avatar

tytuł: Na huśtawce

autor: gosia81

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Chciałabym być wystarczająco dobrą mamą. Żaden tam ideał i omni-matka. Mam nadzieję, że dam dzieciom szczęśliwe dzieciństwo, miłość i dobry przykład walki o spełnienie swoich marzeń.

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Sia la la la. Huśtawka: szok, niedowierzanie, a po chwili błogi spokój... Tak, wierzę, że wszystko zakończy się happy endem :)

Minął 6 tydzień życia Maluszka. W tym czasie zaczął się do nas świadomie uśmiechać - odpowiada w ten sposób na zagadywanie i na widok znajomej twarzy. To jest takie słodkie - te pierwsze reakcje mimiczne i dźwięki wydane celowo - ej, aaaa - woła, gdy za długo jest sam, tzn. nie widzi nikogo.

Do tej pory zapłakał prawdziwie zaledwie kilka razy, ale widzę, że robi się śmielszy w wydawaniu dźwięków, więc to pewnie tylko kwestia czasu, jak odkryje ich skuteczność w przywoływaniu nas

Ze spaniem jest w miarę OK - przesuwa granicę swojego zasypiania na noc z 23 w czas pomiędzy 21 a 22, co mnie bardzo cieszy, bo ja sama padam na twarz jak Starszak idzie spać o 21.
Dziś totalną abstrakcją wydają mi się moje dawne pomysły i zwyczaje, by wstawać o 5 rano lub nawet wcześniej (w celu nauki / pracy/ zrobienia 'czegoś' dla siebie). Teraz liczy się każda godzina snu, bo to jedyny odpoczynek na jaki mogę sobie pozwolić.

Dzień rozpoczynamy około 7.15 - Starszak wstaje, aby ubrać się do przedszkola - Młody zazwyczaj budzi się na cyca lub jest tuż po 'śniadanku'. Mąż wstaje wcześniej, wiec przynajmniej czeka na mnie kawka zbożowa. Do południa drzemki Misia są nieregularne, nieprzewidywalne i dość krótkie 20 min. do godziny. Na spacerze (zazwyczaj między 13 a 15 tą) śpi ładnie - zamyka oczy zaraz gdy poczuje świeże powietrze. Po 15tej zdarza mu się także dłuższe spanie (2 godzinne), od około 17 do 21 ma największą fazę czuwania - podzieloną na przypadkowe trzyminutówki snu W nocy je około 3-4 razy, czasem ma nawet 4 godzinne przerwy między jedzeniem. Ogólnie - ładnie śpi, ładnie je, kupy robi coraz rzadziej tzn. już nie po każdym karmieniu jak na początku, ale ja przewijam go i tak nawet z 'pierdkiem', bo wciąż boję się o jego pupcię, która nota bene jest już śliczna jak z przysłowia o pupci niemowlęcia

Od kilku dni zakładam Małemu już pieluchy trójki - póki co tylko na noc i na spacer, bo wiem, że wtedy zmiany pieluszki są rzadsze, więc wolę by spał wygodnie. Dwójki są jeszcze ok, ale jakoś ze względu na jego wagę wydają mi się podejrzanie małe ha ha ha.
Dostałam ich aż nadto - próbuję sprzedać, ale jakoś brak chętnych. Choć w sumie może skończę przynajmniej rozpoczętą paczkę, bo Mały zużywa teraz około 10 sztuk dziennie.

Mąż wciąż dłubie przy schodach - prace przeniosły się do wewnątrz domu, więc siedzę w permanentnym rozgardiaszu i bałaganie. Drażni mnie to, bo nie ma sensu tego sprzątać zanim on nie skończy montażu. A przecież już niedługo Święta i chciałabym móc cokolwiek ogarnąć, przygotować - a tu nie ma jak!
Schowałam się z Dzidkiem w sypialni i kombinuję, co można pożytecznego zrobić nie mając ani zbyt wiele czasu, ani sił.

Małe dziecko wcale mnie nie odmłodziło - wręcz odwrotnie - czuję się jak staruszka, bo wszystko mnie boli. Najbardziej kręgosłup i prawa ręka (na niej częściej trzymam Misia), a przecież Mały nie ma jeszcze nawet 2 miesięcy. Strach myśleć co będzie dalej, jak on urośnie...

Mało mam czasu na 'swoje sprawy' - typu wpisy, nauka do egzaminu, a nawet... na regularne mycie się. Po weekendzie z dwójką czuję się wykończona. Dziś nie mam sił ogarnąć się i iść na spacer z Małym. Choć powoli opanowuję już trudną sztukę logistyki spaceru ze Starszakiem na rowerze i z Małym w wózku.

Na pytania o planowanie trzeciego dziecka doznaję jednoczesnego paraliżu i ataku paniki/śmiechu/obłędu w oczach. Trzecie? - nie, dziękuję.

Moją decyzję mogłaby zmienić tylko wygrana w Lotto, wielki spadek lub gwarancja stabilnej pracy dla nas dwojga aż do emerytury. Inaczej nie widzę szans na kolejne dziecko. Z resztą to dużo bardziej złożony problem, aniżeli sprawy finansów. Ale o tym napiszę już innym razem.

BTW nie dostaliśmy 'gminnego becikowego' ani zasiłku rodzinnego - klasycznie przekroczyliśmy próg o jakąś śmieszną ilość złotówek

6
komentarzy
avatar
Maluniek przeuroczy....pozdrawiam xxx
avatar
Fakt.. prześliczny..
avatar
Witaj w gronie za biedni żeby dać, za bogaci żeby dostać Super sobie radzisz choć trzeba przyznać że egzemplarz masz współpracujący, na dodatek rozkoszny.
avatar
no tak to czasem jest z tym koslawym szczesciem, ze ucieka gdzies bokiem (chodzi mi o beciwkowe itp...) co do wiekszej stabilizacji finansowej, to tez bym chciala, co do boli i zmeczenia, rozumiem, tez mialam dni, ze nie mialam sily wstac i sc na spacer, przy jednym dziecku!!! wiec mysle, ze to noralny stan, mnie naszlo jak maly skonczyl 2,5 miesiac...adrenalina odpuscila i zalalo mnie zmeczenie, pazdziernik i listopad byl ciezszy dla mnie niz wrzesnie...
avatar
ps...michalek jest slicznym pucusiem, duzy chlopak z niego bedzie
avatar
rosnie jakna drozdzach u nas w uk mamy duzo dodatkow na dziecko, rodzinne dostaje kazdy niezaleznie od zarobkow.
Dodaj komentarz

Chyba mam idealne dziecko - dużo śpi, ładnie je, nie płacze, ładnie przybiera na wadze, nie jęczy bez powodu - wyraźnie komunikuje tylko problemy istotne (bączki, potrzebę beknięcia, potrzebę bliskości itp.). Usypia wszędzie i w każdej niemal pozycji, a jeśli uśnie na rękach lub na ramieniu to daje się odkładać na leżaczek lub na łóżko. Swojej kołyski jakoś nie lubi - spał tam zaledwie kilka razy, bo zaraz jakimś cudem się wybudza. Skąd on to wie, w jakim miejscu śpi?

Mieliśmy już dwie noce z jednym tylko karmieniem - ja oczywiście w szoku, budziłam się kilka razy, sprawdzając czy z Małym wszystko ok. Mały zniósł bez szwanku moje wigilijne menu oparte na kapuście i grzybach. Zaszkodziłam sobie sama pijąc bezalkoholowe piwo Karmi, bo zaraz po nim dostałam nawału pokarmu i myślałam, że mi piersi eksplodują. A sądziłam, że z tym piwem wspomagającym laktację to taka totalna ściema...

Przerwa świąteczna z dwójką dzieci to jednak nie wczasy i nie odpoczynek - urobiłam się po łokcie przed Wigilią, a potem wiadomo - non stop 'coś'. Dziś udało mi się jakoś dopełznąć do komputera, ale ogólnie brak czasu na robienie wpisów i tego mi strasznie żal, że tak wszystko ucieka, a przecież tyle ważnych rzeczy dzieje się u nas (nie tylko rozwojowo u Małego i Starszego).

Ciąg dalszy nastąpi...

2
komentarzy
avatar
ja mam nadzieje, ze i mi sie trafi takie idealne, spokojne dzieciatko :-) stasiu byl wlasnie taki, ale pewno corcia po mqmie bedzie mega niespokojna :-)
avatar
czekamy na twoja wolna chwile
Dodaj komentarz

Już po Świętach naszła mnie taka refleksja, że energia wydatkowana na przeżycie tych dwóch i pół dnia (doliczam Wigilię) jest nieproporcjonalna do przyjemności płynącej później ze świętowania.

Przyjemności jest owszem sporo, ale beneficjentami są tu głównie dzieci i faceci ;/ Wyśpią się, rozrabiają kiedy i gdzie chcą, a potem znów idą spać. To czysta niesprawiedliwość, bo w tym czasie kobiety zapierniczają i dla nich wielką atrakcją staje się np. wyjście do kościoła na mszę.

No, ponarzekałam sobie tyci tyci. A tak w ogóle, to było bardzo miło - rodzinne kolędowanie, smaczna Wigilia, odwiedziny bliskich.

Jesteśmy już po pierwszych szczepieniach (WZW, Pentaxim i Rotarix) i wreszcie dowiedziałam się ile waży Miś - nasz Hucuł, jak nazywa go Mąż, kontemplując jego ciemną karnację

Ośmiotygodniowy Miś to 6500 gramów i 64 cm szczęścia.

Młodszy synek dał mi dziś pospać (karmienie o 21:30, o 3:30 i poranne o 6:30), więc wstałam wcześniej, bo wszystkie moje chłopaki jeszcze śpią.

Kawka dziś wyjątkowo smaczna, minus 15 za oknem (a było minus 22), kot udaje, że wcale nie chce na pole (choć hipnotyzuje go sikorka za szybą).

Ostatni dzień roku... Nostalgia... To był wyjątkowy rok w moim życiu: zaszłam w ciążę i urodziłam synka, skończyłam pisać doktorat, dorobiliśmy się drugiego poziomu w domu (poddasze)...

Jest nieźle! ;D

4
komentarzy
avatar
Ooo tak to był piękny rok, również dla mnie Pijasz kawę? bo ja kurczę wciąż mam wyrzuty i ograniczam. Wszystkiego dobrego w Nowym, oby był równie dobry, bo już chyba lepszy nie będzie
avatar
Pijam kawkę zbożową - Inkę. Bardzo ją polubiłam i nie wiem czy wrócę do prawdziwej kawy
avatar
Swieta racja z tym zapierniczaniem!Ja zaczelam cieszyc sie swietami i odpoczywac juz po nich, jak cala rodzina wreszcie wyjechala i nie bylo nic do roboty
avatar
No wspanialy rok!!! co do kofeiny, to ja tez polubilam inke bardzooo, ale wrocilam do zwyklej kawy raz dwa
Dodaj komentarz

*
No i mamy 2015 rok!

Zazwyczaj fakt zmiany cyferek w datowniku mój mózg zapamiętywał dopiero około marca / kwietnia. Tym razem może nie miałam jakoś czasu na nostalgiczne przemyślenia, ale też podsumowanie 2014 roku było dla mnie osobiście dość spektakularne. Dlatego powitałam 2015 rok w zupełnie innym stanie umysłu (być może dlatego, że jestem chwilowo abstynentką ha ha ha).

Spełniły się moje trzy najważniejsze życzenia, które wypowiedziałam sobie w duchu na poprzednim Sylwestrze podczas toastów szampanem.

1. Chciałam zajść w ciążę i urodzić dziecko. Udało się
2. Chciałam skończyć pisanie doktoratu. Udało się
3. Chciałam byśmy wyremontowali poddasze. Udało się

Co bym chciała osiągnąć w 2015 roku?

1. Chcę obronić doktorat.
2. Chcę przygotować tekst doktoratu do wydania go w formie książki.
3. Chcę znaleźć nową pracę.

Oprócz tego mam oczywiście cały tabun pomniejszych życzeń: urządzenie poddasza, zmiana auta na takie, które by się nie rozsypywało itp., ale generalnie będę zadowolona jeśli po prostu wszyscy będziemy zdrowi i będziemy sobie żyć zgodnie

**
Moje myśli zaprząta teraz kwestia antykoncepcji ;/ Nie sądziłam, że będzie mi ona kiedykolwiek potrzebna - ba! przecież według lekarzy miałam nie mieć dzieci (ha ha ha). Tak więc mając 33 lata muszę nagle się douczyć w tej kwestii - co, jak, za ile i na ile skutecznie...

Nie za bardzo chcę liczyć na to moje PCOS w kwestii ograniczenia płodności, bo to za duże ryzyko. Na karmienie piersią i brak miesiączki też nie można liczyć, więc coś muszę postanowić... Ale co? Mam mętlik w głowie i śni mi się po nocach, że 'zaliczam wpadkę', co z lekka mnie przeraża.

Ciekawe jak sobie z tym radzą inne pary przez szereg lat? Nie zastanawiałam się nad tym jakoś, bo byłam nastawiona od dawna na prokreację
Ale jak to mówią: lepiej późno, niż wcale... Czas się douczyć, czas coś postanowić.

4
komentarzy
avatar
Bardzo owocny miałaś rok Co do antykoncepcji to my trochę jak nastolatki trochę prezerwatywy trochę głupota. Ja liczę na moją niepłodność choć ponoć biologia lubi zaskakiwać po ciąży.
avatar
no to trzymam kciuki za postanowienia ja tez mysle o jakims anty, i tez oprocz gumek nie znam sie nic.... ;/
avatar
ja biore mininpigulke, chodz samo wspomnienie porodu odstrasza mnie od seksu, i dziala anty...
avatar
uda ci sie na pewno...co do anty...przeszukaj temat bardzo dokladnie bo u nas hormonalne anty to gowniany sposob z pcos...juz nie chodzi o calkowicie zniszczenie tej plodnosci co nam zostala...mozesz sie tez zle czuc.
Dodaj komentarz

Zastanawiając się ostro nad antykoncepcją muszę zacząć od tego, jakim cudem w ogóle mam dzieci, a konkretnie jak udało mi się zajść w drugą ciążę (bo co do pierwszej to w ogóle nie wiadomo, ale przypuszczam, że po prostu nie byłam dobrze zdiagnozowana i jak to mówią: zdarzył się cud .

Biorąc pod uwagę moje PCOS i związane z nim inne schorzenia, np. insulinooporność, dochodzę do wniosku, że płodność za drugim razem zapewniły mi:
- leki przeciwcukrzycowe,
- dieta oparta na niskim IG
- utrata wagi (vide to co powyżej)
- prowadzenie obserwacji temp-śluz itp.
- nastawienie + determinacja

Odwracając teraz cały proces starania się o ciążę należałoby więc powyższych rzeczy po prostu unikać ile się da, za wyjątkiem nastawienia i determinacji, by jednak nie mieć trzeciego dziecka

Dokładniej mówiąc leki i dieta odpadają w czasie karmienia piersią. Dołożę do tego obserwacje temp.-śluz itp. i dopóki nie dostane okresu i nie skończę karmić piersią mam już całkiem dobry sposób by choć przez jakiś czas (planuję karmić około rok czasu) mięć święty spokój, uzupełniając w newralgicznych momentach (które pokaże mi wykres) powyższą metodę o prezerwatywy.

Jeśli kiedyś unormują mi się cykle (w co nie wierzę bez diety i bez leków), trzeba będzie chyba po prostu za każdym razem stosować prezerwatywy i tyle. Myślę, że one wystarczą, jesli dołożymy do tego moją osobistą statystykę - kilkanaście lat współżycia bez zabezpieczeń i dwie 'wypracowane' na maksa ciąże...

czemu nie pigułki / plastry hormonalne?
bo mam skłonność do tycia, już kiedyś tego próbowałam i rozwaliło mi to mój metabolizm totalnie - nawet po minipigułce (brałam 2 mies. kiedyś) czułam się źle i wyglądałam bardzo niekorzystnie ;(

czemu nie spirala?
na myśl o jakichkolwiek gadżetach wewnątrz mnie dostaję dreszczy - mam fobię i już, poza tym ona uniemożliwia zagnieżdżenie się zarodkowi, co jest sprzeczne z moją wizją antykoncepcji - lepiej żeby zarodek nie powstał w ogóle... inaczej nie mogłabym myśleć o tym spokojnie, że w zasadzie zarodek powstał, ale ja nie dałam mu szansy na przeżycie.

Ergo: póki karmię i nie ma @ wystarczą obserwacje + prezerwatywy w razie potrzeby, jak się pojawi @ to rygorystycznie każdorazowo prezerwatywa i koniec kropka.

W ostateczności trzecie dziecko to nie byłby dramat, ale pilnować się trzeba, bo świadomie nie zdecydowałabym się już na nie.

Ciekawe czy przy dwójce dzieci nasze pożycie małżeńskie będzie na tyle bujne (hi hi), by w ogóle wcielić w czyn powyższy plan. Póki co przeżywamy znów nieśmiałe początki - jakbyśmy się dopiero poznawali, choć przerwa trwała niecałe trzy miesiące.

Po pierwszym dość traumatycznym porodzie moje libido było przez długi czas poniżej zera, i do tego dawała mi się we znaki blizna po nacięciu. Teraz dzięki temu, ze poród przebiegł szybko, sprawnie i obeszło się bez traumy i nacięcia, zupełnie inaczej patrzę na mojego męża i całą tą sprawę seksu 'po'.

3
komentarzy
avatar
ja wlasnie w dalszym ciagu czuje blizne....i to mnie zniecheca...a co do antykoncepcji, to moze rzeczywiscie jakis drastycznych srodkow stosowac nie musisz...chodz nigdy nic nie wiadomo doczekalas sie dwojki pociech,dwoch naturalnych ciaza, to nie jestes jakims beznadziejnym przypadkiem! ja jak urodze juz 2 dziecko, to zdecyduje sie na cos,co da mi 100% pewnosci,juz nawet nie chodzi o 3 dziecko,ale ciaza w okolicach 40...jakos mi sie to nie usmiecha, za duze ryzyko. Oczywiscie jak ktos nie ma dzieci w ogole to stara sie i na 40 urodziny,ale jak ja bym miala juz dwojke to bym nie ryzykowala...
avatar
powinnas nadal trzymac diete i brac leki..bynajmniej ja tak planuje bo u nas moze sie to przerodzic w cukrzyce...u mnie bez diety dochodzi bardzo zle samopoczucie i bardzo zle sie czuje, wiec to nie wchodzi w opcje wogole bo musze miec sile na mala...ja moja ciaze tez uznaje za cud i tez nie wierze ze ot task sobie zajde w trzecia..jesli tak to tragedii nie bedzie
avatar
jak mysle o spirali to mam dreszcze ! jeszcze znam przypadek gdzie zarodek sie zagniezdzil i dzidzius mial ją w główce no tragedia ! a ja znowu chcialabym miec drugie dziecko za jakies 2-3lata i cholera boje sie, ze po tabletkach bede miec problem z zajsciem... nie wiem czemu tak mysle, bo wszyscy lekarze mowia, ze to niemozliwe, ale moze jednak ?
Dodaj komentarz

U nas w miarę ok, dzidziuś jest wzorowy: na swoje równe 9 tygodni odkrył piąstki i pakuje je do gębusi i pracowicie ssie. Elegancko pasuje mu rozmiar 68 - z szoku poświęciłam weekend na przyszykowanie rozmiaru 74, aby mieć go 'w pogotowiu'. Boże, jak dobrze że mam drugiego chłopczyka! - nie muszę kombinować z garderobą, choć już widzę, że się chłopcy porami roku rozminęli, ale co tam - to pestka, bo podstawa, czyli tzw. bielizna jest .

Mały w nocy robi sobie przerwy po 5-6 godzin między karmieniami, więc jestem wyspana, ale też rozleniwiłam się i śpię od 21 do 8 rano, a tu zaraz zacznie się znów przedszkole i nauka do egzaminu, więc sobie nie pośpię już tak elegancko.

Niestety Małego w Święta obsypało na buzi i szyi czerwonymi krosteczkami, które nie chcą zniknąć. Z początku myślałam, że to takie mini-potóweczki, ale dało mi do myślenia to, że to akurat na odsłoniętej części skóry, gdzie nie powinien się aż tak spocić. Może to jakaś alergia kontaktowa?
Pediatra przy szczepieniu w ogóle olała ten temat. Wybrałabym się do innego lekarza, ale niestety nasza przychodnia nie istnieje - nie podpisali kontraktu z NFZ i wszystko zamknięte na głucho. Czeka mnie kombinowanie... kto, gdzie i kiedy. No takie mamy kłopociki...

3
komentarzy
avatar
kurcze, oglądam w tv o tej sluzbie zdrowia, ale tak z dystansu, bo mnie to jakby nie dotyczy, masz ci los z tymi lekarzami...może mu zniknie ta wysypka za jakiś czas...trzymam w kciuki aby tak było !!! i walnij sobie jakiś film o 21 tak na rozgrzewke przed nauka nie samymi obowiązkami człowiek zyje ale ty chyba musisz odespać ten doktorat
avatar
kurde moja Oliśka tez ma na buzce dziwne krostki...bardzo ich duzo, ale sa koloru skory i zauwazylam troche na brzuszku plame z krostkami i pod paszką... ale ja sie zastanawiam czy to nie jest od ciaglego placzu, ktorego wraz z zebami mamy az za duzo pokaz zdjecie Michalka !!!!! taki slodziak z niego
avatar
Pieknie że możesz tak odespać, po cichu zazdroszczę. No i mały już całkiem duży, 2 miesiące i rozmiar 68, no no!!
Dodaj komentarz

Oj, jak dużo mam do napisania! Ale pisze z doskoku, więc zapewne na wszystko nie starczy czasu.
Po pierwsze: Starszak rozchorował się w niedzielę (biegunka i wymioty).
Po drugie: to co uważałam za potówki u Małęgo, zasychając okazały się poważniejszymi zmianami skórnymi - rozległe suche krostki na szyi, dekolcie i buzi, a także częściowo we włoskach. Ponieważ natłuszczanie i nawilżanie naprzemienne średnio przynosiło efekty - Mały się drapał, płakał przy smarowaniu, robił sobie ranki na buzi od intensywnego pocierania rączkami i na serio źle wyglądał, więc poszliśmy z tym do innego pediatry.

Ergo: zmieniliśmy przychodnię, póki co przepisaliśmy tylko chłopców. I tu pierwszy plus: chore dzieci są tam przyjmowane poza kolejnością tzn. tym razem od zarejestrowania do wizyty minęło jakieś pół godziny m.in. dlatego, że szybciej nie mogłam się wyzbierać z domu.

Lekarka po oględzinach obydwu naszych mistrzów zarządziła:
- u Starszego dietę i Nifuroksazyd plus Hydroneę i krople przeciw wymiotom (kuracja działa, bo już mu lepiej, od wczorajszego popołudnia biegunka ustała, a wymioty ustały już po dwóch dawkach kropli)
- u Młodszego smarowanie zmian maścią robioną (z hydrokortyzonem) i moje przejście na dietę bezmleczną totalnie, bo wg lekarki - ta sucha, łuszcząca się, szorstka skóra to reakcja alergiczna na białko mleka krowiego. Tak więc od poniedziałku jestem na tej diecie, co jest niestety trudne, bo ja jestem mlekopijem - pijam mleko szklankami, zajadam się serami i smaruję kanapki masłem (nienawidzę margaryn). Ale postanowiłam spróbować - minimalny okres próby to miesiąc. Jeśli to Małemu pomoże to mogę machnąć ręką na mleko i jego przetwory, bo zależy mi na dalszym karmieniu piersią.

Niestety te zmiany skórne, jakie ma Michałek to może być początek AZS. Diagnoza nie jest jasna i pełna, póki co to takie zgadywanie. Jeśli nie będzie znacznej poprawy to, pójdziemy do dermatologa, który zacząłby zapewne od podobnych uwag, bo na tym etapie rozwoju dziecka najłatwiej eliminować coś z diety matki.

A co mi tam, i tak nie piję kawy i alkoholu, to i mleka mogę nie pić, no nie?
Maści już nieco wygładziły mu skórę - przynajmniej nie łuszczy się aż tak i ranki od drapania zaczęły się goić (stosuję Alantan Plus na zmianę z tą robioną maścią), ale liczę na dalszą poprawę dzięki eliminacji alergenu.

Boję się tego AZS jak ognia. Wiem, że niektórzy z tego po prostu 'wyrastają', ale tak bym chciała by mój szkrabik malutki był zdrowy, by nie cierpiał, by go nie swędziało...

Poza tym... jestem zmęczona. Gdy choruje dziecko w domu automatycznie robi się sajgon, pojawia się dezorganizacja. Przechodzę wtedy na tryb funkcjonowania pt. 'niech ten dzień wreszcie się skończy' i popędzam wzrokiem wskazówki zegara. Co ciekawe moją energię zużywają (marnują?) głównie starszak i Mąż, bo Mały nadal jest superowy chłopczyk i opieka nad nim to czysta przyjemność. Jakoś tak łatwo domyślić się czego on potrzebuje - ma prosty system znaków przywoływania i komunikowania swoich potrzeb. Nie trzeba go lulać, ani specjalnie zabawiać - jest pogodny i zasypia bez problemu.

To tyle póki co. Mam w planach jeszcze wpis osobny o karmieniu piersią, który jest dla mnie ważny, ale teraz idę składać łóżeczko, bo kołyska już jest za mała na naszego bobaska.

4
komentarzy
avatar
Niedobrze, ale da się żyć bez mleka. Ja też unikam a w ciązy nie jadłam nabiału w ogóle. Polecam mleko ryżowe lub migdałowe, są nawet niezłe i mają też dużo wapnia. Sojowe niestety też może uczulać. Sery może kozie albo owcze. Dasz radę. Zdrówka dla chłopaków !!
avatar
miejmy nadzieje ze to nie AZS....mnie kiedyś pediatra tez tym nastraszyla, bo zalozylam małemu niewyprane body i dostal wysypki w wieku 2 miesięcy, tez się balam, ale to było jednorazowe, mysle, ze trochę się nadużywa tego określenia, mam nadzieje, ze w twoim wypadku tez tak będzie. Wierze, ze jesteś zmeczony, zycze aby wszelkie tyrudy szybko minely.
avatar
czekam na wpis o karmieniu, bede do ciebie pisac jak sama urodze kochana bo bede potzrebowac rad i wsparcia w czasie karmienia piersia! ja tez chce karmic jak najdluzej! mnie odrzucilo od mleka od razu na samym poczatku ciazy, moj maz ma uczulenie na laktoze i ma celiaklie..wyszlo i mi w ciazy ze nie za bardzo toleruje laktoze nie wiem czy to nie przez mala, moze miec taki sam problem jak moj maz...no i wyszla mi juz dawno podejrzana nietolerancja glutenu..wiec przy karmieniu rowniez bede trzymac te diete...wczoraj dowiedzialam sie ze mam anemie ( dopiero pokazala sie w 3 trymestrze), wiec musze i tego pilnowac w czasie karmienia..kibicuje ci mocno, karm jak najdluzej!
avatar
Tak, ryżowe mleko jest super, też jestem mlekopijem, ale musiałam ze względu na AZS u małej odstawić właściwie wszystko, czekoladę, pomidory itp. Co jakiś czas nie wytrzymywałam i zjadałam kawałek camemberta...Ale ona po 3-4 m-cach chyba powoli z tego wyrasta, bo zmiany są już właściwie niezauważalne, a ja podżeram czasem coś niedozwolonego..
Dodaj komentarz

Dostałam od przyjaciółki w 'prezencie' link do wyjątkowej piosenki Renaty Przemyk - 'Nic to jest'

https://www.youtube.com/watch?v=IIDddjEi3_c

Trafiła w mój gust i aktualny nastrój na tysiąc procent! Odsłuchałam ją akurat przy swoim biurku w pokoju na górze, gdzie poszłam pierwszy raz 'popracować' - pouczyć się i pomyśleć w spokoju. Mogłam to zrobić, bo przyjechała do nas moja mama i zajęła się dziećmi.

Popatrzyłam przez okno z góry na czubki drzew, na niebo zasnute chmurami i popłakałam się.

Bardzo bym chciała napisać jeszcze COŚ przy tym biurku. W mojej 'pracowni', którą po cichu nazywam zupełnie głupio: myśloodsiewnią (jak w Harrym Potterze). Ale czy będę miała na to czas, siłę i sposobność?

Póki co jestem taka 'w kawałkach' i 'w sosie własnym', jak tuńczyk - zasadniczo wielka ryba, ale pocięta na małe kawałeczki i upchana w dziesiątkach puszek...

3
komentarzy
avatar
łączę się z Tobą w nostalgicznym nastroju.
avatar
a co to za stekanie! wielorybkom nie mozna!
avatar
tez mam takie dni....przeczekac trzeba nam...
Dodaj komentarz

Analogicznie do wpisu Miriiam - postanowiłam wdrożyć na nowo w życie znany już dobrze tzw. zdrowy egoizm. No bo jak sama o siebie nie zadbam, to pies z kulawa nogą sie nie upomni o 5 minut mojego wolnego czasu. Ot, co.

A zdrowy egoizm to podstawa egzystencji matki. Amen.

Niestety akurat zdrowy egoizm nie wyszedł mi tym razem - mleko odciągnięte, mama i mąż zakontraktowani do opieki nad dwójką dzieci, ostatnie dwa dni 'Hobbita' w lokalnym kinie, ostatnia stówka z macierzyńskiego w portfelu - ja przyszykowana na trzygodzinne wyjście z domu (sic!), jak stonka na wykopki i co?... dopadła mnie mega biegunka i wymioty. Zdycham, a miało być tak pięknie...

2
komentarzy
avatar
no masz ci los....ja kiedyś usadowiłam się do filmu, dziecko smacznie spalo, a tu telewizor szlak trafil...
avatar
osz kurna. No widzisz, moje jutrzejsze wolne też szlag trafił, taki life teraz nie masz wyjścia i musisz zając się sobą, choć nie tak miało być
Dodaj komentarz

W sobotę rano rozchorowałam się - biegunka, wymioty, osłabienie, Bez życia leżałam w łóżku, biegałam do łazienki i karmiłam Małego - tylko na tyle miałam sił. Całe szczęście, że planując naukę w weekend, poprosiłam moją mamę o pomoc przy dzieciach. Przyjechała i pomogła nam ogarnąć ten cały domowy bajzel, który się robi 'ad hoc', gdy matka / żona jest chora.

W niedzielę wieczór czułam się już znośnie i planowałam radośnie pracowity poniedziałek...
A w poniedziałek biegunka i niestrawność położyły do łóżka Męża i starszaka. Myślałam, że oszaleję. Czy to jakaś klątwa? No ile można do diaska?

Ale po późnym popołudniem los się odmienił - problemy Męża i Starszaka minęły jak ręką odjął. Zaczęłam podejrzewać, że zaszkodził im popcorn, który zjedli w niedzielę w kinie.
Oni ozdrowieli, a ja dostałam pierwszą recenzję mojego doktoratu - POZYTYWNĄ!!!

Tak więc machina w stronę obrony ruszyła. Mam pietra, bo jestem tak senna wieczorami, że zamiast się uczyć - czytać i oglądać cokolwiek, padam jak nieżywa na kanapie, gdy tylko dzieci usną.

No, ale przynajmniej wczoraj Starszak poszedł już do przedszkola, a ja wyrwałam się do kina na ostatnia cześć Hobbita, zostawiając Męża z Małym. Film bez szału - 5/10, ale wyjście z domu 10/10

Muszę popracować nad systemem 'antyśpiochowym' u siebie, bo inaczej będzie bieda na egzaminie ;/

2
komentarzy
avatar
dasz sobie rade matka polka normalnie
avatar
Ale ty jesteś pracowita babka!!! Imponujesz mi!! Co do filmów to tez lubię, ale już do kina nie chodzę...wszystko oglądam online...np wczoraj widziałam bardzo fajny film (smutny)''Amerykański snajper'' w reżyserii Clinta Eastwooda, bardzo lubię filmy, których jest reżyserem albo producentem.
Dodaj komentarz
avatar
{text}