Dywagacje o cipce
Cipka, każda z nas ją ma, przeżyłyśmy ze sobą parę ładnych lat, umiemy o nią dbać, wiemy o niej wiele a być może i wszystko. Posiadanie córki nie zaskakuje, znajoma sprawa, znajoma cipka ale mniejsza, nic wielkiego drobnostka, można by rzec. Mała kobietka w domu to taka miniaturka mamusi, z córką się dogadamy, zrozumiemy jej problemy egzystencjalne, pokwitanie naszej kobietki nie jest zagadką przecież kiedyś, zupełnie nie tak dawno przechodziłyśmy to samo. Mamy w pamięci, pierwsze biustonosze, gorączkowe opowieści koleżanek o pierwszych miesiączkach, rozterki platonicznych miłości, przeżywane dramatycznie zakochania, przecież każda z nas to zrozumie! Córeczka to wydawać by się mogło odkryta karta, znany ląd, z automatu solidaryzujemy się z naszą małą cipeczką bo jest jak nasza!
I oto, kobieta, córka, żona, matka, tak która całe życie stoi w kobiecym ma przed sobą wyzwanie życia. Nagle trzeba wejść na obce sobie terytorium. Drapać się po głowie z dużym znakiem zapytania na czole… ale jak to? W jednaj chwili życie rzuca ci rękawicę i oczekuje podjęcia wyzwania i co ja nie podejmę wyzwania? Że co, że niby ja nie podejmę wyzwania? No to patrz! Ha!
WYCHOWAM WSPANIAŁEGO MĘŻCZYZNĘ Z KTÓREGO JAKO KOBIETA BĘDĘ DUMNA!
Cóż mój synu, przed tobą wielkie wyzwanie, równie wielkie jak przed twoją mamuśka.
PS. Na cipkach to ja się znam, ale co się martwić o peniska skoro jest jeszcze Tatinek, niech się wykazuje! Tatku, szable w dłoń.