Tytus ma już prawie 8 tygodni. Niedługo 2 miesiące - ależ to zleciało!
W międzyczasie zaliczyliśmy jelitówkę przywleczoną z przedszkola. Nikt nie został oszczędzony. Tytus zniósł ją dobrze, ale okazało się, że ma słabe parametry krwi. Dlatego, gdy tydzień później znów zagorączkował, pojechałam z nim do szpitala. Biedny, miał 5 tygodni. Na szczęście okazało się, że jest zdrowy i po 3 dniach wyszliśmy do domu.
Karmię piersią. Jest fajnie. Kolek brak. Jak widzę, że się męczy i jest zagazowany to używam takiej plastikowej rurki od gruszki. Pięknie się wtedy odpręża.
Ogólnie Tytek jest bardzo komunikatywny. Strasznie dużo się śmieje. Niekiedy nie muszę nic robić, tylko patrzę na niego, a on w głos 'le-le-le'. Uśmiecha się jeszcze więcej. Nie ukrywam, że bardzo mi to pomaga w utrzymaniu dobrego samopoczucia. Niestety, reszta życia jest trudna. :/ Mało wychodzimy, bo a to Tycio chory, a to Basia chora, a to ja chora. Eeee...
Na sierpień jedziemy do rodziców, to się wysiedzę na słoneczku w ogrodzie.
Tytek waży 6 kilogramów. Aktualnie nosi duże 62 i małe 68. Jest naprawdę długi, w szpitalu pielęgniarką go zmierzyła i miał 61 cm, a było to prawie 3 tygodnie temu.
Tyto nocne spanie zaczyna około 18.30-19. Śpi wtedy 2 godziny, zje i śpi od 2,5 do 4 (bardzo rzadko) godzin. Potem budzi się co 2 godziny na jedzenie, a około 5 zaczynamy dzień. Nie wysypiam się, ale trudno. Kiedyś zacznie przesypiać noce. Cieszę się bardzo, że nie płacze. Dziś właśnie zorientowałam się, że on ani razu nie płakał tak, żeby nie mógł się uspokoić, bez powodu konkretnego czy z bólu. Odpukać, jak do tej pory przytulenie, karmienie czy zmiana pieluchy załatwia sprawę, a i tak, żeby się rozpłakał to trzeba się baaardzo ociągać.
Baś w roli siostry super. W roli córki - niepewnie, ale coraz lepiej. Widzi, że się nasza miłość do niej nie skończyła, ale i tak potrzebuje miliona zapewnień dziennie. Odetchniemy po chorobach i będzie jeszcze lepiej.