List dziewiętnasty (19)
Szyszki, Szyszaki, Szyszunie... dziś znów się widzieliśmy, dotykaliśmy, przytulaliśmy. Małgosiu, jesteś taką ładną dziewczynką z moich snów, nie mogłam sobie piękniejszej wymarzyć. Ale tu nie wygląd jest najważniejszy, tak bardzo się cieszę z Twojego każdego wypitego mleka, z każdego uśmiechu, postępu, tak łatwo przychodzi Ci przekręcanie główki na moich piersiach. Jak na takiego wcześniaczka jesteś bardzo silna. Podpierasz się nóżkami, popychasz swoje ciało do góry. Dziś już ważysz 2190 gram. I wcale nie jesteś taka mała, Twoje nóżki są już całkiem tłuściutkie.
Szymku, synku drogi, gdy trzymam Cię na rękach i patrzę na Ciebie, mój uśmiech zdradza wszystko, a oczy mówią wiele. Jesteś takim słodkim małym chłopcem, gdy do Ciebie mówię śmiejesz się, jak to możliwe... to tak jakbyś czuł moją obecność. Taki mały śmieszek z Ciebie... od którego nie można oderwać wzroku. Dziś obsikałeś mamę, body i rożek. I wszystko było do przebrania. Nie mówiąc już o grubszej sprawie
Ważysz już 2360 gram.
Jeszcze tak nieśmiało otwieracie oczka, dużo śpicie, w ogóle nie płaczecie... coraz śmielej was przewijam, przebieram, karmię, już nie panikuję gdy tracicie na chwilkę swój różowy kolor skóry. Zdarza się to na szczęście rzadziej niż kilkanaście czy nawet kilka dni temu. Już wiem co mam wtedy robić i jak was trzymać. Czekam z utęsknieniem gdy przyjedziecie z nami do domu, to będzie dla was zupełnie inny świat niż ten szpitalny. Dla nas rodziców pierwsze dni, tygodnie nie będą łatwe ale będą piękne... Marzenia i pragnienia się urzeczywistniły.
Jesteście dla mnie wszystkim.
