Przeplakalam kilka dni.
Pod rząd.
Od rana do wieczora.
Można powiedzieć, że byłam załamana.
Zdruzgotana.
Zawiedziona.
Zrozpaczona.
Wyłam. Jak bóbr.
Potzebowałam pomocy.
A pomocy nie było nigdzie.
Tak było po tym jak wyjechała moja koleżanka, która była u mnie 3 tygodnie do pomocy z dziecmi, a ja potem zostałam sama. Jak palec. Mąż w pracy caly dzień i pól nocy. A ja sama. Czy uwierzycie jak napiszę, że zamknęłam się w pokoju na klucz, żeby Antenka nie wychodziła jak ja karmiłam Sotirisa? Wychodzila to ładnie napisane. One spieprzała i wszędzie robiła rozpierdol, tak jakby chciała zrobić mi na złość. A jak się zamknęłam w 1 pokoju tak robiła to samo, ale w obrębie mojej ręki - skacząc po łóżku, wrzucając smoczki za łóżko, pilota od klimy do szklanki z wodą, a znalezione monety do taty butów. A ja siedziałam i karmiłam nie mogąc niż zrobić. Karmiłam to też ładnie napisane. Ten mały, kudłaty obsranociągledupiec ciągnął moje cyce jakby jutra nie było. Nie dawał mi chwili wytchnienia, nie mogłam nic zjeść, wyszczać się, albo napić się wody z pilotem w środku!! A jak go położyłam na sekundę, żeby przylać Antkowi za rozpierdol w pokoju tak japę wydzierał jakbym go na rozpalonym grillu położyła!!! I tak w koło Macieju, obsrane dupy, głodne mordy i machlojki starszej córki. A ja wyłam jak bóbr powtarzając przez zęby 'na chuj mi te dzieci były', 'dwójka to najbardziej popieprzony pomysł na świecie'. I tak powtarzałam przez zęby, bo zapomniałam dodać że jak ta moja koleżanka wyjechała to dostałam takiego bólu zęba, że spać nie mogłam nawet wtedy gdy szarańcza w końcu poległa... Płakałam, płakałam, płakałam.
Teraz jak na nie patrzę, tak nie wiem co wolę... Fajnie było być samym i bez zobowiązań. Miałam czas na wszystko co chciałam, choć w sumie i tak niczego nie robiłam. Teraz nie mam na nic czasu a i efekt ten sam. Uczę się każdego dnia. Muszę się zmienić. Muszę im dać siebie. Nie jestem już sama. Płakałam i żałowałam, że się na nie zdecydowałam. Potem antybiotyk zaczął działać i pokochałam je od nowa. Muszę być cierpliwa. Muszę powstrzymywać nerwy. Wczoraj np. o 3:30 rano Antenka mnie ujeżdżała podczas gdy ja dokarmiałam Sotirisa butlą na naszym łóżku. I rżała jak koń ihaha ihaha ihaha prrr. A ja się śmiałam. Uczę się, że nie warto sprzątać i zmywać wtedy kiedy można z nimi spędzić czas. Muszę ukrócić facebuki i instagramy i więcej z nimi grać. Niedługo dorosną i będą pamiętać, a ja znowu żałować. Nie że je mam. Że z nimi nie byłam.
Dzieci przychodzą na świat wtedy kiedy jesteśmy na nie gotowi. To bóle zęba przychodzą niekontrolowane. Muszę to ogarnąć i wykorzystać ten czas zanim nadejdzie kolejny. Prasowanie, gotowanie i sprzątanie może zrobi się w tym czasie samo...
RENI - kupa po grecku to KAKA. Jedna wielka KAKA
tytuł: Się dopchałam o swoje miejsce w kolejce po dziecko...
autor: kalitria