MAGICZNE ŁÓŻECZKA
Łóżeczka... jak łóżeczka, proste, zwykłe, biało siwe, a jednak swoją moc mają. Do tej pory Szyszaki w nocy z nich nie korzystały, mama wolała je mieć bliżej siebie. Otworzyła w nocy oko, luknęła, małe śpią, to i mama śpi spokojnie. Jednak zabierała się do tego od kilku dni, myślała, kombinowała, stwierdziła w końcu, że to miejsce gdzie teraz śpią robi się po prostu za małe. Szyszaki rosną! Nadszedł ten dzień, a właściwie noc, kiedy każde dziecię ląduje w swoim łóżeczku. No więc przymiarka nr 1 z piątku na sobotę... obyło się bez płaczu, pierwsza pobudka w nocy o 3ej. Może być, wręcz rewelacyjnie.
Druga nocka ta dzisiejsza... jeszcze lepsza, sen od 20tej do 4 rano. Przebudziłam się o 3 śpią, śpię i ja dalej, przebudziłam się o 4ej, śpią ale troszkę się już wiercą. Zrobiłam mleko, dałam piciu, za oknem się rozwidnia... myślę sobie aha dziękuję to już po śnie. Odłożyłam małą po 5 minutach zasnęła. Odłożyłam małego, wierci się, nie płacze, po swojemu gaworzy. Obserwuję go z łóżka ale to ja pierwsza zasnęłam niż on. Przebudziłam się później, widzę śpi, czyli zasnął sam, po jakim czasie nie wiem. Kolejny raz otworzyłam oko, po 7.15 śpią. Ufff... jak pięknie. Zdążyłam wypić kawę i zjeść z mężem śniadanie. Obudziły się z mozołem, bez płaczu. Poranna lekka kaszka na mleku wypita. Dzieci zadowolone. Zaraz toaleta i przebieranie z nocnych piżamek. Tylko matka jeszcze ni w ząb nieogarnięta. Niedziela, mam czas.
ps. Od dziś Szyszaki będą spały na noc w śpiworkach, z kocyków się skopują i za bardzo wędrują po łóżeczku. 