życie mi tak ostatnio zapierdziela, że nie nadążam rejestrować, a co dopiero o tym pisać. tzn. w ubiegłym tygodniu popełniłam wpis z dedykacją dla Dewy, o raczkowaniu naszego dziedzica, naszych przygodach z fizjo itd. ale mi potem wszystko zniknęło (samo, no bo wiadomo że samo), a drugi raz już wena nie taka i się człowiekowi odechciewa. może więc tylko z lekka streszczę, że my też chodziliśmy trochę po ludziach; i uważałam, że to bardzo bez sensu, dopóki nie trafiliśmy na prawdziwą! fizjoterapeutkę. taką no wiecie, z powołania, jak ksiądz albo coś. i nagle okazało się, że dziecko na terapiach wcale nie MUSI płakać, że ciocia jest taka .bista, że mama właściwie przestaje istnieć i w sumie to mogłaby iść sobie na kawę (trzaskając drzwiami, a nie że na palcach, po cichu), ale nie szła no bo się jednak chciała czegoś dowiedzieć/nauczyć. w każdym razie dziecko zaczęło raczkować po skończonym dziesiątym miesiącu (wcześniej tylko pełzało). na ile to zasługa terapii, na ile wreszcie był gotów, trudno powiedzieć, ale rzeczywiście trochę było w tym mojej zasługi, bo jak mi już ciocia fizjo naprawiła głowę zepsutą przez inne terapie, to naprawdę zaczęłam z dzieckiem pracować, a nie się tylko pieścić.
co do chodzenia, to nie doceniłam w ostatnim wpisie swojego dziecka. napisałam, że do świąt się nie wyrobi z chodzeniem, a on nam tu śmiga od niedzieli palmowej. owszem jeszcze bardzo nieporadnie, ale jednak każdego dnia coraz lepiej i lepiej. co prawda chodzimy jeszcze za nim jak te cienie, szczególnie jak postanawia iść z jednego pomieszczenia do drugiego, ale już np. serce mi normalnie pracuje jak on sobie sam! chodzi po pokoju w którym akurat jesteśmy. teraz pozostaje do rozwiązania problem bucików. kupiłam już dawno (dawno dawno) temu, żeby się przyzwyczajał, ale za nic nie daje sobie założyć. no nie i nie; i odpycha rączkami. po domu to mi nie przeszkadza, że boso biega, ale po dworze to już słabiej. jednak nie chciałabym, żeby mi dziecko wyrosło na drugiego Cejrowskiego.
poza tym to strasznie się gównianie u nas porobiło. od ubiegłej soboty Eryczek ma wracające falami biegunki. ponieważ zbiegło się to z odstawieniem porannego cyca i wprowadzeniem mleka modyfikowanego myśleliśmy najpierw, że to to, ale teraz jednak stawiamy na zęby. mówię stawiamy, bo byliśmy już dwa razy u lekarza (w tym dzisiaj) i wyprosiłam skierowanie na badanie kału, tak profilaktycznie. we wtorek wracam do pracy i chciałabym mieć bardzo spokojną głowę co do naszego małego człowieka, bo i bez tego jestem z lekka poddenerwowana.