avatar

tytuł: Hania - nasze największe spełnione marzenie, nasz najwspanialszy skarb :)

autor: WiedźmaMaKota

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Szczęście, szczęście, szczęście... strach.

Ciąża zakończona 27 października 2015

0
Dodaj komentarz

Oficjalnie informuję, że we wtorek 27.10.2015 z wagą 4260g i długością 57cm przyszła na świat Hania

Było ciężko ale było warto!

Przepraszam, że taki przydługi ale mój poród tez był przydługi.

Jak któraś ma ochotę poczytać to proszę bardzo opis mojego porodu:

W poniedziałek 26.10 miałam umówioną wizytę u położnej, na którą miałam nadzieję nie dotrzeć ze względów oczywistych. W niedzielę nawet dorwałam Diabła i udało nam się jeszcze co nieco pobawić razem. No ale czułam się po wszystkim jak młody bóg (choć nie do końca wiem jak taki się czuje w każdym razie mogłabym góry przenosić). Rano w poniedziałek przyszła do mnie mama na kawę i choć miałam poodkurzać i wstawić pranie to się tak zasiedziałyśmy, że zrobiła się 12 a na 14 wizyta. Chciałam zrobić jeszcze zakupy w TESCO więc umówiłyśmy się 'na za pół godziny'. Mama poszła po torebkę a ja do kibla. Podcieram się i czuję czop, patrzę, z krwią. Myślę 'dobrze' to oby się tylko coś ruszyło. Jak wyszłam z domu to już miałam nieregularne, bezbolesne skurcze. Wsiadłam do samochodu z mamą i sru do TESCO. Kupiłam dynię, orchideę i gąbkę Diabłowi. No i jeszcze podpaski maternity bo coś mi się zdawało, ze zaczynają sączyć mi się wody. Z TESCO prosto do przychodni, prawie pół godziny za wcześnie, robiłam się na tej poczekalni na zmianę blada i czerwona.
13.45 wybiła godzina mojego przyjęcia. Położna mnie wywołała. Pyta jak się czuję bo przecież już czas na mnie. No to jej mówię, ze nie wiem ale chyba własnie się wszystko zaczyna. W gabinecie standard, mierzenie ciśnienia wpisywanie w papiery no i pyta mnie czy jej mocz przyniosłam, a że mi nie dała ostatnio próbki to kazała zrobić teraz w toalecie o ile mi się chce. Poszłam i przy okazji się odświeżyłam bo miała mi zrobić masaż szyjki. Rozwarcie na 2 cm.
To jak tutaj podchodzą do pacjenta to dla mnie czysta abstrakcja, trzy razy mnie uprzedzała, ze będzie bolało. W trakcie mnie przepraszała.
Po masażu wyszło ze mnie sporo śluzu (prawdopodobnie reszta czopa). Położna zadzwoniła do szpitala i poinformowała, ze mogę zjawić się 'dziś lub najpóźniej jutro'. Powiedziała, ze mam wrócić do domu i wziąć sobie ciepłą kąpiel/prysznic. Mama mnie odwiozła.
No i poczułam, ze muszę do łazienki. Zanim usiadłam odkręciłam wodę, żeby przygotować kąpiel. Poleciało znowu trochę (teraz nie wiem czego myślałam, że to były wody ale w szpitalu okazało się, ze jednak nie). I jak mnie skurcz przypierdolił to zobaczyłam gwiazdki. Z automatu zakręciłam i wypuściłam wodę. Poszłam po torby i po raz trzydziesty sprawdziłam ich zawartość, zjadłam kilka słodkich bułek i napiłam się (gdybym wiedziała co mnie czeka zmusiłabym się do zjedzenia obiadu). Zaczęłam liczyć skurcze. Co 10-9 min.
Od 15.00 co 8 min, telefon do Diabła, że lepiej niech się z pracy spieszy do domu.
Skurcze co 7 min i bolą ale da sie wytrzymać, jedyne co to z mamą stwierdziłyśmy, ze za krótko mnie trzymają bo maksymalnie pół minuty.
Diabeł skończył godzinę wcześniej, przyjechał do domu i zjadł obiad (parówki).
Godzina 17.40 decyzja - jedziemy do szpitala (próbowaliśmy zadzwonić ale nikt nie odbierał) skurcze co 5 minut.
17.45 jesteśmy w szpitalu. Okazuje się, ze muszę poczekać bo teraz nie mają mnie gdzie położyć. Siedzę na poczekalni, skurcze co 5 min. ale dłuższe i silniejsze.
Po kilku minutach przychodzi położna i mówi, ze możemy z nią iść.
Zaprowadziła nas do sali, kazała zdjąć dół i położyć się na łóżku. Podłączyła KTG i poszła. A wcześniej jeszcze miałam jej dać próbkę moczu i zostawić podpaskę w kiblu, żeby mogła sprawdzić czy wody się sączą. Nie sączyły się.
Skurcze jeszcze silniejsze. Położna pyta czy chcę coś na ból. Nie chcę - nadal myślę, ze do północy urodzę i dam radę znieść ten ból.
Gdzieś w miedzyczasie mam robione badanie, oczywiście po raz kolejny położna pyta czy nie mam nic przeciwko, czy się zgadzam, będzie bolało i takie tam.
Po godzinie idę na salę porodową. Proszę o gaz.
Sala porodowa marzenie, najważniejsze to, ze jednoosobowa. Duża łazienka z prysznicem. TV na ścianie. Piłka do skakania i wygodne fotele do siedzenia.
Zaznaczam, że Diabeł cały czas jest ze mną.
Skurcze regularne co 5 min cały czas ale akcja nie chce się rozkręcić bo dziecko jeszcze jest za wysoko, rozwarcie na 4 cm.
Jakoś ok 20.00 poprosiłam o morfinę bo juz płakałam z bólu a gaz dawał tylko tyle, że na kilka sekund odwracał moją uwagę od tego co się dzieje a później kręciło mi się w głowie, ale wdychałam go bo mnie uspokajał.
Godzina 20.30 morfina zaczyna działać. Ale zajebisty stan... no byłby gdyby nie te skurcze. Bolą nadal. Płaczę z bólu. Diabeł siedzi obok i mnie wspiera.
Godzina 22.00 błagam o epidural (znieczulenie zewnątrz oponowe). Bóle są nie do zniesienia.
Gdzieś po drodze okazuje się, ze musza mi podać oksytocynę bo mała nie chce zejść w kanał rodny.
Godzina 23.00 przybywa tłumacz... głupie babsko - tyle powiem na jej temat.
Godzina 23.30-45 robią mi wkłucie w kręgosłup i podają upragniony epidural, za jakieś pół godziny poczuję ulgę i będę już na prawdziwym haju
Co działo się po kolei później to już nie pamiętam, wiem, że podali mi jeszcze oxytocynę ale o której godzinie nie mam pojęcia. Wiem, że przebijali mi pęcherz płodowy bo wody nie chciały odejść. Pamiętam tylko, ze jak już odeszły to mój brzuch zrobił się o połowę mniejszy, czyli miałam ich sporo.
Udało mi się kimać między skurczami, Diabłowi też trochę. Podawał mi wodę którą wyrzygiwałam do takich fajnych pojemników w kształcie kapelusza zrobionych z papieru (takiego jak wytłaczanki do jaj).
I tak jakoś do rana dotrwaliśmy.
Moja położna była cudowna! Życzę każdemu takich położnych jakie są w UK! I w ogóle się nie przejęłam tym, ze o 7.30 jest zmiana położnych. Przyszła jeszcze fajniejsza.
Kroplówka z oxy skończyła się o 13.00 i wtedy musiałam zacząć przeć. Do tego czasu mogłam sobie wciskać co pół godziny chyba nową dawkę epiduralu, jak zaczęłam przeć nie mogłam ;/
A jeszcze zanim zaczęłam przeć musieli obrócić moje dziecko, bo Koza mała postanowiła się ułożyć plecami do moich pleców, a lepiej wychodzić bokiem.
No to zaczynają się skurcze parte... o kurwa... jak to boli!
Parłam 2 godziny, posrałam się z bólu ale w ogóle się tym nie przejęłam. Po niecałej godzinie parcia i zerowym postępie, położna woła lekarza. Lekarz stwierdza, ze jak tak dalej pójdzie to kleszcze.
Takiej paniki to ja nigdy nie miałam. Postanowiłam dać z siebie więcej niż wszystko. I wiecie co? w ostatnim momencie udało mi się, jak mała już wystawiła trochę główkę za drzwiami stał lekarz z kleszczami... Diabeł mi opowiadał, ze położna odwróciła się i powiedziała, ze już nie będą potrzebne.
Gdzieś jeszcze w trakcie parcia moja kochana pani tłumacz niechjąkurwaszlag została wymieniona na lepszy model, przyszła taka fajna dziewczyna, ze gdybyśmy się poznały rok temu to trzeźwe z baru byśmy nie wyszły
Moja położna aby mnie zmotwować do szybszego urodzenia obiecała mi tosty a jak szybko się uporam to jeszcze dostanę pavlową... chyba nie muszę wspominać, że nie jadłam od prawie 24h?

O 15.21 wyszła ze mnie moja kochana Wiedźma, ale paniki ciąg dalszy (z mojej strony) bo mała nie zapłakała. No ale po chwili udało się, piszczy (jak mały kotek). łzy szczęścia poleciały po moich policzkach. Teraz jeszcze trzeba urodzić łożysko i będzie po wszystkim... Diabeł i tłumaczka śmiali się, że łożysko wygląda jak wątróbka.

A tak wyglądałam po porodzie jak mi dali małą 'skin to skin' a obok stoją obiecane tosty i herbata z mlekiem
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/564cfed9d191.jpg

I za cholerę nie pamiętam z kim ja przez telefon rozmawiałam ale chyba z moją mamą.
Mimo tego całego bólu i męczarni jakie przeszłam, warto było. A bólu jakoś już nie pamiętam. Bardziej pamiętam emocje. A, i wydawać by się mogło, ze ten poród był tak dawno temu a to zaledwie tydzień i trzy dni minęły.

http://naforum.zapodaj.net/thumbs/f45bb6de87d6.jpg

1
komentarzy
avatar
Gratuluje coreczki i moze to dziwnie zabrzmi ale troche zazdroszcze porodu. Mimo bolu to jednak jest jakas magia, ja jestem po dwoch cesarkach i juz nigdy nie doswiadcze naturalnego...
Dodaj komentarz

Jak mi ten czas szybko leci, Hania ma już 2 tygodnie i 3 dni. Bąbelek mój najcudowniejszy.
Gdyby nie nasze przebojowe wieczory to Hania byłaby dzieckiem idealnym ale nie od dziś wiadomo, ze nie ma ideałów

Czasem tylko mam dość już tych wieczorów i serce mnie boli, że nie mogę jej pomóc w żaden sposób. Męczą ją jakieś bączki i męczy ją nieodbite powietrze. No ale jak już się wypłacze i wyzłości to ok 24.00 odlot i śpi do 3.30 - 4.00 dostaje flaszkę i śpi do ok 7.00, kolejna flaszka i ok 10.00 pobudka.
Kupiłam też mleko bardziej treściwe bo tym 'zwykłym' się nie najadała.

Fajnie jest być mamą tylko kiedy ja to wszystko ogarnę
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/2c593b0cd062.jpg

3
komentarzy
avatar
Moze mleczko jej nie sluzy. Nie karmisz piersia?
avatar
dzięki za komentarz u mnie Twojej córci też urody nie brakuje.. Piękne zdjęcie, tyle w nim spokoju. Co do tych męczących bąków... Położna mi mówiła, że takie małe dzieciaczki przez niedojrzałość układu nerwowego do końca jeszcze nie wiedzą jak je robić, zaczynają się spinać (a wtedy trudno o wypchnięcie kupy lub gazów) i zaciskać, a powinny rozluźniać i wypychać. Jakby dwie całkiem różne siły, zanim maluchy załapią o co chodzi to trochę mija, więc trzeba się uzbroić w cierpliwość. Ewentualnie może pomóc lekki masaż brzuszka. U nas pomaga
avatar
dzięki za komentarz u mnie Twojej córci też urody nie brakuje.. Piękne zdjęcie, tyle w nim spokoju. Co do tych męczących bąków... Położna mi mówiła, że takie małe dzieciaczki przez niedojrzałość układu nerwowego do końca jeszcze nie wiedzą jak je robić, zaczynają się spinać (a wtedy trudno o wypchnięcie kupy lub gazów) i zaciskać, a powinny rozluźniać i wypychać. Jakby dwie całkiem różne siły, zanim maluchy załapią o co chodzi to trochę mija, więc trzeba się uzbroić w cierpliwość. Ewentualnie może pomóc lekki masaż brzuszka. U nas pomaga
Dodaj komentarz

Czas zapierdziela niemiłosiernie, to już 3 tygodnie i 1 dzień od porodu. Wiedźma Hania wczoraj ważyła 4620 rośnie modeleczka moja Jeszcze gdyby ją tak brzuch nie męczył to byłoby idealnie.

Aaaa! I mam czas na to, żeby się umyć, wyszczotkować zęby, zrobić makijaż i nawet kupę mam kiedy zrobić. Czasem tylko musze z tą kupą poczekać bo akurat daję małej flaszkę albo ją lulam ale mam na to czas i nawet w mieszkaniu panuje większy porządek niż przed porodem.
Da się? da się! - to jest tak odnośnie tych memów w necie, że młode mamy nie mają na nic czasu tylko dziecko i dziecko

0
Dodaj komentarz

Moja mała Wiedźma ma juz 2 miesiące. Kiedy to zlecialo? Juz nie jestem takim maluszkiem nieporadnym.

0
Dodaj komentarz

Jak ją ją kocham, w nocy ładnie spi, w dzień się bawi i prawie wcale nie płacze.
Dogadalysmy się na całej linii no, w końcu dwie Wiedźmy to nie dało się inaczej.

Moja piękność http://naforum.zapodaj.net/thumbs/a139ecaf9eff.jpg

3
komentarzy
avatar
Śliczna jest! I to spojrzenie! ))
avatar
Śliczności!
avatar
bo dziewczynki z 27.10 tak mają moja też była taka grzeczniutka i jest równo rok starsza ale mój poród zakończył się kleszczami
Dodaj komentarz
avatar
{text}