avatar

tytuł: Na drodze do szczęścia, czyli aniołki i cała reszta - po fioletowej stronie

autor: Agusia246

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

która przyjaźni się ze swoimi dziećmi i daje im wszystko czego potrzebują

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

radość, spelnienie, zachwyt i niedobor cierpliwosci ;)

Iza ma trzy dni, dzień dobry bardzo
Rozpakowałyśmy się w sobotę, a w sumie zaczęłyśmy w piątek.
Jak to było?
Koło 17 stwierdziłam, że mi mokro jakoś dziwnie, może wody się sączą albo co... No i nagle mnie trzasnęły skurcze, w odstępach po 3, 2, max 6 minut. Zapakowaliśmy Zosię żeby zawieźć ją do dziadków i w drodze skurcze się jakby uspokoiły. No ale już pojechaliśmy, a co. Siedziałam w poczekalni całą wieczność. Skurcze się pojawiały co 6/7 minut, rzadziej, ale mocniejsze. W końcu podłączyli mnie do ktg, skurcze prawie ustały... Ale przy badaniu przez lekarkę okazało się, że mam 4cm rozwarcia na zgładzonej szyjce Oczywiście to nie były wody, to czop śluzowy odchodził tak spektakularnie...
Wysłała mnie na porodówkę mówiąc, że zobaczymy co to będzie, bo może już chodzę z takim rozwarciem od wtorku, a może się teraz zrobiło i że nie będziemy pośpieszać niczego, bo jest jeszcze wcześnie.Już miałam wizję świąt spędzonych bezsensownie w szpitalu, bo czułam, że skurcze nie wrócą same. No i faktycznie po jakiejś chwili wyciszyły się całkiem. Zło.
Położna, strasznie dziwna babka, pokręciła się chwilę, po jakimś czasie zbadała mnie lekarka, a tam dalej to marne 4 cm. I stwierdziły, że przebiją pęcherz. No to super, się ucieszyłam, bo to był dobry dzień na rodzenie, Zosia miała opiekę, mąż wolne. Oooooo. Nie wiedziałam z czego się cieszę. Moja wizja przebijania pęcherza - wbicie igiełki która spowoduje sączenie się płynu. Jak wyglądało w rzeczywistości? Wielki metalowy szpikulec (bezbolesne) a potem rozszarpanie ręczne i ręczne wspomaganie odpłynięcia wód (ohydne, ale nadal w miarę bezbolesne). No i poszło. Jak mi się skurcze zaczęły to myślałam, że będę na suficie tańczyć. Już było źle, a to dopiero początek... Lewatywa, puścili mnie wolno, choć nie bez grymasu niezadowolenia, i po jakiś 30 minutach bardzo mocnych skurczy rozwarcie na... 5 cm. A potem już było tylko gorzej. A jeszcze położna (nadal w myślach życzę jej wideł w dupie na resztę życia) kazała się położyć na boczku. Wtedy już piszczałam z bólu. Po kolejnej godzinie walki rozwarcie na 8/9cm, a mała nie chce się wstawić. Nie wiem ile razy usłyszałam 'jeszcze jeden i będzie', miałam niepełne rozwarcie, mała nie wstawiała się, a bóle były parte. A ja mam nie przeć!! Darłam się na cały szpital, autentycznie. A jak skurcz puszczał cała dygotałam. Coś co przy porodzie Zosi wspominam jako najgorsze i trwało max godzinę teraz ciągnęło się w nieskończoność już 2,5... Nie miałam już siły i płakałam, że już nie chcę I w końcu po którymś razie mojego popchnięcia delikatnego (przy mocniejszych spadało małej tętno) wstawiła się w kanał. No to heja. Rodzimy. I tu już było super, znaczy bolało tak samo, ale wiedziałam, że teraz już wyłącznie ode mnie zależy jak długo. 2/3 parte i Iza była na świecie Parłam ile sił, ale szło opornie, bo córuś moja postanowiła wyłazić z rączką. I tym sposobem nadpękłam lekko, mam jeden szew. Ale jak już ją dostałam, to nie było nic na świecie co mogło mnie bardziej ucieszyć. Koniec bólu, mały oślizgły goblin na klacie Cud. Mąż przecinał pępowinę, a tu heca, łożysko ani myśli się urodzić.
Generalnie tym razem było dużo gorzej niż poprzednio. Prawdopodobnie dlatego, że jednak ani ja ani Iza nie byłyśmy gotowe w 100%. Pewnie gdyby poród jednak rozkręcił się sam młoda wstawiłaby się szybciutko jak trzeba, a łożysko nie miałoby problemów, a tak musiałam je urodzić na oksytocynie (chociaż też nie wiem czy musiałam... ale jakoś im się strasznie ze wszystkim śpieszyło)i nie wylazło w całości. Byłam na żywca łyżeczkowana, o czym dowiedziałam się 2 dni później (bezbolesne, ale ohydne), bo jakoś nikt się nie kwapił żeby mnie informować co i dlaczego mi robią :/
Potem był czas dla mnie i małej, leżałyśmy sobie od tej 1:07 z przerwą na ważenie i wytarcie do 3 z kawałkiem i Iza się cycowała. No a potem sala poporodowa. Wszystko co pamiętam jako takie magiczne i niepowtarzalne z Zosią niepowtarzalne zostało (oprócz momentu gdzie dostałam ją do przytulenia świeżo rodzoną, tym razem bardziej mnie to ucieszyło), bo tym razem kolejne 2 doby to sam ból i wykończenie. Napierniczała obkurczająca się macica, w dupie zamieszkał jeż (hemoroidy), że usiąść nie szło, sutki znowu musiały się przyzwyczaić do karmienia. Opieka poporodwa taka se, żarcie takie se, mąż nie mógł przyjść sobie spokojnie z nami dłużej posiedzieć, bo Zosia. Ale za to Zosia... no tak zachwyconej to jej jeszcze nie widziałam. Taka dumna, że ma siostrę, tak ją przytulała, całowała, próbowała obkręcić główkę i otworzyć oczko... Odwiedzili nas i w sobotę i w niedzielę, więc tym razem się na mnie nie zdążyła obrazić
W poniedziałek wyszliśmy. Pół wieczoru przeryczałam, bo tak. Bo Zosia dostała pierdolca i próbowała zgładzić siostrę swoją miłością, bo Iza nie dostanie tego samego co daliśmy Zosi, bo... blaaaaa. Noc to pobudki co 1,5h mniej więcej z definitywnym końcem spania o 7:30 bo wstała Zosia. Dzisiaj już jest ok. Zosia jest cudowna, oprócz tego, że wciąż zagraża czasem życiu siostrzyczki Wyrozumiała, pomocna. Nadal zachwycona. Ale już spokojniejsza dużo.
Iza z kolei nie bardzo chce współpracować i zamiast cycków mam dwa kamienie. Jak za dużo zje to ulewa, przysypia na cycku i nie można jej obudzić, chyba, że się ją rozbierze.

Podsumowując:
Następny poród tylko w miejscu gdzie gwarantują znieczulenie w razie potrzeby.
Mam dwa najwspanialsze cudy na świecie, które były warte każdej sekundy bólu i za nic bym ich nie oddała

7
komentarzy
avatar
Pięknie! Po prostu pięknie! Cieszcie się sobą!
avatar
Brak mi słów. Gratulacje, cieszcie się sobą, zdrówka <3
avatar
Gratuluję!
avatar
Gratuluję!
avatar
Gratulacje kochana super że jestescie już w czworkę powodzenia :*
avatar
co tam kochana u Was? już w domku??
avatar
Pięknie to opisałas!!!! ...dwie pipki w domku haha!
Ciekawe co będzie u mnie
Dodaj komentarz

Brak czasu
A mąż jeszcze z nami siedzi. Co będzie jak pójdzie do pracy???
Przy Zosi miałam tyle wolnego, żeby opisać każde beknięcie, każdego bąka, każdy uśmiech i eeee. A teraz Iza ma już 16 dni!!!! A ja robię wpis nr 2.
Niestety Zosia dostała kataru, który sprzedała siostrze, więc się odciągamy, zakrapiamy itp. Nie ma tragedii, ale byłam poważnie przerażona...
W związku z tym po ostatnim spacerku siedzimy i kisimy się w domku głównie. Znaczy nie możemy nigdzie wyleźć całą rodziną, bo Zosia na luzie może wychodzić.
Iza. Jakby rozróżniała dzień i noc. W dzień ma aktywności, w nocy śpi (z pobudkami na cyca). Nie przepada za kąpielą, jakoś się chyba boi, ale nie że ryczy, tylko tak się spina strasznie. W ogóle strasznie się spina, odgina itd. Nie lubi się też przewijać, ale nie krzyczy aż tak jak robiła to Zosia. Zaczyna się rozglądać lekko. Robi boskie miny przez sen i stęka jak nakręcona.
Zosia się nudzi. Siostrę dalej uwielbia, próbuje jej otwierać oczy itp, trzeba na nią uważać, bo przytula z całej siły... Strasznie się nie słucha. I uważa, że to zabawne... Próbujemy się odpieluchować, ale... lubi siedzieć z gołym zadkiem i czytać, ale za chiny nie zawoła! Nawet żelki jej nie przekonały.
Dzisiaj pogoda jest całkiem sensowna, więc odbędzie się grill na ogródku Pewnie z Izą za długo nie posiedzę, bo smarczy wciąż, ale chociaż na trochę...
No i moi starzy kupili nam suszarkę do prania, już to chyba pisałam. Genialny wynalazek. Brakuje mi miejsca w szafach! Nagle się okazało, że mamy tyyyyle rzeczy. No ale jak wszystko schło po tydzień, a teraz w dzień zrobię 2 prania i je od razu wysuszę Przy okazji przestałam tak się wściekać że Zosia się brudzi, bo co za problem, jeb do pralki, do suszarki i jest z powrotem jeszcze w ten sam dzień
Niestety po majówce mężu do pracy wraca. Ciekawe jak sobie poradzę. Co najśmieszniejsze, pamiętam jak się stresowałam zostać sama z Zosią. A teraz? Jedno? Phi, co za problem Spróbujcie dwa, które budzą się naraz nad ranem
Wnioski wnioski wnioski. O becikowe, ubezpieczenie, kosiniakowe (tak tak, nie przysługuje mi macierzyński), 500+. Papierów a papierów, aż strach. Nie ogarniam systemu. Za dużo tego. A moja sytuacja nie jest jakoś specjalnie prosta No ale w końcu to ogarnę. Czekam jeszcze na ostatnie l4.
Muszę się zapisać też do gina po połogu i wziąć zaświadczenie, że mi prowadził ciążę przed 10tc. Iza na pierwszą wizytę jest zapisana na 4.05 (idealnie pierwszy dzień jak zostajemy same), potem się zacznie bioderkowanie i okuliści itd itp. Krew miała już pobieraną, co się nawyła biedna Ale wyniki wyszły w normie, a to najważniejsze. Czeka nas jeszcze ostatnia wizyta położnej. Ostatnio w 5 dni Izold przybrał 270g!! Chyba zbiera masę na wypadek jakby siora chciała na niej siadać

3
komentarzy
avatar
Dasz sobie radę ja też się bałam zostać sama z dwójką, teraz to pikuś. Chłopaki tez mi się pochorowali, najpierw był tylko gil. Gil u Kornela przeszedł, u Marcela niestety nie i dopadła ich gorączka. Z tym ze Kornelowi juz przechodzi a Marcel dostał dzień później wiec i dzień później przejdzie. Także nasz długi weekend póki co spedzany w domu
avatar
kochana poradzisz sobie z dwójką na pewno
avatar
Ooooo ten czas im dalej w las tym będzie go mniej ale warto porzucić pewne rzeczy bo dzieci małe sa tylko raz a porafzisz sobie bez wątpienis
Dodaj komentarz

Mąż do pracy poszedł, a my żyjemy
Czas leci jak szalony, Iza ma już 23 dni. Była chwila grozy, bo Zosia dostała wysypki która wyglądała jak ospa, ale okazało się, że to tylko potówki, ufffffffff. Na badaniach 4.05 Izold ważył już 3630!! Noce ma lepsze i gorsze, w dzień przy aktywności sporo płacze. Nie można jej położyć na dłużej żeby sobie popatrzyła po prostu. Bardzo się domaga rączek, tulenia, bujania, cycowania. Ale póki co aktywności w nocy się raczej nie zdarzają, więc nadal win
Raczej czeka mnie dieta, bo żarłam jak leci i od wczoraj mamy bóle brzuszka, aż piana z dupki idzie :/
Kąpiele są zdecydowanie passe, przebieranie raczej też, a na pewno ubieranie. Lubi za to spacery w wózeczku, chusta też jest zaakceptowana, tak samo fotelik samochodowy. Śpi w swoim łóżeczku, chociaż pewnie wolałaby koło mnie. Ale ja lubię swoją przestrzeń
Zosia nudzi się jak mops, a ja dostaję na głowę. Co za ciulowa pogoda, no nie mogę. Maj, a tu pizga złem!! I leje. I jeszcze gazownia łaskawie rozwiązała z nami umowę, więc jesteśmy bez ogrzewania. Wstępnie się nie przejęłam, bo kaloryfery? W maju? Naaah, na pewno nie. A tu kuźwa jednak... Na rytmikę nie chodzimy, bo mąż zabiera auto, a deszcz plus dwójka dzieci i parasol to armagedon a nie wycieczka. Basen ostatnio odpadł bo święto, wcześniej katar... Do bliźniaków nie pójdziemy, bo one lubią chorować, do Piotrusia nie bo Zosia Magdzie chatę próbuje roznieść. No i gnijemy w domu. Moja cierpliwość do robiącego na złość goblina jest bliska zeru... A mąż jeszcze w soboty ma nadgodziny, a pieniążki z zusu z przyjściem się nie kwapią, a tu jeszcze nas szczepienia czekają i wizyty u specjalistów, o matko i córko, jak o niczym nie zapomnę będzie mega... Zamiast magii macierzyństwa czuję się jak na wojnie Ale przynajmniej nie przegrywam

2
komentarzy
avatar
U nas tez jest kiepsko jak na dwór wyjść nie możemy. Dzisiaj np pada śnieg!!!!! I ze spaceru nici. Kornel to Kornel i on tam różnicy nie widzi ale Marceli nudzi się jak mops i co chwila robi coś na złość mi albo Kornelowi. Do tego do piątku jestem z nimi sama 24h bo mąż ma poligon. Ale pocieszam się faktem że w piątek jadę do rodziców na dwa tyg bo sama trzy tygodnie w domu z dziećmi pewnie bym zwariowala. A na wsi można Marcela na podwórko wypuścić i niech się bawi
avatar
To faktycznie jest wojna, a ja taka...nieuzbrojona Pewnie, że dajecie radę, nie ma innego wyjścia I bardzo fajnie, że pilnujesz swojej przesyrzeni, mam nadzieje, że Kuba nie wyląduje w naszym wyrku pierwszej nocy i nie zostanie w nim kilka lat
Dodaj komentarz

Zosia ma imieninki
Izold ma miesiąc!
Pogoda ma się ku lepszemu
Zaczniemy od Izy. Ubranka 56, ale 62 też już dają radę O.o W czwartek położna ją zważyła iiiiiii 4010g!!! No leci jak szalona. Ja mam bana na nabiał, bo brzydkie kupy, a ja wcinałam na potęgę mleko, serki, sery i jogurty. Ograniczyłam do niezbędnego mi minimum (słodycze) i jest lepiej. Dalej głównie ryczy na aktywności, ale przewijanie zaczęło ją uspokajać. Kąpiel to mega spina, jest normalnie jak deska, a jak mocno chwyta! Wczoraj pierwszy raz patrzyła na mnie jakoś bardziej świadomie i słuchała jak jej śpiewam Kupiłam probiotyk za ponad 100, dałam jej w moim mleku, a ona się potem tak pięknie zrzygała, że aż strach... Na turbo gęsto, jakby to nie było na mojej warcie (przy przewijaniu w nocy) mogłoby być kiepsko, bo aż musiałam ją obrócić żeby to zechciało wypłynąć z tej małej buzi... Musimy zbadać bilirubinę przed szczepieniem, będzie wrzask, oj będzie.
Zosia miała kilka super dni, w środę i dziś rytmika, w środę basen, w czwartek pół dnia na placu zabaw, piątek cały na ogródku, przyszedł kolega przedstawić swoją narzeczoną i, smutne to, są to jedyne osoby z naszego towarzystwa, które tak genialnie ogarniają z dziećmi - sami wykazywali inicjatywę, zabawiali, dawali się wciągać w Zosiowe udawanki A Iza dostała tort z pieluszek No aż się chce ich zapraszać, sobota wycieczka nad jezioro... I tu się zatrzymam. Wycieczka w miarę spoko. Ale w aucie Zosia znowu zwymiotowała, być może dlatego że dałam jej gazetkę. A może ma chorobę lokomocyjną? Trudno powiedzieć. Popłakała się biedna, że gazetka się popsuła, a koszulka z Elsą cała brudna... Sytuacja została opanowana i już potem nie było niespodzianek. Niestety moje 3 pary spodenek dla niej to było za mało. Pierwsze dostały rzygiem, drugie - piesek ją wepchnął do wody, trzecie - usiadła zadem w jeziorku. I biegała w pieluszce. Wstyd Wkurza mnie to, że się tak buntuje z tym wołaniem na toaletę, bo na bank wie o co chodzi, rozumie i pamięta i ogarnia kiedy jej się chce. Po jeziorze poszłyśmy do parku, kupiłam jej balonika z konikiem i potem mówiła, że go kocha a potem był grill w ogródku, przyszli znajomi teściowej, Zosia dostała kilka rzeczy, Iza też. No i bawili się z nią i śpiewali przy gitarze, więc była zachwycona.
Buntuje się zołza. Dzisiaj to mnie już w ogóle zmartwiła, bo na rytmice biła chłopców, łapała ich za gardło albo za uszy. I w ogóle jakaś agresywna się zrobiła. Na szczęście nie w stosunku do Izy, ale mi okrutnie robi na złość, strasznie się nie słucha, całkiem olewa wszystkie moje 'zostaw' 'nie rób tak' 'stój' itp.
Ja Moje nowe cycki i szerszy tyłek w końcu wypełniają sensownie rzeczy, gdyby nie obwisła skóra na brzuchu byłoby idealnie Ale i tak wiem, że to się nie utrzyma. Już mi się zdarzyło zapomnieć o sniadaniu itp. Muszę też jechać do labo zbadać tsh, z dwoma goblinami. Albo wykorzystać teściową, ale całe moje jestestwo krzyczy, że pojedyńczo nie koniecznie, a dwa naraz - no way! Poza tym jakaś upierdliwa część mnie (prawdopodobnie około 99% mojej osobowości ) chce udowodnić samej sobie, że kto jak kto, ale ja sobie ze wszystkim poradzę sama. Z tej okazji odpadają mi już plecy i mam problem z ramieniem. Oh well...
Pani z playa mnie namówiła na podpisanie nowej umowy z nowym telefonem. A że myśleliśmy o nowym telefonie dla mnie, przede wszystkim ze względu na aparat, bo mam starego lg z którego jestem całkiem zadowolona, ale zdjęcia robi conajmniej średnie, a ja ich napstrykam zawsze na potęgę, a nasza lustrzanka się zbuntowała przecież, to będę miała 36 miechów doładowań po 40zł i lenovo k5. Nie słyszałam, żeby ktoś posiadał lub wyrażał opinię na temat tego telefonu, ale android to android, więc sensacji tu nie będzie, a aparat ma zacny. I czy ja już pisałam że odebraliśmy nasze nowe auto w ten dzień, co pojechaliśmy rodzić Izę? Więc jestem mega zadowolona z naszej dacii Jeździ się cudownie, oba gobliny się mieszczą bez problemu, radio działa i w ogóle
Zus mnie wkurza, za ostatnie l4 spodziewałam się już dawno albo kasy, albo odpowiedzi, że ni chu chu, a tu dzwonię dziś, a pani, żebym zadzwoniła za tydzień to mi powie coś więcej, bo w tym momencie jest na etapie akceptacji. Czyli nic nie mam i nic nie wiem. A tu za rytmikę trzeba zapłacić, a mąż jeszcze wymyślił, że teściowej lampy w aucie naprawimy... No i oszczędności będziemy zjadać przez to...
Jak się czuję jako mama dwójeczki? Naturalnie. Ogarniam i nie jest źle. Ba, bardzo mi przykro, że nie mogę strzelić za dwa lata nr 3... Ale nawet jakbym ogarnęła sytuację finansową, zostaje opiekowanie się w ciąży tym razem nie jedną 1,5 do 2 roczną panną, ale jedną niemal 4 latką i jedną 2 latką. Hardcore i nie ma szans. Nie przy tym jak przechodzę ciąże. Znaczy mogłyby pójść do przedszkola i żłobka, z resztą taki jest plan, bo ja MUSZĘ pracować, ale to raczej nie rozwiązuje w całości problemu. Poza tym teraz tak gadam, a Izold głównie śpi. Muszę poczekać aż zacznie wymagać ode mnie znacznie więcej i wtedy zweryfikować swoje pragnienia Ale jak sobie pomyślę jak cudownie byłoby z taką gromadką, święta, wyjazdy na wakacje, zabawy, widzę siebie siedzącą w otoczeniu tych małych paszczy i czytającą im bajeczki, albo rozkładającą wielki papier na ogródku, farby do malowania palcyma i niech się dzieje wola nieba Pewnie tak na prawdę przez 75% czasu byłoby okropnie i prawie ciągle bym na kogoś wrzeszczała, a w deszczowe dni łykała jakieś radosne pigułki żeby przeżyć Ale wyobraźcie to sobie, troje maluchów szukających w ogródku fantów od zajączka, czekających na Mikołaja i rozpakowywujących prezenty, kłócących się o tego samego klocka, ryczących że lody mają nie ten kolor co trzeba Jadących z nami na rowerkach, albo pluskających się w jeziorku w rękawkach do pływania hehe, odjebało mi jak nic

2
komentarzy
avatar
No matka dajesz rade niby nic wielkiego ale to mega wyzwanie. Super źe macie się dobrze aby Izuni przeszły problemy z ulewaniem ale to norma buziaki
avatar
A tak apropo trzeciego.. to każdr już następe chowa się samo
Dodaj komentarz

Pierdolę robiłam ten wpis już 3 razy i za każdym razem się usunął. Mój nowy telefon i belly chyba się nie lubią. Napiszę jutro.

0
Dodaj komentarz

Pierdolę robiłam ten wpis już 3 razy i za każdym razem się usunął. Mój nowy telefon i belly chyba się nie lubią. Napiszę jutro.

1
komentarzy
avatar
Możr użyłaś znaków lub buziek których nie wyświetli pamiętnik? Miałam to samo pozmieniałam znaki specjalne i poszlo
Dodaj komentarz

I tak z jutra zrobiło się nigdy Nie ma chęci, bo czas by się znalazł, ale po całym dniu z dziećmi i przy tym ze nadal laptop rozwalony po prostu mi się nie chce... Piszę na szybko na kolanie, dla siebie. Może kiedyś znajdę wenę i przepiszę?

0
Dodaj komentarz

I tak z jutra zrobiło się nigdy Nie ma chęci, bo czas by się znalazł, ale po całym dniu z dziećmi i przy tym ze nadal laptop rozwalony po prostu mi się nie chce... Piszę na szybko na kolanie, dla siebie. Może kiedyś znajdę wenę i przepiszę?

2
komentarzy
avatar
Głowa do góry :*
avatar
Dawaj dawaj wiem że łatwo nie jest. Ale jesteś hard babka :*
Dodaj komentarz
avatar
{text}