Zosia za tydzień 2 latka
Szymon i Łucja niespełna 1,5 miesiąca (oboje po 3.240 kg Łucja dogoniła Szymka i zaraz go przegoni bo ma apetyt że hoho a Szymek z kolei to taki trochę leniuszek myśliciel przy piersi)
posiadanie bliźniąt to jakiś hardcore.
posiadanie trójki dzieci to jakiś hardcore.
sama się sobie dziwię że znalazłam chwilę zeby tu coś napisać...
ogólnie mam dojmujące przekonanie że sobie nie radzę.
po prostu sobie nie radzę. i wkurzają mnie teksty 'o masz bliźniaki? wow. podziwiam Cię że dajesz sobie radę'
no własnie nie daję.
niemal codziennie jest u mnie siostra do pomocy, a i tak wciąż obie mamy pełne ręce roboty.
jak jeszcze w ciąży czytałam o bliźniakach to złote rady brzmiały 'zsynchronizuj je' żeby jadły i spały o tej samej porze. w ten sposób miałoby się oszczędzić czas, i mieć mniej pobudek w nocy etc.
otóż moje bliźniaki nie wymagały synchronizacji ponieważ same z siebie są idealnie zsynchronizowane.
i jak bym teraz usłyszała od kogoś taką radę to bym odpowiedziała 'a puknij ty się w czoło!!!'
bo w praktyce oznacza to że są chwile takie jak ta, że oboje smacznie śpią, Zosia pojechała z Tatusiem na zakupy, panuje błoga cisza a ja nawet pomyłam podłogi w całym mieszkaniu i posprzątałam Zosi pokój. takie luksusy. i proszę bardzo, siadam sobie do laptopa. o!
ale druga strona medalu jest taka, że jak się budzą głodni jednocześnie, albo obsrani jednocześnie, albo potrzebują być na rękach jednocześnie i drą japy (bo tego nie można nazwać płaczem oni drą japy!)
to ja jestem bliska szaleństwa.
szczególnie Łucja ma taką syrenę i taki temperament, że jak ona coś chce, TO TERAZ NA-TEN-TYCHMIAST ALE JUUUUUUŻ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
szczególnie cyca. jak ona chce cyca to nie ma zmiłuj musi być, inaczej tak się drze że włosy dęba stają a ja się obawiam że ktoś zaraz opiekę społeczną wezwie, że dziecko ktoś ze skóry obdziera.
i teraz proszę sobie wyobrazić dlaczego ja mam przekonanie że sobie nie daję rady.
otóż, jak ma się dziecko które jest głodne, a w piersiach ma się mleko, to się dziecko przystawia i już.
albo jak dziecko ma kupę, a ma się czyste papmersy, to się dziecko przewija i już.
a co w sytuacji, gdy wzięło się dziecko, przystawiło do piersi, ono sobie powolutku ssie, robi przerwę, znów ssie... a tymczasem drugie dziecko właśnie ryczy w niebogłosy a ty nawet nie masz jak wetknąć mu smoczka. a nawet jakbyś miał to i tak wypluwa. i płacze tak rozdzierająco, że tobie się serce kraja, bo wystarczyłoby wziąć na ręce i ululać, ale się nie da, bo to pierwsze wisi na cycu. więc się spinasz i myślisz 'szybciej kończ już jedzenie' ale ono nie kończy, bo własnie potrzebuje sobie tak o powisieć na cycu. ale czując że matka spięta rozgląda się wypuszcza cyca, krzywi, pręży bo w sumie jest głodne, a tu mu się przeszkadza, więc znów trzeba je ładnie przystawić, skłonić do ssania żeby poleciało mleko, na spokojnie... a tymczasem tamto drugie płacze coraz rozpaczliwiej.
i nagle zza pleców wyłania się Zosia i wskazując na puzzle woła 'yyy' (bo wciąż nie gada) i ładuje Ci się z tymi puzzlami na kolana (gdzie jak przypominam jest dziecko próbujące coś zjeść).
wtedy czuję że sobie nie radzę.
albo w nocy, jak nagle budzą się oboje, i oboje koniecznie chcą jeść i oboje mają kupy, i nie wiem w co najpierw ręce włożyć więc powtarzam tylko w kółko 'ciiiicho bo obudzicie Zoskę' a wtedy zza ściany słyszę 'tato! tato!' i już wiem że następny dzień będzie do dupy, bo odkąd są bliźniaki które budzą w nocy zosię, ta wstaje często niewyspana. a niewyspana zosia to mała uparta nieposłuszna rozdrażniona płaczka.
i to jest masakra.
wtedy czuję że sobie nie radzę.
co noc postanawiam sobie że kończę z kp i przechodzę na mm wtedy na pewno będzie mi łatwiej.
ale kurczę mam mleko. mam dzieci dla których mleko matki jest najzdrowsze. i co, mam im to odebrać dla własnej wygody?
wtedy czuję że sobie nie radzę.
generalnie czuję to wiele razy dziennie. bo ja niemal non stop karmię. karmię karmię karmię. i przewijam miliony kup. a gdzie zabawa z zosią? gdzie gotowanie, pranie, sprzątanie? siostra i mąż robią co mogą, ale jest masakra.
także nie jest łatwo.
ponoć pierwsze rok jest najgorszy. no, to zostało mi już tylko 10,5 miesiąca.
a z drugiej strony, oni już nigdy tacy nie będą, stają się więksi z każdym dniem, ani się obejrzę będę tęsknić do tych maleńkich puszystych główek i chudziutkich nóżek, do tego zapachu niemowlaka.
ale teraz w tym zmęczeniu tak ciężko cieszyć się chwilą. ech...
tytuł: CUD POCZĘCIA z pomocą Bożą - "przepis" na cud c.d . BĘDĄ BLIZNIETA!
autor: Kotlet