z wczorajszej wizyty w przychodni jedyna twarda i konkretna informacja jaką otrzymałam to waga dziecka (3.780 g). wszystko inne to takie raczej pływanie, w sensie a może tak, a może nie. chociaż nie powiem pani doktor całkiem w porządku, ale czas wizyty był ograniczony i jego większą część zjadły formalności. dziecko w kombinezon ubieraliśmy już na korytarzu, bo przecież następni już u progu (drzwi i wytrzymałości).
dalej nie mam więc odpowiedzi na dylematy matki karmiącej, więc chociaż tutaj sobie ulżę. zacznę od tego, że patrząc po wadze, siku i kupkach wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale... żeby nie było tak idealnie, że nic tylko cud miód to młody zaczął nam coraz więcej ulewać. może jeszcze nie po każdym posiłku, ale już przynajmniej raz-dwa razy dziennie i czasem (np. wczoraj wieczorem) to leci z niego jak z fontanny. mimo to po ulaniu nasze dziecko otwiera pyszczek po jeszcze i mógłby tak bez końca, tj. jeść, ulewać, jeść, ulewać. każde odstawienie od cyca, czy wypadnięcie cyca z buzi powoduje złość, krzyk, wymachiwanie piąstkami i generalnie awantura. czasem smoczek trochę ratuje sytuację, bo Eryk daje się na niego nabrać, ale sądząc po minie wie, że jest oszukiwany, tylko nam po prostu (łaskawie) odpuszcza. położna mówi, żeby się nie przejmować ulewaniem bo to normalne, pani pediatra z przychodni, że powinnam się zapisać do poradni laktacyjnej, a ja, ja to już nawet nie wiem jak się nazywam. sterroryzowana jeszcze w szpitalu w zasadzie karmię dziecko z budzikiem w ręku, w takim sensie, żeby nam wyszło minimum osiem karmień na dobę (najczęściej to się udaje), już nie wspomnę, że sobie to wszystko skrupulatnie zapisuję. ale czasem zastanawiam się czy jednak nie powinnam karmić tylko na żądanie, nie zważając na to czy ostatnio jadł godzinę czy dajmy na to cztery godziny temu i czy to jest wielkie przestępstwo jeśli dziecko ma mniej niż osiem karmień na dobę? dodam, że wcześniej (idąc za zaleceniami 'specjalistów') nie odbijaliśmy Eryka po karmieniu, ale teraz (również idąc za zaleceniami 'specjalistów') staramy się odbijać i serio nie widzę jakiejś specjalnej różnicy. co ma ulać to i tak uleje. już nie wspomnę, że nie zawsze mamy szansę go odbić, bo ulewa mu się również (nagle, niespodziewanie i spektakularnie) już w trakcie karmienia, czasem już nawet przy pierwszym cycu.
w zasadzie gdyby nie to ulewanie to mamy cudowne dziecko. nawet to wieczorno-nocne marudzenie bym udźwignęła, bo w końcu dziecko od tego jest, żeby od czasu do czasu się powydzierać, ale to ulewanie mnie jednak przytłacza.
a teraz sobie słodko śpi na brzuszku (dopiero drugi raz jak odważyłam się go tak położyć i w ogóle nauczyłam tego) i ma absolutnie wyrąbane na moje rozterki. a jak uleje to znowu zrobi te swoje maślane oczy, że/ale o co chodzi i człowiek już sam nie będzie wiedział, czy śmiać się, czy płakać.
p.s. i pomyśleć, że Eryk ma dopiero 20 dni, jak ja już w ogóle nie pamiętam życia przed nim.
tytuł: myśloodsiewnia
autor: kropka_