avatar

tytuł: Starszy brat, młodsza siostra :)

autor: FreshMm

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

idealną, wymarzoną, która wie jak kochać i tak kocha :)

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Oszołomienie, szczęście i strach... Te uczucia trwały od początku ciąży do teraz. Kiedy urodzę, będę bardziej szczęśliwa, ale czy wyluzuję i przestanę tak bać się o swoje dziecko, czy te uczucia pozostają do końca życia?... TAK! Urodziłam, jestem bardziej szczęśliwa, a nadal drżę o moją małą wielką miłość. Trzecia ciąża: wielka radość, ale bez takich fajerwerków, co przy poprzednich, bo syn daje mi szczęście, które bez dziecka przy sobie bardzo mi brakowało. Teraz to szczęście się podwoi.

6 DNI ARTURKA



Najpierw dziękuję serdecznie za gratulacje
Chciałabym opisać poród, lecz teraz moją głowę zajmuje bardziej temat karmienia - nasz 'syzyfowy kamień'.
Pojechałam rodzić z myślą, że pokarm będę miała na pewno. Na szkole rodzenia opuściłam zajęcia z karmieniem, bo wydawało mi się, że już o nim czytałam i słyszałam wszystko... Jednak nie przypominam sobie, bym skądkolwiek dowiedziała się, że przez 3 doby po porodzie mogę w ogóle nie mieć pokarmu - więc w takiej niewiedzy pojechałam rodzić nieubezpieczona w sztuczne mleczko. I zonk - urodziłam, ale mleczko z piersi nie leci. Ledwie tyle go, co w ciąży - 1-2 kropelki siary przez całą dobę.
Na początku czekałam, a Arturio odsypiał zmęczenie po porodzie. W nocy po 10 godzinach poleciałam do położnych, które po masowaniu i wyciskaniu moich piersi orzekły - pokarmu rzeczywiście nie ma. Na oddziale noworodkowym dostałam buteleczkę Enfamil.
Rano dzwonię do P., by kupił mleczko i przyjechał jak najszybciej. niestety, był u teściowej, która zaczęła mówić mi, że muszę uwierzyć, że mam pokarm, że to kwestia psychiki i że mam się nie denerwować. Wiem, ze chciała pomóc, ale czułam się potraktowana jak głupia - mówię, że nie mam pokarmu, a ona, że MAM! Ech... musiałam się tłumaczyć po kilka razy, że nawet położne zbadały, że nie mam. Mówię do niej jak do słupa soli. Właściwie nie denerwowałam się brakiem pokarmu, tylko jej wmawianiem jej, że pokarm mam... W efekcie P. przyjechał dopiero po 12.00, a ja musiałam prosić się o kolejną buteleczkę na neonatologii
W szpitalu pytaliśmy wszystkich z personelu i przy każdej okazji o kwestię laktacji i dopiero tam dowiedziałam się, że do 3 doby mogę nie mieć pokarmu i że jest to NORMALNE. Jeden lekarz powiedział nawet: 'Jak to pierwsza doba, to skąd pani chce mieć pokarm?'
Przystawiałam do piersi, uruchomiłam laktator, ale Artur przetrwał tylko dzięki dokarmianiu.
W drugiej dobie było już kilka kropel.
W trzeciej dobie nawał, mniej dokarmiania, ale i tak przystawianie było bardzo ciężkie... sutek ciągle wylatywał, mięknął, synek się wyginał zniecierpliwiony na wszystkie strony. Prawie nie funkcjonowałam. martwiliśmy się też, że jest niedożywiony i słaby albo chory, bo był najgrzeczniejszym dzieckiem na oddziale chyba. Wszędzie wokół płacz dzieci, a on mało płakał, był bardzo spokojny, dużo spał. Córeczka mojej współlokatorki na pokoju płakała głośno co chwilę, pomimo, że miała o wiele silniejszą, żółtaczkę od Arturka - bo ja naświetlali, a Arturka nie trzeba było.

Wróciliśmy do domu, teściowa bardzo nam pomogła, ale jednocześnie jej szybkie tempo, werwa i brak cierpliwości tego dnia popsuły nam humor. Nasze tempo było wolniejsze, bardziej wyluzowane, teściowa poganiała P. i nieco się na siebie pogniewali.
Dopiero w domu też teściowa zobaczyła, jaką trudność sprawia nam karmienie... gdy byłam w szpitalu, nie dowierzała i sceptycznie podchodziła do dokarmiania. A tu nagle kazała mi podać butelkę - odwrót o wiele stopni... Wiem, że może ostro ją oceniałam, bo z drugiej strony w końcu zamówiła mi w aptece 10 buteleczek, ale ileż trudu musiałam włożyć w to, by ją przekonać, ze PROBLEM ISTNIEJE, że nie zmyślam... 'Kwestia psychiki', akurat Po jej wyjsciu wieczorem się poryczałam i powiedziałam P. co mnie trapi w zachowaniu jego mamy. Jednocześnie był to płacz rozpaczy, że sobie nie radzimy.
Godzinę później przy kolejnym podejściu do cycunia sięgnęliśmy po kapturki na sutek - nasze wybawienie! Arturo pokazał, ze umie ciągnąć i super mu to idzie! Już się chwaliłam w smsach i telefonach obu babciom.

Wczoraj była u nas położna na wizycie i powiedziała, byśmy dziś rano wpadli do niej do gabinetu zważyć małego z tego powodu, że urodził się z hipotrofią. Rozmiar głowy miał na 34 tydzień, a urodzony w 37 skończonym. Masa też nie za wielka. Ucieszyłam się, bardzo chciałam go zważyć. I pojechaliśmy dziś... z jednej strony wydawało mi się, że przytył i jest szczęśliwy (śpi, je, robi kupę, uśmiecha się), a z drugiej strony serce mi stanęło z powodu tremy. Wyrok: schudł, jest 55 gram mniej niż przy wyjściu ze szpitala.

Wróciliśmy do domu, po drodze dokupując płynnego Bebiko. Teraz trzymamy się zaleceń:
- odciągnąć sobie mleko, by sprawdzić, ile go jest i czy wystarczy; Arturio powinien wypić 60 ml - na razie odciągałam 2 razy: 65 ml pierwszy raz, 30 ml drugi raz
- nakarmić z obu piersi po 15 minut z każdej, potem dawać mu odciągane
- budzić go co 2,5h na karmienie
Mówiła też o herbatkach laktacyjnych i innych rzeczach, o których już wiedziałam i stosuję na gwałt. mamy blisko do szpitala do gabinetu położnej, ale gdy wróciliśmy, już dawno był głodny i zmęczony płaczem z powodu domagania się karmienia w drodze, więc dostał Bebiko. Potem wystarczyło tylko z piersi i odciągnięte laktatorem. Walczymy dalej... Arturowi zaczęło się ulewać, czego nigdy nie było wcześniej, wiec mam nadzieję, że się najada. Będziemy walczyć dzielnie, kolejne ważenie u położnej we wtorek. Arturek ma jeszcze trochę żółtaczki, może dlatego jest grzecznym aniołkiem. Ale robi dziś piękne kupy, większe niż wczoraj. Są takie żółte i z jakimś śluzem - wg położnej takie są kupy na karmieniu piersią.

Teraz mam okazję doświadczać tego, co mówiły bardziej doświadczone mamy: 'ciąża to dopiero początek zmartwień'. Jednak z całego serca wolę mieć go tutaj pod kontrolą niż w brzuchu

Jeśli o mnie chodzi, czuję się bardzo dobrze i pozytywnie wspominam poród, teraz postaram się więcej spać, kiedy Artur śpi, bo przecież teraz mam tylko 2,5h między karmieniami.

3
komentarzy
avatar
Ojej bardzo współczuje że tak ciężko wam idzie karmienie, a ja myślałam że u nas nie jest za wesoło bo mały mógłby tyć więcej (jest w dolnej granicy normy). A nie masz problemów z przystawianiem go do piersi po karmieniu butlą? Ja 2 razy w szpitalu też dałam mu mm i potem nie bardzo chciał pierś. Jest jak coś taki system wspomagający karmienie SNS, ma to 2 główne plusy, po 1 mały stymuluje twoje piersi do produkcji mleka, po 2 dziecko myśli że to leci z cyca i nie oducza się piersi, może warto żebyś wam kupiła...
avatar
No to super że mimo butelki chętnie ssa cyca bo wiesz mimo wszystkich nakładek z butli łatwiej leci eh te nasze problemy z karmieniem
avatar
nie ty pierwsza i nie ostatni u mnie przez pierwsze dwie doby było tyle mleka co kot napłakał, w trzeciej przezroczysta siara, żółte mlek, piąta i szósta doba coraz to bielsze mleczko - też strasznie przeżywałam że nie mam a raczej że mam mało pokarmu tak że cały poniedziałek, wtorek i środę przeryczałam no i oczywiście dokarmiałam butlą ale z dnia na dzień jest lepiej i lepiej i u ciebie musi być tak samo - codziennie lepiej trzymaj się dzielna mamuśko
Dodaj komentarz

12 dni Artura


Udało się, Artur zaczął przybierać na wadze Po 5 dniach waga pokazała więcej o 140g Nadal słuchamy zaleceń położnej i za jakiś czas też planujemy go zważyć. Musimy dokarmiać, bo wciąż mam za mało pokarmu na jego potrzeby. Moja jedna pełna pierś to 40ml, a powinno być 100ml. Ogólnie dokarmianie butelką nie rozleniwiło go na pierś, a gdy jest głodny i biorę go na ręce, to od razu kieruje główkę w stronę piersi.

Co u mnie: szwy zdjęte, zostały tylko 2 szwy, które będą zdjęte w drugiej turze. Muszę o siebie dbać, bo zmęczenie mnie ogarnia, muszę więcej spać. Dlatego już znikam i póki malutki śpi, to olewam wszystko, idę odciągnąć pokarm i też w kimę

4
komentarzy
avatar
Alez Ci zazdroszcze ze juz jesteście razem trzymam kciuki żeby laktacja sie rozkręciła Mam nadzieję, że z dnia na dzien będzie lepiej Causy dla Arturka:*
avatar
hehe jak ja Cię rozumiem z tym spaniem choć u nas ostatnio lepiej, mały przespał w ciągu 5,5h potem 2h nie spał i znowu 2,5h więc mogę powiedzieć, że się wyspałam a co do szwów nie miałaś rozpuszczalnych?
avatar
eM, miałam rozpuszczalne, ale się nie rozpuściły jeszcze, więc doktorek przepisał mi jakąś globulkę dopochwową, która ma je zmiękczyć i rozpuścić albo będą do wyjęcia. Mam się zjawić u gina za kilka dni skoro gin tak twierdzi, to pójdę, chociaż też mnie to dziwi i mówiłam mu, że są rozpuszczalne.
avatar
hej kochana pani od laktacji zaleciła mi: picie 2 x dziennie herbatkę Femaltiker (jest dość droga bo za dwa opakowania, które wystarczą na 12 dni zapłaciłam około 60 zł), rozrabia się ją z ciepłą wodą lub mlekiem a po drugie gdy córeczka mało ssała to za każdym razem musiałam ściągać mleko laktatorem w systemie 5/5 3/3 2/2 tzn. 5 minut jedna pierś, następnie 5 minut druga, 3 minuty jedna i 3 minuty druga, 2 minuty jedna i 2 minuty druga a jeśli mała w ogóle nie chciała ciągnąć piersi to takim samym systemem 7/7 5/5 3/3 a niewielkie ilości mleka które ściągałam przechowywałam w lodówce połączenie tych dwóch czynności sprawiło że po czterech dniach mleko zaczęło się produkować a dzisiaj bez problemu mogę wykarmić malutką a jeszcze ściągnąć mleko do zamrażarki na gorsze czasy w między czasie odwiedzałam tą panią od laktacji, przyglądała się jak przystawiam małą do piersi, jak ją trzymam, dawała rady, poprawiała mnie. Najważniejsze że wszystko się opłaciło i zaprocentowało pokarmem
Dodaj komentarz

PORÓD

Na początku powiem, ze opis należy do tych pozytywnych porodów.
Przeżyłam go i dzięki niemu wcale już nie boję sie rodzić w przyszłości, a
dodatkowo na pewno wybiorę ten sam szpital. Poród, szpital, personel,
pomoc mojego mężczyzny - wszystko było takie, jak mogłam sobie
wymarzyć.


Ostatnie dni przed porodem starałam się dokończyć wszystkie sprawy, na
które po porodzie mogę nie znaleźć czasu. Zaczęłam szybko kończyć
malowany akrylami obraz, zostało mi niewiele do końca... nie zdążyłam, do
dziś leży i czeka na dokończenie. Za to 17 września kilka godzin przed
porodem zdążyłam zrealizować punkty w programie MyBenefit i zamówiłam
Arturkowi pościel i kilka zabawek. Położyłam się spać pewna, że tej nocy nie
urodzę, a rano dojedziemy do ginekologa na ostatnie usg z ważeniem i
mierzeniem maluszka.

O godz. 1.25 obudził mnie silniejszy skurcz, po którym zmieniłam pozycję
ciała. Poczułam lekką wilgoć i kilka kropelek na pościeli. Skurcz bolał, więc
pomyślałam, że pewni popuściłam nieco moczu z bólu. Poszłam do łazienki
zrobić siusiu i tam zaczęły odchodzić wody. Gdy zrozumiałam, co się dzieje,
pomyślałam, że żal mi teraz budzić P., ale chyba nie mam wyjścia...
Zastanawiałam się, czy go budzić, czy czekać na rozwój jakiejś akcji, ale
wody szły już tak, iż upewniłam się, że najlepiej go budzić. Cóż, pospaliśmy
zaledwie 3,5 h, ale zawsze coś.


Zanim się wykąpałam, dopakowaliśmy do reszty torbę, to o 2.30 wyjechaliśmy
z domu i o 3.00 byliśmy w szpitalu. Po drodze liczyłam skurcze, które były co
7 minut, ale były odczuwalne jedynie jako bóle miesiączkowe, więc nic
wielkiego.
Na izbie przyjęć przez długi czas wypełnialiśmy dokumenty, żartowaliśmy z
położną, było dość spokojnie, a skurcze się nie nasilały. Tylko co jakiś czas
wymieniałam kawałki ligniny, które mi dali do wkładania do majtek, bo wody
ciągle leciały. Dziwiłam się, że tych wód jest tak dużo. Miednicomierzem
sprawdzili mi miednicę i okazało się, że jest niczego sobie, spokojnie mogę
rodzić naturalnie. Miła pani ginekolog zbadała mnie ginekologicznie i zrobiła
usg, po którym nie dowierzała, że mam termin na 3 października, bo
dzieciątko jest wielkością na 34 tydzień. Rzuciła podejrzenie hipotrofii, więc
moje obawy z czasu ciąży spełniły się dopiero teraz. Szacowana waga:
2300g. Gdybym dziś nie rodziła i trafiła rano na wizytę do swojego
ginekologa, i tak wysłałby mnie do szpitala (co potwierdziłam sobie z nim,
rozmawiając 10 dni po porodzie). Dobrze, że Artur postanowił już przyjść na
świat i oszczędził nam więcej stresu. Tymczasem każde badanie
powodowało, że tryskało ze mnie więcej wód.

Około godz.5.00 trafiliśmy na porodówkę. Dużo czasu minęło? Nie nudziło
nam się, było co robić, tyle dokumentacji i tak dalej. Skurcze nie nasilały się
jakoś za bardzo, więc już zaczęłam pytać położne, kiedy to wreszcie się
rozbuja. Wykonaliśmy telefon do mamy P., a mojej mamie postanowiłam
oszczędzić emocji o tak wczesnej porze i odezwać się, jak urodzę. Okazało
się, że mama P. miała dziwne przeczucia, że coś się stanie tego dnia i
dlatego do 1.00 w nocy nie spała.

Kryzys senności mi minął, P. powalała senność, ale dzielnie dawał radę.
Popiłam trochę wody, unikałam jedzenia, myśląc: a co jeśli zechcą zrobić
pilną cesarkę. Nie byłam zresztą głodna, miałam sporo sił. Poszłam na
lewatywę, która w sumie nie boli ani nie jest w żaden sposób nieprzyjemna, a
dała mi wielką ulgę - do ubikacji pozbyłam się dużo kału, po którym akcja
ruszyła jak burza - wreszcie konkretniejsze, odczuwalne skurcze. Tu też taka
moja przygoda, że toaleta się zapchała, bo dlai taki sztywny papier toaletowy,
który się nie spłukiwał

Wylądowałam pod ktg, na którym było mi niezbyt przyjemnie leżeć w jednej
pozycji, spowodowało to wzmożony ból, pomimo że skurcze się nie pisały. Ja
je czułam jako silne bóle miesiączkowe co 5 minut, ale nic się nie pisało.
Pewnie były słabe, tylko moje czucie wzmożone poprzez zniewolenie
pasami. Ucieszyłam się, gdy wreszcie mogłam wstać i pochodzić.
Następne 30 minut spędziłam stojąc pod prysznicem, P. polewał mi krzyż
wodą. Miałam już bóle krzyża, ud i brzucha tak, że trzymałam się metalowej
raczki i zginałam w pół, ale dzięki polewaniu ciepłą wodą, bóle krzyża i ud
zostały zniwelowane, a czułam tylko brzuch jak silną miesiączkę chyba już co
2-3 minuty. Pod tym prysznicem rozwarcie poszło jak szalone, bo w 30 minut
z 1 cm zrobiło się 4-5 cm.

Potem znów chodzenie po sali, ktg, nie pamiętam, czy znów prysznic, ale
chyba tak... no i tak stanęło, skurcze pisały się na ktg, ale zbyt krótkie, aby
akcja się rozwijała. Rozwarcie nie chciało iść dalej. Przyszedł lekarz, zbadał
mnie, ocenił sytuację, padło pytanie o zgodę na kroplówkę z oksytocyną.
Skoro akcja znów nie szła do przodu, to się zgodziłam. Nie bałam się
żadnego bólu, byle Artur przyszedł bezpiecznie na świat i nie męczył się do
wieczora...

Przy kroplówce skurcze były coraz częstsze i dłuższe, ale mogę powiedzieć:
nie taki diabeł straszny, jak go malują. Każdy poród jest inny, lecz ja swój
wspominam pozytywnie. Przydała się nauka oddychania na szkole rodzenia i
ćwiczenia oddychania w domu, bo na porodówce robiłam to już instynktownie
i wiedziałam, co, kiedy, jak robić. Oddychanie bardzo niwelowało ból. Poza
tym pomiędzy skurczami nie było bólu, wręcz przeciwnie: błogie rozluźnienie.
No i ból wcale nie taki straszny, kiedy oddychałam, ze spokojem do
zniesienia. gdybym następnego dnia znów miała rodzić, powiedziałabym:
'nie ma problemu'. Także pozytywnie to wspominam. Oczywiście jednak nie
mogłam się doczekać pełnego rozwarcia i skurczy partych, abyśmy mogli z
Arturkiem odpoczywać i tulić się, bo to jednak ból, zmęczenie. Nie
przysypiałam jednak. Byłam już trochę głodna, ale przy skurczach co minutę
nie było czasu jeść.

Położna wyjaśniła mi bardzo dobrze, jak odczuwa się skurcze parte: jako
kupę z tyłu i siku z przodu. Dzięki niej mogłam je dobrze rozpoznać. Ogólnie
świetny personel, położne zmieniły się w trakcie porodu, ale obie były spoko.
Ta druga konkretnie zaciągała po śląsku P. często pytał, cyz mi nie
przeszkadza, ale nie przeszkadzał, tylko bardzo mocno pomagał samą
obecnością chociażby. Na każdym skurczu chwytałam go za rękę i
ściskałam, co dawało mi niesamowite wsparcie psychiczne, że mam z kim
podzielić ten ból i to, co czuję. poza tym wołał położną, gdy tylko coś
chciałam, a sama nie dałabym rady jej wołać, bo skurcz szedł, to musiałam
tylko oddychać, nie mogłam mówić.

W końcu nadeszły parte, więc pomogli mi usiąść. Rodziłam w pozycji
półsiedzącej. Na początku nie było jeszcze pełnego rozwarcia, a moja
rozmowa z położna wyglądała tak:
'Nie przyj, jeszcze nie ma rozwarcia.'
'Nie mogę nie przeć!'
'Nie pomagaj, dziecko samo idzie, ale ty nie pomagaj.'
To było trudne, ale się starałam. Krzyczałam nie z bólu, ale ze złości, że nie
mogę przeć, a chcę to robić. P. też się starał mi pomóc, podawał gaz,
powtarzał polecenia położnej. Wdychanie gazu też jakoś pomagało zapierać
się woli parcia, chociaż średnio skutecznie... Czy gaz działał? Może czułam
się bardziej rozluźniona, może to tylko kwestia psychiki? Nie wiem, ale
dobrze, że był, przynajmniej na psychikę działał W ogóle to skurcze parte
już wcale nie bolały, przechodzenie dziecka przez kanał rodny wcale nie
bolało, chciałam mu pomóc i byłam bardzo szczęśliwa. Żadnego kryzysu 7-
ego centymetra też nie pamiętam, więc na prawdę mój poród nalezy do tych
pozytywnych Na pewno dzięki świetnej pomocy personelu i przyszłego taty


W pewnym momencie położna powiedziała, ze małemu widać główkę i ma
niewiele włosków, jej słowa zmotywowały mnie i zaskoczyłam się, że
wszystko tak szybko idzie. Zabawne było, kiedy położna powiedziała P. że on
przeć nie musi Odpowiedział jej, że się wczuł ;D
Czułam też uszczypnięcie, gdy mnie nacinali. Urodziłam na 5tym partym.
Nadal wyraźnie pamiętam, jaki Arturo był cieplutki, mięciutki, aksamitny, jaki
miał kolor skóry, gdy go na mnie położyli. Jego główka wylądowała między
moimi piersiami, a kiedy usłyszał mój głos, to przestał płakać. Mam nadzieję,
że do końca życia nie zapomnę tej wyjątkowej chwili. Pomyślałam, że
rzeczywiście jak na usg w ciąży, ma duże stopy po mamusi. Oboje mamy
długie palce u rąk i u stóp. Wtedy nie umiałam jeszcze ocenić, do kogo jest
podobny, ale teraz wiem i wszyscy mówią: wykapany tatuś. Usłyszałam, że
jest ładny i dostanie 10/10 apgar. Po jakimś czasie go wzięli, bo wciąż
krwawiłam.
Okazało się, że rodziłam go z ręką przy główce, przez co bardzo mnie
porozrywał, ale ja wcale nie czułam bólu ani tego rozrywania. Urodziłam
łożysko z zaciekawieniem przyglądając się, jak ono wygląda. Kiedy mnie
szyli, Arturo był u taty na rękach kilka metrów dalej, widziałam ich. Szycie
trwało niemal godzinę, szyjący mnie lekarz wciąż zagadywał, żartował i
uprzedzał mnie, kiedy poczuję jakieś uszczypnięcie. Zastanawiałam się, czy
to nie dlatego, że w planie porodu zaznaczyłam, że chcę, aby mnie
uprzedzać przed nadchodzącymi zdarzeniami, że jestem wrażliwa. W ogóle
to nie dałabym położnym planu porodu, uznając, ze w sumie najważniejsze,
by Artur przyszedł na świat bezpiecznie - ale same poprosiły.

Dalszy pobyt w szpitalu wspominam też bardzo pozytywnie, na pewno
wybrałabym go ponownie.

A co u nas dziś? Arturkowi rosną włosy, przestał być łysolkiem, chociaż włosy
nadal krótkie i dość rzadkie, zmienia się to każdego dnia. Ja nabrałam
pewności jako mama, takiego przekonania, ze wiem, co i kiedy jest dla
mojego dziecka najlepsze. Znam je najlepiej. W pierwsze dni brałam inne
osoby za specjalistów, np. teściową czy szwagierkę, a dzisiaj chętnie
słucham rad i nowych pomysłów, ale filtruję je przez to, co już wiem o synku.
Zaczyna mi się nudzić podczas karmienia, bo Arturio potrafi wisieć na piersi
prawie godzinę, prawie cały czas sobie ssąc, więc oprócz śpiewania mu i
mówienia do niego, zacznę chyba włączać sobie odcinki jakiegoś serialu

Dziś Arturek skończył 2 tygodnie, jak ten czas pędzi
1

4
komentarzy
avatar
Ciesze się bardzo, że też masz dobre wspomnienia z tego szpitala ja wprawdzie następnego dnia nie chciałam rodzić, ale teraz bym już mogła i zdecydowanie w tym samym szpitalu
avatar
Można tylko pozazdrościć takiego porodu
avatar
cieszę się kochana że twój poród należał do tych pozytywnych, z zaciekawieniem przeczytałam opis i stwierdzam że wszystko przebiegło idealnie a ty byłaś taka dzielna zazdroszczę wrażeń z pierwszych chwil tuż po narodzinach, to musiało być niezwykle uczucie i jestem pewna że ta chwila na zawsze zapadnie w twojej pamięci będę pilnie śledzić jak Arturek rośnie a to dlatego że urodziłyście nasze Skarby w tym samym dniu ściskam was ciepło!
avatar
Niesamowicie to opisalaś! Bede pamietac i inspirowac sie Twoim nastawieniem pozytywnym! Dziekuje! I gratuluje!
Dodaj komentarz

2 tygodnie 4 dni Artura


Wizyta u pediatry zaliczona, Artur waży 2790 g, hurra, przytył 235 g w tydzień. Poza tym od wczoraj pije już nie 60 ml, a około 90 ml mleka. Moje piersi nie nadążają, ale karmię tyle, ile się da, reszta Bebiko 1.
Obwód główki zwiększył się o 2 cm.
Czuję na rękach, że jest coraz cięższy. Wciąż malutki, ale nadrobimy

Teraz szukamy neurologa do kontrolnego usg główki, ale dziś nie chce mi się tego ogarniać, jutro się zajmę.

Poza tym dziś są imieniny Artura Gdybyśmy mieszkali w Wielkopolsce z dziadkiem i z babcią (moi rodzice), to oni na pewno by je obchodzili, ale my tu na Śląsku obchodzimy przecież urodziny

1
komentarzy
avatar
Pije ci 90ml mm na dobe czy na karmienie? Ja uznałam że zacznę mojego trochę ograniczać z mm... co do usg główki tobie też powiedzieli że coś nie tak było? Słyszałam że jeden lekarz tam często tak mówi... my już po kontrolnym usg i jest wszystko ok robiliśmy w szpitalu w starych tarnowicach, nie ma długich kolejek tylko skierowanie potrzebne, jak chcesz to daj znać opisze Ci jak to wyglądało
Dodaj komentarz

3 tygodnie 3 dni Artura


Dziś tata Arturka próbował mnie zmotywować do karmienia piersią jak najdłużej, chciał pomagać, ale ja pewne zachowania odebrałam jako presję... W efekcie oboje - ja i Arturek - ryczeliśmy i żaliliśmy się nad piersią. Było źle i smutno, ale 2 minuty później nastąpił przełom: malutki chwycił pierś bez nakładki i ssał ją dobrych kilka minut. Przy następnym karmieniu było jeszcze lepiej i też ssał bez nakładki. O, jak dobrze karmić dziecko bez silikonu latającego mu po twarzy! Może teraz poleci mleka rzeka, jak tak dobrze będzie ssał... na razie nadal pokarmu tyle, co kot napłakał, więc to tylko malutki kroczek, jedna dziesiąta sukcesu... ale dla nas wielki przełom - nawet ten malutki kroczek.

Przestałam też używać poduszki do karmienia, bo ten wypchany styropianem pękaty wałek tylko nam zwykle odjeżdżał, zaburzał stabilność, przeszkadzał... Teraz używam zwykłej poduszki. Mogłam kupić bardziej płaską poduszkę-fasolkę, jednak pewne zakupy warte są swojej ceny. Uczymy się, polepszamy co się da, może kiedyś wreszcie doczekamy się tego, że mm nie będzie potrzebne. Może. Mamy nadzieję.

2
komentarzy
avatar
Gratulacje!!! A u nas wczoraj powrót do mm eh... no ale nic a poduszka do karmienia mi też się nie sprawdza
avatar
Ja na razie bez poduszki do karmienia nie umiem funkcjonować. No i u nas też nakladki - zależy od humoru Oliwki czy chce jeść z nakładką czy bez, a ja robię co ona chce, bo czasami już sił brak.
Dodaj komentarz

Czekając w domu na poród i zabijając nudę zaczęłam robić film-prezentację o ciąży i narodzinach Artura. Teraz dokończyłam. Link do filmu będzie tutaj dostępny przez kilka dni.

4
komentarzy
avatar
Piękny<3 popłakałam sie ja Bóbr
avatar
Świetny pomysł, chyba też sobie taki zrobię
avatar
Ale fajny pomysł!
avatar
Popłakałam się! cudowny filmik <3
Dodaj komentarz

Arturek ma już 1 miesiąc i 1 dzień


Zmienia się w grubą kluseczkę i potrafi patrzeć na zabawki, czasami wyciąga rękę w ich stronę. Tak krótko, bo pisanie pamiętnika pochłania sporo czasu, którego brakuje dla synka i dla mnie

1
komentarzy
avatar
Ja już Maksowi kupiłam książeczki kontrastowe bo właśnie bardzo fajnie skupia już wzrok
Dodaj komentarz

Arturo dzisiaj uśmiechnął się do mnie po raz pierwszy. Wcześniej uśmiechał się, gdy był najedzony i leżał na rękach u mnie bądź u taty, ale nie patrząc w twarz. Dziś popatrzył mi krótko w twarz, cieszył się pewnie, że ktoś podszedł do łóżeczka i się do niego odezwał

0
Dodaj komentarz

Jutro Arturo ma 6 tygodni. Niecierpliwie czekam, kiedy na prawdę zacznie się uśmiechać na mój i taty widok, bo na razie to jedynie nam się wydawało 2 razy... a ogólnie uśmiecha się w trakcie picia z piersi i po... Trzeba uzbroić się w cierpliwość, to kwestia dni, tygodni, kiedy przestanie być taki OUT

3
komentarzy
avatar
Na pewno się doczekasz
avatar
No Maks też już coraz bardziej świadomie się uśmiecha, ostatnio nawet się uśmiechnął na mój widok
avatar
Też czekamy na te pierwsze uśmiechy, ale jeszcze trochę; ) u nas dopiero jutro Oliwka będzie mieć 2 tygodnie
Dodaj komentarz

6 tygodni Arturka


Arturo waży już 4150g, czyli nadgania rówieśników


Byliśmy dziś u szczepienia, na razie malutki jest grzeczny, tylko chce być na rękach, nie bardzo chce spać sam.
Dostaliśmy za darmo szczepionkę skojarzeniową A to dlatego, że w przychodni dostali pulę takich szczepionek do rozdysponowania od Ministerstwa dla tych dzieci, dla których są wskazane. Pani pediatra powiedziała, że dla Arturka są wskazane dlatego, że dostał skierowanie na usg głowy i wymaga jeszcze konsultacji u neurologa (termin do neurologa udało nam się zająć dopiero na 30 listopada). Super sprawa, bo wiem, że normalnie kosztowałoby to nas ponad 200zł, dlatego myślałam o zwykłej szczepionce 3 wkłucia.

Ponadto myślałam, że te szczepionki różnią się tylko ilością wkłuć. A jeśli dobrze zrozumiałam lekarkę, to też tym, że w skojarzeniowych są martwe wirusy, a w zwykłych żywe. I że w związku z tym skojarzeniowe są skuteczniejsze. Nie mam czasu poczytać na internecie o tym teraz, później sprawdzę, czy dobrze zrozumiałam.

2
komentarzy
avatar
Dużo przytył z tego co nam lekarka mówiła to te skojarzone wcale nie są lepsze, ale zawsze mniej wkuć to lepiej dla dziecka
avatar
jestem pewna, że z tygodnia na tydzien nauczymy się organizować dzień tak żeby na wszystko starczało czasu
Dodaj komentarz
avatar
{text}