avatar

tytuł: myśloodsiewnia

autor: kropka_

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

dobrą!

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

nie dowierzam

z wczorajszej wizyty w przychodni jedyna twarda i konkretna informacja jaką otrzymałam to waga dziecka (3.780 g). wszystko inne to takie raczej pływanie, w sensie a może tak, a może nie. chociaż nie powiem pani doktor całkiem w porządku, ale czas wizyty był ograniczony i jego większą część zjadły formalności. dziecko w kombinezon ubieraliśmy już na korytarzu, bo przecież następni już u progu (drzwi i wytrzymałości).

dalej nie mam więc odpowiedzi na dylematy matki karmiącej, więc chociaż tutaj sobie ulżę. zacznę od tego, że patrząc po wadze, siku i kupkach wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale... żeby nie było tak idealnie, że nic tylko cud miód to młody zaczął nam coraz więcej ulewać. może jeszcze nie po każdym posiłku, ale już przynajmniej raz-dwa razy dziennie i czasem (np. wczoraj wieczorem) to leci z niego jak z fontanny. mimo to po ulaniu nasze dziecko otwiera pyszczek po jeszcze i mógłby tak bez końca, tj. jeść, ulewać, jeść, ulewać. każde odstawienie od cyca, czy wypadnięcie cyca z buzi powoduje złość, krzyk, wymachiwanie piąstkami i generalnie awantura. czasem smoczek trochę ratuje sytuację, bo Eryk daje się na niego nabrać, ale sądząc po minie wie, że jest oszukiwany, tylko nam po prostu (łaskawie) odpuszcza. położna mówi, żeby się nie przejmować ulewaniem bo to normalne, pani pediatra z przychodni, że powinnam się zapisać do poradni laktacyjnej, a ja, ja to już nawet nie wiem jak się nazywam. sterroryzowana jeszcze w szpitalu w zasadzie karmię dziecko z budzikiem w ręku, w takim sensie, żeby nam wyszło minimum osiem karmień na dobę (najczęściej to się udaje), już nie wspomnę, że sobie to wszystko skrupulatnie zapisuję. ale czasem zastanawiam się czy jednak nie powinnam karmić tylko na żądanie, nie zważając na to czy ostatnio jadł godzinę czy dajmy na to cztery godziny temu i czy to jest wielkie przestępstwo jeśli dziecko ma mniej niż osiem karmień na dobę? dodam, że wcześniej (idąc za zaleceniami 'specjalistów') nie odbijaliśmy Eryka po karmieniu, ale teraz (również idąc za zaleceniami 'specjalistów') staramy się odbijać i serio nie widzę jakiejś specjalnej różnicy. co ma ulać to i tak uleje. już nie wspomnę, że nie zawsze mamy szansę go odbić, bo ulewa mu się również (nagle, niespodziewanie i spektakularnie) już w trakcie karmienia, czasem już nawet przy pierwszym cycu.

w zasadzie gdyby nie to ulewanie to mamy cudowne dziecko. nawet to wieczorno-nocne marudzenie bym udźwignęła, bo w końcu dziecko od tego jest, żeby od czasu do czasu się powydzierać, ale to ulewanie mnie jednak przytłacza.

a teraz sobie słodko śpi na brzuszku (dopiero drugi raz jak odważyłam się go tak położyć i w ogóle nauczyłam tego) i ma absolutnie wyrąbane na moje rozterki. a jak uleje to znowu zrobi te swoje maślane oczy, że/ale o co chodzi i człowiek już sam nie będzie wiedział, czy śmiać się, czy płakać.

p.s. i pomyśleć, że Eryk ma dopiero 20 dni, jak ja już w ogóle nie pamiętam życia przed nim.

2
komentarzy
avatar
Kochanie co do ulewanie to pewnie je łapczywie i się zapowietrza ,ale też może być przejedziemy,takie maluszki nie rozumieją i nie czują że mają pełny brzuszek więc jedzą,wymiotują i znowu jedzą i tak w kółko,a nam matkom wydaje się że mamy mało pokarmu! Jeśli mogę coś doradzić to smoczek jest bardzo pomocny i używaj go często bo maluszek nawet jak będzie pojedzony to i tak woła cyca bo ma silną potrzebę ssania,co do karmienia ,ja też karmiłam na rządzenie ale nie dłużej niż 20 minut i jak widziałam że dziecię usypia przy cycu to odstawiałam,a i ja jestem za podnoszeniem do odbijania ,żeby maluszek nie wymiotował, życzę powodzenia i wytrwałości ( mama 5 dzieci )
avatar
U nas też Bartuś ulewał z czasem przeszło. Dla pewności odbijaj to nawet usuwa powietrze z przewodu pokarmowego i zapobiega kolkom. Ja karmiłam na rzadanie a gdy widziałam, że Mały zasypia podmieniałam cycka na smoczek. Mam nadzieję, że coś pomogłam, pamiętaj każde dziecko i każda mama są inne jeśli Cię to uspokoi skorzystaj z pomocy specjalisty.
Dodaj komentarz

napisałam dzisiaj rano, że paznokcie nie umalowane (i nawet nie obcięte), że w domu bałagan i że jestem głodna, po czym usunęłam całość, bo się zorientowałam że moje dziecko jeszcze/wciąż śpi i no cóż... zabrałam się do roboty. nie powiem, żebym się stała od razu nie wiem jak piękniejsza (to tylko odżywka do paznokci wyglądająca jak bezbarwny lakier), że dom błyszczy (bo to duża przesada jeśli człowiek tylko odkurzy, pozmywa, pozbiera graty i posegreguje walające się dokumenty), czy że nie jestem głodna (bo znowu jestem!), ale... dzisiaj nauczyłam się, że jeśli już moje dziecko daje mi chwilę 'wolnego' to zamiast siedzieć i narzekać (również w formie pisanej), mogłabym jednak coś ogarnąć, a w najgorszym wypadku (chociaż właściwie w najlepszym) zdrzemnąć się, bo absolutnie nie znam dnia, ani godziny kolejnego 'wolnego'.

a tak z innej beczki to od wczoraj się spacerujemy, a dzisiaj usłyszałam już pierwszy wścibski komentarz od wszystkowiedzącej pani z ochrony, że/czy nie za wcześnie? no kurde skoro wyszłam to chyba (dla mnie) nie, już nie wspomnę, że synek podwójnie ubrany, w śpiworku, przykryty kocykiem i jeszcze osłonięty takim przezroczystym czymś, tak że ja nawet nie wiem czy on się orientuje, że jest na jakimś spacerze. przy czym należy mu oddać szacunek bo pięknie mi wtedy śpi (w sensie, że na spacerze), bo inaczej pewnie dodatkowo usłyszałabym od pani z ochrony, że płacze bo mu zimno.

p.s. ale w radiu nadają, że od jutra siarczyste mrozy i tak aż/co najmniej do poniedziałku więc czy będziemy się spacerować przez najbliższe dni nie wiem, ale absolutnie nie zamierzam konsultować się z panią o której jak wyżej.

2
komentarzy
avatar
Czyli przyszedł już czas ze zaczynasz ogarniac i dziecko i dom i siebiez tego co piszesz świetnie sobie radzisz no podobno mają przyjść duże mrozy więc pewnie spacerki na chwilę odpadna ale jedno jest pewne wiosna coraz bliżej! a wtedy to dopiero będzie przyjemnie
avatar
Mnie wkurzało kiedy Bartek miał ponad pół roku, żar się lał z nieba i słyszałam komentarze od starszych pań "o ma gołe stópki, nie przeziębi się?" Jak mnie to irytowało, ale zawsze znajdzie się jakiś komentator, przyzwyczaisz się. Choć ja po 15 miesiącach nie mogę się przyzwyczaić do "musisz dużo jeść, przecież karmisz!"
Dodaj komentarz

dzisiaj odblokowaliśmy funkcję bujania w łóżeczku. to nasze drugie ustępstwo po smoczku, jeśli chodzi o Eryka. teraz tylko bujaczek, a potem nic tylko czekać, aż młody każe sobie założyć konto i przelewać nasze wypłaty bezpośrednio na nie. swoją drogą to niesamowite jak jedno (wydawać by się mogło jeszcze średnio rozumne) dziecko potrafi owinąć sobie w okół palca dwoje dorosłych (i - tak sądzę - dość inteligentnych) ludzi.

wieczorem po karmieniu Eryk zaczął trochę gwiazdorzyć, więc go zamotaliśmy w kocyk i położyliśmy między siebie na łóżku. ale mimo tulenia i całowania, jakoś tak średnio współpracował, chociaż nie można powiedzieć, bo w końcu jednak usnął i to tak mocno, że przewijanie, kąpiel i kolejne karmienie robiliśmy niemal na śpiocha. teraz też (jeszcze) śpi, więc aż strach pomyśleć co będzie w nocy, chociaż doświadczenie pokazuje, że jednak je przesypia i to bez względu na to jak aktywny był (lub nie był) w dzień. w zasadzie to gdyby nie moje budziki to pewnie w ogóle nie jadłby w nocy, a przyznaje się bez bicia, że czasem przez tzw. drzemki zdarzały nam się naprawdę długie przerwy (nawet do 6 godzin). potem mam oczywiście wyrzuty sumienia, ale w ciągu dnia najczęściej nadrabiamy zaległości i naprawdę udaje nam się osiągnąć te (klasyczne) osiem karmień na dobę. dzisiaj może być tylko problem, bo teoretycznie pobudka na ósme karmienie wypada po północy/czyli jutro, ale może Eryk zbudzi się wcześniej, lub my go zbudzimy.

jeśli idzie o ulewanie, to muszę sprostować poprzednie wpisy, bo trochę (do)edukowałam się w internetach i teraz wiem, że ulewanie jest wtedy kiedy z buzi wylewa się jak z przepełnionego kubeczka, a to co wylatuje jakby pod ciśnieniem to już są jednak/niestety wymioty. a zatem moje dziecko nie ulewało, tylko wymiotowało, ale zwracam uwagę na czas przeszły, bo... od kiedy go odbijamy odnotowuję jednak poprawę. cofam również moją opinię na temat bezsensu odbijania, bo jednak odnosi ono skutki. i dodam, że nierzadko młody beka i pierdzi jak Tatuś, ale ciii, bo jakby się Tatuś dowiedział, że go tu tak oczerniam, to od razu by wtrącił, że mama też czasem daje czadu. skorzystałam też/również porady Akinom59 i staram się, żeby karmienie nie przekraczało +/- 20 minut, chociaż nie zawsze się tego trzymam, bo jednak każde karmienie jest inne, raz młody ma takie ssanie, że kilka minut i cycek wyzerowany, a czasem to tylko ciumka i nie może wyciumkać i wtedy daję mu fory.

w ogóle zauważyłam, że z każdym dniem mniej we mnie stresu, a więcej radości z zajmowania się Synkiem. może dlatego, że Mąż mimo powrotu do pracy angażuje się w miarę możliwości, więc nie czuję się taka porzucona/sama ze wszystkim.

2
komentarzy
avatar
Ja nie karmiłam na godzinę tylko na żądanie i tyle ile dziecko potrzebowało. Wszystko powoli się ułoży.
avatar
:-)
Dodaj komentarz

czy tylko ja mam takie wrażenie, że moje dziecko wie co ja tutaj wypisuję i po każdym wpisie robi wszystko (dosłownie wszystko!) żeby zadać kłam moim słowom? no więc wczoraj napisałam, że noce mamy ładne, tak? no to już nie mamy. nasze małe bobo po karmieniu około drugiej dawało czadu niemal do czwartej. na szczęście weekendy najczęściej obstawia Tata, ale już np. z dzisiaj na jutro to ja wracam na posterunek i zaczynam się z lekka 'strachać'.

poza tym mam podejrzenia, że te awantury (najczęściej przy wieczornym karmieniu) to są kolki. przy czym znowu wg internetów Eryk powinien się wydzierać jakoś tak dłużej, a u nas przechodzi po kilku minutach. niemniej od dziś profilaktycznie przykładamy mu do brzuszka termofor z pestek wiśni i przymierzamy się do masażu antykolkowego, przy czym najpierw masowała będzie mama, a Tatę wdrożymy jak mama się już wyspecjalizuje.

na koniec ulubiony temat wszystkich rodziców: tj. kupa! to już druga z kolei o lekkim zielonkawym zabarwieniu. i znowu zdania internetów są podzielone, od nieprzejmowania się do jechania na sygnale do pediatry. obstaję przy pierwszym, bo jednak kupa nie jest cała zielonkawa, tylko jej niektóre elementy, ale znaczna jej część dalej jest w kolorze złoto-jajecznym. ale te kupy i tak mi się nie podobają, bo wydaje mi się, że Eryka ma coś jakby zaparcia, czasem nagle wybudza się cały czerwony i widać, że coś go toczy, po czym słychać, że coś ląduje w pampersie i Synek znowu zapada w sen.

i tak a propo wizyt w końcu jednak równolegle zdecydujemy się pójść na 'przegląd noworodka' do Medicover, bo okazuje się, że tutaj szybciej i w terminach można zrealizować ważne badania, w tym USG bioderek. USG udało się umówić przez telefon i nawet nie trzeba było wcześniej 'pokazać' dziecka lekarzowi, chociaż samą wizytę u pediatry tak dla porządku też umówiliśmy, bo ta z NFZ w zasadzie nie odpowiedziała na żadne z naszych pytań. a przy okazji zobaczymy jak przyrost wagi, 'co z tą kupą' i tym podobne. już nie wspomnę, że wizyta wypada akurat we wtorek, także szykują się naprawdę extra romantyczne walentynki.

1
komentarzy
avatar
Jak Bartuś miał problem z gazami i bólami brzuszka to przyginałam mu nóżki do brzuszka i wtedy ulatywało całe zło masaże też mogą pomóc a jak były gorsze noce to podawałam espumisan.
Dodaj komentarz

w sumie ja to już jestem prawie jak nowa. nie muszę już nawet wciągać brzucha, żeby się 'tam' zobaczyć. (znowu) sama sobie obcinam paznokcie u stóp i sama się depiluję. wchodzę w stare dżinsy sprzed ciąży, ale na razie przymierzałam tylko jedne, także zwycięstwo jest połowiczne. nie mam rozstępów ani na brzuchu, ani na cyckach (przynajmniej na razie), pępek wreszcie mi wklęsł. jest ryzyko, że po całkowitym obkurczeniu się macicy zostanie mi trochę skóry na brzuchu, ale raczej niewielkie, no w każdym razie samo się w końcu/kiedyś okaże, a jakby co to będzie jakaś pamiątka po ciąży. jeszcze trochę jakby krwawię, albo raczej brudzę. w dzień wystarcza zwykła wkładka, a w nocy profilaktycznie zakładam podpaskę, ale wkładka też dałaby radę. Mąż co najmniej raz dziennie powtarza do Synka, że 'mama się wylaszczyła' i chyba obydwojgu nam wzrosło libido. oczywiście na razie jeszcze nie przesadzamy z 'działaniami', ale to jest na swój sposób urocze, no i człowiek robi się kreatywny.

1
komentarzy
avatar
Miłej kreatywności
Dodaj komentarz

Eryk rośnie jak na drożdżach. waga z wczoraj to 4.120 g, czyli przybiera średnio 48 g dziennie licząc od ostatniej wizyty, a norma (czyli że dobrze) to już 20-25 g dziennie (1 g na godzinę). wobec powyższego (na co nie bez wpływu pozostała wczorajsza rozmowa z lekarzem Medicover) postanawiam karmić na żądanie, nawet jeśli to będzie mniej niż osiem razy na dobę. dotychczas miałam jakąś schizę na punkcie tej ósemki i muszę (w końcu) odpuścić. dodatkowo wczorajszy pediatra powiedział, że on jest za karmieniem wg zasady 'jedno karmienie - jedna pierś', bo przekładanie dziecka z piersi na pierś w trakcie jednego karmienia może powodować, że zje za mało mleka drugiej fazy, czyli że tej bardziej treściwej/kalorycznej. no jest w tym jakaś logika i nawet próbowałam wdrożyć już w nocy, ale moje cycki się zbuntowały, przede wszystkim prawy, w którym od początku zbiera mi się więcej pokarmu. ale noce to też są u nas szczególne, bo (nie licząc małych wyjątków) Eryk dobrze je przesypia i to do tego stopnia, że na karmienie trzeba go budzić. tzn. dotychczas go budziłam, a teraz to już sama nie wiem. ze względu na cycki, które chcą eksplodować to chyba tak, ale też bez spiny, gdzieś tak po 4-6 godzinach powinno być ok i dla cycków i dla mojego wyspania się.

w ogóle to zauważyłam, że za bardzo się wszystkim przejmuję. najpierw myślałam, że przejmowanie się przejdzie mi jak nam się uda zajść. później że po I trymestrze, po II, może po porodzie, a teraz wychodzi na to, że przejmowanie się nie ma końca. oczywiście próbuję odpuścić, ale jednak każde 'nowe/nieznane mi coś', to są kolejne rozmyślania, analizowania i tym podobne zajmujące głowę i czas.

i właśnie a propo tych 'nowych/nieznanych mi coś' to Młody ma kilka elementów do obserwacji. raz, że jedno jąderko jest schowane. dwa, że ma wodniaki jąderek (podobno na tym etapie to typowe i po prostu trzeba tego pilnować), trzy ma jakiś dołek jakby w dole kręgosłupa (do sprawdzenia przy USG), dalej położony na płasko przekręca się bardziej na prawo, również ma do ponownej kontroli UKM ze względu na problemy jeszcze w okresie płodowym (ale że dużo sika to akurat tutaj to czysta profilaktyka). więcej anomalii nie pamiętam. większość mnie bardzo stresuje. proszę o diagnozę i wykluczenie. o!

jeśli chodzi o Walentynki to Mąż wracając z pracy kupił trochę słodkości w tym moją ulubioną bezę. powyższe jedliśmy w kuchni nad blatem, bo stół i krzesła przenieśliśmy do pokoju przy okazji pierwszych gości (w sensie tych co to przybyli poznać Eryka). natomiast po wizycie u pediatry zamówiliśmy pizzę, którą ja jadłam nad dzieckiem, a Mąż na fotelu. i chociaż nie brzmi to wszystko najromantyczniej, to jednak były to moje najbardziej zajebiste Walentynki w życiu.

a tak z innej beczki to Mąż wyjechał dzisiaj pierwszy raz w delegację. co prawda jutro już wraca, ale mimo to stresuję się jak to będzie. co prawda jak jest w pracy (ale na miejscu) to całkiem dobrze wszystko ogarniam, ale te wieczory dzielimy jednak pomiędzy siebie, również, a przede wszystkim w kwestii obowiązków, co daje mi chwilę wytchnienia. Mąż uważa, że w przypadku dłuższych delegacji (takich na 5 dni) będzie nas woził do swoich rodziców, ale kategorycznie odmawiam, choćby mi nie wiem jak miało być ciężko. bo choć ogólnie nie mogę narzekać na teściów, to jednak są oni specyficzni i wykończyłabym się od ich 'dobrych intencji', 'dobrych porad' itp. dodatkowo teściowa ma jeszcze bardziej specyficzną siostrę i jej męża, mieszkających dom obok i ci to już na pewno by mnie wykończyli swoim gadaniem, także już wolę się wykańczać sama z Erykiem, ale na swoich warunkach. natomiast jakąś opcją jest, żeby podczas takich delegacji teściowa zamiennie z moją mamą (jak akurat będzie w kraju) będą przyjeżdżały w takich przypadkach do mnie, ale ja już się nie raz na dobrych chęciach i obietnicach przejechałam. czas pokaże. natomiast dla przykładu moja młodsza siostra, ta która od października mieszka w Warszawie, miała do mnie przychodzić codziennie w ferie, żeby cytuję 'gotować, sprzątać, prać' a już bliżej ferii powyższe skróciło się do pierwszego tygodnia ferii (co akurat rozumiem, bo wpadła jej dodatkowa możliwość zarobku), a finalnie skończyło się na poniedziałku i wtorku (pierwszego tygodnia ferii) i tylko z opcją gotowania, przy czym we wtorek to już gotowałyśmy razem. nie piszę tego z jakąś wielką pretensją, ale to jest najlepszy przykład tego jak się mają obietnice do realizacji. także lepiej od razu nastawić się, że człowiek musi wszystko sam, to wtedy przynajmniej nie będzie rozczarowań, czy to brakiem pomocy, czy też tzw. 'odfajkowaniem pomocy'.

4
komentarzy
avatar
Z tym martwieniem tak to jest. Jeśli mogłabym powtórzyć pierwszy rok z młodym to na pewno mniej bym się martwila teraz też przejmuje się różnymi sprawami ale staram się więcej działać a mniej przejmować. Trzeba się przyzwyczaić że pewne okresy są i mijają buziaki dla Was!
avatar
Ja zawsze karmiłam z piersi która wydawała mi się cięższa, pełniejsza. Rozumiem czemu wolisz zostać sama. Mimo wszystko u siebie to u siebie a czasem rady w dobrej wierze bywają uciążliwe. Mam nadzieję, że moje takie nie są
avatar
Kochanie nie były byśmy matkami gdybyś my się nie przejmowały ;-) a zwłaszcza przy pierwszym dzidziusia! Buziaczki, radzisz sobie cudownie!!
avatar
Madu przypomniał mi się kawał z b. długą brodą, że jak pierwsze dziecko połknie pieniążek to jedzie się od razu na pogotowie, przy drugim człowiek czeka, aż wyjdzie z kupą, a przy trzecim rozważa, czy dziecku nie potrącić z kieszonkowego
Dzabuch absolutnie wszystkie Twoje komentarze są jak najbardziej na miejscu
Akinom59 dziękuję za dobre słowa
Dodaj komentarz

jedną ręką bujam łóżeczko, a drugą nadaję. najgorzej jest przy polskich znakach, bo jednak nie lubię jak jest byle jak. można by się a i owszem przyczepić, że i tak jest, bo nie zaczynam zdań od dużych liter, ale taki ma styl c'nie? ale żeby tak bez polskich znaków to nie umiem, usnąć bym potem nie mogła.

no ale do brzegu. w ramach przygotowań do ograniczenia belly'działalności wywaliłam Was wszystkie z przyjaciółek bynajmniej nie dlatego, że Was nie lubię, ale po prostu odkryłam opcję 'ulubione', której zostałam fanką i natychmiastową użytkowniczką. wcześniej opcja 'przyjaciółki' pełniła dla mnie nota bene funkcję 'ulubionych', z tym że przy prawdziwych 'ulubionych' jest ona od początku do końca bez sensu, bo za każdym razem (jak za króla Ćwieczka) musiałam klikać i sprawdzać czy i co żeście napisały, ewentualnie odszukiwać Was pośród innych pamiętników (i tak zupełnie przy okazji wszystkie je czytać!), a teraz mnie samo powiadamia o każdym Waszym ruchu/wpisie, co mi bardzo odpowiada. także mam nadzieję, że się wytłumaczyłam, a kto się zdążył wcześniej obrazić ten trąba.

p.s. Eryk dokazuje od 17stej, aczkolwiek na moment zakończenia tego wpisu śpi, ale tylko dlatego, że mama wyjęła wcześniej z łóżeczka, przewinęła i nakarmiła. z tego powodu z lekka mi się zdezaktualizował pierwszy akapit, ale nie bądźmy tacy drobiazgowi. tymczasem idę sobie (wreszcie) zrobić jakąś kanapkę, bo... mogę.

5
komentarzy
avatar
No ulubione to fajna opcja! Nawet informuje, że ktoś skomentował Twój pamiętnik i szybko przenosi do kometarza!
avatar
Eryk już lada moment będzie miał miesiąc... zazdroszczę ze już masz przy sobie synka... Lubie podczytywać twój pamiętnik
avatar
No masz szczęście że się ładnie wytlumaczylas;P hehe.
avatar
O widzisz fajna opcja czemu ja na to nie wpadłam?! ;-)
avatar
Dzabuch można powiedzieć, że "ulubione" odkryłam trochę dzięki Tobie. Kiedyś napisałaś, że wszystkie "ulubione" pamiętniki się wykruszają i to słowo tak mi skakało po głowie, aż doznałam olśnienia
JustynaSz ja też Ciebie podczytuję, ale coś się ostatnio sociągasz
Zuzaczu ufff
Akinom59 spoko jak widzisz ja też mam niezły refleks
Dodaj komentarz

z dzieckiem jest trochę jak z telefonem komórkowym. dopóki człowiek nie miał nie wiedział, że nie może się bez niego obejść. porównanie - jak widać - nie jest wysokich lotów, ale chodziło mi o uchwycenie pewnych odczuć, więc od razu dementuję, że niby uprzedmiotawiam swoje, tudzież Wasze, tudzież każde inne dziecko/dzieci.

oczywiście po pojawieniu się Potomka już nic nie jest takie samo, ale właśnie/przecież o to chodziło. co prawda człowiek nie był w stanie sobie wyobrazić, że to będzie aż tak daleko posunięty armagedon i to poczynając od samej ciąży, przez PORÓD! a na wychowywaniu kończąc, ale może to i dobrze, bo po co się tak na dzień dobry zniechęcać. przed swoją ciążą wszem i wobec ogłaszałam, że w sumie to wychowałam już dwójkę dzieci, bo jako dziecko zajmowałam się przecież dwiema znacznie młodszymi siostrami (jedna młodsza o 8, druga o 11 lat), ale już po miesiącu macierzyństwa muszę sprostować, że jednak najgorszą robotę jakby nie patrzeć odwalała mama.

i na koniec z takiej naszej małej codzienności. zauważyłam, że Eryk uspokaja się kiedy jest tak szczelnie utulony, w sensie, że przylegamy do siebie tak ciało do ciała. np. leżąc całuję go po czółku, a ręką oplatam wzdłuż plecków. on się wtedy moment wycisza i najczęściej usypia. oczywiście skłamałabym pisząc, że tak jest zawsze, ale powiedzmy że na 10 awantur jakieś 7 utuleń kończy się sukcesem.

0
Dodaj komentarz

prawda jest taka, że ja chyba bardziej potrzebuję tych spacerów od Eryka, bo wtedy (dosłownie) łapię szerszą perspektywę. bo to nasze mieszkanie, z racji swojego metrażu i idących za nim ograniczeń coraz bardziej mnie przytłacza. mam wrażenie, że wszystko stoi/leży na wierzchu i czuję się jakbym żyła w jakimś pieprzonym magazynie. dla przykładu, żeby się wykąpać trzeba wystawić wannę Eryka i zanieść ją do kuchni. żeby dostać się do szafki z dokumentami (przeniesionej zresztą podczas ciąży z pokoju do kuchni) trzeba odnieść wanienkę Eryka z powrotem do łazienki. wózek po spacerze stoi w korytarzu, bo mokry. wtedy nie mam gdzie odkładać rogala, kocyka, tetrowej pieluszki. suchy wózek stoi w pokoju koło łóżka. żeby to łóżko poprawić, bo np. ściągnęło się prześcieradło, trzeba najpierw wyjechać wózkiem. a nie przepraszam! wcześniej trzeba jeszcze gdzieś odstawić fotelik. żeby dostać się do szafy z ubraniami trzeba się przeciskać pomiędzy stołem i krzesłami, które kiedyś stały w kuchni. z takiego przeciskania się biorą się potem sińce na moich nogach, ale stół i krzesła nie mogą już stać w kuchni, bo tam wieszamy pranie, jeśli nie mieści się w łazience na sznurkach (a bardzo często się nie mieści). pranie kuchenne staramy się wieszać wieczorem, ale nie zawsze chce mu się wyschnąć do rana, wtedy robienie posiłków, w tym obiadów również wymaga lawirowania. już nie wspomnę, że człowiekowi później ciuchy pachną schabowym, albo kapustą (chociaż akurat jednego i drugiego dawno nie gotowaliśmy). poza tym z braku miejsca/schowków/szafek na wierzchu stoją różnego rodzaju klamoty, typu mopy, suszarki, deski do prasowani, choinka (spokojnie rozbrojona i zafoliowana), a nawet kur... ziemniaki, czy ręczniki papierowe!

no więc z powodów jak wyżej, ja wielka orędowniczka mieszkania w blokach o niczym innym teraz nie marzę jak o przeprowadzce do domu, swojego domu! perspektywa jest dosyć obiecująca, bo dom w stanie surowym już stoi, ale sprawa zaczyna się powoli rypać, przez kredyt, a raczej jego brak i to pomimo faktu, że nad naszymi wnioskami pieści się (od miesięcy!) dwóch doradców. co prawda raz już byliśmy o krok od podpisania umowy, ale w ostatniej chwili wyszło, że (tak z grubsza) z czyjegoś niedopatrzenia musielibyśmy jeszcze najpierw zainwestować w działkę/budowę kilkanaście tysięcy złotych, a że jesteśmy w tzw. czarnej dupie finansowej to nie da rady, już nie wspomnę jakie to jest bez sensu, bo przecież skoro się idzie po kredyt hipoteczny to chyba jest bardziej niż oczywiste, że własne zasoby finansowe się skończyły, c'nie? teraz niby wszystko procesujemy od nowa, ale ponownie strasznie długo to trwa i już sama nie ogarniam jak kto jest, że niektórzy dostają kredyt na dowód (bez dochodów, bez poręczeń itp.) i sobie za to kupują telewizory, telefony, komputery, samochody i potem ich nie spłacają, a i tak dostają następne, a tutaj dwoje dorosłych, pracujących ludzi (w tym jedna osoba przejściowo na macierzyńskim, ale dochód jest? jest!) nie może dostać zwykłego kredytu hipotecznego (dodam pierwszego kredytu w życiu w ogóle), którego rata będzie mniejsza niż miesięczny czynsz wynajmu magazynu (yyyy tzn. kawalerki), więc jest chyba więcej niż pewne, że kredyt będzie spłacany. no wytłumaczcie mi to no, bo ja nie ogarniam.

a tak w ogóle to z wczoraj na dzisiaj była jedna z tych nocy kiedy Eryk strasznie gwiazdorzył. wiem, że nie powinnam narzekać, bo są gorsze ancymonki, ale jak się człowiekowi krzywda dzieje (w sensie, że mi) to się człowiek robi nieczuły (w sensie, że ja) na inne (tym bardziej że odległe i nienamacalne) 'zło'. teraz na szczęście to moje małe 'zło' śpi i miałam odkurzać, ale nie wiem kiedy i jak i (znowu) wylądowałam tutaj, więc więc może chociaż pójdę i zrobię naleśniki.

5
komentarzy
avatar
O Borze liściasty, Kochana... Jak ja Cię rozumiem. Rozumiem każde zdanie, każde słowo, każdą literkę tego wpisu. Mam bardzo podobną sytuację. Też żyjemy teraz z mężem w jednym pokoju i teoretycznie 3/4 szafy wywaliłam do konterów na odzież (chociaż dalej jej zawartość przypomina dary dla powodzian), posprzedawałam sporo gratów na OLX a i tak mam wrażenie, że bez przerwy jestem otoczona klamotami i wszystko na wierzchu, jak w jakimś pieprzonym muzeum. A i biurokracja kredytowa też mnie dziś zabiła. Łączę się w bólu. Gdybym mogła, to chętnie bym do Ciebie przyjechała i poszła razem z Tobą i Erykiem na spacer.
avatar
Skąd ja to znam!!! Też tak miałam! Kochana będzie dobrze tylko jeszcze trochę musicie poczekać
avatar
Wyobraziłam sobie to mieszkanie i się uśmiecham....Śmieszy mnie suszarka w kuchni itp.
A potem dociera do mnie,że przecież ja mam tak samo! Wanienkę chyba na ścianie powiesze.
Są takie fajne silikonowe składane. Ale używane nawet koło 90 zl
avatar
Rybuuu gdybyś jednak przypadkiem znalazła się w Warszawie to zapraszam, a jak nie to ja biorę Eryka w pociąg i nadchodzę
Akinom59 no właśnie trochę to my już czekamy...
Awangarda no nawet fajna ta wanienka bo sobie z ciekawości zobaczyłam w internetach. My kupiliśmy najzwyklejszą i (chyba) najtańszą bo coś ok. 90 zł to wyszło już z dostawą plus z plastikową wkładką (której ani razu nie użyliśmy) plus ze stelażem (który sprawdza się bardzo). Przy okazji wanienek polecam za to wkładki gąbki, my dostaliśmy od znajomych. Co prawda szybko się niszczą, ale jakby co to nie są drogie
avatar
Dlatego ja dziękuję Bogu za garaże, komórki i piwnice. A tak swoją drogą nasz pokój to istny skład z zabawkami. Kiedyś będzie lepiej to tylko sytuacja przejściowa.
Dodaj komentarz

powoli zaczyna nam się klarować jakiś rytm dnia. na razie narzucony rzecz jasna przez Młodego, ale fajnie wiedzieć co mniej więcej kiedy. ponadto drugi dzień z rzędu wyszło nam siedem karmień na dobę i mimo tego żyjemy i mamy się dobrze.

planowo od jutra miałam zawiesić prowadzenie pamiętnika, ale pomyślałam sobie, że może przedłużę do końca lutego. no sama nie wiem. nagle mi się tak szkoda zrobiło tego wszystkiego, bo... bo ja to się chyba uzależniłam. i to do tego stopnia, że nawet nie kontrolując tego układam sobie w głowie gotowe zdania, ba! akapity z myślą o zapisaniu tutaj. i jak tylko sobie pomyślę, że finito i że napisy końcowe, to na przekór wszystkiemu mam ochotę na jeszcze i jeszcze. i co tam brak czasu i że jeszcze niedawno twierdziłam, że teraz to już nie mam o czym (pisać) bo nic tylko bawię się świetnie i rzygam tęczą.

a jutro Eryka pierwszy raz zobaczą teściowie i brat Męża. oczywiście do samochodu (jak zawsze) wciśnie się im na przyczepkę siostra teściowej, więc zanosi się na (niewątpliwie!) ciekawą niedzielę. w ogóle to nasze Dziecko to na razie widziały tylko/raptem moje dwie młodsze siostry, jeden z naszych doradców kredytowych i właściciel mieszkania. oczywiście pamiętam, że przez pierwsze dwa tygodnie to sami nie chcieliśmy gości, ale potem drzwi były/są otwarte, a jakoś tłumy nie napierają. moja mama za granicą, mój brat obrażony, mój ojciec zajęty swoją nową komórką społeczną w tym (uwaga, bo nigdy o tym nie pisałam) swoim półtorarocznym dzieckiem (a moją niby przyrodnią siostrą, której zresztą/również nie znam) i o! same widzicie, że bida z nydzą. oczywiście znajomi i przyjaciele dzwonią/piszą, że/czy kiedy mogą wpaść, ale człowiek chciał kulturalnie dać pierwszeństwo rodzinie, żeby się potem okazało, że się będą grzebać do wiosny.

1
komentarzy
avatar
Myślę, że czemu odwlekać spotkania z przyjaciółmi skoro rodzina do tej pory z prawa pierszeństwa nie skorzystała? Myślę też, że powinnaś przemyśleć kwestię opuszczenia belly, bo będzie nam Ciebie brakować. Dla przykładu podam siebie, że da się ten czas wygospodarować. Piszę komentarz lewą ręką na telefonie, prawą trzymając pod lampą UV i robiąc paznokcie, bo dzieć śpi a do pracy wyglądać trzeba. Plan dnia się ułoży ważna jest konsekwencja i powtarzanie pewnych zdarzeń.
Dodaj komentarz
avatar
{text}