avatar

tytuł: myśloodsiewnia

autor: kropka_

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

dobrą!

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

nie dowierzam

zaczynają się pierwsze schody. Erykowi ropieje prawe oczko. od wczoraj intensywniej przemywamy, w tym również solą fizjologiczną, dodatkowo obywatel został ubezwłasnowolniony (czytaj: ubrany w niedrapki), bo prawdopodobnie to stąd to wszystko. przy karmieniu zaobserwowałam, że non stop pchał w to oko rączkę a i pewnie robił to przez sen, jak nie patrzyłam. na chwilę obecną oczko jakby się poprawia. bardziej martwi nas zaczerwienione prawe jądro (od strony odbytu). zaczerwienienie jest takie nieco jakby szkliste i nic nie pomaga. dodam, że tak poza tym nie ma dosłownie żadnych zaczerwienień, więc nie sądzę, aby to był brak higieny, ale nie wykluczam, że coś robimy źle. Mąż dzwonił rano do przychodni, ale na dzisiaj nie ma już wolnych miejsc (mam nadzieję, że tak nie będzie zawsze), ale recepcjonistka obiecała przyspieszyć wizytę położnej, cóż... zatem czekamy. na razie jestem względnie spokojna bo patrząc po Eryku nie widać, aby oczko, czy jądra jakoś specjalnie mu dokuczały, inaczej by to chyba? jakoś okazywał.

1
komentarzy
avatar
U nas też czasem jedno oczko ropiało bardziej. Przemywaj solą częściej i pewnie wiesz od zewnątrz do wewnątrz. U nas obyło się bez wizyty lekarza samo przeszło. Co do jądwrka to może kwestia kosmetyku, my używaliśmy głównie linomagu zwykłego w maści (taki zielony) mało inwazyjny u kupa fajnie się na nim ślizga i łatwo ją zmyć. Tak nam poradziła położna w szpitalu.
Dodaj komentarz

wizyta położnej była nad wyraz udana. pani jest plus/minus w naszym wieku, więc od razu złapaliśmy dobry kontakt. najpierw sama opowiadała, opowiadała, opowiadała, a później chętnie i bez dąsów odpowiedziała na wszystkie nasze pytania. oczywiście, a może przede wszystkim obejrzała też Eryka i na oczka poleciła kontynuować przemywanie solą, a na odparzenie kupić sudocrem, natomiast do codziennej pielęgnacji zaleciła używać linomag, który już akurat mieliśmy. przy okazji dowiedziałam się też/zobaczyłam, że tych specyfików to nie ma co żałować, a my się tak raczej pieściliśmy i go ledwo mizialiśmy nimi.

od wczoraj synek niemal non stop wisi mi na cycu, szczególnie w ciągu dnia. czasem mam wrażenie, że mój dzień składa się tylko z karmienia. kiedy więc już zdarzają mi się wolne chwile to muszę się dobrze zastanowić co z nimi zrobić, żeby nie zmarnować. i tu wraca kwestia prowadzenia pamiętnika na belly, bo choć to dla mnie ogromna (i nie ukrywam uzależniająca) przyjemność, to jednak też przy tym czasochłonna. zostaję więc przy postanowieniu, że równo miesiąc od urodzenia przestaję pisać i ograniczam też zaglądanie tutaj. natomiast nie jestem/nie będę w stanie zrezygnować ze strony w ogóle, bo jednak do wielu z Was się przywiązałam i po prostu muszę być na bieżąco!

tak poza tym to u nas sielanka. dopóki jesteśmy ze wszystkim we dwoje (Mąż ma urlop do końca przyszłego tygodnia) to wszystko jest o połowę prostsze. później pewnie doznam lekkiego wstrząsu, ale przynajmniej będę na tyle oswojona z tym naszym brzdącem, że nie będę miała? strachu w oczach jak Mąż będzie wychodził do pracy.

a tak w ogóle to dzisiaj pierwszy raz byłam na spacerze. sama! obiecywałam sobie od poniedziałku i się udało (... w sobotę). z synkiem będziemy próbować (zgodnie z zaleceniami położnej) dwa tygodnie po porodzie i najpierw werandowanie. w sumie brzmi to dość przytomnie, więc się zastosuję/zastosujemy.

4
komentarzy
avatar
Ja Cię przepraszam, kochana, że nie odniosę się do Twoich komentarzy u mnie, ani Twojego wpisu teraz, bo jestem totalnie przytłoczona faktem, iż przegapiłam post o narodzinach Twojego syna! O rany, gratulacje! Jak ochłonę, to coś napiszę, chociaż nie zaskoczę Cię pewnie, gdy powiem, że na temat pielęgnacji noworodka to wiem tyle, co nic.
avatar
Na oczko możesz też spróbować zaparzyć świetlika i przemywać gdyby sól kiepsko działała. I masować/uciskać przy kąciku oczka, bo bardzo często maluszkom przytykają się po prostu kanaliki łzowe i taki zatorek można usunąć mechanicznie. U nas pomagało. Nie pomogło raz, jak oczko zrobiło się czerwonawe, wtedy tylko krople z antybiotykiem.
avatar
Ale ci zazdroszczę ze juz możesz przytulać swojego brzdaca... Spacerek na pewno dobrze Ci zrobił, Obys miała więcej takich okazji....
avatar
U nas położna na śr powtarzala, że to najpierw mężczyźni potrzebują dużo kremu a potem kobiety! Wszystko się ułoży, znajdziesz czas, musisz tylko przyzwyczaić się do nowej sytuacji!
Dodaj komentarz

ani się obejrzałam, a przeszedł tydzień jak jesteśmy razem w domu. niby jeden dzień podobny do drugiego, ale każdy na swój sposób wyjątkowy. ciągle jestem na etapie niedowierzania, że Eryk to jest ten sam człowiek, którego nosiłam pod sercem. dla mnie to jest (wciąż) dalej totalny kosmos, mimo, że (przysięgam) byłam przecież przy porodzie.

niestety obserwuję, że straciłam zapał do pisania. już nawet nie chodzi o ten skradziony czas, czy że nie mam o kim/o czym (bo każdy dzień to osobny materiał na wpis), ale ja po prostu już tego nie czuję. pamiętnik był/jest mi widać potrzebny kiedy jest mi źle, kiedy mam problemy, kiedy czuję się niepewna, smutna itp. taka poniekąd była ciąża. owszem w ogólnym rozrachunku stan błogosławiony, piękny, mistyczny, ale w praktyce rzyganie, senność, różnej maści bóle i kilka niepokojących wyników, przez które poleciało niemało łez. a teraz? teraz po prosu rzygam tęczą, jestem bezwstydnie szczęśliwa, totalnie zakochana w moim dziecku, i żaden pamiętnik nie jest w stanie tego dokładnie opisać, co najwyżej spłycić i że tak powiem zinfantylnić.

lubię pisać emocjami. nie o tym gdzie byłam, co robiłam, chociaż oczywiście to niewątpliwie stanowi tło do wpisu/jakiś punkt wyjścia. przy małym dziecku, gdzie wszystko jest takie monotonne, powtarzalne i przez to właśnie piękne, musiałabym ciągle się powtarzać, a i na swój sposób powtarzać za Wami, bo przecież każde dziecko w końcu pierwszy raz uleje, zrobi brzydką kupę, odparzy się, urośnie mu pierwszy/drugi/piąty ząb, zacznie siadać, chodzić, pyskować, a na końcu wyjedzie na studia, ożeni się/wyjdzie za mąż itd.

sorry, że tak dzisiaj jakoś melancholijnie, ale jakoś tak samo wyszło.

2
komentarzy
avatar
Kochana, sama juz sie nie mogę doczekac aż będę trzymala moją córeczkę w ramionach.
Rozumiem, ze stracilas zapal do tego by tutaj pisac, ale czasami daj o sobie znac

Buziaki dla Twojego skarba ❤
avatar
u mnie z czasem pamiętnik stał się po prostu pamiętnikiem, miejscem które pamięta kiedy był nasz pierwszy spacer, uśmiech, ząbek. Wspomnienia często się zacierają!
Dodaj komentarz

nasze Dziecko musiało uważać na zajęciach (ze) szkoły rodzenia, bo bardzo sobie wzięło do serca (to całe) budowanie relacji poprzez karmienie. kiedy piszę, że całe dnie wisi na cycku, to (serio) mam na myśli, że dosłownie całe dnie wisi na cycku. gdyby nie to, że Mąż mi donosi picie i jedzenie, to chyba bym umarła z głodu i/lub pragnienia. już nie wspomnę jak moje Dziecko rozumie budowanie relacji poprzez karmienie, bo nie jest to bynajmniej budowanie relacji ze mną, tj. z matką. o nie. moje Dziecko buduje sobie relacje co najwyżej z cyckami, szczególnie jeśli nie może któregoś cycka uchwycić. 'podpadnięty' cycek jest wtedy okładany piąstkami, a jak to nie wystarcza to Synek zaczyna awanturować się poprzez krzyk/płacz.

jeśli już trafiają mi się wolne momenty w ciągu dnia, to dostaję fisia, bo tak się na nie cieszę, że aż nie wiem w co najpierw ręce włożyć, a żeby było jeszcze weselej to za chwilę budzi się młody buntownik i z powrotem wracam do kozy. oczywiście (tak już całkiem na poważnie) karmienie jest bardziej fajne, niż nie, ale nie ukrywam, że już co najmniej parę razy pomyślałam sobie, że/a gdybyśmy karmili butelką, to żywicieli mogłoby być dwóch, czytaj: ja i tata. gdyby nie to, że mleko kupne nie wpada od razu ciepłe prosto do wysterylizowanej (samej z siebie) butelki, to pewnie już bym wprowadziła to udogodnienie, a tak znowu 1:0 dla natury.

żeby jednak nie było, że nic tylko narzekam na to moje Dziecko, to muszę powiedzieć, że w nocy za to daje nam pospać. oczywiście nie mówię tu o śnie bez przerwy osiem godzin, bo to nie możliwe przy małym bobo, ale te 3-4 godziny z przerwą na dość szybkie (w porównaniu z dniem) karmienie też jest ok. inna rzecz, że mama za dnia pokutuje, za to dobre nocne spanie, ale w życiu (jak widać) nie można mieć wszystkiego. dopóki tata jest z nami w domu to i tak nie mogę narzekać, ale sama jestem ciekawa jak to będzie potem, już nie wspomnę, że w końcu kiedyś go wyślą w pierwszą i (o zgrozo) nie jedyną delegację.

2
komentarzy
avatar
Warto chyba pomyśleć, że wbrew pozorom to, co teraz ciągnie się niesamowicie, w rzeczywistości za jakiś czas okaże się tak krótkim okresem, że jeszcze się będzie tęsknić za tym. Bądź dzielna, dasz radę.
avatar
Ja miałam przygotowany fotel a obok niego woda i przekąski. Potem przekąski przestały być potrzebne a z czasem nawet fotel. Każdy czas ma swój urok!
Dodaj komentarz

dzisiaj drugi wpis, no bo przecież nie mam weny co nie?

zamówiłam ostatnio kilka par pajacyków dla Eryka, bo to co mieliśmy w małym rozmiarze (do 56 cm) to się dało policzyć na palcach u rąk (i to nie wszystkich). a wiadomo, że Młodemu najlepiej się ulewa, kiedy akurat nie ma w pobliżu tetrowej pieluchy, już nie wspomnę o sikaniu i kupkaniu podczas przewijania, bo przecież dlaczego nie i to właśnie wtedy kiedy człowiek zapomniał 'bardziej' podwinąć ubranko. teraz nowe pajacyki są na etapie suszenia się i już się nie mogę doczekać, aż przyodzieję w nie nasze awanturne Dziecko. mam tylko nadzieję, że nie będą za ciasne przy szyjce, za krótkie w nóżkach, albo coś równie dramatycznego, bo inaczej mój krzyk rozpaczy usłyszą nawet na Helu. w ogóle jeśli chodzi o ubranka dla dzieci, to jest to całkiem niezły biznes. zanim dokonałam swojego zamówienia na Allegro (niecałe 17 zł za 1 szt.) wysłałam Męża do Tesco, licząc że może tam uda się szybko i od ręki coś ładnego i niedrogiego. taaaa... uhmmm... Mąż wrócił z dwoma! pajacykami (z czego jeden - co się później okazało - za mały), które kosztowały nas 100 zł z górką. bosszzzz. nawet nie wiecie ile ja musiałam walczyć ze sobą, żeby powiedzieć (tylko!) coś w stylu 'nie no spoko, najważniejsze, że w ogóle coś kupiłeś', a przecież i tak nie było najgorzej, bo podobno Mąż 'zrozpaczony' oglądał/i rozważał już ubranka dziewczyńskie.

niestety muszę też zweryfikować swoją opinię na temat zakupionych (swojego czasu) ubranek używanych (w paczce). wtedy patrzyłam jakoś tak bardziej sercem, a teraz dopuściłam do głosu rozsądek, który z automatu nakazał wyeliminować mi wszystko to co zakładane przez główkę. nie wiem, być może są tacy rodzice (na pewno są!), dla których ubieranie dzieci w te ustrojstwa to jest nic, ale ja się najnormalniej w świecie boję. może jak będzie większy, może wtedy mi przejdzie, ale teraz nie. nie i nie. tym bardziej, że Eryk miał przy porodzie złamany obojczyk. jak o tym usłyszałam pierwszy raz to niemal zeszłam na zawał, ale potem okazało się, że u noworodków po pierwsze to dość powszechne, a po drugie, że nie boli, ale same powiedzcie, że z definicji brzmi to bardzo groźnie. no więc właśnie dlatego (na wszelki wypadek) daruję sobie ubieranie przez główkę i przez to już mi się tak nie podobają te moje okazyjne używki, a przynajmniej nie wszystkie z tych, które zdecydowałam się zostawić.

2
komentarzy
avatar
U nas Bartek przy ubieraniu był bardzo grzeczny! Co do ciuszków to polecam Pepco. Uroczo i nie drogo. Tylko problem jest taki, że trzeba mieć worek pieniędzy, bo wszystko takie ładne!
avatar
To prawda w pepco najtaniej i najlepiej,ciesze sie ze masz juz synka przy sobie,ja tez mojemu nie zakladalam nic przez glowe pierwsze 2 albo 3 tygodnie, teraz ma juz 3,5 miesiaca wiec juz sie nie boje,moj jest grzeczny przy ubieraniu,natomiast nie lubi jak mu ubieram bluzeczki zakladane przez glowe
Dodaj komentarz

chyba zaliczyłam wczoraj (wieczoro-nocą) pierwszy macierzyński kryzys. w sumie bez wyraźnego powodu, coś na zasadzie, że 'miarka się przebrała'. w zasadzie to wystarczyło, że Eryk znowu zaczął się awanturować przy karmieniu, w sensie z jednej strony otwierać dziubek, bo głodny, a z drugiej odpychać rączkami i nóżkami, co bynajmniej nie ułatwiało dostawienia cyca. aż Mąż się wystraszył i 'tłumaczył' potem Synkowi, że 'nie wolno bić mamusi', a ja się czułam i wzruszona i jak idiotka, bo przecież wiadomo, że Eryk tego nie robi ani specjalnie, ani świadomie, a w ogóle to nie był powód moich łez, tylko tak jakoś akurat się nazbierało i o. mam nadzieję, że rozumiecie.

na pocieszenie tylko dodam (chociaż to takie pocieszenie/nie pocieszenie), że Mąż zaliczył pierwszy tacierzyński kryzys na kilka dni przede mną, przy czym wiadomo on - jak to facet - nie dramatyzował (czytaj nie uronił ani łezki). ale! jego frustracja na chwilę zagęściła nam powietrze w naszej kawalerce. oczywiście Mąż w przeciwieństwie do mnie w życiu się nie przyzna, że to był kryzys, ale ja tam swoje zarejestrowałam (i zapisałam, co by było ku pamięci).

2
komentarzy
avatar
Czasem tak jest, że te emocje się nabierają i człowiek pęka. Mi też czasem opadają nie tylko ręce i mam dość. Potem mam wyrzuty sumienia, ale to zupełnie normalne. Nie przejmuj się, świetnie sobie dajesz radę a dzieci to czasem też mają takie dni, że nie wiedzą o co im chodzi.
avatar
Boze jak ja to znam... Przynaniej raz dziennie mam ochote wyjsc i miec wszystko w nosie, bo rece przy dzieciach czasami opadaja, a cierpliwosci jakos coraz mniej. Pocieszam sie, ze jak beda wieksze to bedzie lepiej bo bedzir mozna im cos wytlumaczyc, wyjasnic.
Dodaj komentarz

już drugi dzień jak się werandujemy. na razie po 15 minut, ale jutro zaczynamy po 30. dzisiaj tylko trochę dałam plamę bo zapomniałam przykryć Dziecko kocykiem, ale dość szybko się zorientowałam i nakryłam go naszym (kocyk Eryka jest w praniu). jak Mąż wrócił do domu to mówię mu, że dzisiaj pierwszy raz zachowałam się jak wyrodna matka i żeby zgadywał co (złego) zrobiłam, a on skubany od razu wypalił, że pewnie wystawiłam młodego z gołą pupą na balkon. no żesz. czyta ze mnie jak z otwartej księgi.

a potem jak przewijał Eryka to mu opowiada, że nam nie chcą dać kredytu, i że będziemy mieszkać pod mostem. oczywiście nie jest aż tak źle, ale przez nieudolność naszych doradców zaczynamy wszystko procesować od nowa, a dodam tylko, że z tematem bujamy się mniej więcej od września. co na to Eryk? otóż dalej je, śpi, robi siku i kupę, czyli generalnie nie przejął się.

poza tym myślimy o zakupie smoczka i bujaczko-leżaczka, ale nachodzi mnie mnóstwo wątpliwości. ze smoczkiem bo się nasłuchałam/naczytałam, że Synek może się oduczyć ładnie jeść, a tyle nas kosztowało nauczenie się siebie. z bujaczko-leżaczkiem, bo jak dotąd nie mogę znaleźć idealnego modelu, a bardzo zależy mi aby po rozłożeni do pozycji leżaczka to był faktycznie leżaczek (bez wklęsłej dupki jak w foteliku/nosidełku samochodowym). oraz żeby miał uchwyt do przenoszenia i funkcję bujania/wibrowania, taką no wiecie, że się naciska guzik i samo buja/wibruje, a nie że ja/matka nogą, albo ręką. z góry dziękuję za każdą podpowiedź/dobrą radę.

2
komentarzy
avatar
U nas smoczek pozwolił mi mieć parę chwil dla siebie, ale teraz nie wiem jak go odstawić. Co do bujaczka mieliśmy huśtawkę bright stars fajna choć dość droga jednak Bartuś dostał w prezencie od moich współpracowników. Zresztą myślę, że na olx może być kilka podobnych, za niewielkie pieniądze. My swoją schowaliśmy, dla drugiego dzidziusia?
avatar
Mysle ze duzo zalezy od dziecka,nasz synek przez miesiac korzystal ze smoczka bo go uspokajal,potem sam go odstawil i nie chce,a w lezeaczku elektryvznym od poczatku nie chcial lezec.
Dodaj komentarz

jedno jest pewne, my chyba nie będziemy mieć problemów typu 'by niejadek zjadł obiadek'. Mąż mówi, że Synek dopada cyca jak lew antylopę i naprawdę nie ma w tym za grosz przesady. powiem więcej, Eryk je zachłannie i prawie w ogóle nie robi sobie przerw. nawet jak mu się ulewa, to i tak domaga się jeszcze i jeszcze. na szczęście nie ulewa mu się przy każdym posiłku (przy czym nie liczę takich malutkich ulań, ledwo na łyżeczkę), ale już parę razy naprawdę porządnie nam chlusnął, a wczoraj to mu nawet poleciało nosem. mimo to dalej wymachiwał piąstkami i pieklił się dopóki nie dostał z powrotem cyca. w końcu wiecie co pomogło? dałam mu swój palec do possania i po minucie, może dwóch usnął zadowolony. to nas utwierdziło w przekonaniu, że bez smoczka się nie obejdzie, bo może Eryk chce sobie tylko/jednak pociumkać, a nie pojeść. no w każdym bądź razie Mąż właśnie na zakupach i obiecał, że bez smoka nie wróci. zresztą - tak a propo - na tego smoka to bardziej uparł się Mąż niż ja, bo ja to bym jednak poczekała do wizyty u pediatry, ale w sumie Mąż ma rację, że pewnie co pediatra to opinia i ostateczna decyzja (i jej konsekwencje) i tak są po naszej stronie, więc nie ma się co oglądać na innych.

jeśli zaś chodzi o bujaczko-leżaczek, to chyba w końcu zdecydowałam się na kinderkraft z rożkiem, ale z samym zakupem to się jeszcze powstrzymam, bo muszę to najpierw jakoś w sobie przewalczyć. internety mówią żeby raczej dziecka w tym nie próbować (co najmniej) do wizyty bioderkowej i teraz jestem, że tak powiem 'w kropce'.

p.s. dziękuję za Wasze komentarze pod poprzednim wpisem. Dzabuch mam nadzieję, że dzięki smoczkowi ukradnę trochę więcej wolnego dla siebie. Motylku zgadzam się z Tobą, że ostatecznie i tak wszystko zależy od Dziecka.

4
komentarzy
avatar
Niektóre dzieci maja tak ogromną potrzebe ssania, że bez smoczka się nie obejdzie. Warto jedynie poczekać do skończenia miesiąca przez dziecko, aby w pełni osiągnął umiejętność ssania piersi wówczas smoczek nie zaburzy mu tego.
Odnośnie bujaczków to tak jak i chodziki są one odradzane przez fizjoterapeutów i ortopedów - tutaj już wybór należy do Was.
avatar
a co to za wyznacznik pierwszy miesiąc. myślę, że to czy dziecko się nauczyło dobrze ssać, to jest zawsze indywidualna sprawa. owszem można się martwić, że się potem oduczy, ale skoro dziecko je zachłannie, a potem ulewa, a mimo to dalej domaga się cyca, to ja już wolę dać smoka, tym bardziej, że zdarza mu się też pchać swoje paluszki do buzi i ssać, a to podobno jeszcze gorzej. z bujakiem, czy z chodzikiem również jest to indywidualna rzecz, pewnie jak we wszystkim potrzebny jest umiar. moje dwie młodsze siostry miały chodzik (ten sam) i bynajmniej nie są pokrzywione/nieforemne, a nawet powiedziałabym, że fajne z nich laski
avatar
Nasz Maluch dostał smoczek już w pierwszej dobie życia. Zasugerowała nam to położna bo cały czas ruszał buzią. Nie przeszkodziło mu to w ssaniu piersi. Z czasem może pojawić się tragedia typu wypadnięty smoczek przez sen. Jeśli chodzi o bujaczek to nie jestem za trzymaniem w nim dziecka cały dzień, no ale to Twoja decyzja. Jeśli jeszcze chodzi o moje zdanie to czasem myślę, że Ci fizjoterapeuci nie mieli dzieci.
avatar
Dzabuch - cały dzień w bujaku to nawet ja bym zwariowała raz, że to siedzisko nie jest do końca wygodne (w większości bujaków siedzi się jak w foteliku samochodowym), a dwa że dziecko można przestymulować (tu wibracje, tu muzyczka, tu zabawczki), już nie wspomnę, że siedząc non stop w bujaczku dziecko nie ma kiedy się rozwijać, w sensie uczyć podnosić główkę, siadać, przekręcać się itd. generalnie z bujakiem to trochę jak z alkoholem, trzeba z umiarem
Dodaj komentarz

no i proszę, smok przydał się już dwa razy. najpierw jak się werandowaliśmy, drugi raz przed chwilą po przedłużającym się karmieniu z (niedużym, ale jednak) ulewaniem. za każdym razem Eryk possał może do 10 minut i wypluł, wcześniej usypiając, tak jakby smok był mu potrzebny właśnie/tylko to wyciszenia się i 'odpłynięcia'. oczywiście to za wcześnie na ogłaszanie zwycięstwa, ale takie korzystanie ze smoczka to ja rozumiem.

p.s. a podobno jak ja byłam mała to nie zasnęłam dopóki nie dostałam pieluchy, którą sobie łapałam usteczkami za rożek i ssałam. także to ssanie to Eryk ma chyba po mnie. w zasadzie to raczej jedyne co po mnie ma jak dotąd, bo tak poza tym to wypisz wymaluj czysty Tata. no średnio to sprawiedliwe względem mamy, która nosi pod sercem przez 9 miesięcy, potem RO-DZI! żeby na koniec dziecko było kopią tatusia.

1
komentarzy
avatar
Musisz się z tym pogodzić, taki już nasz los, ale przynajmniej tatusiowie się nie wyprą!
Dodaj komentarz

niektóre rzeczy wychodzą dopiero w praniu. np. w szkole rodzenia mówili, że poprzez karmienie dziecka piersią buduje się z nim więź i że szkoda, że niektóre mamy w tym czasie rozmawiają przez telefon, czytają książkę, tudzież oglądają TV. wtedy bardzo się z tym zgadzałam, a teraz... zdarza mi się rozmawiać przez telefon, czytać książkę, tudzież zerkać na TV i uważam, że to wręcz konieczne, bo inaczej to bym chyba umarła z nudów. biorąc pod uwagę, że Eryk wisi na cycu +/- 8 osiem godzin na dobę trudno oczekiwać ode mnie, że nic tylko będę w niego patrzyła jak w obrazek, mówiła, głaskała, tuliła, choć absolutnie nie żałuję mu siebie, ale też bez przesady.

albo z innej beczki. będąc jeszcze w ciąży dostaliśmy od przyjaciół po ich synku taki kombinezonik zajączka i od razu pomyślałam sobie, że w nim wyjdziemy ze szpitala, a potem będziemy (też w nim spacerować). no i faktycznie tyle co wrócić ze szpitala to był ok., ale na spacer jest jednak za chłodny, co dotarło do mnie dopiero podczas rozmowy z odwiedzającą położną. no więc co zrobiłam jako troskliwa matka? no wiadomo, że w te pędy kupiłam kombinezon zimowy. ładny, ciepły (niedrogi!). i przebierałam nogami aż przyjdzie (w sensie że pocztą, bo przecież nie sam, co nie?), żeby potem dostawać szału przy ubieraniu w niego Potomka, no bo kurde jedna rączka, druga rączka, jedna nóżka, druga nóżka. i tak codziennie, aż do wiosny. no więc się wzięłam i zamówiłam śpiworek zimowy. widać niektóre sytuacje trzeba najzwyczajniej przeżyć, żeby wyciągnąć szyte na miarę wnioski.

a tak w ogóle to od jutra Tata (w sensie, że Mąż) wraca do pracy, więc jestem w lekkim stresie. wiem, że nie ja pierwsza zostaję sama z dzieckiem, ale to mnie jakoś specjalnie nie podnosi na duchu.

2
komentarzy
avatar
Na pewno dasz radę
avatar
My w misiowym kombinezonie przechodzilismy całą zimę jak Mały się urodził. No, ale zeszła zima była znacznie cieplejsza. Na pewno dasz sobie radę
Dodaj komentarz
avatar
{text}