12t2d wg OM
Arturek ma bostonkę przechodzi ją bardzo łagodnie, bo ma tylko krostki w buzi, na rękach, na pupie i na nogach, bez gorączki, bez wymiotów, bez wszelkich paskudztw, o których piszą internety. Niestety, niedobrze by było, gdybym się zaraziła Na razie jestem zdrowa i mam nadzieję, że tak pozostanie. Staram się uważać, ale Artur chce mnie często całować, a poza tym czasami poślini dłonie i chce dotykać wszystkiego. P. też kazałam uważać i w razie czego na niego też mam kwarantannę Oby było dobrze.
Od sierpnia Artur zostaje ze mną w domu, rezygnujemy ze żłobka. Po pierwsze oszczędności, po drugie chcemy już uniknąć ryzyka wirusów dla niego, dla mnie i dla dzidziusia, po trzecie nawet jedno z drugim się łączy, bo płacimy za żłobek, a on i tak siedzi w domu czasami tydzień w miesiącu, czasami pół miesiąca.
Czas także na podsumowanie żłobka. Fakt, że uratował nam życie, bo mogłam iść do pracy. Fakt, że początkowo Artur chwytał tam dużo nowych umiejętności, teraz to spowolniło, a nawet zatrzymało się - chyba dlatego, że do grupy dochodzą roczne maluszki, materiał nadal jest pod nie przygotowywany i nikt nie podnosi Arturkowi przysłowiowej 'poprzeczki'.
Żłobek uspołecznił go super, przez całą wiosnę może tylko 3 razy wyrwał dziecku zabawkę w piasku, a jesteśmy w piaskownicy codziennie od wielu, wielu dni. Umie się dzielić, nie krzywdzi dzieci, umie bawić się obok nich. Lubi dzieci i ludzi, chętnie nawiązuje kontakty, wita się, biega za dziećmi z radością. Jest delikatny dla dzidziusiów i dla zwierząt. Nie pociągnie, nie uszczypnie, nie uderzy, nie wsadzi palca do oka, co najwyżej zrobi delikatne cacy i popatrzy.
W żłobku nie nauczył się samodzielności. Np. długo karmili papkami i dawali mu do buzi, to w domu nauczył się jeść samemu. Nienawidzi siedzieć na nocniku, więc tam pewnie wymiękli z sadzaniem go. W domu jest powolny postęp.
Nie zrobił piorunującego skoku rozwojowego dzięki żłobkowi, jedynie na początku, gdy w grupie były starsze dzieci... teraz w grupie są dzieci młodsze od niego i wręcz naśladuje jęczenie dzidziusiów.
Przez pierwsze miesiące rwał się z radością rano, słysząc że pojedzie do żłobka. Teraz niekoniecznie, częściej woli być w domu. Bardzo cieszy się dopiero na widok cioci w żłobku, ale jak raz dała mu wybór 'mama czy ciocia, wybrał mamę'. Po drzemce tęskni za domem, nasłuchuje dzwonków przychodzących rodziców. Podczas choroby w domu nie wydaje się być stęskniony za żłobkiem.
Być może ma też wreszcie jakiś skok rozwojowy z mową, bo od 2 dni bardzo stara się nią posługiwać i zaskakuje nas nowymi słowami. Zdań nie buduje, ale jednosłowne komunikaty 'po polsku' coraz bardziej procentują ponad niezrozumiałymi 'po dziecięcemu'. Bardzo się cieszę
Brzuszek rośnie mi wolniej niż w poprzedniej ciąży, bo teraz biegam za Arczim i nie mam czasu przytyć Obecnie tylko 700g na plusie, ale przecież dziecko nie waży więcej... Cieszę się, bo mam nadzieję nie musieć walczyć z nadmiarowymi kilogramami po ciąży.
Samopoczucie spoko, mdłości tylko z rana.
Moja koleżanka urodziła córeczkę, nie mogę napatrzeć się na zdjęcia
Dylemat na teraz:
zostać przy gince prywatnej czy tylko przy tej na nfz?
Obie są super, tylko na prywatną idzie 180 zł miesięcznie, wiec rezygnując z niej, zaoszczędziłabym to na dzieci. Za to prywatna ma ekstra sprzęt do usg, na tym sprzęcie robią prenatalne, a nfz-etowska ma komunistyczny sprzęt, niewiele tam widać i czuję się mało bezpiecznie z tym faktem Ach, decyzja będzie trudna, wyznaczyłam sobie czas do 12 lipca - następna wizyta. Chyba, że ten czas wydłużę... zobaczę.