avatar

tytuł: Motyle w brzuchu

autor: zielińska

Wstęp

about me

O mnie:

O mnie? Niby taka stara (rocznik 1980...) a wciąż jeszcze szukam takiej idealnej siebie... Zmieniam się, szukam właściwych ścieżek, chciałabym w końcu być z siebie zadowolona, ale... Zawsze jest jakieś ale! Ogólnie jestem żoną od 14 lat, matką też od 14, nauczycielką od 16.

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Normalną, taką co potrafi okazywać miłość, wybaczyć błędy lub przeprosić za swoje, cieszyć się, śmiać i płakać...

about me

Moje dzieci:

14-letnia Maja i 2-letni Piotruś. Moje cudy i sens życia!

about me

Moje emocje:

Zdarza mi się śmiać bez konkretnego powodu lub wzruszać przy oglądaniu jakiegoś badziewiastego serialu, więc chyba wszystko w normie :)

A więc to dziś. Ta-dam! Dziś zauważyłam, że moje dziecko przejęło jedzenie w swoje łapki. To jest prawdziwe BLW - Pietruch sam decyduje co zje, ile zje, czym zje - na pewno już nie z moją pomocą, ja już nic się nie mam wtrącać - a ja tylko jeszcze ewentualnie mogę szanownego Dziedzica podpuścić w ten sposób, że to ja decyduję, co się pojawi na talerzu. Moją pomoc i karmienie łyżeczką mały odrzuca, kręci główką i sam zgarnia wszystko łyżeczką albo łapkami. Pytanie istotne - jak więc je zupki?! Ha, wymyśliłam, jak je zupki. Do jego talerzyka idzie wszystko ciapkowate, a do kubeczka sama czysta zupka, lekko ciepła. 
A najlepsze, jak mały jest głodny, albo po prostu ma na coś chęć, otwiera sobie szafki, rozgląda się, wpycha się do środka i coś sobie zwykle znajdzie, a to wafle ryżowe, a to bułeczkę, a to palce w maśle zanurzy... Wygląda przy tym jak swój tata, który podobnie zagląda do lodówki

Dobrze, że nie jest tak uparty, że u kogoś też chce sam jeść, bo moja kuchnia może wyglądać uroczo z podłogą w kaszce czy usłana makaronikiem, ale u kogoś byłoby ciut niezręcznie, ze szmatką musiałabym jeździć albo z mopem w odwiedziny...  A najczęściej w nowych sytuacjach emocje biorą górę i Piotrek nie jest głodny. 
Równo trzy razy przez ostatnie parę tygodni próbowałam mleko przelać do kubeczka i nie dawać z butelki, ale to nie przeszło. Mleko ma być z butli, u mamy na rączkach i koniec kropka. Znowu zupełnie odwrotnie niż Maja - ona  w ogóle nie uznawała butelki, tylko od razu, po pół roczku, piła mleko z niekapka... Strasznie mnie zastanawia, jakie byłoby trzecie dziecko, bo tych dwoje co mam już bardziej różnić się od siebie nie może, hehe

1
komentarzy
avatar
Super postępy Piotrusia w jedzeniu a co do twojego komentarza u mnie ja też nie przesadzam z sokami i też mam jeden na trzy dni czasami nie wypija nawet tych 100 ml też wolę podać wodę.
Dodaj komentarz

Tak sobie myślę i czytam w wolnej chwili swoje stare pamiętniki albo wpadnę na coś w sieci o dzieciach zwanych dziś hajnidkami (mam przed oczami jakieś rodzaje uroczych skrzacików jak słyszę to określenie ) i tak mi się coś wydaje, że ta moja córa to właśnie takim hajnidem była... I jest. Ja patrzę na Piotrka z nabożnym podziwem, jaki on spokojny, jak zasypia, jak się sam bawi, jaki jest, jakby to określić... zrównoważony Że czasem się w nocy obudzi? Przecież nie muszę go nosić na rękach, wystarczy, ze usiądę sobie z małym na chwilę i śpi dalej... Miał czasem ataki jakby histerii w nocy, ale to musiało być z głodu, teraz się skończyło, minęło. Maja nie spała w dzień dłużej niż pół godziny, czasem 15 minut i była gotowa do zwiedzania świata, dalej, mama, obejrzmy znów wszystkie obrazy na ścianach, przejdźmy się po schodach w górę i w dół, ja chcę na ręce, nie, ja już nie chcę na ręce, ja chcę to, ja jednak chcę tamto - jak sobie przypomnę, ile razy chciało mi się wyć z bólu głowy albo jak sobie w myślach powtarzałam, nigdy więcej żadnych dzieci, przysięgam!!! jak mi mama moja powtarzała 'Ile ty masz do niej cierpliwości...', jak zaciskałam zęby, żeby nie dać się naciągnąć na złamanie naszych umów, bo może byłam i jestem cierpliwa, ale też staram się być konsekwentna, inaczej przecież Maja by mi na głowę weszła w wieku lat trzech albo i dwóch! Zawsze chciała więcej i bardziej. Opowiadałam Wam, jak w przedszkolu potrafiła tak wrzeszczeć w czasie nie lubianych zajęć, że panie wynosiły ją do innej sali, bo się nie dało prowadzić lekcji? Wtedy płakałam, jak o tym usłyszałam, hehe. Dobrze, że trafiła na mądre panie, opiekunki, bo potrafiły ją zrozumieć, mimo, że kiedyś takiej nazwy jak High Need Baby to nikt nie słyszał. 
W szkole często słyszałam w odpowiedzi na pytanie 'Jak tam moja córa?' - 'No wiesz, jaka ona jest, ale dzisiaj była grzeczna...' He, he. Chlip, chlip.

Nawet teraz widać, kto zajmuje mi więcej miejsca w tym pamiętniku

Jeszcze mi się przypomniało, jak uwielbiałam dzień urodzin Mai - w ten jeden dzień w roku robiliśmy po prostu wszystko tak, jak ona chciała. Ale to był piękny dzień... Bez żadnego 'nie, nie wolno', 'dobrze, ale najpierw' itd... 

Dla równowagi, że o Piotruli nic, to dam jego słitaśne zdjęcie z urodzin mojej mamy i siostry: 

https://images83.fotosik.pl/991/9cf86529646371bcmed.jpg

0
Dodaj komentarz

Znalazłam dziś jeszcze jeden fajny blog, już nie z tych śmiesznych, choć lekko i zabawnie pisany:

https://www.wymagajace.pl/

Jest dużo o śnie dzieci i niemowląt, ba, o śnie dorosłych też I różne takie ciekawostki.

Ale przecież jeden śmieszny też mam! Pani Halinka!

http://pani-halinka.pl/

Moje serce podbił komiks o zakupach wafelka:
-Tylko ten wafelek będzie?
-Tak.
- Było tankowanie?
-Nie.
- Paragon czy faktura?
- Paragon.
- Ma naszą aplikację?
- Nie.
- Karta dużej rodziny?
- Nie.
- Zaproponuję kawę piernikową.
- Nie, dziękuję.
- Karta małej rodziny?
- Długo to jeszcze potrwa?
- Wycina kupony rabatowe?
- Nie. 
- Karta na punkty?
- Nie.
- Zachęcam do założenia.
- Chciałbym tylko zapłacić.
- Zajmie mu to góra dziesięć minut.
- Ledwo opieram się pokusie.
- Zbiera spaślaki?
- Nie.
- Naklejki na garnki?
- Nie.
- Spinki do rajstop?
- Na litość...
- Strasznie jest niecierpliwy. Dziewięćdziesiąt dziewięć groszy.
- Karta.
- Płatność kartą w kasie obok. Bożenko, przyjmiesz pana?
Pani Bożenka: - Tylko ten wafelek będzie? 

Mój ty Boże, jak ja tego nie cierpię! Nie mam kart do rossmanna, do biedronki, nie dałam sobie założyć w moich super wiejskich delikatesach, ale tu zostałam pokonana - mąż mi założył. No przecież oszczędzamy, co nie?

0
Dodaj komentarz

Oj tam, jak już mamy się śmiać to jeszcze z tego: 

kabaret hrabi - typy tancerzy

Mi pomaga na nawet na zmęczenie, zwłaszcza ten krawat w konie  

0
Dodaj komentarz

Chciałabym już być po menopauzie! Kurde, jak ja mam dosyć tych dni przed @, wkurw mam na wszystko jak nie wiem. Wszystko mi z rąk leci i to tak leci, że nie może polecieć ładnie, po prostu na podłogę, nie - musi się odbić, rykoszetem pobrudzić szafki, wpaść pod stół, umazać krzesła po drodze i oczywiście mnie od stóp do głów. Piotrek jak się na chwilę odwróciłam, to wepchnął mi do kawy ten dzyndzelek do robienia baniek i kawę musiałam z bólem serca wylać, miała posmak mydlin. Wszystko mi dziwnie pachnie, czuję się spuchnięta jak balon i za nic nie mogę ułożyć włosów w jakiś normalny sposób. No do dupy normalnie. 

Ale jest jedna wielka fajna rzecz, którą zapisuję ku pamięci - Piotrek zaczyna rozpoznawać, że zrobił kupkę. Nie zawsze, ale od paru dni przychodzi do mnie, patrzy głęboko w oczy i mówi 'khiiii' i ja już kierując się zapaszkiem wiem, o co chodzi. No to mnie cieszy! Wiecie, jak temat kupek potrafi być fascynujący dla mam, gdzie mam o tym pisać, jak nie tu Fakt, że ja już długo przy każdym 'przyłapaniu' na wykonywaniu tej błogiej czynności mówiłam 'Piotruś robi kupkę? Tak?' itd. Przy przewijaniu też. No i mały zaczyna rozumieć. 
Dzisiaj mieliśmy też z mężem szczęki na podłodze, jak rozmawialiśmy przy Piotrusiu o jego ulubionych zabawkach, a on niby sobie obok coś tam robił, ale jak usłyszał nazwy, to zerwał się i jedną z tych zabawek z salonu przyniósł... Co do innych popisów kreatywności, to z sortera wyjęłam ostatnio rozmemłane rodzynki, rozmazane po ściance, fuj!

I nawet mnie nie wkurza jego gdakanie Piotrek zyskał u mnie szlachetny przydomek Koko Chanel, z racji swojego upartego 'co to?' brzmiącego wciąż bardziej jak 'koko?' Powtarzam, co tam, powtarzam po raz tysięczny piłka, biedronka, truskawka, co tam ma być. Na pierwszym miejscu są biedronki. 
Z racji odłączenia dziecięcia od laptopa ja odkopuję swoje zdolności wokalne i przypominam sobie przeróżne piosenki krótkie, rymowane, z pokazywaniem, nawet czasem uda mi się uwagę publiczności przyciągnąć, ha! 

Trochę mi nerwy odpuściły. Jeszcze parę dni i będzie dobrze... Jak nie wytłukę wszystkich talerzy, to będzie dobrze  

2
komentarzy
avatar
Spokojnie to tylko talerze i inne rzeczy. A synuś prawdziwy bystrzak gratulacje.
avatar
Normalnie jakbym czytała o sobie z pms humor dramat, spuchnięta jak balon i włosy jak szczotka druciana dołożyła bym jeszcze tylko pochłanianie mega ilości jedzenia. Z tym , że mój ostatni pms miał miejsce w sierpniu 2016 także chwilowo mam spokój
Dodaj komentarz

Raport poweekendowy: byliśmy na urodzinach bratanka mojego męża. Ogólnie fajnie, Maja baaardzo zadowolona, grali całą 'starszyzną' w Monopol i nawet komputer nie był im do szczęścia potrzebny, a Piotrek korzystał z okazji, że ma schody na wyciągnięcie ręki i połowę imprezy spędził na łażeniu w górę i w dół. Oczywiście z asystą, na zmianę moją i Em. Uchachany był nieziemsko. Drugą połowę czasu jadł. Jadł i jadł. Kawałek serniczka, świeży chlebek, sałatka z majozezem, sałatka z pomidorkami, parę frytek, karkóweczka... Ja też korzystałam z okazji i jadłam. Nie jestem łatwym gościem do stołu, przez moją bezglutową dietę, ale jak jadę do szwagierki, to o nic nie muszę się martwić, jaka to ulga! Jak po prostu po ludzku mi miło Miałam trzy ciasta do wyboru, zapiekankę specjalnie dla mnie, kurczaka nadziewanego, sałatki... Szkoda, że tak rzadko tam jeździmy, hehe, odpoczęłabym od garów. Bo nie licząc odwiedzin u mojej mamy czy sióstr, to zawsze muszę coś zabierać ze sobą na wszelkie imprezy. Jak akurat nie mam nic ze sobą, bo nie zdążyłam zrobić, nie miałam siły czy czasu, to bywa, ze mogę tylko wypić kawę jak wszyscy jedzą ciasto i herbatkę na kolację. 

Z jednej rzeczy ni to mi się chciało śmiać, ni to było mi przykro. Dzieci to tylko dzieci, nie ma co im zarzucać celowej złośliwości i dlatego mogłam podejść do tematu ze śmiechem, ale jednak - przykro. Bo były też dzieci młodsze, takie w wieku 4 - 6 lat i na widok zbliżającego się Piotrka krzyczały 'nie, dzidzia, nie! On wszystko popsuje, weźcie dzidzię! A on nie będzie wchodził tu, gdzie my się bawimy?' No żebym jeszcze puściła malucha luzem i niech by chociaż spróbował coś dotykać z ich zabawek, ale nie, Piotrek tylko do nich się uśmiechał i wcale go nie interesowały samochody i tory, próbował biegać za nimi, bo myślał, że to taka zabawa w ganianego... A mam porównanie z dziećmi mojej siostry, które zupełnie inaczej podchodzą do 'dzidzi' - pokazują zabawki, głaszczą po główce, miło zagadają i nie mają z tym problemu Nie wiem, na czym polega różnica, zwłaszcza, ze moja siostra sama jest zdziwiona, jakie jej dzieci są opiekuńcze i nie potrafi dać przepisu na takie wychowanie, jak o tym rozmawiałyśmy, to stwierdziła, że może to być efekt wychowywania bez nadmiaru telewizji i komputera.

A ja zrobiłam dzisiaj coś takiego: Piotrek czasem wyciąga albumy rodzinne do oglądania i pokazywania, gdzie mama, gdzie tata i może jakaś biedronka się znajdzie? i dziś wyciągnął taki z mojej młodości i ja oglądałam z nim i w końcu powyciągałam wszystkie zdjęcia, które mi się źle kojarzą, których nigdy nie lubiłam, i po prostu je PODARŁAM. Ale frajda Co mam pamiętać, to pamiętam, zdjęcia mi nie potrzebne, a jak na starość zapomnę, to się nie zmartwię, hehe.

Ostatnia rzecz: odebrałam dziś Mai wyniki badań krwi i ma piękne! Sprzyja jej dieta pizzowo - frytkowo - ketchupowa, bo nie ma żadnych niedoborów żelaza czy magnezu, żadnej anemii Tarczyca w normie. Humor też ma ostatnio dobry, trochę w przeciwieństwie do mnie. Muszę się wyspać porządnie, i zaraz też zamykam laptopka i idę spać. Dobrej nocy! 

1
komentarzy
avatar
No to ładnie pożegnałaś się z przeszłością drąc te zdjęcia przy okazji mi podsunęłaś pomysł i na wolnej chwili zrobię tak samo takie samooczyszczenie głowy.
Fajnie że wyniki Mai w porządku przynajmniej o to jesteś spokojna. A co do zachowań dzieci względem Piotrusia na urodzinach to cóż twoja siostra ma rację co do telewizora i komputera tam się nie nauczy dzieci ludzkich zachowań i odruchów.
Dodaj komentarz

Słyszę jak Maja w łazience płucze gardło wodą z solą. Stary, dobry sposób na zarazki, ja już po płukaniu. Tak, tak, obie mamy bolące gardło, ja muszę w nocy uważać, żeby kaszlem nie obudzić Piotrka i tak dupowato się te dni od wczoraj toczą. Chętnie bym wzięła jakiś fervex, ale to mnie tak usypia, że boję się, że w nocy nie usłyszę małego, a mąż jest po ciężkim dniu w pracy i będzie zaraz chrapał jak najęty i go atak bombowców nie obudzi. 
Myślałam ostatnio o tym, jak Piotrek mało jeszcze mówi, zwłaszcza jak porównam z innymi dziećmi... Ale u niego jest teraz etap rozwoju ruchowego, na bank - nic nie daje teraz takiej radości jak odwrót na pięcie i ucieczka na tych kaczych nóżkach, a ja naprawdę muszę szybsze kroki robić, żeby skunksika złapać; wspina się wszędzie, tańczy z obrotami, na poduchach na kanapie prawie fikołki robi Jak się tym nacieszy i trochę uspokoi, to może znajdzie chwilę na rozwój intelektualny... 
No i zapis pamiątkowy - wczoraj byłam dumna z mojego synka, z tego, jaki jest mądraliński, jak mnie wieczorem, już po butli mleka, w piżamce, po umyciu ząbków i przeczytaniu tony książeczek sam wziął mnie za rękę, zaprowadził do swojego pokoiku i pokazał na łóżeczko! Jezu, jak ten czas leci, jak te dzieci szybko wyrastają  z bycia niemowlakiem! Dobrze jest doceniać każdą taką dobrą chwilę, choćby się waliło i paliło, nie czekać na coś, co będzie, tylko doceniać to, jak piękne, mądre i najukochańsze są nasze dzieci tu, teraz! 

Oglądałam ostatnimi czasy serial 'Trzynaście powodów' i mimo, że smutny dosyć, to polecam rodzicom nastolatek, zwłaszcza rodzicom z takiego pokolenia jak ja - pamiętającego czasy, kiedy połączenie z internetem było przez telefon stacjonarny Dla nas świat współczesnych nastolatków żyjących w erze 'social mediów' rzeczywiście może być trudny do zrozumienia, bo tego nie znamy z własnych doświadczeń, a jako dorośli podchodzimy już inaczej do tych problemów.  
I chyba nie dość było mi ciężko po filmie o samobójstwie bohaterki filmu (to nie spoiler, bo od tego się serial zaczyna) to jeszcze obejrzałam dokument o życiu i śmierci Whitney Houston. Oglądałam i ryczałam, zwłaszcza w scenach z córeczką, ech, nawet pisać nie chcę... Wiecie, dobrze jest prowadzić takie sobie zwykłe, normalne życie. Broń Boże żadnego show-biznesu!

Miał do nas na weekend przyjechać nasz chrześniak, ale najpierw to on był przeziębiony a dziś pisałam mojej siostrze, że nie może przyjechać, bo teraz z kolei by się od nas zaraził, ech, w wakacje chyba w końcu się uda. Łupie mnie w głowie, idę spać, zdrówka wszystkim życzę!

ps. mam nadzieję, że na weekend Em. się nie zarazi, bo wtedy nici z odpoczynku i spokojnego chorowania mojego, trzeba będzie szpital otworzyć Nie będzie pomocy w sprzątaniu, zabawie czy choćby możliwości przypilnowania bąbla, żebym mogła do łazienki iść. Ola, no przecież mnie gardło boli! Heloł! I weź małego ode mnie, bo się zarazi!
No dobrze, że ode mnie zarazki są takie sprytne, że nie zarażają ;p

0
Dodaj komentarz

Dziewczyny, jak macie córki, to ich przypadkiem nie rozpieszczajcie w chorobie. Mamo, mam do ciebie żal, jak mogłaś mnie tak przyzwyczaić?! Ola chora, to proszę, połóż się, odpoczywaj, szalik masz, skarpety owcze, a na co masz ochotę? Kanapkę? Rosołek? Dziewczyny, nie hałasujcie tak, jak wasza siostra jest chora! I gdzie to wszystko teraz?! Ja się pytam, gdzie ktoś, kto też mnie tak rozpieści... utuli... o herbatkę zapyta...  Nie, zapyta  za to, co ma kupić, co ma zrobić, jakby kurde z podróży kosmicznej do domu przyleciał! Mąż-kosmita. Powinnyśmy nasze córki od początku tak przyzwyczajać, po co mają się potem rozczarować... Jak są chore, to niech ogarniają dom, wykąpią dziecko, utulą do snu, niech sobie herbatki robią same! Twarde niech będą! A my im mówmy, no przecież trzeba było mi powiedzieć, że chcesz małego myć - bo to taka nowość w domu, wiecie - albo że jak chciałaś być przytulona, to też trzeba było powiedzieć... 
No dobra, tyle mój mąż próbował, że chciał dla mnie chlebek kupić, ale akurat nie mógł bezglutowego znaleźć, no ale próbował, niech będzie. Tak zupełnie go nie skreślę  

1
komentarzy
avatar
Kochana, to raczej powinien być apel do mam synów, żeby wychowały swe pociechy tak, żeby umiały się zająć żoną w chorobie Moja teściowa np. wychowała swojego syna, a mojego męża doskonale-jest naprawdę empatycznym facetem, dobrym, chętnym do pomocy itp. Ale jest jedno ale...nie potrafi nawet usmażyć kotleta. Także efekt mamy taki, że aktualnie jemy pizzę, chińszczyznę i kebaby.
to jakaś poważniejsza infekcja u Ciebie?? Zdrówka życzę!!
Dodaj komentarz

Hau, hau! Odszczekuję co wczoraj pisałam! Mi się czasem marzy po prostu taki ideał, książę z bajki, ale to mój Em. dziś w nocy wstawał do Piotrka, poginał do sklepu, zrobił obiad (!!!) i w ogóle cały czas pomagał. I nie musiałam nic mówić Ja chciałabym wszystko od razu, w hurtowej ilości, a muszę docenić bardziej to co mam, patrzeć na jakość, a nie ilość tych różnych 'dowodów miłości'. Tym bardziej, że M. ma takiego pecha, że jak już się zdecyduje na jakiś romantyczny gest, jak na przykład kiedyś kupił mi kwiaty i wracał z nimi do domu, to akurat przypadkiem wszystkie sąsiadki powyłaziły na ulicę i musiały komentować 'ach, jaki cudowny mąż, ach, jak ta twoja żona ma dobrze, ach i och!' A on jest przeczulony na punkcie plotek sąsiadów...  Ale jak nikt nie patrzy, to potrafi być romantyczny

A poważnej infekcji nie mam, nie - tylko zawalone zatoki, biorę coś przeciwuczuleniowego i trochę pomaga. Wczoraj niepotrzebnie wyszłam na dwór z małym i wieczorem czułam się umierająco, dziś jest lepiej  

Piotrek, to moje małe strachajło, znowu wymyślił sobie nowego stracha - boi się weselnego zdjęcia babci. Nie chce wejść do babci pokoju, Em. zszedł z małym wczoraj na wizytę i musieli siedzieć w kuchni, hehe. Piotrucha boi się już odkurzacza, głośnych niespodziewanych dźwięków, samo-jeżdżących samochodzików, kogucika, co też sam chodzi i przy tym hałasuje, i boi się na początku gości, musi się oswoić. Taki wrażliwiec Już w brzuchu taki był - jak robiło się gwarno, to Pietruszek w brzuszku zamierał w bezruchu i czułam w kościach, że się boi.
Maja miała tylko jedną rzecz, której w tym wieku wolała bezpiecznie unikać - pluszowej pandy ze świecącymi oczami, w sumie jej się nie dziwię. Dopiero jak była starsza, to był Pan Piszczałka... Maja i jej kuzynka (wychowywały się razem przez nasz brak swojego mieszkania) bały się jakiegoś niezidentyfikowanego Pana Piszczałki. Chociaż oczywiście nikt nigdy nie straszył dziewczyn! Piotrek w tym wieku będzie miał już jakieś stado swoich 'panów piszczałek', albo może mu przejdzie do tej pory

0
Dodaj komentarz

Wracam do życia, przynajmniej na chwilę Jak skończą się mrozy, przez które miałam chore zatoki i gardło, to zacznie się wiosna i pylenie i znów będę cierpieć, jak co roku. Te wszystkie leki jak allertec pomagają ale nigdy przez całą dobę. Ale i tak mam dobre wieści - byłam dziś na badaniach kontrolnych od mojej doktor immunolog i mam piękne wyniki! Hemoglobina 13, to na czerwono powinno się podkreślić, jeszcze w życiu tak wysoko nie miałam! Płytki coś ponad 200, tez dużo! TSH 1,45 - jak nigdy!!! Jak młody bóg! Jeszcze czekam na przeciwciała, ale to około trzy tygodnie. Tylko teraz nie mogę zwalić winy za moje nie-chce-mi-się-nic na jakieś anemie, hehe. Trzeba się wziąć w garść i wyjść z kąta. 
W ramach akcji Wychodzenie Z Kąta zrobiłam sobie wyzwanie kuchenne. Challenge Znalazłam wśród przepisów parę całotygodniowych jadłospisów dla ponad rocznego dziecka, powiesiłam na lodówce i robię! Codziennie coś nowego, codziennie suróweczka, podwieczorek, ba - nawet kolacja. I codziennie coś ląduje w zamrażarce, bo nie da rady zjeść pięciu regularnych posiłków, przynajmniej w mojej rodzinie. Ale coś się dzieje... Np. jutro na obiad muszę zrobić zupę kalafiorową, klopsiki rybne w sosie pomidorowym z kaszą gryczaną i kiszoną kapustą i biszkopty na podwieczorek. Ha! Z taką hemoglobiną! I z moim TSH! Jednym palcem z zamkniętymi oczami!

Muszę pamiątkowo pochwalić babcię J. Znalazła najprostszy sposób, żeby przemóc trochę niechęć starszego kuzyna do mojego Piotrusinka. Najprostszy, najzwyczajniejszy - razem się pośmiali z piosenki w babci wykonaniu, potem babcia Piotrusia rączką głaskała Krzysia po pleckach, po główce, śmiała się z nimi razem i jakby pękły krzysiowe opory i niechęć. Dobrze by było, bo dwaj kuzyni w  jednym domu a ciężko się było odwiedzać, jak Krzyś płakał na sam widok Piotrusia. Ja próbowałam przeczekać, mama Krzysia za karę go wyganiała do innego pokoju a to nic nie pomagało, dopiero babcia wymyśliła.

Więc u nas - same dobre wieści  

Za dwa dni Piotrek kończy 15 miesięcy. Muszę go sobie poobserwować do wpisu z okazji tej uroczystej chwili, pomyśleć, zanotować... Ostatnio skubany mały huncwot wymyślił kolejną odmianę naszej rozmowy:
-Piotruś, powiedz 'mama'.
- ...
- No powiedz 'maaamaaa'...
I co słyszę w odpowiedzi???: - Oooo-la, O-la.
Jak rany, ja tego porządnego 'mama' to się nie doczekam! Będzie mnie małpiszonek jeden po imieniu wzywał! Cieszyć się? Jest to jakiś postęp? Czy nie? Bo ja już nie wiem

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}