Gaja ma teraz totalną dwu fazowość. Z jednej strony jest przekochana: śpiewa, liczy, rozmawia, proszę, dziękuję, mamusiu, dzidziusiu, babciu, przytula się, całuje, głaszcze, karmi rybki, zakłada plecaczek i idzie dziarsko jak mały zuch na spacer. No cud, miód i orzeszek. Z drugiej: jedno wielkie NIE, tupanie, histeria, wrzask, pokładanie się wszędzie. Zero cierpliwości, niestabilność emocjonalna i kompletny brak możliwości dogadania się.
-Gaja co zjesz?
-Śniadanko!
-Ale co na śniadanko?
-Śniadanko!
-Zjesz mleko z płatkami?
-Nie
-Jajko?
- Nie
- Chlebek
- Nie, nie, nie, nie (tu już wrzask i tupanie)
- No to pokaż mi co
- Chcę śniadanko am am!!!!!!!!!!!!!!! (no i tu już totalna histeria, z wrzaskiem, leżeniem na podłodze i waleniem nogami)
A jak jej dam coś z przypadku co uznam za stosowne, bo nie mogłam się dogadać to jeszcze większy wrzask: 'Nie, nie, nie, nie chciem to, nie chicem to, inne...'
No i bądź tu mądry! Sprawa dotyczy też picia, ubrań, rodzaju zabawy, kierunku spaceru itp.
No cóż wraz rozwojem mowy idzie też rozwój konkretnych potrzeb, broniony z zaciekłością lwicy
Mam nadzieję, że to normalny etap rozwojowy.
A i żadne tam dawanie wyboru: to lub to, albo odwracanie uwagi nie działa. Jak sobie wymyśli że chce czegoś innego to nie spocznie do puki się nie zapłacze lub nie dostanie tego co chciała. Jest absolutnie konkretna i nieustępliwa.
A ja w nocy doszłam do 40C, nawet zaczęłam marudzić Kubie, że pewnie w nocy mózg mi się zlasuje i obudzę się warzywem.
Warzywem się nie obudziłam, ale o 4.00 obudziły mnie mdłości i swędzenie dłoni. Mam już piękną wysypkę, na razie wyglądającą zupełnie niewinnie. Takie czerwone plamki ale swędzą i pieką jak cholera. Fenistil nie pomaga.
Najgorzej, że są na wnętrzu dłoni więc nic nie mogę robić. Boli mnie też gardło, usta i wnętrze buzi. No i kurna drapię się non stop, zupełnie bezwiednie :/
Temperatura 38C, stan wegetacyjny. Mamy 12.30, a napisanie tego posta to moja pierwsza aktywność dziś, która już mnie tak zmęczyła, że zaraz pójdę spać. Mogę non stop leżeć plackiem i gapić się w sufit. Masakra.