dzisiaj krótko (mimo dłuugiej przerwy), bo bardzo mi się nie chce.
po 1 - będzie córka! wiemy od połowy lipca i się z faktem oswajamy. przy Eryku, było mi obojętne, aż dowiedziałam się, że chłopiec. później przez resztę ciąży przeżywałam, że noszę w sobie małego siusiaka i jak toto się obsługuje. teraz wszyscy mi mówili, że ma być córka, więc chciałam chłopca, bo mi go było szkoda, że nikt go nie chce. poza tym w szpitalu lekarz powiedział, że na 50% syn, no i teściu ma dwóch synów, więc byłam przygotowana. ale córka, te wszystkie sukienki, lalki, później malowanie paznokci, podbieranie mi ubrań, to może być ciekawe.
po 2 - od jakichś trzech tygodni jesteśmy na swoim. i chociaż brakuje nam praktycznie wszystkiego (od szklanek, talerzy, po rolety, szafy, szafki itd.) to jednak cieszymy się nieziemsko. ja to już byłam na granicy załamania, a i mąż nie był bynajmniej okazem zdrowia (psychicznego), więc przeprowadziliśmy się w samą porę.
po 3 - bardzo źle znoszę tą ciążę. przy Eryczku to była bułka z masłem. i jeśli narzekałam (a narzekałam!) to zaprawdę powiadam nie wiedziałam co czynię. jeśli za trudną ciążą pójdzie trudne dziecko, to ja idę do lasu i nie wracam. bo Eryczek to kochane dziecko jest, oprócz... karmienia. no po prostu dramat. nie wiem na ile to jest kwestia przejścia z kuchni babci, na kuchnię mamy, na ile kwestia sposobu karmienia, ale mamy dramat. z jednej strony nie jestem za zmuszaniem człowieka do jedzenia, a z drugiej jak mi pluje wszystkim, to zaczynam sobie włosy rwać. a przecież obiektywnie nie jest źle. podam przykład z dzisiaj (pomijając poranną butlę 180 ml): śniadanie - jajecznica z 1 jajka i dwie małe kromki chleba, zjedzone prawie całe, ale dopiero po "namowach"/karmieniu, bo sam z siebie to wstawał od stołu i szedł, przez obiadem - mała garść malin i kilka jeżyn, obiad - zupa ogórkowa, zjedzona powiedzmy połowa miseczki, ale od początku bez narzekania, drugie danie - spaghetti, taka delikatna wersja naszego - zjedzone może 4 łyżeczki i koniec/plucie, to jednak nie przeszkodziło zjeść człowiekowi na spacerze całego banana! (wystarczyło powiedzieć, że mam i potem w zasadzie sam wołał), kolacja - dwie kanapki z bułką, masłem i serkiem śmietankowym, zjedzone prawie w całości (bez kilku kęsów), do spania będzie jeszcze jedna butla 210 ml. same widzicie, że ogólnie nie jest źle, chyba po prostu mamusi obiadki nie smakują. dodam, że babcia karmiła przed telewizorem i ogłupiała i dziecko najczęściej zjadało wszystko. ja nie uznaję karmienia przed TV, już nie wspominając, że nie mamy telewizora, a jak karmiłam przez 2 dni przed telefonem (nasze dziecko ogląda tylko pociągi i serio są takie filmiki na youtube) to dosłownie dostawałam szału. a dwa u babci zupy najczęściej były papkowate, a na drugie ziemniaki i jogurt, więc może to też kwestia konsystencji. człowiek musi się od nowa nauczyć, że są inne konsystencje, ale też smaki itd.
tytuł: myśloodsiewnia
autor: kropka_