SIÓDMY TYDZIEŃ Z ŻYCIA SARKI
Siódmy tydzień okazał się tygodniem 'medycznym' :/ a dlaczego?
1) W czwartek zauważyłam w kupce małej pasma krwi i śluzu, oczywiście wystraszona wysłałam N w piątek rano do pediatry po skierowanie na posiew.
Musimy łapać kupkę przez 3 dni i zawozić do laboratorium, najlepiej jak kupka jest świeża, lekarz zalecił Nam masowanie odbyciku ponoć zawsze coś wyleci, tak wiem słodko
Pierwszą próbkę oddaliśmy w poniedziałek drugą we wtorek na trzecią czekamy
2) W środę mała miała mieć szczepienie, niestety z powodu 'kupek' musieliśmy je odwołać i nie wiadomo kiedy będziemy mogli ją teraz zaszczepić.
3) USG bioderek za Nami, jest powiedzmy dobrze, ale musimy ćwiczyć i 16.10 przyjść na USG kontrolne.
4) Mała dostała pierwszego kataru, podejrzewam że N ją zaraził (czasami mam wrażenie, że mam w domu dwójkę dzieci o które muszę dbać bo sami sobie nie poradzą ). Położna mówiła, żeby zakraplać jej do nosa po kropelce soli fizjologicznej, czekać jak kichnie i wyciągać patyczkiem, nie zawsze tak się uda ale aspirator okazał się niezawodny Choć dla mnie jest to trochę przerażające i stało się to obowiązkiem taty.
5) i prawdziwy HARDCOR ze mną w roli głównej... :/
Zaczęło się od bólu w dole kręgosłupa, byłam pewna że to ból kości ogonowej (miałam już z nią kiedyś przygody). Zwlekałam z pójściem do lekarza - szczerze nie zamierzałam do niego iść, myślałam że samo przejdzie i za bardzo nie miałam też kiedy. Obkupiłam się różnymi maściami i czekałam na efekty. Po tygodniu stwierdziłam jednak że coś jest nie tak... Co wieczór moja temperatura wynosiła ok. 37,5. Było mi też strasznie zimno, trzęsłam się pod dwoma kołdrami i kocem zaczęłam to łączyć z tym kręgosłupem i stwierdziłam, że najwyższa pora żeby ktoś to skontrolował. Następnego dnia miałam udać się do lekarza, ale niestety nie zdążyłam... W nocy o godzinie 23.00 bardzo źle się poczułam. Czułam metaliczny posmak w ustach, brakowało mi śliny, czułam się jakbym miała zaraz zemdleć. N kazał mi się szybko położyć. Zaczęły drętwieć mi nogi, czułam mrowienie w rękach i w głowie, minimalnie zesztywniała mi szczęka, dostałam jakiś drgawek z zimna no i ogólnie to uczucie, które mi towarzyszyło to coś nie do opisania i JA osoba, która unika lekarzy jak ognia kazałam dzwonić N na pogotowie. Strasznie się przejął. Czekaliśmy na karetkę ja siedziałam pod kołdrą trzęsąc się z zimna, byłam totalnie przerażona nie wiedziałam co mi jest. Powoli zaczęłam czuć się lepiej. Gdy przyjechali wszystko minęło. Ratownik stwierdził, że to ropień, że musi zobaczyć mnie chirurg bo on nie wie czy to kwalifikuje się już do zabiegu czy wystarczy antybiotyk. Do szpitala na szczęście mnie nie zabrali. Tak się bałam, że będę musiała zostawić Sarkę. Radzili pojechać Nam na ostry dyżur, tak też zrobiliśmy. W szpitalu niestety powiedzieli mi, że mam się uzbroić w cierpliwość bo mają bardzo dużo ciężkich przypadków, miałabym czekać parę godzin, ale przecież jak miałam czekać całą noc w szpitalu z 7 tygodniowym dzieckiem. Wróciliśmy do domu. Czułam się dobrze. Stwierdziłam, że znajdę rano jakiegoś chirurga i się do niego udam. Położyliśmy się ok. 03.00 i znów to samo, czułam że dzieje się coś złego, czułam mrowienie i ciężej mi się oddychało. Ubraliśmy się szybko i pojechaliśmy na 'świąteczną pomoc'. Lekarz mnie zbadał, potwierdził, że to ropień. Przepisał antybiotyk, który był naprawdę konieczny i przy, którym absolutnie nie można karmić piersią! ;( Antybiotyk na 6 dni, jeżeli nie obejdzie się bez zabiegu, dostane kolejny antybiotyk. Jestem w czarnej dupie! Musiałam odstawić małą od piersi! i to akurat teraz kiedy tak bardzo to polubiłam. Odciągam ile mogę. Modle się, żeby się udało, żebym nie przestała mieć mleka. Gdy wylewam po 125 ml płacze, gdy karmię małą butelką płacze. Dałam jej smoczka po 7 tygodniach, też ryczałam. Cały plan dnia Nam się rozstroił z dnia na dzień przestałam podawać jej cycka i dawać butlę, nie mogę się z tym pogodzić. Byłam też u chirurga ortopedy ale powiedział tylko, że to ropień i że to podlega pod chirurga ogólnego 120 zł wyrzucone w błotu. Jeżeli temperatura mi skoczy powyżej 38 stopni muszę jechać na ostry dyżur bo mam tam ostry stan zapalny. A wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze, że wszędzie mówiłam o drętwieniu nóg, problemach z oddychaniem itp i wszyscy to zlali. Myślałam, że takie objawy są poważne ale albo mam mylne wyobrażenie albo żyję w takim kraju :/.
Aaaaa zapomniałabym ratownicy z pogotowie zostawili mi kartę z ich wizyty z wypisanymi czynnościami, które zrobili. Nie zrobili kompletnie nic, oprócz obejrzenia mi tyłka i zmierzeniu temperatury. Zaznaczyli oczywiście wszystko na TAK. Co najlepsze. Nie zmierzyli mi nawet ciśnienia a w kartę zostało wpisane. Widocznie mają ciśnieniomierz w oczach.
Dziś prawdopodobnie wybiorę się do chirurga ogólnego, bo jeżeli czeka mnie zabieg to nie ma na co czekać. Potwornie się boje...
Z przyjemniejszych rzeczy:
- Gdy N wraca z pracy, Sarka wita go zawsze uśmiechem od ucha do ucha. Uwielbiam na to patrzeć.
- BioGaia totalna klapa :/ teraz lekarz zalecił podawanie małej trilac plus.
- Wszyscy dookoła powtarzają mi, żeby nie nosić małej bo się przyzwyczai. Dobrze! Ja się z tym zgadzam, ale jeżeli Sarka płacze bo boli ją brzuszek a jest spokojna tylko w jednej pozycji na rękach to ja nie mam serca z kamienia, żeby jej na te ręce nie wziąć. Czasami naprawdę mam dosyć wszystkich dobrych rad. Co to kogo obchodzi, przecież to najwyżej ja będę potem pluć sobie w brodę i dźwigać 10 kg kloca
- -1,4 kg
Księżniczka Jęczybuła we własnej osobie