Sobotni wieczor skonczyl sie wizyta w szpitalu. Dzis moje samopoczucie sieglo zenitu. Tachykardia i paniczny lek. Tetno 140 cisnienie ponad 160/100 ponoc nerwy. Dostalam hydroksyzyne na wyciszenie i kroplowke z magnezu. Po hydroksyzynie bylo jeszcze gorzej. Tak mnoe zaczelo mulic, ze szok. Po tym cisnienie spadlo do 138 a to drugie nie wiem. Wypuscili, ale nadal mam tachykardie jednak bez tego wewnetrznego leku o zycie. Oczywiscie na poczatku odsylali od jednego do drugie. Tam to do lekarza, lekarz do drugiego lekarza bo on juz wyjezdza. Ide do drugiego drzwi zamkniete wracam zeby wyjsc ze szpitala przednimi drzwiami, docieram do lekarza, kolejka masakryczna. Wkurzylam sie wracam do rejestracji mowie niech mi ktos ekg zrobi chociaz bo zanim tam sie doczekam do lekarza to umre. Ok zrobili no i wtedy z wynikiem do lekarza, czekanie, kroplowka, czekanie, lekarz. Po co te skladki czlowiek placi? 2 lekarzy w szpitalu z czego jeden wyjezdzal juz a drugi ma masakryczna kolejke. Boje sie, ze znow mi tak bedzie chyba wybiore sie do psychologa...

