avatar

tytuł: Chciałabym przytulić Cię do mego serca i poczuć ciepło Twojego ciałka. Nareszcie jesteś Kubusiu...

autor: natalinka

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Pomimo szczerych chęci, niezwykle trudno mi zaliczyć ubiegły tydzień do udanych… W środę nadeszła długo wyczekiwana wizyta w ośrodku rehabilitacyjnym, która przecież była wielokrotnie przekładana, najpierw z powodu nieobecności doktorki, później zapalenia krtani Kubuśka i jego dziwnej biegunki… Już wówczas czułam, że coś nas zatrzymuje; coś powoduje, że nie powinniśmy tam jechać. Czasami wszystko rozpatruję w kategorii znaków – wiem, jestem może zbyt przesądna… Oczekiwałam więc jakiegoś wydarzenia, który sprawi, że wizyta będzie odwołana. Nie nadeszło… Wizytę umówiono nam na 18 – ta godzina mówiła sama za siebie. Pora, o której Kuba zwykle szykuje się do snu, kiedy częstokroć kładzie się do spania już na noc, a niemal codziennie zaczyna marudzić z powodu zmęczenia po całodniowym szaleństwie. I w tym temacie się nie myliłam. Do pokonania mieliśmy 42 km – przejazd przez centrum miasta, 10 sygnalizacji świetlnych, niesamowite korki. Przy końcu podróży Kuba zaczął się kręcić, wiercić w foteliku, płakał, po wejściu do ośrodka przestraszył się nowego miejsca, ale w zasadzie nic nie zapowiadało horroru, jakiego doświadczyliśmy później. Młoda, bo zaledwie trzydziestoparoletnia doktorka-rehabilitantka nie powitała nas z wielką euforią. Przeciwnie: oboje z mężem odczuliśmy jakby zarzucała nam, że naciągamy NFZ na rehabilitację – ironiczne uśmiechy i pytania o co chodzi, z czym przyszliśmy, jakby kwestionowała to, że Kuba ma napięcie. Dla mnie to była wątpliwa przyjemność ciągać tam dziecko i miałam nadzieję, że po rehabilitacji prywatnej, która skądinąd trwa od końca sierpnia, wizja wizyty w tym ośrodku zupełnie się oddali. Pani doktor wzięła Kubę na specjalny stół do ćwiczeń, rozebrała i zaczął się histeryczny płacz, gdy jej się bliżej przyglądnął. Diagnoza trochę zbiła nas z tropu. Okazało się bowiem, że Jakub ma dalej wzmożone napięcie i jest nieco cofnięty w rozwoju ruchowym, wymaga rehabilitacji w ośrodku 2 razy w tygodniu. Ma słaby kręgosłup i mięsnie i w najbliższym czasie nie zapowiada się na raczkowanie. Nie wolno go sadzać, tylko jak to zrobić skoro nawet przy przebieraniu pampersa łapie mnie za ręce i sam, bez mojej pomocy podnosi się i siada??? Doktorka położyła go na brzuchu, choć tego Kuba nie lubi – płakał tak, jak nigdy. Łzy leciały mu z oczu ciurkiem, katar lał się na przepadło. Nie mogłam wytrzymać tego płaczu – a ona trzymała go siłą na brzuchu i mówiła, że nie potrafię sobie radzić z jego płaczem, że on się buntuje i nic mu się nie dzieje, bo nie ma nawet mokrych oczu (!!! – gdyby tylko chciała popatrzeć na jego twarz, zmieniłaby zdanie). Potem zapytała męża czy jest w stanie wytrzymać płacz swego dziecka… Wpierw stwierdziła, że Kuba zwyczajnie się buntuje, by zaraz dodać, że dla dzieci ze wzmożonym napięciem oraz asymetrią złożeniową (które mamy) leżenie na brzuchu sprawia ból – cierpią. Miałam jej powiedzieć, by się w końcu zdecydowała, czy się buntuje, czy cierpi. Gdy go już ubierałam zaczęła mnie krytykować, że nie powinnam do niego mówić, bo tym go nagradzam, mam milczeć. Kiedy zaś na końcu powiedziałam do niego: „no już dobrze”, padły słowa: „no najlepiej teraz go mama przeproś i przeproś jeszcze siebie i wpędzaj się w takie poczucie winy… tak pociesza pani dziecko? Chciałaby pani, żeby mąż tak panią pocieszał?”. Miałam ochotę uciec, chciało mi się płakać. Na końcu wizyty powiedziała, że Kubie (jak każdemu dziecku) przysługuje konsultacja w psychologa i logopedy, powinnam więc skonsultować się z psychologiem jak radzić sobie z moimi emocjami wobec jego płaczu…
Ustalono nam rehabilitację 2 raz w tygodniu. Nie chcemy tam jechać – zdecydowaliśmy się rehabilitować go nadal prywatnie. Nie wyobrażam sobie targać dziecka tyle kilometrów skoro tak źle znosi podróż. Nie ma sensu ta rehabilitacja, bo zawsze będzie zmęczony i jak stwierdziła moja pediatra – będzie wówczas stawiać opór. Ta wizyta w środę nie była w pełni wiarygodna. Kubuś był zmęczony, śpiący i już głodny, więc napinał się, nie chciał pokazać jak się podnosi. Pozostaje mi wierzyć, że ocena doktorki była błędna, bo wynikała z oporu małego. Nie wiem co robić – jeśli całkiem zrezygnujemy, pozbawimy się konsultacji z lekarzami. Jeśli będziemy jeździć, skażemy Kubę na mękę. Skutki tej wizyty odczuwaliśmy przez kilka dni. Gdy kolejnego dnia ubrałam kombinezon przed wyjściem na spacer, Jakub wpadł w histeryczny płacz i zaczął się trząść – tak jeszcze nigdy nie było…

3
komentarzy
avatar
Biedny Kubuś Ja bym zrezygnowała i liczyła tylko prywatnie chodzbym miała nie jeść...
avatar
Dziękuję :-* czytałam wcześniej Twój pamiętnik, wiec wiem przez co przechodziłas, swoją drogą siostra urodziła? ;-) co do wizyty, niestety na NFZ tak jest, terminy na luty, a jak się uda wcześniej to chamstwo... My trafilismy do.ośrodka gdzie są dzieci z zespołem downa rehabilitowane i mimo doświadczenia rehabilitantki jesteśmy jedynymi rodzicami z takim maleństwem i z takim problemem, wiec wszyscy ciepło i milo nas przyjęli. Nawet nie chce się zastanawiać jakby było w owi, gdzie na codzień pracują z takimi dzieciakami... Tez będziemy do roku jeździć, 3 razy w tygodniu i tez mlody ma asymetrie (co to znaczy złożeniowa ?) Jak to.Kubuś jest cofniety w rozwoju ruchowym? Przecież sam siada, co ta baba głupia? No i nie dziwne, że płakał bo go bolalo jak na brzuszku leżał, moj tez w tej pozycji raptem 3 minuty wytrzyma bez krzyku, a później się buntuje. Przecież nie chodzi o to żeby go na sile trzymać i niech placze, mozna go kłaść 30 razy po 3 minuty i mniej wrzasku będzie niż za jednym zamachem 30 minut i napewno lepiej, bo w ciągu 3 minut podniesie i poćwiczyć głowę, a w pół godziny w większości będzie miał gdzieś ćwiczenia, tylko płakać będzie :-/ Trzeba było glupiej babie powiedzieć, że pocieszasz i będziesz pocieszać synka bo widzisz jak się męczył, za co niby masz go karać? Za to, że nie z jego winy bolą go partie mięśni i ciężko mu nimi poruszać? Ja bym powiedziała ze owszem chciałabym żeby mąż mnie wspierał w taki sposób. No i chyba nie ma swoich dzieci skoro nie wie jak to jest radzić sobie z płaczem własnego dziecka, że wtedy pęka serce! Nie jedzcie skoro tak źle na was wszystkich wpłynęła ta wizyta, ewentualnie zmieńcie placówkę.
avatar
matko bidulko, co za wstretna baba ! Wcale sie neidziwie ze nie chcesz tam juz wracac . Koniecznie skonsultuj to co powiedziala ta glupia baba ! Czasem mam wrazenie ze takie kobiety mowia tylko aby mowic i udaja doswiadczonych wszechwiedzacych specjalistow . trzymam mocno kciuki za Was .
Dodaj komentarz

Jak widać, złożona sobie samej obietnica systematycznego pisania pamiętnika, znowu nie została spełniona… Tak to już jest. Brakuje czasu na jedzenie, a co dopiero snucie rozmyślań. Prawdą jest jednak, że czas pędzi nieubłaganie i pociąga za sobą wielkie zmiany. Od ostatniego wpisu wiele się zmieniło. Zdążyliśmy już „zaliczyć” kolejne zapalenie krtani z totalnym brakiem głosu Kuby. Poszliśmy do pediatry w południe i wstrzymała się z podaniem leku, a wieczorem mały zaczął się dusić, więc w samochód i biegiem do innego pediatry prywatnie. Dostaliśmy inhalacje – i to okazało się WIELKĄ pomyłką. Kuba przestraszył się dźwięku inhalatora, płakał przeraźliwie, a ze strachu aż się trząsł… Trzeba było sztabu ludzi, by go zabawić i podać zaledwie 2 ml leku :/ W końcu jednak przeszło – na szczęście. W ubiegłym tygodniu udało się go w końcu zaszczepić 3 dawką włącznie z WZW, zatem do 13 miesiąca mamy szczepienia z głowy, co mnie niezmiernie cieszy, bo przed każdym nie mogłam ze stresu normalnie funkcjonować w obawie przed odczynami poszczepiennymi. Niestety, i tych chyba nie udało się nam uniknąć, gdyż przedwczoraj zauważyłam na szyi Kubusia guza, który ma ok. 1 cm, jest ruchomy i najbardziej widoczny, gdy przekręca głowę. Chyba nie muszę pisać, jakie myśli narodziły się w mojej głowie – najgorsze i najczarniejsze. Pediatra póki co nie kazała się niepokoić, a ja przewaliłam już cały Internet i wiem, że może być to nawet powiększenie węzłów od ząbkowania, a to nadal w toku. Od tygodni na dolnych dziąsłach widać ewidentnie białe kreski, a dolna jedyna jest bardzo wyczuwalna pod palcem. Pomimo tego nadal stoimy w miejscu, a Kuba marudzi jakby wychodziły mu wręcz wszystkie zęby. W związku z powyższym ciągle jest na rękach, śniadanie jem o 13.30, gdy zaśnie, bo odejść nie mogę i jeść przy nim również. Patrzy tylko i mlaska, nie jest ważne, że przed chwilą wtrąbił 2 małe słoiki cielęcinki…
Ze zmian wysoce rozwojowych Siedzimy! Tak, wreszcie. Oczywiście sam się podciąga na łokciach i tak próbuje siadać, bo przecież z pozycji czworaczej nigdy nie wystartuje do siadu. Na brzuchu nadal nie chce leżeć, bardzo się buntuje i walczy, chociaż… gdy chce dostać mój telefon potrafi sam się przekręcić i go dosięgnąć, albo odepchnąć się i zacząć pełzać, ale tylko gdy sam zechce… Zresztą po co pełzać, skoro można pociągnąć koc i zabawka sama przyjdzie, nie? Potrafi już siedzieć sam bez żadnego podparcia kilka minut, no chyba, że się chce bardzo odwrócić, to zalicza come back do poduszki, ale jest ogólnie ok. Podciągany za ręce wstaje na równe nogi – niestety. Rehabilitantka twierdzi, że to zbyt wcześnie, ale ja nie potrafię go zatrzymać. Stojąc, chwieje się jeszcze jak piesek kiwaczek w samochodach, ale ma z tego taką radochę jak rzadko kiedy.
Ostatni miesiąc to trochę cofanie się w rozwoju jeśli mowa o zasypianiu. Często lulamy się na rękach i tylko w rytm piosenki Chcę tu zostać. Bez niej nie zaśnie absolutnie. Dźwięk suszarki, który jeszcze do niedawna był naszym wybawieniem, poszedł zatem w zapomnienie i pojawiła się nowa muzyczna zdobycz, której zupełnie nic nie zastąpi. I przeminął już ów krótki skądinąd czas, kiedy potrafił zaliczyć dwie drzemki po 1,5 h. Teraz śpi po 15-20 min. dziennie, więc, by cokolwiek zrobić muszę siedzieć do 3 nad ranem – takie życie. Pomimo wszystko jest cudownie i pewnie jest to najpiękniejszy okres w moim życiu…

2
komentarzy
avatar
nasza rehabilitantka twierdzi, że na siedzenie jest za wczesnie, ale mojemu bardzo przypadla ta pozycja do gustu, wiec czemu mu bronic? wazne, ze robi postepy. Jak Kubus chce wstawac niech wstaje a spanie... najpierw musi sie cofnac, zeby pozniej ruszyc do przodu moze zle sypia przez zeby... juz niedlugo minie tak szybko, ze sie nie obejrzymy ;/
avatar
Natalinka, moja Lili tez staje na nogach jak ciagne za raczki. Pediatra powiedziala, zeby jej pozwolic skoro chce tylko sie upewnic zeby na calych stopkach stawala, a nie na palcach. Dzieci wiedza co robia
Dodaj komentarz

Nadszedł nareszcie tak długo oczekiwany dzień. Wchodzimy na wyższy poziom rozwoju intelektualnego, a mianowicie rozwój mowy u Kubusia, który ma chyba nam zrekompensować jego niechęć do niektórych postępów w sferze ruchowej (czytaj nieustanne, a nie sporadyczne przekręcanie z plecków na brzuch). W czwartek podczas ćwiczeń rehabilitantka bardzo nieśmiało zapytała czy Kuba gaworzy, bo nie słyszała – twierdzi, że są dzieci gadające podczas rehabilitacji cały czas i takie, które milczą. Kuba zalicza się do ostatnich, gdyż podczas ćwiczeń raczej skupia się na tym, co robi. Gaworzy do nas, do pieluchy, zabawek, włącza się aktywnie w dyskusje innych. Od wielu, wielu miesięcy wypowiada swoje przeciągłe ma-ma, ale ostatnio z tym przystopował i włączyło mu się tylko słowo NIE, więc teraz tylko to powtarza w kółko. Cóż, dobrze mi to nie wróży na przyszłość…
Wracając do tematu: uspokoiłam rehabilitantkę, że normalnie dużo gada, ale Kuba postanowił sam to zrobić i zaraz po jej pytaniu rozwiązał język, co ją zresztą uspokoiło. Od czwartku mamy już w domu gadułę. Powtarza: JA-JA, DA-DA, a dziś ku uciesze ojca już krzyczy TA-TA cały czas i nie przestaje. Mąż już zdążył zadzwonić nawet do swej mamy, by się pochwalić, co oczywiście skwitowała stwierdzeniem, że z pewnością raz mu się udało. Nie, nie raz, mówi ciągle. Gdy dziś z nim siedzieliśmy padło moje imię: Na-talka. Hmm… patrzę i myślę, ok. – wydawało mi się. Po czym mąż patrzy na mnie i krzyczy: słyszałaś co powiedział? Zaśmialiśmy się i koniec, po 30 min poszliśmy do pokoju młodszej siostry Zaczęła go nagrywać kamerką (o tym, co powiedział nie wiedziała) i nagle Kuba mówi: Klaudia. Zaniemówiłam, to jej imię. Popatrzyłam na nią, a ona się śmieje i krzyczy, że wypowiedział jej imię… Specjalnie udałam, że nie słyszałam, chciałam, żeby ktoś jeszcze raz to potwierdził. Pewnie wiele osób może pomyśleć, że to koloryzowanie dumnej mamy… Otóż nie, naprawdę. Samej mi ciężko w to uwierzyć, że w ciągu kilku dni zaczął aż tak dyskutować. Grunt, że mamy to nagrane, więc już wszyscy wysłuchali i są zdumieni…

2
komentarzy
avatar
no to super, rośnie gaduła
avatar
dumna mama ja juz sie moge doczekac mojej gadania!
Dodaj komentarz

Ostatnie minuty starego roku - był dla mnie, dla nas bardzo wyjątkowy. Przyniósł największy, najpiękniejszy i najbardziej wyczekiwany mały wielki cud - Kubusia... Oby tylko kolejne lata były równie cudowne, a nawet lepsze...

Wszystkim Mamusiom, spędzającym ten czas z pociechami po tej stronie brzuszka, życzę satysfakcji i pełni radości z macierzyństwa. Niech każdy dzień przynosi samo szczęście i wypełnia serce miłością.
Staraczkom - by ten 2015 rok okazał się przełomowy, by był tym Waszym czasem, który rozpocznie nowy etap w Waszym życiu. Niech zagości w nim wreszcie mały ktoś, kto sprawi, że wszystko nabierze nowego sensu, a cały świat stanie się piękniejszy.
Wszystkim bez wyjątku - zdrowia i miłości :*

2
komentarzy
avatar
Wzajemnie !
avatar
I wzajemnie
Dodaj komentarz

W moim życiu chyba nieustanie muszą mieć miejsce jakieś zawirowania… Od lat mam problemy z pękającymi torbielami na jajniku, więc gdy w święta poczułam rozrywający, ognisty ból wiedziałam, że zaczynają się kłopoty. Po kilki dniach męki pojawiło się dziwne krwawienie międzymiesiączkowe, ale ból na dwa dni ustąpił, by wrócić z większą siłą w dzień Sylwestra. W Nowy Rok udałam się już na oddział, bo kiedyś wielokrotnie mówiono mi, że mam tendencje do skręcania jajnika, a wówczas grozi mi usunięcie całej macicy. Moja osobista diagnoza się potwierdziła, w prawym jajniku wyszła na USG torbiel, niewielka, bo licząca 22 mm, ale już po owulacji, więc nie powinna tam być. Macica – jak lekarz stwierdził – czysta. Lekarz uprzedził, że może dojść do pęknięcia. W razie spadku ciśnienia bądź ostrego brzucha mam się pojawić i zrobią laparoskopię, a tymczasem kazał za kilka dni skontrolować czy torbiel jeszcze jest. Zalecił antykoncepcję, ale po opowieści o moich problemach (guz przysadki spowodowany długą terapią hormonalną w celach leczniczych), powiedział, że mogę zastosować antykoncepcję dopiero po wnikliwych badaniach hormonów i udzieleniu pisemnej zgody neurologa, że nie widzi przeciwwskazań. Od wizyty na oddziale bardzo więc na siebie uważałam, ale ból nie przechodził. Mój ginekolog, który prowadził ciążę, nie odpisywał na sms, więc udałam się do lekarza z oddziału, który robił mi 1 stycznia USG. Czekając na USG w trakcie wizyty prywatnej, zaczęłam dopytywać jak jeszcze można farmakologiczne wpłynąć na wchłonięcie torbieli. I nagle zaczął sprawdzać jajniki, po czym powiedział, że nie widzi cysty, zatem musiała się wchłonąć. Sprawdził macicę, a po chwili ciszy mówi: „Chwileczkę, ja widzę tu pęcherzyk ciążowy. To ciąża”. Myślałam, że zemdleję. „Słucham? Co pan doktor mówi?” – pytam. I najspokojniej w świecie – „Widocznie jest Pani w ciąży”. Szok. Jak to możliwe??? Do współżycia doszło raz w tym cyklu i to z prezerwatywą…. Kazał mi wykonać test rano – negatywny. Dzisiejszy również, a dziś dzień potencjalnej @. I o co chodzi??? Czymże jest ów pęcherzyk? Nie wiem jak lekarz z wieloletnim doświadczeniem, ceniony specjalista, może dać pacjentce wydruk USG z pieczątką, podpisem i adnotacją: „W macicy uwidoczniono pojedynczy pęcherzyk ciążowy śr. 6,9 mm”. Kazał pojawić się za tydzień, by sprawdzić, czy jest zarodek i założy kartę ciąży. Tylko, że ja nie czuję tej ciąży – owszem mam wszystkie objawy – śpię w każdym miejscu i o każdej porze, mdli mnie, mam zawroty głowy, wrażliwość na zapachy, zaparcia i ciągle brak okresu, ale u mnie spóźnienie to norma. Planowałam dziecko, ale nie aż tak szybko… Gdzieś w środku się jednak bardzo cieszę, ale równocześnie boję na wspomnienie o tym, że większość tamtej ciąży musiałam leżeć i to jeszcze 3 razy w szpitalu. Kuba jest taki malutki… Wymaga opieki i noszenia na rękach… Mąż jest zły, boi się, że sobie nie poradzimy… Czekam więc na okres i naprawdę nie wiem co dalej…

5
komentarzy
avatar
Ale super ;-) gratuluję :-* będzie dobrze i mąż się zacznie cieszyc niedlugo
avatar
Kochana ale,numer :-) i nic się nie martw jeśli to ciąża to sobie poradźcie na pewno <3
avatar
Gratuluje mimo wszYtko
avatar
Ale nowina!!!!! wiesz, tez bym sie chyba nie ucieszyla gdybym dowiedziala sie, ze jestem teraz w ciazy, gdy moj syn ma zaledwie 6 miesiecy, w tym tygodniu wybieram sie do ginekologa i juz zaczelam sie bac....ze moze taka niespodzianka wyskoczy, ale pozniej mysle...niemozliwe, tylko raz to robilismy i nagle twoj wpis!!! daj znac co dalej, wierze,ze jak przetrawisz nowine to bedziesz sie cieszyc, a wtedy ci pogratuluje ale nowina!!! sama jestem w szoku, wiec co dopiero ty!
avatar
o kurcze a to niespodzianka gratulacje
Dodaj komentarz

Kolejny dzień oczekiwania... Test negatywny, okresu nie ma... Hmmm... obstawiam więc pomyłkę lekarza, chociaż nadal nie mogę wyjść z podziwu nad jego pewnością. Lepiej było chyba nie iść na tą wizytę, bo siedzę jak na szpilkach. Betę mogę zrobić w laboratorium 40 km stąd, a nie mam jak zostawić Kuby. Może jutro sytuację rozjaśni miesiączka. Jeśli nie - koło ratunkowe: telefon do lekarza - niech znachor myśli nad inną opcją...

Dzięki dziewczyny za wsparcie... Oczywiście, gdyby się to potwierdziło, cieszyłabym się, nawet bardzo. Wszystko da się zorganizować... Gdyby tylko... powinniśmy się cieszyć - miliony par dałoby wszystko, by mieć takie wątpliwości, a może i nam nie będzie już to nigdy dane...

Wklejam fotkę USG. Może Wy coś wydedukujecie...

http://i58.tinypic.com/2itotxj.jpg

Biała kropka to strzałka, w prawym górnym roku odbiło mi się niestety światło...

6
komentarzy
avatar
wygląda to na Kropka ale wiesz różnie to bywa ... Musisz czekać kochana... a który to dzień cyklu????
avatar
wyglada ciazowo ale ze mnie zaden doktor. mozliwe ze testy nie wykrylyby ciazy? nie wiem... daj znac bom sama ciekawa
avatar
zerknij sobie na pierwszą fotkę usg mojego Mikołaja ;D wygl ada bardzo podobnie
avatar
Naprawde wyglada ciazowo, jak moje pierwsze zdj z usg w 5tyg. Czekam na wiesci czy to maluszek
avatar
Jak sobie teraz przybliżyłam fotkę usg na telefonie to chyba widzę na dole z mojej lewej zarys zarodka :-) Ja miałam tak z Mikołajem ale mogę się oczywiście mylić.... A z reszta ojtam ojtam kochana Kubuś będzie mieć siostrę <3
avatar
Pamiętam jak po pozytywnym teście ciążowym poszłam szybko do lekarza,tam na uzg się okazało-w macicy pusto ale meega torbiel na prawym jajniku i skierowanie do szpitala.Tam wykonywali mi betę-(przyrastała),i uzg na którym przez pierwsze dwa dni pusto ,a potem...dokładnie taki obraz jak widzę u Ciebie,identyczny wręcz.Z dnia na dzień "plamka" rosła aż...pojawiła się druga .Potem uwidoczniono zarodki,z tym że ten drugi który się ujawnił stanął w miejscu i zanikł :/...ale dziś ta pierwsza plamka dokazuje,ma na imię Nadia i 15.01 skończy 4 miesiące .Kochana,trzymam kciuki aby to nie była żadna przykra przypadłość a piękna ciąża która jest po prostu bardzo młoda.Czekam na wieści!
Dodaj komentarz

33 dc Karola wybiło dziś...

Okresu nadal brak. Wykonałam już telefon do lekarza z pytaniem co z tym Duphastonem - brać na wywołanie skoro test nie wyszedł pozytywny? Kazał wówczas zacząć od wieczora kolejnego dnia po teście. On jakoś nie dopuszcza do siebie myśli o braku ciąży, dziwi go to, chociaż zaczął coś już przebąkiwać, że jeśli nie - należy sprawdzić co się dzieje w macicy, a przecież dziwna to sytuacja, bo 8 dni wcześniej podczas USG na oddziale pierwszymi słowami jakie wypowiedział to: 'Macica ładna, czysta bez zmian'... Sugerował betę, ale by ją wykonać muszę pojechać do laboratorium oddalonego o 40 km. W bliższym na wyniki czeka się 10 dni - do tego czasu to ja już osiwieję, albo dostanę okres... Brzuch boli i przestaje - nie będę kłamać, tak miałam w ciąży z Kubusiem. Ciągle czuję, że już dostałam okres, a tu nic. Według lekarza testy mogą kłamać, jeśli beta jest niska, co jest spowodowane zbyt małym jeszcze pęcherzykiem...

8
komentarzy
avatar
Kochana to chyba jednak ciąża bo przy 33 dc może być jeszcze test negatywny to wszystko zależy os dnia owulacji ale przecież ty to doskonałe pewnie wiesz... Jeśli nie możesz jechać na betę to musisz niestety czekać no chyba ze zrobisz taki num ze pijedues
avatar
Pojedziesz do szpitala mówiąc że test wyszedł pozytywnie a ty masz okropny ból brzucha i ze w domu plamiłaś będą musieli zrobić Ci betę i usg... ja tak raz miałam z tym ze byłam w ciąży i poroniłam tez z takim małym pęcherzykiem...może warto spróbować co Ci szkodzi?!
avatar
Ależ u Ciebie się dzieje ...mimo wszystko trzymam kciuki aby to była ciąża Słońce :*
avatar
kochana wspolczuje niepewnosci, ja bym skakala z radosci
avatar
Trzymamy kciuki aby bylo tak jak chcesz
avatar
Jak się miewasz Kochana???? :*
avatar
Dziekuje Twoj synus tez slodki jest zreszta wszystkie male bable sa slodkie prawda? model 2+3 moglby byc ciekawe ale trzecia cesarka nie wchodzi w gre, obawialabym sie komplikacji. A co u Ciebie? jakies nowe wiesci?
avatar
nikt cie nie jest w stanie zawiez na ta bete? bo to trochę dziwne aby test był - a ciaza... a ile testow zrobilas?
Dodaj komentarz

Dzięki dziewczyny za wsparcie :**

Ostatni test w niedzielę, dziś znowu wykonałam kolejny i negatywny. Powoli godzę się z myślą, że to nie ciąża, chociaż - przyznam szczerze - zaczęłam się nią cieszyć, ale widocznie zbyt prosto być nie może. Dziś o 17 wizyta i kolejne USG - lekarz coś wspominał o zabiegu i biopsji. Boję się i to bardzo...

3
komentarzy
avatar
Trzymam mocno kciuki aby to nie było nic złego..:*
avatar
trzymamy kciuki
avatar
będzie dobrze! powodzenia!
Dodaj komentarz

Pęcherzyk ma 4,2 mm - lekarz powiedział: 'będzie się ronić'. Chyba nie muszę opisywać co czułam, w oczach pojawiły się łzy, bo ja jednak chciałam tego dziecka... Później stwierdził, że na tyle testów ciąża by jednak wyszła, więc może to nie była ciąża, a jakaś torbiel endometrialna, ale takie podejrzewa się tylko u kobiet po 55 r.ż. Endometrium też wygląda na patologiczne. Kazał natychmiast jechać do laboratorium i oznaczyć progesteron na cito. Dziś mam 36 dc, a progesteron wynosi 6,29. W rozmowie tel. stwierdzil, że bardzo niski i sama nie dostanę okresu. Muszę wziąć Duphaston, a w pierwszych dniach miesiączki pojawić się na USG (przy krwawieniu???!!!). Kuba nie będzie więc teraz mieć rodzeństwa - smutno mi. Jedno jest pewne: jest moim MAŁYM WIELKIM CUDEM! Nie wiem jak przy takich wynikach ja utrzymałam na początku tą ciążę...

7
komentarzy
avatar
Biulko,echh...szkoda.Ale ważne że masz już swoje Słoneczko.Trzymam kciuki za to abyś nie cierpiała,i aby wszystko szybko się ułozyło :* ♥
avatar
przykro mi ale Kubuś będzie miał jeszcze rodzeństwo.... A może jeszcze nic straconego????
avatar
Dziekuję za zyczonka dla Nadusi - przekazałam,powiedziała "a gu guuu" .A foteczka-heh dokładnie tak zrobimy,w tym tygodniu mamy ją wywołać i postawimy na kominku .Damy też dziadkom i babciom,myśle ze sie ucieszą .
avatar
oj przykro mi... straszny zamęt wprowadził lekarz tym ogłaszaniem - ciąża nie ciąża... wiem nie wiem... może warto skonsultować to z kimś jeszcze? Trzymaj się!
avatar
Kochana trzym sie mocno i sciskam :-*
avatar
smutno.... ale bedzie dobrze... 3maj sie i nie daj sie :*
avatar
Moze lec do jeszcze innego lekarza i zobaczysz co on powie. A Kubus bedzie mial jeszcze rodzenstwo i bedzie starszym bratem
Dodaj komentarz

Wielkimi krokami zbliżają się święta wielkanocne. Ten czas już zawsze chyba będzie mi się nieodparcie kojarzył z pobytem w szpitalu i strachem, modlitwą o każdy dodatkowy dzień dla Kubusia w brzuszku. Mija już rok, a ja czuję jakby to było wczoraj… Rozpoczęcie akcji porodowej, krwawienie, skurcze, hamowanie porodu, ciągłe kroplówki, leki, a w końcu zasłabnięcie spowodowane nadmierną dawką lekarstw. Samotne święta na całym oddziale… I gest salowej, która chcąc umilić mi ten czas posłała na stole na sali świąteczny obrus, przyozdabiając go stroikiem – by stworzyć chociaż namiastkę tego nastroju w warunkach iście szpitalnych… To wszystko uświadamia mi z jaką zawrotną skądinąd prędkością ten czas pędzi… Dopiero wyjmowali z brzucha Kubę, tyle co pierwszy raz na mnie spojrzał, a teraz ciężko go okiełznać, bo jest tak bardzo energicznym dzieckiem, że każdego wieczora padam zmęczona jak kawka, a nawet już zdarzyło mi się zasnąć na stojąco podczas suszenia włosów, czy prasowania… Nie, nie trzeba było wzywać jeszcze straży pożarnej, koszuli męża też nie przypaliłam…
Tyle nowości w naszym życiu, że aż ciężko mi to ogarnąć, a co dopiero spisać. I nie ukrywam, że żałuję i bywam na siebie wściekła za ten mój brak systematyczności. Kiedyś przecież te wspomnienia będą dla nas cudowną pamiątką. To wszystko jest takie ulotne, a pamięć zawodna... Obawiam się, że za kilka lat już nie będę dokładnie pamiętać daty wyrżnięcia się pierwszych ząbków, ich kolejności; momentu, kiedy Jakub zaczął raczkować… Tak więc… Nasze ząbkowanie, którego z niecierpliwością oczekiwaliśmy od czwartego miesiąca życia małego, rozpoczęła lewa dolna jedynka, którą zauważyłam 22 grudnia – w poniedziałkowy, przedwigilijny poranek. Sądzę, że pojawiła się znacznie wcześniej, o czym świadczyć mógłby chociaż fakt, że coś dziwnie stukało o łyżeczkę podczas podawania obiadków, ale dopiero tego dnia stała się tak widoczna, że nie sposób było jej z czymkolwiek pomylić… I tak oto w magiczny okres świąteczny wkroczyliśmy z jednym ząbkiem. Prawa dolna jedynka pojawiła się kilka tygodni później, a trzeci ząb – co ciekawe lewa górna dwójka - zagościła w uśmiechu Kubuśka w okolicach końca lutego. Później zaczęło się marudzenie do potęgi. Trzygodzinny, nieuzasadniony płacz znalazł niebawem swe wytłumaczenie w trzech pojawiających się na górze ząbkach. 6 marca do gry wkroczyła zatem lewa górna jedynka, za którą dzielnie podążyła prawa. Kilka dni temu dołączyła do nich prawa górna dwójka i oczekujemy dzielnie na dwójkowe uzębienie na dole… Tyle w temacie ząbkowania…
Choroby… oj – tu to się działo ostatnio….
Wspomnę tylko, że w ciągu miesiąca ja zdołałam się rozchorować trzykrotnie, przy czym dwa razy skończyło się to antybiotykiem. Pomimo ciągłego chodzenia i spania w maseczce, Kuba był jakiś dziwnie marudny i odmawiał jedzenia, zatem postanowiłam wybrać się prywatnie do pediatry. Nie było żadnej gorączki, ale intuicja podpowiadała mi, że coś jest nie tak jak być powinno. Nie wspomnę już o słowach krytyki, jakie musiałam wysłuchać od mamy, że szukam dziecku choroby. I tym razem jednakże moja intuicja nie zawiodła. Okazało się bowiem, że Kuba ma zapalenie ucha środkowego – lewe czerwone, w prawnym zaś nabrzmiałą błonę, z której przy pęknięciu miała wylać się ropa. Lekarz wypisał antybiotyk, aczkolwiek kazał czekać na wydzielinę i wówczas natychmiast podać. W obawie o to, że przeoczymy moment, antybiotyk podałam niemal od razu. Niestety, jego aplikacji żadne z nas miło wspominać nie będzie… Cuda, wianki… Wstrzykiwanie podczas huśtania, robienia samolotów itd., co kończyło się zwykle na zatykaniu noska, by otworzył buzię. Nasze dziecko to uparta bestyjka, chociaż dotychczas z aplikacją leków nie było problemu, bo chętnie otwierał buźkę. We wtorek 24 lutego Kuba zaczął kichać i poznałam co oznacza katar po pas – dosłownie. Na kontroli pediatra nakazała kontynuację antybiotyku do 10 dni i wizytę u laryngologa. Pech chciał, że kuzynce udało się załatwić nam akurat wizytę na NFZ do gastrologa, na którą w normalnym terminie czeka się rok (!!!), prywatnie pół roku. Z uwagi na biegunkowe stolce Kuby nie mogliśmy z niej zrezygnować i pomimo tego, że miał lekki katar trzeba było jechać te 40 km. Póki co wiemy niewiele i oczekujemy na wyniki. Dostaliśmy skierowanie na mnóstwo badań, w tym celiakię, alergię na białko mleka krowiego, morfologię z rozmazem, posiewy kału i wiele innych…. I znowu musieliśmy jechać na badania 17 marca, we wtorek. Wprawdzie bardzo się obawiałam tego poboru krwi, ale przyznam, że Kuba była mega dzielny. Zakwilił tylko jak ścisnęły mu rączkę, by pobrać krew. Z tego co zauważyłam - a na końcu już nie mogłam patrzeć na tą grubą igłę – pobrano mu około dwie fiolki krwi. Pielęgniarki powiedziały, że był bardzo dzielny i były zachwycone… Co tu jeszcze się działo? Tak… Wizyta na oddziale pediatrycznym… Niestety, wizyta u gastroenterologa nie wyszła nam na dobre, bo Kuba zaczął mocniej kaszleć. Bardzo mnie to niepokoiło, więc 1 marca byliśmy zmuszeni pojechać z nim na pogotowie, ale po bardzo długim osłuchiwaniu okazało się, że osłuchowo w porządku z wyjątkiem zaczerwienionego gardełka. Po kilku dniach męczący, bardzo mokry kaszel ustąpił…
I jeszcze jedno – 14 kwietnia mamy się stawić na oddziale dziennego pobytu celem dalszej diagnostyki z powodu owych biegunek… Za tydzień wyniki pozostałych badań, celiakii dopiero za ok. 2,5 tyg… Trochę się boję….
Front rozwojowy… 22 lutego Kuba nas zaskoczył, startując ostro z raczkowaniem i teraz ciężko go złapać, kiedy ucieka przede mną i piszczy Wstaje sobie sam w kojcu, trzymając się oparcia, wspina się po wszystkim i wygląda na to, że wreszcie ruszyliśmy z kopyta z rozwojem ruchowym… Za to mowa… Pominę już fakt, że stale gada „mama”, „tata”, „baba”, „bebe”, „Dada” itd. Od więcej niż miesiąca na wszystko jest „nie”. Potrafi krzyczeć: „nie, nie, nie, nie” kilkadziesiąt minut i jakoś mu się to nie nudzi… Poza tym woła nieustannie „niania”, „daj”, „nie jem” (cokolwiek to u niego znaczy), „ide” i inne zmyślne słówka… Z pewnością jeszcze tego nie rozumie, ale to chyba ważny krok. Trzy tygodnie temu ważył prawie 8200 g, a i tak każdy twierdzi, że chudzina. Tylko należy pamiętać, że jego waga urodzeniowa to 2600… Może i chudy, ale długi jest… nie wiadomo po kim Dużo już potrafi… Zapytany o lwa, pokazuje go w książeczce, robi pa-pa kiedy mu się zachce i jak z kimś innym wychodzi z pokoju podnosi mi rękę do góry… Chodzi sobie trzymany za rączki, chociaż zauważyłam, że od momentu kiedy zaczął raczkować nie budzi to w nim aż tyle euforii co początkowo…
Tak bardzo go kocham, że nie wiem jak mogłam tyle czasu przeżyć bez niego…

Co u mnie? Wiele się dzieje, szczególnie w kwestiach zdrowotnych… Długa i męcząca historia… Niestety z górki nadal nie jest…

1
komentarzy
avatar
No niedlugo Kubus skonczy roczek, ale ten czas leci...
Wspolczuje Wam tych chorob. Przyznam szczerze, ze nie znam nikogo, kto by tak czesto chorowal jak Wy i dlatego Wam zycze duzo duzo zdrowka..
Dodaj komentarz
avatar
{text}