avatar

tytuł: Być może jednak... kiełkowanie nadziei

autor: kehlana_miyu

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Moim pierwszym, największym celem było tą mamą po prostu zostać. W końcu się udało :) Co teraz? Chciałabym być mamą ciepłą, wspierającą, cierpliwą i zadowoloną z życia. W tej sprawie - work in progress, a sukces zależy od dnia i godziny :)

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Różne, w zasadzie cały ich przekrój - ale nawet w momentach frustracji i zmęczenia w tle cały czas niesamowite szczęście. Mam moje ukochane maleństwo przy sobie!

Adaś jest cudownym dzieckiem (wiem, wiem, trudno, żeby dumna mama była tu obiektywna ). Generalnie mało płacze, protestuje zawsze z konkretnych powodów i mało rzeczy wytrąca go z równowagi. Ładnie przesypia filmy akcji, które ostatnio wieczorem oglądają rodzice Nie lubi zmiany pieluchy ani wycierania po kąpieli, jeżeli w łazience jest chłodniej, uwielbia za to samą ciepłą kąpiel (ciepłolubny po mamusi, kąpiele po obojgu rodzicach ). Niestety nocami miewa kłopoty z brzuszkiem i to jest jedyny moment, kiedy naprawdę krzyczy i płacze Za nic nie możemy dojść, czemu tylko nocami? Przez resztę doby czasami chwilę się popręży i pomarudzi po jedzeniu i kupka idzie, a o 2 w nocy jest z tym dramat i czasami godzina z głowy dla nas wszystkich. Strasznie nam żal biedactwa, no i nie da się ukryć, samych siebie też, choć mniej. My się w końcu świadomie pisaliśmy na nieprzespane noce, a moje maleństwo nigdzie nie zgłaszało się na conocną walkę z własnym systemem trawiennym

Na szczęście poza tą godziną czy dwiema w nocy mały jest bardzo pogodny i wygląda na zadowolonego z życia. Zaczyna się od przedwczoraj uśmiechać W sobotę odpadł mu już kikut pępowiny i albo to moje myślenie życzeniowe, albo powoli przechodzi mu żółtaczka, która też przysporzyła nam trochę stresów w pierwszym tygodniu jego życia. W szpitalu jeszcze nic im nie wyszło i wypisali nas bez problemu do domu, ale we wtorek położna środowiskowa zauważyła, że mały jest dość żółty i że powinniśmy zrobić badanie krwi. Pojechaliśmy do laboratorium w przychodni, ale tam pielęgniarki się poddały; stwierdziły, że żyły są za cienkie i że boją się, że małego pokłują, a nic z tego nie będzie. Kazały nam udać się na SOR do szpitala dziecięcego. SOR jak SOR, spędziliśmy tam kilka godzin, na szczęście nie w ogólnej poczekalni ze wszystkimi chorymi dzieciakami tylko w osobnym korytarzu, bo wszyscy się jednak przejęli, że to takie maleństwo. Bilirubina Bogu dzięki wyszła 10, więc nie zatrzymali nas w szpitalu na naświetlania (zatrzymują od 13). Co za ulga! Adaś strasznie płakał przy pobieraniu krwi, ale całą resztę pobytu przespał nam spokojnie na rękach. Mój mały stoik :*

2
komentarzy
avatar
Jak dobrze czytać takie pozytywny wpis A z brzusiem... trudno powiedzieć, napiszę tylko tyle, że my dostaliśmy od neonatologa Debridat i pomógł. Dolewałam do mleka. I stopniowo później z niego zeszłam. Może podpytaj pediatry. Trzymajcie się!
avatar
Biedak, ja na bóle brzuszka stosowałam espumisan i masowałam brzuszek i przyginałam nóżki do brzuszka co jakiś czas. Pomagało
Dodaj komentarz

Dziś Adaś ma 2t5d. Jak to??? To on jeszcze nawet 3 tygodni nie ma??? A chwilami wydaje mi się, że jest z nami od wieków

Nie da się ukryć, życie z młodym jest dość intensywne i czas przecieka mi jakoś przez palce, choć niby praktycznie nic nie robimy. Całodobowy ciąg pobudka->pielucha->karmienie->2 karmienie->3 karmienie->spanie wprowadza niezłą dezorientację w takich błahych sprawach jak data w kalendarzu czy godzina na zegarze. Ostatnie 3 dni, odpukać, są niezłe, mały nie płakał w nocy! Zamiast tego zrobił się marudny i chce wisieć non stop na piersi, ale z dwojga złego wolę ten wariant. Przynajmniej nie boję się, że coś go boli. No i nie ukrywajmy, płacz niemowlęcy jest szalenie nieprzyjemny dla uszu każdego człowieka, rodzicowi dochodzi jeszcze w takich sytuacjach rozdzierające poczucie bezradności, gdy nic nie działa na uspokojenie maluszka i w dodatku nie wiadomo o co mu chodzi Więc niech już wisi na piersi, skoro tak mu lepiej.

Zresztą robię się coraz bardziej biegła w wykonywaniu pewnych czynności z dodatkiem uwieszonym na piersi Wczoraj i dzisiaj machnęłam nawet parę raportów w Excelu do pracy (jestem oczywiście na macierzyńskim, ale sytuacja jest skomplikowana... ech... ja to się zawsze tak wpakuję, że nie mogę w pełni wyluzować). Muszę przyznać, że o ile pewne stosunki w pracy mnie męczą i denerwują i najchętniej posłałabym ich wszystkich na księżyc, samo robienie raportów było bardzo przyjemną odskocznią, przynajmniej miałam ćwiczenie intelektualne, w którym czułam się znaaaacznie pewniej niż w zgadywaniu, co mój kochany synek ma akurat na myśli. Jakim cudem ta ostatnia zagadka może być tak trudna do rozwiązania, skoro liczba możliwych odpowiedzi jest tak ograniczona? Mokra pielucha (tragedia!), głodny, boli brzuszek, chce być utulony, niewygodnie, zimno, gorąco. Koniec. A jednak pomimo tej pozornej prostoty czasem czujemy się z mężem jak detektywi.

Mój mąż jest cudowny w roli taty. Widać, że jest zakochany w synku. Potrafi go cudownie uspokoić i uśpić na własnej męskiej klacie Rozczulający widok, zwłaszcza, że mój mąż to wielki facet, więc różnica w ich rozmiarach jest porażająca Zmienia połowę pieluch, kąpiemy razem, a na spacerze udało mi się poprowadzić wózek tylko przez kilka minut, bo tata monopolizuje Do tego przynosi mi jedzenie, wodę, laptop czy książkę, jak jestem akurat uziemiona karmieniem małego. Jestem taka szczęśliwa, że trafił mi się taki wspaniały partner i że to z nim zdecydowałam się na małżeństwo i dziecko. Czasami głaszczę się mentalnie po główce chwaląc moją mądrość w podjęciu tych akurat decyzji życiowych Boję się tylko jak sobie poradzę, kiedy skończy mu się za tydzień wolne i wróci do pracy Aaaaaaaaaaaaaa! Jeden na jednego z moim dzieckiem. Gulp!

Gdyby nie pewne problemy rodzinne i stresy związane z pracą, byłabym teraz kompletnie szczęśliwa, pomimo niewyspania. Ale cóż, powtarzam sobie, że nie ma nigdy idealnych okoliczności, a tak przynajmniej wiem, że żyję w realnym świecie. Dałabym wiele, żeby tych problemów nie było, ale codziennie odczuwam wdzięczność za to, że mam teraz tyle powodów do radości.

0
Dodaj komentarz

Adaś przespał całą noc bez płaczu, budząc się tylko na karmienie i pieluchę! Zapisuję dla potomności i by przypomnieć sobie w trudnych momentach, że jest to możliwe

Dzisiaj piękna, słoneczna pogoda, więc pomimo zimna byliśmy na długim spacerze po parku. Delektuję się każdą taką chwilą we trójkę póki mąż nie wróci do pracy.

Ogólnie postanowiłam sobie mocno zwolnić na ten rok macierzyńskiego tempo i celebrować te małe, perfekcyjne momenty na ile się da. Nie będzie mi łatwo, jak już tu parę razy pisałam jestem pracoholiczką i odkąd pamiętam zawsze miałam grafik wypełniony do maksimum. Ale podczas mojej zeszłorocznej depresji sporo przemyślałam na temat, co jest dla mnie naprawdę ważne i dobre i wiem, że chcę ten rok w miarę możliwości poświęcić Adasiowi, mężowi i sobie. Docenić to, co mam i zadbać o nas wszystkich. O Adasia oczywiście w pierwszej kolejności, ale też o nasz związek. Na razie wydaje mi się, że wspólne przejścia, poronienia, moja depresja, ciąża, wzmocniły nasze relacje i za nic nie chcę zaprzepaścić naszych więzi przez zbytnie skupienie się na dziecku kosztem nas. Adaś zasługuje na zakochanych w sobie rodziców, których łączy więcej niż rozmowy o kupkach i wynoszeniu śmieci

1
komentarzy
avatar
bardzo milo sie czyta tak pozytywne nastawienie duzo przeszlas i zaslugujesz na swoj kawalek nieba super tak trzymaj!
Dodaj komentarz

Uff, pierwszy tydzień po powrocie męża do pracy za nami. Radzimy sobie we dwójkę lepiej niż myślałam Najważniejsze: z brzuszkiem lepiej, Adaś dalej męczy się często z kupą i gazami, ale bardzo rzadko płacze, najczęściej stęka tylko i narzeka po swojemu. Co za ulga dla nas wszystkich! Nie ma nic gorszego niż poczucie bezsilności gdy maleństwo cierpi Dziękuję Bogu, że jak na razie u nas zdecydowanie idzie ku lepszemu.

Szczepienie za dwa tygodnie, a ja nadal kompletnie niezdecydowana czy wybrać szczepionki skojarzone czy refundowane :/ Dodatkowo na pewno bierzemy pneumokoki i rotawirusy, ale ciągle zmieniam zdanie w sprawie szczepionek podstawowych. Do tego zaczynam bać się NOP. Szczepić będziemy na 100% i na wszystko, bo chorób boję się jednak bardziej, a szczepionki uważam za jeden z najważniejszych wynalazków ludzkości, ale internet potrafi człowieka wystraszyć Wiem, jak małe jest ryzyko poważnych powikłań po szczepieniu, ale ciężko uwierzyć statystyce kiedy chodzi o mojego własnego maluszka.

Mój mąż oczywiście uważa, że stanowczo za bardzo rozkminiam całą sprawę i zapewne ma rację.

3
komentarzy
avatar
My wybraliśmy 5w1 do tego pneumokoki i rota. W 6w1 jest dodatkowo WZW, które jest sczepione po urodzeniu. Jakoś nie widzieliśmy powodu by ładować Małemu dodatkową dawkę. Może to coś pomoże
avatar
Wiesz chyba ile ludzi tyle opinii.
My wybraliśmy podstawowe. Chyba tylko dlatego, że nie czytałam, nie nakrecalam się i doszłam do wniosku że skoro ja po 28 latach od ich podania żyje i mam się dobrze to młody też. Może i głupi powód wyboru ale chyba dla nas racjonalny.
Nie szczepilismy na pneumokoki i rotawirusy ponieważ młody nie miał iść do żłobka (lakarka równiez potwierdzila że w tym wypadku zbędne).
Chyba nie ma reguły na nic.
Córka przyjaciółki po tych szczepieniach przy jelitowce w szpitalu a my bez i jelitowka to 2 razy wymioty i tyle.
Na jednego działa na innego nie. Może nie czytaj zaufaj sobie, intuicji. Co byś wolała, z czym bezpieczniej.
avatar
Wiesz chyba ile ludzi tyle opinii.
My wybraliśmy podstawowe. Chyba tylko dlatego, że nie czytałam, nie nakrecalam się i doszłam do wniosku że skoro ja po 28 latach od ich podania żyje i mam się dobrze to młody też. Może i głupi powód wyboru ale chyba dla nas racjonalny.
Nie szczepilismy na pneumokoki i rotawirusy ponieważ młody nie miał iść do żłobka (lakarka równiez potwierdzila że w tym wypadku zbędne).
Chyba nie ma reguły na nic.
Córka przyjaciółki po tych szczepieniach przy jelitowce w szpitalu a my bez i jelitowka to 2 razy wymioty i tyle.
Na jednego działa na innego nie. Może nie czytaj zaufaj sobie, intuicji. Co byś wolała, z czym bezpieczniej.
Dodaj komentarz

Dzisiaj super niedziela Byliśmy na dwugodzinnym spacerze. Ciepło i słonecznie, wymarzona pogoda jak na listopad. W drodze powrotnej udało nam się kupić kawę na wynos, cudownie rozgrzała dłonie. Po powrocie do domu mąż zrobił pyszny obiad. Po raz pierwszy położyliśmy Adasia na macie edukacyjnej i ślicznie ćwiczył podnoszenie główki. Ma coraz dłuższe okresy aktywności i wydaje się bardziej zainteresowany odkrywaniem świata i własnego ciała. Teraz siedzimy we trójkę na sofie, słuchamy muzyki, ja karmię Adasia i piję dobrą herbatę, koty dokazują dookoła. Kolejny moment do zapisania w pamięci.

2
komentarzy
avatar
Przepiękne chwile, życzę wam ich jak najwięcej!
avatar
To są te momenty które składają się na cale piękno macierzyństwa i rodziny... Aż miło się czyta
Dodaj komentarz

Żeby nie było w tym pamiętniku wyłącznie słodko, różowo i nierealistycznie, opisuję obecny weekend:

1) hit numer jeden: mój mąż albo się struł, albo ma jelitówkę czy inne paskudztwo. Profilaktycznie wyleciał na kanapę w salonie, wymieniłam pościel i wywietrzyłam sypialnię, ale...

2) albo to przypadek, albo mały zdążył coś od taty podłapać. Dzisiaj zrobił 3 rzadkie kupy, a już od wczoraj jest rozdrażniony, marudny, źle sypia i wisi non stop na piersi. Ponieważ mąż przechodzi kwarantannę z dala od małego, cały weekend użeram się z tym sama. Zamiast odpoczynku po całym tygodniu jest gorzej niż zwykle, bo po pracy mąż zawsze mnie odciąża.

3) w tym wszystkim dwie wizyty u weterynarza z naszymi kotami.

4) przepadło nam miłe spotkanie towarzyskie

5) mieszkanie wygląda jak po bombie, bo nikt nie miał sił ani czasu, żeby je ogarnąć

6) jutro rano muszę jakoś dostarczyć siebie i Adasia na USG bioderek.

Jednym słowem (zresztą jest to ulubione polskie słówko mojego męża): masakra.

2
komentarzy
avatar
Oby masakra dobiegła końca! Zdrówka!
avatar
Zdrówka dla męża. Dla Adasia i dla Ciebie również. No i odpoczynku po masakrze
Dodaj komentarz

Żeby nie było w tym pamiętniku wyłącznie słodko, różowo i nierealistycznie, opisuję obecny weekend:

1) hit numer jeden: mój mąż albo się struł, albo ma jelitówkę czy inne paskudztwo. Profilaktycznie wyleciał na kanapę w salonie, wymieniłam pościel i wywietrzyłam sypialnię, ale...

2) albo to przypadek, albo mały zdążył coś od taty podłapać. Dzisiaj zrobił 3 rzadkie kupy, a już od wczoraj jest rozdrażniony, marudny, źle sypia i wisi non stop na piersi. Ponieważ mąż przechodzi kwarantannę z dala od małego, cały weekend użeram się z tym sama. Zamiast odpoczynku po całym tygodniu jest gorzej niż zwykle, bo po pracy mąż zawsze mnie odciąża.

3) w tym wszystkim dwie wizyty u weterynarza z naszymi kotami.

4) przepadło nam miłe spotkanie towarzyskie

5) mieszkanie wygląda jak po bombie, bo nikt nie miał sił ani czasu, żeby je ogarnąć

6) jutro rano muszę jakoś dostarczyć siebie i Adasia na USG bioderek.

Jednym słowem (zresztą jest to ulubione polskie słówko mojego męża): masakra.

0
Dodaj komentarz

Naprawdę minął ponad miesiąc od mojego ostatniego wpisu??? Muszę się bardziej pilnować z pisaniem, bo sama widzę, jak szybko czas przecieka mi przez palce i jak dziurawe bywają wspomnienia. Ten pamiętnik jest dla mnie teraz nieocenionym źródłem wspomnień i muszę bardziej o niego zadbać.

Co się u nas działo w ciągu tego miesiąca? Przede wszystkim mały pięknie i książkowo się rozwija To książkowo to zupełnie dosłownie, bo usiadłam z 'Pierwszym rokiem życia dziecka' i odhaczałam punkt po punkcie Podnosi i trzyma już pięknie główkę, ostatnio coraz wyżej bo podpiera się na przedramionach i rozgląda dookoła. Uśmiecha się! Ma najpiękniejszy uśmiech na świecie, cała się rozpływam, kiedy na niego patrzę Zaczął interesować się niektórymi zabawkami: karuzelką nad łóżkiem, żyrafką Sophie, Mr B był hitem już wcześniej. Absolutnie bezcenny jest dla nas bujaczek i drewniany stojak z zabawkami z Ikei - Adaś uwielbia jedno i drugie, i co najważniejsze, potrafi się bawić samodzielnie przez pewien czas. Bezcenne gdy mama chce jednak zrobić sobie śniadanie

Co do bujaczka, nie mogę pominąć historii epickich zmagań z czerwoną grzechotką. Nasz bujaczek ma dwie grzechotki, czerwoną i niebieską. Niebieska grzechotka wisi po lewej stronie i od mniej więcej dwóch tygodni Adaś paca ją łapką bez problemu. Ma jednak sporo trudności z koordynacją prawej ręki tak, by pacnąć grzechotkę czerwoną, co widocznie go złości i frustruje. Fascynujące i szalenie zabawne jest obserwowanie, jak ciężko kombinuje, z której strony tą czerwoną paskudę podejść. A jaką dumę czułam, gdy w końcu w nią trafił!!!

Sypia wciąż dużo i coraz lepiej. W tym tygodniu 3 razy pod rząd przespał noc od 23 do 5-6 rano! Nie przyzwyczajam się za bardzo, bo pewnie za chwilę mu się odmieni, ale korzystam póki mogę Niestety trudniej go uśpić niż wcześniej, wieczorami bywa bardzo marudny, ale częściowo jest to pewnie spowodowane świętami, które zaraz opiszę, bo to też cała epopeja.

Szczepienia mieliśmy 12.12. i na szczęście Adaś zniósł je bardzo dobrze. Płakał dość krótko po zastrzykach, podanie mu piersi znakomicie podziało na uspokojenie. Efektów ubocznych poza niewysoką gorączką (37,7) nie było, gorączka też zresztą nie trwała długo. Paracetamol podałam tylko raz. Po długich deliberacjach i wątpliwościach, którymi zresztą się tu z Wami dzieliłam (jeszcze raz dzięki za wszystkie rady!), zdecydowaliśmy się na 6w1, pneumokoki i rotawirusy. Dokładnie taki zestaw otrzymałby, gdybyśmy mieszkali w Niemczech. Teraz sama z siebie się śmieję, że aż tak męczyłam się nad tą decyzją, skoro i tak oboje z mężem byliśmy zdecydowani szczepić, więc cały ten dylemat dotyczył tylko wyboru szczepionki. Co oczywiście nie oznacza, że nie będę się denerwować przed kolejnym szczepieniem, bo choć jestem głęboko przekonana o sensowności i potrzebie szczepień jako takich, obawa o efekty uboczne zawsze siedzi z tyłu głowy.

Pierwsze święta z Adasiem były super, choć bardzo męczące dla całej naszej trójki. W Wigilię u moich rodziców było 13 osób plus dwa hałaśliwe psy - atmosfera cudowna, ale chaos potężny! Adaś zniósł ją bardzo dobrze, większą część czasu spędził spokojnie bawiąc się w bujaczku. Wzbudził powszechny podziw i zdumienie. W Boże Narodzenie ponownie byliśmy u moich rodziców na uroczystym obiedzie, tym razem 12 osób, skład osobowy nieco inny, a biedny Adaś nieco już zmęczony tym całym zamieszaniem i pod wieczór dość marudny. W drugi dzień świąt do nas z kolei przyjechali moi teściowie i siedzieli do czwartku. Teść absolutnie zgłupiał na punkcie wnuka, co chwila go zabawiał, brał na ręce, śpiewał mu, leżał z nim na podłodze - był w tym niesamowicie rozczulający, ale dla biednego Adasia to było jednak trochę za dużo. Przez ostatnie dwa dni był zdecydowanie rozdrażniony i chyba dopiero dzisiaj wracamy powoli do naszej znacznie spokojniejszej rutyny.

A co u mnie? Na razie, po 2,5 miesiącach macierzyństwa, stwierdzam, że jestem szczęśliwa. Fakt, że dziecko trafiło mi się raczej łatwe w obsłudze. Kocham go z każdym dniem mocniej i nie czuję się, przynajmniej na razie, zbyt przytłoczona nowymi obowiązkami. Miewam chwile frustracji i zmęczenia, gdy trzeba zmienić 5 pieluszkę w ciągu 30 minut, a mały jojczy, że znowu coś mu nie pasuje, ale ogólnie rzecz biorąc ciągle bardziej fruwam nad ziemią niż chodzę. Macierzyństwo dostarcza mi tyle czystej radości, że już po cichu kombinuję, jakby tu wpasować w grafik drugie dziecko

Mój mąż też jest zakochany w Adasiu, ale ewidentnie znosi brak snu gorzej niż ja. W zasadzie sypia sporo, ale potrzeby mojego męża w zakresie snu zawsze były imponujące. Dalej bardzo poczuwa się do odpowiedzialności za jak największy udział w codziennej opiece nad małym i bez specjalnego narzekania zmienia pieluchy, wstaje w nocy, zabawia, pociesza i kąpie. Potrafi absolutnie zafascynować Adasia swoimi głupimi minami Aż się sama śmieję, kiedy je robi, mój mąż ma niesamowicie ekspresyjną twarz. Co do drugiego dziecka, ogólnie sprzeciwu nie zgłasza, ale raczej wolałby odwlec to w czasie.

Uff, najważniejsze punkty chyba opisałam. Muszę się teraz postarać prowadzić tą relację nieco bardziej na bieżąco

2
komentarzy
avatar
Piękna relacja pięknych chwil te pamiętniki to nie jest zła rzecz, tak jak piszesz - te momenty tak szybko miną... To już 2,5 miesiąca!! Jak ten czas szybko leci! Pozdrawiam i życzę dalszej łatwej obsługi synka
avatar
Cudownie! Oby tak dalej! Niech rośnie zdrowo!
Dodaj komentarz

Dokładnie rok temu byliśmy na długim spacerze w mroźny sylwestrowy dzień. Chodziliśmy po łódzkich parkach trzymając się za ręce, a spacer zakończyliśmy w kawiarni. To był słodko-gorzki dzień, ale pamiętam szczerą ulgę, że ten cholerny 2015 wreszcie się skończył i nadzieję, że 2016 okaże się dla nas łaskawszy.

Dziś patrzę na moje śpiące maleństwo i jestem szczęśliwa. Politycznie rok 2016 był moim zdaniem koszmarny, i u nas, i w innych krajach. Dookoła niepokojące zjawiska i narastające obawy przed tym, co będzie dalej. Ale osobiście nigdy nie będę w stanie całkowicie potępić 2016. Dał mi mój największy skarb, mój mały prywatny cud.

Życzę nam wszystkim, a zwłaszcza tym wciąż starającym się lub z niepokojem przechodzącym ciążę, by 2017 był dla nas pełen radości, spokoju i spełnionych marzeń - tych najważniejszych i tych drobnych.

2
komentarzy
avatar
Wszystkiego dobrego Marta, niech to co złe pozostanie daleko za nami. Życzę nam wszystkim pełnego macierzyńskiego ciepła roku 2017 i wszystkich następnych. Buziaki dla Adasia <3
avatar
Wszystkiego najlepszego dla Waszej rodzinki!
Dodaj komentarz

Adaś ciągle ma marudne wieczory i walczy z zasypianiem. Oj, daje nam troszeczkę w kość! A z drugiej strony wczorajszej nocy przespał od 23 do 7.30 rano. Wszystko jak w kalejdoskopie, co przyzwyczaimy się do jednej rzeczy to już się u niego zmienia

Rozpoznaje nas! Wczoraj jak mąż wrócił z pracy, mały tak się rozjarzył na jego widok, że oboje z mężem praktycznie się rozpłynęliśmy ze wzruszenia. A dzisiaj przy śniadaniu zagadywałam go na bujaczku i tak pięknie się uśmiechał i wdzięczył w odpowiedzi! Jest przesłodki, po prostu do schrupania.

Mój mąż właśnie śpiewa mu 'Don't stop me now' Queen, wcześniej w repertuarze był Meatloaf. Z pełną gestykulacją i odgrywaniem słów, zaangażowanie w performance na 200%. Mały wpatrzony w niego jak w święty obrazek i z wrażenia zapomniał o marudzeniu

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}