marchewka z ziemniaczkiem
- No, no... dzisiaj chyba obędzie się bez armageddonu! - pomyślałam sobie z nadzieją. A mój jedzący całym sobą syn, mniej więcej, w tym właśnie momencie roztarł sobie solidną porcję marchewki z ziemniaczkiem po oczach, czole i włosach. Ale i tak było naprawdę nieźle. Poprzedniego dnia na półmetku czyli w połowie słoiczka Witold kwalifikował się już jednoznacznie do natychmiastowej kąpieli. Dziś, po zjedzeniu całej porcji, udało się go doprowadzić do ładu wilgotną pieluchą. Ole!
Ku pamięci, to i owo po tygodniu rozszerzania diety:
1. Śliniaczki, czy to z materiału czy z silikonu, to na razie za mało. O wiele za mało. Procedura obiad przypomina zabezpieczanie pokoju folią przed malowaniem Czyli - leżaczek-bujaczek okrywam w całości ręcznikiem. Takim podniszczonym, co to nie będzie mi żal, że się poplami. Następnie rozbieram Witolda 'do rosołu', a konkretnie - do pieluchy. Witek ląduje na bujaczku, a przez głowę przekładam mu hand-made śliniaczek czyli ceratkę, w której wycięłam otwór na głowę. Po założeniu przypomina taką fryzjerską pelerynę.
2. Witold nadal jest żywo zainteresowany łyżeczkami, a zwłaszcza łyżeczką zmierzającą w stronę jego buzi. Niby wie, że już jako tako sobie radzę, ale i tak dla pewności woli taką łyżeczkę przechwycić i osobiście eskortować ją do buzi. Dlatego dziś postanowiłam znaleźć zajęcie dla jego małych, ruchliwych łapek - i nie odwróciłam pałąka z wiszącymi zabawkami. Dzięki temu część łyżeczek uniknęło eskorty... bo Witold w tym czasie 'karmił' małpkę i hipopotama. Dzieki Bogu, że są z plastyku!
3. Jak do tej pory, tfu tfu odpukać, apetycik dopisuje - ziemniak, dynia i marchewka są git - żadnego plucia czy krzywych min. Na początku było po kilka łyżeczek, potem mały słoiczek, a wczoraj i dziś po 125ml (minus to co wylądowało poza buzią Brzuszek z tymi nowościami 'jest ok'. Kupy się troszkę zagęściły, ale, że tak powiem - w sam raz, żadnych wspomagaczy nie trzeba.
4. Słoiczki. Po dyni z Gerbera byłam w kropce - no smakowała obrzydliwie (chociaż Witold nie narzekał). Po dniu przerwy (mleko-only) i 2 dniach kuchni domowej (powtórka ziemniaka, a potem pierwsza marchewka) wczoraj postanowiłam dać słoiczkom jeszcze jedną szansę. Do Gerbera się zraziłam już na dobre po tym jak w słoiczku niby dwuskładnikowym w składzie znalazłam dodaną bodajże skrobię ziemniaczaną. Skrobia sama w sobie zła nie jest... ale po co ją dodawać do prostego posiłku? No nic, na szczęście nie jeden Gerber w sklepie. Kupiłam więc marchewkę i pasternak Babydream oraz 2-składnikowe Hippa: marchewkę z ziemniakiem i ziemniaka z dynią. No... i muszę powiedzieć, że choć spodziewałam się 'najsztuczniejszego' to marchewka z Babydream była ok... a dzisiejsza marchewka z ziemniakiem z Hippa była... całkiem całkiem! Przyznam, że nie zmarnowałoby się, gdyby Witold grymasił Ale nie grymasił. Także słoiczki jednak ok
5. Dynię trudno sie spiera. Marchewkę jeszcze trudniej. I to nie tylko z ubranek i otoczenia. Witold po wczorajszej marchewce wyglądał... jak po solarium. Albo jakby postanowił zostać Chińczykiem - cały żółty... aż pomarańczowy osad na wanience został.
I jeszcze schemat do tej pory:
1. ziemniak + mleko
2+3. ziemniak + woda + oliwa
4.+5. dynia (słoiczek Gerber)
6. przerwa (dzień na cycu)
7. ziemniak + woda + oliwa
8. marchew + woda + oliwa
9. marchew (125ml babydream)
10. marchew z ziemniakiem (125ml Hipp)
W planach jeszcze wprowadzenie brokuła i pasternaku, a potem przez jakiś czas powtórki i miksy już poznanych smaków.
A! Zapomniałam! Na razie jeszcze Witold nie wpadł na pomysł, żeby zapfurczeć w czasie jedzenia. Ale jestem pewna, że prędzej czy później odkryje taką możliwość