Witam po długiej nieobecności i dziękujemy za gratulacje. Wielokrotnie starałam się ponadrabiać zaległości na belly, ale się nie dało. Mała wymaga naprawdę wiele uwagi i brakuje mi czasu na głupi posiłek a co dopiero na surfowanie po sieci, ech. Kilka razy próbowałam nadrobić forum, ale też mi się to nie udawało za bardzo, aż w końcu zostałam wykluczona ze społeczności bo po 1)nie udzielam się 2)nie dodaję zdjęć. Nie każdy ma dziecko, które śpi w dzień, nie ma kolek, nie ulewa masakryczne ilości i nie każdy lubi umieszczać swoje fotografie w internecie, ale czy to zaraz oznacza, że nie może udzielać się na forum ? No cóż, trochę to przykre, ale mówi się trudno, musiałam odejść z forum.
Trochę wstyd, że tak późno, ale w końcu opiszę krótko mój poród.
Poród miałam dość długi i raczej mało przyjemny. W nocy z niedzieli na poniedziałek postanowiliśmy z Mężem spróbować przyspieszenia porodu
bo byłam już po terminie. Nie wierzyłam, że to coś da, ale mówię co mi szkodzi spróbować
i tak dokładnie o 1:50 odeszły mi wody, ale nie było skurczy. Delikatne zaczęły się pojawiać po jakieś godzinie, a potem co raz mocniejsze ale niestety nieregularne. Ponieważ wydawało mi się, że wody były trochę nie takie jak trzeba - pojechaliśmy do szpitala. Trochę poleżałam na takiej sali, na której oceniają czy to poród i czy postępuje. Skurcze były co raz mocniejsze i ledwo dawałam radę, a obok leżała jeszcze taka panikara, która ciągle się darła jak ją bolało, a ja jak na złość bóli dostawałam w tym samym momencie i szału dostawałam jak mnie bolało i ta jeszcze się darła :/ Nie pamiętam o której godzinie, ale jakoś koło południa zabrali mnie na porodówkę i tam bóle były już bardzo częste, mocne i długie. Normalnie nie miałam kiedy odpocząć, bo bóle szły jeden za drugim. Choć bardzo chciałam dać radę bez znieczulenia, nie dałam rady, bo to trwało tyle czasu a rozwarcie ciągle jakoś wolno szło. Tak więc wzięłam to cholerne znieczulenie (bałam się tego kłucia w kręgosłup, a jeszcze jak na złość podczas wkłuwania się złapał mnie skurcz) i potem było już o wiele lepiej, ale niestety poród zwolnił. Potem czekaliśmy na parte, które nie przychodziły, ja ich po prostu nie czułam i trochę mnie to niepokoiło. W pewnym momencie zaczęło mnie boleć, kłóć, ale położna nie zwracała na to uwagi bo uznała, żę to ma być uczucie jak na kupę. Po godzinie czy dwóch jednak uznała, że może spróbujemy potraktować ten ból jak parcie i kazała mi spróbować. Okazało się, że to było właśnie to. Parłam jak szalona!
Bo już miałam serdecznie dość. W pewnym momencie zleciało się trochę personelu medycznego, ginekolog, jakieś dodatkowe pielęgniarki i lekarze. Noi ginekolog zaczęła mnie instruować jak mam przeć, wcześniej miałam robić to jak najdłużej, a teraz kazała mi to robić po 2-3 sekundy. Myślę sobie: 'kurczę, tak to nigdy nie urodzę', ale zawzięłam się żeby małą urodzić tego dnia i grzecznie słuchałam. Po kilku takich parciach otwieram oczy, a tu na piersi leży mi mały skrzat
)) Uczucie nie do opisania, nadal nie potrafię wyjaśnić tego, co się wtedy czuje... niestety popękałam, bo mała trochę ważyła - 3944 g i 55 cm, poród trwał w sumie prawie 24 h. Do dziś boli mnie kość ogonowa i coś mnie tam w środku piecze. Nie mam pojęcia o co chodzi. Ginekolog zaleciła mi clotrimazolum, ale nie pomogło w 100%, dalej piecze. A oni tu widzę nie są skorzy do jakiegoś intensywniejszego leczenia takich dolegliwości. Oni nawet nie zalecają żelu do higieny intymnej! Sama woda i tyle :/
Potem przewieźli mnie na salę trzyosobową, inne niemowlaki darły się i budziły małą, a obok nas nad ranem słuchali głośno koranu :/ Na szczęście Mąż mógł ze mną zostać i bardzo mi pomagał. Niestety mała dostała żółtaczki (pobierania krwi do badania nigdy nie zapomnę, Julka tak strasznie płakała gdy niewzruszona pielęgniarka ściskała jej stópkę żeby wydusić ileś tam kropel krwi, do dziś łzy mi napływają do oczu na to wspomnienie), a nam groziło zapłacenie dodatkowej kasy za zostanie w szpitalu. Wyjaśniliśmy pielęgniarkom o co chodzi i wykombinowały, że z powodu żółtaczki mała pójdzie na oddział pediatrii, a ja jako mama pójdę z nią. W pokoju była kanapa więc Mąż został ze mną i znowu bardzo mi pomagał. Nie było kolorowo. Położne kazały karmić piersią, więc robiłam to, a malutka ciągle płakała
Na oddziale pediatrii dopiero przyszła pielęgniarka i oświeciła nas, że ona płacze bo jest głodna, nie najada się z piersi, tak więc musieliśmy dokarmiać ją Enfamilem i było trochę lepiej. Ze szpitala wyszliśmy w czwartek, w końcu. To tyle o porodzie.
Jak sytuacja wygląda dziś, bo to, że po porodzie było ciężko, to nie ma sensu chyba opisywać, nie chcę wracać do tego co się wtedy działo - nieustanne płacze małej, nieprzespane noce itd. Było cholernie ciężko, a ja jeszcze zmagałam się z depresją i w sumie nie wiem czy nadal nie zmagam się 
Teraz jest ciut lepiej, aczkolwiek nadal jest mi trudno. Czasami zastanawiam się czy ja po prostu nie jestem jakąś sierotą, ale chyba nie, bo niedawno przyleciała mama na tydzień i potwierdziła, że Julia naprawdę wymaga wiele uwagi i ogólnie ciężko jest się nią zajmować. Powiedziała mi też, że podziwia mnie, że pomimo tego, że jestem tu sama, daleko od niej i rodziny, jakoś sobie radzę. A wracając do Julki - daję jej Ulgix, ale i tak kolki ją męczą, czasami tak strasznie się zanosi z tych boleści
Baaardzo ulewa, tak bardzo, że boję się zostawić ją samą jak w końcu na chwilę zaśnie. Efekt jest taki, że obiad jem czasami o 19-20, albo jak Mąż wróci z pracy czyli nad ranem. Tak to żywię się kanapkami, które w pośpiechu robię, gdy Mąż jeszcze jest w domu. Noi baaaardzo mało śpi. W dzień zdarzy się, że zaśnie ale na 10-15 minut, rzadko kiedy jest to sen 40minutowy czy godzinny
Je co 2 h i ciągle mamy jakieś problemy z karmieniem piersią, więc dokarmiam ją modyfikowanym. Teraz od paru dni mamy etap kiedy to chwilę je z piersi, a potem drze się i odpycha, kompletnie nie wiem jak sobie z tym radzić, chyba stanie na tym, że przejdziemy na butlę, a bardzo tego nie chcę.
Na razie to na tyle, bo mała właśnie obudziła się. Spróbuję poczytać pamiętniki jak znajdę chwilę i będę starać się czasami coś tu naskrobać, bo bardzo brakuje mi kontaktu z młodymi mamusiami i dzielenia się doświadczeniami 
Tymczasem pozdrawiam Was dziewczyny! 