Co prawda dopiero jutro mina 4 tygodnie od.....´´teksañskiej masakry pila mechaniczna´´ ;P
ale...niedziela jest szcegolna,bo wlasnie w niedziele zaczelam rodzic, i to w tym dniu uplywaly kolejne tygodnie mojej ciazy, ktora nalezy juz do przeszlosci...chodz pamietam,ze pare dni po porodzie zlapalam sie za brzuch jakby ktos tam jeszcze w srodku byl heheh
Z okazji naszych 4 tygodni postanowilam urzadzic malemu pokoik, to znaczy wszystko juz bylo,ale nieuzywane,materac stal w foli zapakowany, a lozeczko bylo kublem na graty....od dzis bedzie lozeczkiem, w ktorym mam nadzieje maly bedzie spal...Do tej pory Maly byl z nami w sypialni, i spal w koszyku mojzeszowskim, ktory juz jest dla niego za maly, za ciasny, za malo stabilny, scianki koszyka sa mieki, a maly zaczyna sie obrac w poprzek w nim, wiec czas na lozko dla niemowlaczka, a nie dla noworodka
Mam jeszcze zamiar odbic stopki na pamiatke i schowac razem z jakims ciuszkiem w rozmiarze 56, do tego najladniejszy kocyk Gabiego , testy ciazowe, brazoletka szpitalna, i zdjecia usg
ot takie moje skarby zakopane na dnie szafy, ktore za 15 lat beda mi przypominac mogeo pieknego pachnacego robaczka, a nie rzeczywistosc, czyli spoconego,pryszczatego byka,ktorego smierdzace skarpety w rozmiarze 46 beda sie walac po pokoju...
Jesli chodzi o pamietnikowe zwierzenia...czyli...seks... to nie wiem kiedy wroci na tapete. Ochota moze i jest, ale tez i strach...na razie nie dotykam sie za bardzo w TAMTO MIEJSCE,bo nie wiem, czy jak dotkne, to czy nie popsuje czegos... :/ no i seks z tymi nabrzmialymi cyckami cieknacymi mlekiem nie bardzo mi pasuje...a juz na pewno nie wyobrazm sobie,ze moj maz robi cos z moim sutkami...tozto mleczarnia jest, a robienie cos z nimi teraz, to jakies zboczenie chyba!!!
Co do pracy...zatrudnilismy kolejna osobe i moja wizja powrotu sie oddala...i bardzo dobrze,czas zajac sie czyms swoim, a nie meza....chodz jak na razie moja jedyna inwestycja to dojarnio-mleczarnia, ktora sie rozwija, i w ten biznes bede sie teraz angazowac...a jak sie wypali temat to zobaczymy,bo opcji jest kilka...jedna bardziej stabilna,chodz za mniejsza kase, i ta bardziej dochcodowa,ale wiadomo...jak sie nie narobisz to i nie zarobisz, a nie wiem,czy kosztem czasu z synem powinnam sie angazowac teraz w takie sprawy...ale to jest temat na przyszly rok,czyli mam jeszcze troche czasu...
No i rozmawialismy dzis z siostra meza, ta ktora stracila coreczke, laska sie trzyma, jest dzielna. To krew mojego meza, oni potrafia zaakceptowac wyroki boskie i zyc...nie rozpaczac w nieskonczonosc...bo tak zrobilabym ja, gdyby to mi sie przytrafilo. Dalej mi ciezko o tym myslec,ale cala rodzina meza obrocila sie w strone radosci z Gabriela i nie roztrzasaja tematu. Siostra meza zadowolona na skypie, piekla chupati
i zagadywala z usmiechem do naszego synka...chodz brzuch jej w ogole nie zszedl,nie wiem od czego to zalezy? teraz zaciska go pasem, waga tez jej stoi w miejscu, pewnie ma to zwiazek z tym,ze nie ma dziecka, i nie ma wokol kogo latac, piersia tez nie karmi, co pewnie tez ma jakis wplyw...ach....mam nadzieje,ze Bog im to jakos wynagrodzi jesli jest jakas sprawiedliwosc na tym swiecie.
Milej niedzieli, buziaki!! Ja musze jeszcze synak ubrac w cos odswietnego i strzelic mu niedzielna fotke 