuje wsparcia, kogoś kto mi powie to minie, zaraz Kamiś prześpi noc, a może już dziś? Kogoś kto nie będzie wiecznie sfrustrowany... wiem wymagam za dużo.... Tak samo jest z tym urządzaniem wnętrza... mamy ograniczony budżet, za który chce w miarę wykończyć nasz dom. w połowie listopada mam się spotkać z fachowcem od wykańczania (pytał mnie czy mam wizualizacje i jakąś koncepcję - a ja cóż nie mam!). Cały czas czytam, analizuje... a mój M cóż .... uważa że ja go stresuje i cały czas zmieniam zdanie.... to takie irytujące.... Chciałam wykończyć parter domu kafelkami drewnopodobnymi (mamy ogrzewanie podłogowe), pomysł zaakceptował M, ale później dowiedziała się, że nie da się kafelek poukładać bez fugi, więc niestety widać, że to są kafelki a nie drewno... zaczęłam więc rozważać czy jednak nie zdecydować się na panele albo deskę trójwarstwową choćby do salonu,a korytarz i kuchnię nie wybrać gresu.... no i M się wściekł, że zmieniam zdanie, że deska jest droga i z takim nastawieniem to za ten budżet nigdy nie wykończymy domu itd... no masakra... a potem jak zwykle obrażony stwierdził, że ja i tak będę sobie sama to urządzać... no fajnie... nie ma jak wsparcie.... i tak jest cały czas! Nikt nigdy nie pyta o mnie, moje potrzeby... ja mam urządzić, pamiętać o rachunkach, rozwiązywać problemy z autem (zajęłam się ubezpieczeniem, bo mamy strasznie drogie, pamiętać o wymienianie oleju, oponach i innych), zakupach (ostatnio M powiedział, że skończył się cebion multi Kamilowi i ... co dzień chodzi koło apteki, ale nie pomyśli, żeby tam wejść i kupić... nie ja muszę albo powiedzieć M idź do apteki kup cebion multi albo sama iść...) i innych rzeczach (obiad, pranie i inne). Nie mówiąc już, że to samo mam ze starszym synem... non stop chodzę i dyryguje - synu umyj zęby, wyprowadź psa, ogarnij pokój, odrobiłeś zadanie... Czasem mam dość.... mam wrażenie, że na mojej głowie jest po prostu za dużo... sorry.. taki nastrój.... ale dziś mama zabiera mi dziecko na noc (tak abyśmy wreszcie się wyspalii.... - mamy 13 rocznicę ślubu), przychodzą znajomi wieczorem (pograć w planszówki - M uwielbia, ja wolałabym iść do kina, ale nikt mnie nie zapytał, a mam dość jego ciągłych frustracji, a tak może się uspokoi)... może w końcu będę mieć lepszy humor, bo na razie tylko płakać mi się chce, że jestem taka beznadziejna...bo nie potrafię zadbać o sen Kamila, zaspokoić męża no i nie mam koncepcji na urządzanie domu....