Z pamiętnika dzielnej mnie: Dzień 2
Już nie poszło tak dobrze. Do 15.00 było super, zdążyłam nawet włosy zafarbować i jedną szafę posprzątać, byłyśmy na spacerze, na poczcie...
nawet ciasto z bitą śmietaną zrobiłam tak mi się chce słodkiego. Aż się zważyłam rano i zobaczymy ile mi przybędzie przez te 3 tygodnie. Jem same kaloryczne rzeczy - nie mogę się powstrzymać, mam potworny apetyt na same tuczące rzeczy.
A od 15.00 obrót o 180 stopni. Jojczenie, piskanie, marudzenie i ryki oraz nawet histerie - aż spanikowałam i podałam jej Espumisan i przeciwbólówkę i o dziwo pomogło na 1.5h.
Potem znowu jojki, aż do teraz, bo właśnie usnęła mam nadzieję, że do rana. W sumie dziś o 4.00 nad ranem z rykiem się obudziła, zżarła 180ml mleka i natychmiast ponownie usnęła.
Ależ ja ją kocham!!!
Z postępów rozwojowych - jedne dzieci robią milowe kroki, Gaja robi 'postępusie' w stylu - przestała się walić grzechotką w głowę, coś tam sobie nawet chwyta rączkami, na boczki się obraca stękając jak stara baba, od wielkiego dzwonu z wielkim wysiłkiem na brzuszek się przewali, głowę trzyma z wielką łaską i tak bez konsekwencji - czasem trzyma pewnie a czasem wcale. I tyle z osiągnięć czy raczej 'osiągniątek'
No nie jest to najostrzejszy nóż w szufladzie ale i tak ją bezgranicznie uwielbiam Słodziak mój nieporadny.
Za to chyba myśli ma sporo, przynajmniej na taką wygląda...
No bez jaj, metafora z nożem trafiona, no i te "postępusie" ważne, że są
Dzięki, za komentarze, fajnie nie być "samą" w boju