9t+6d
Czaicie, że Pierdzioch ma już prawie 10 tygodni? A ja myślałam, że ciążunia szybko mi zleciała! Wciąż jesteśmy na wywczasie w moim domu rodzinnym. Ja znów jestem dzieckiem, nie gotuję, nie sprzątam i nie zaktęcam pasty do zębów. Mam burdel w szafie, wszędzie rozwalam swoją bieliznę i nie zmywam naczyń. Jestem najgorszą córą ever, biedna moja Mamusia. Ale ale, ona wydaje się być zadowolona, że jej córeczka wróciła do domu i robi to, co Mamy robią najlepiej, czyli dogadza swojemu dziecku xD Żeby mi się w doopie nie poprzewracało od tych dobroci, to ja tez mam komu dogadzać, oj mam! Bączek jest mega spokojnym i grzecznym dzieckiem, a wciąż bywają dni, że siku idę dopiero późnym popołudniem. Serio, ja nie wiem jak to się dzieje, no magia
Urlop mija nam uroczo, dużo spacerujemy przede wszystkim! Poza tym zabawiam Bączka jak tylko umiem najlepiej. Fałszuję mu moje ulubione piosenki, pokazuję kontrastowe książeczki i gadam mu takie pierdy, że cieszę się, że nie będzie tego pamiętał Poza tym karmimy (cyc na topie ale z butli wyrąbał dzisiaj ptzed snem 180 ml mm, ja nie wiem gdzie on to mieści. Aż się spocił cały i zasapał!
Wiecie, mam w domu prawdziwego chłopa. Nieokrzesanego wikinga, rzekłabym. Kuba pierdzi jak stary chlop, serio. Bezwonnie, dzięki Bogu. Ale jak ostatnio szliśmy parkiem, a on puszczał bąki, to ja bylam czerwona jak piwonia. Przeciąga się i bąk. Podnosi nóżki, bąk. Macha łapkami, dwa bączki. Nie przez cały dzień oczywiście, ale jakby tak zliczyć, to spokojnie walnie w ciągu dnia kilkadziesiąt pierdów Wiem wiem, lepsze to niż wzdęcia i kolki! Jezeli o mnie chodzi, może sobie wietrzyć, ile tylko chce. Przynajmniej jest śmiesznie
Co by tu jeszcze...aaaa! Przedwczoraj, jak już Dziecia wykąpałam, wysmarowałam oliweczką i generalnie odwaliłam jak szczura na otwarcie kanałów, Dziedzic po jedzeniu walnął bączka (a to nowość!) z przebitką. No to zaczynam rozminowywanie. Zaglądam, a tam kleksik. Malutki taki! Zaczynam przebierać, odpływam myślami gdzieś daleko...i jak nie huknie! Kuba strzelił z zadka, pierwszy raz! Osrał mnie, pościel, podłogę i łóżeczko stojące pół metra za mną. Tak się wystraszyłam, ze odskoczyłam a ten w tym momencie zaczyna robić dwójeczkę. Sięgam w panice po chusteczki a ten pindolka w górę i lejemy! Uuuuurwał! Zasłaniam jedną ręką dupinę, drugą pindola, a ten zaczyna mega ulewać...skapitulowałam, serio. Usiadłam na osranej podłodze i poczekałam, aż Syn mój dokończy dzieła. Dokończył i zaśmiał się uroczo. No miodzio! Macierzyństwo tak bardzo
A poza tym:
- śpi już nawet po 7 godzin w nocy (nie nie, to nie znaczy że ja też tyle śpię! Dzisiaj na przykład usnął ok 21, jest 02.13 a ja wciąż nie spię...:/ )
- zasypia sam, w łóżeczku
- rośnie w oczach!
- jest mega grzeczny, odkładalny i o ile nie jest głodny ani nie ma ufajdanej pieluszki, to z checią sam się sobą zajmuje.
- pięknie podnosi główkę i uśmiecha się świadomie - za każdym razem rozwala tym mój cały system, na drobne kawałeczki!
Nawet nie chcę myśleć o tym, że za dwa tygodnie mamy wracać do Niemiec. Do samotnych dni spędzanych głównie w domu. Muszę coś wymyślić z tym wychodzeniem, bo oszaleję. Darka nie ma od 5 dni, ciężko jest. Jutro mam urodziny, zmiana kodu na 3 z przodu, szkoda że go nie będzie przy mnie. W ogóle to powoli udziela mi się przedurodzinowy, nostalgiczny nastrój. Poza tym, że jestem mega wdzięczna za każdy dzień, to gdzieś tam czuję mały fakap, bo koniec młodości, bo trzydziestka na karku, bo życie przemija a ja nawet się nawalić nie mogę. I już nie wróci beztroska, teraz to już nawet nie umiem na ganku bezalkoholowego wypić i pomyśleć o sobie, o swoich głosach w głowie, bo cały czas KUBA. Chciałabym na basen pójść ale nie mogę się przełamać i zostawić Małego Mamie. Nie dlatego, że jej nie ufam, przecież ogarnęła naszą czwórkę! Ale po prostu mam wrażenie, że sama muszę przy nim być, bo wtedy nic mu nie będzie. Ale bullshit.
Także taaaaak. Stara bida! Jutro będę padać na pysk, na pewno. Ale co ja poradzę na to, że myśli nie pozwalają mi spać. Szkoda, że nie mozna na chwilę mózgu wyłączyć, jak lampki nocnej