W nocy ze srody na czwartek uslyszalam, ze malutka pociaga noskiem. Strasznie cala noc sie meczyla, dusila sie, a nic nie moglam jej kataru sciagnac. Rano niby lepiej, ale poniewaz akurat mialam umowiona wizyte z nasza lekarka - wzielam ja ze soba, zeby lekarka zerknela i na nia. Niestety lekarka na nia nie zerknela, stwierdzila tylko, ze to taki wirus. No dobra, niech bedzie, w koncu to lekarz, chyba wie lepiej, a Julia tez zle nie wyglada. Przyjezdzam do domu, mijaja jakies 2 godziny, Julii zaczyna cieknac z noska, jest marudna, ciagle placze i uspokaja sie tylko na rekach, do tego ma goraczke. Noz ku...! Cisnienie mi sie podnioslo. Cale popoludnie z glowy, noc nieprzespana, bo mala oddychac nie mogla i ciagle krecila sie i poplakiwala. Rano pojechalismy do walk in clinic, okazuje sie, ze ma zapalenie ucha. Niezle mna zatrzeslo. Co za babsko! Jak dziecko sie rozchoruje, to nie przyjmie, bo niezapisane, jak sie rozchoruje, a akurat mam umowiona wizyte, to nawet nie zerknie na dziecko, a tu sie okazuje, ze maluch ma zapalenie ucha. No tak sie wkurzylam na nia, ze bez zastanowienia zadzwonilam do lekarki, ktora polecila mi kolezanka, zeby przepisac Julie. Niestety, okazuje sie, ze tamta lekarka nie przyjmuje nowych pacjentow, ktorzy ukonczyli 6 miesiac zycia. Biednemu zawsze wiatr w oczy. Musze cos pokombinowac z tym lekarzem, nie chce z Julia chodzic do tej baby, ktora widac ma w nosie dobro malego pacjenta, z drugiej strony nie chce jej przepisywac do innego, pierwszego z brzegu lekarza. Potrzebuje kogos z polecenia, no nic musze poszukac.
Ale wracajac do Julii, bidula tak sie umeczyla w walk in clinic, najpierw studentka ja badala, potem lekarz, a ona tak strasznie nie lubi, gdy ja dotykaja obcy ludzie. Splakalo mi sie dziecko. Lekarz przepisal antybiotyk, ale zapytalam czy mozemy z nim poczekac, bo juz raz Julia miala infekcje ucha, poczekalismy z antybiotykiem i sama przeszla, powiedzial, ze mozemy jeszcze poobserwowac noi na szczescie jest juz o wiele lepiej. Bylismy dzis u okulisty na kontroli (tutaj dzieciom przysluguje raz w roku wizyta u okulisty, zeby zbadac czy z oczkami wszystko jest o.k.), to zaszlismy przy okazji do pediatry. Zapalenia juz nie ma, Julcia jest weselsza, goraczki nie ma, jedynie katar jeszcze ja meczy i kaszel rano, ale w nocy oddycha bez wiekszych problemow. Jak ja nie lubie patrzec jak ona cierpi 
Btw. nadziwic sie nie moge, zawsze to samo - dziecko chore, ja sie nim zajmuje, ja z nim spie, a kto sie od dziecka zaraza?
No kto?
Ja?
Nie! Tatus.
Bez komentarza 
Dzis Julcia przy machaniu lapka powiedziala 'papa' 
A! W koncu zebralam sie i zaczelam wypelniac Julii album, bo kurcze pozapominam wszystko. Mysle, ze to fajna pamiatka, aczkolwiek niektore pytania sa zbyt szczegolowe i wydaje mi sie, ze niepotrzebne, np. kiedy byla pierwsza kapiel w domu - czy tylko ja jestem taka wyrodna matka i nie pamietam tego? :> Pamietam, ze wrocilismy do domu w czwartek... w sobote jeszcze musielismy jechac na kontrole zoltaczki... i to chyba byla w sobote ta kapiel, ale reki uciac sobie nie dam kurcze. Zaluje, ze nie mialam tyle czasu i sil co inne mamy, by opisywac wtedy w pamietniku co sie u nas dokladnie dzialo
to wszystko jest takie ulotne, aczkolwiek musze przyznac, ze dzieki niemu, pare szczegolow potrzebnych do albumu udalo mi sie zachowac i bardzo mnie to cieszy. Albo pytanie 'Co mama powiedziala, kiedy dowiedziala sie, ze jestem?'. Ludu, doskonale pamietam co powiedzialam, ale nie jestem pewna, czy dziecko, ktore bedzie sobie przegladalo ten album zrozumie sens zdania
A kiedy zobaczylam blada kreske na tescie powiedzialam to 'Noi mamy bladziocha...' - bo raz, ze sie spodziewalam troche, ze tak bedzie, a dwa, ze nie wiedzialam czy ten bladzioch to efekt leku, czy moze dzidzi. Jak sie okazalo na drugi dzien, po drugiej becie - efekt byl dzidzi, tej samej, ktora pare metrow dalej ode mnie slodko spi
Ach, wrocily wspomnienia

----------------------
30 marca 2016 Roku
Dawno tu nie pisalam i zaluje bardzo. Najpierw nie bylo czasu, potem ochoty, a na koniec, kiedy juz chcialam przysiasc i napisac cos, to nie moge. Rozpoczelam nowy cykl w ovufriend, zaczelam prowadzic wykres i od tego momentu nie moge robic nowych wpisow do pamietnika, ze o samo-zmianie tytulu mojego szczesliwego wykresu nie wspomne. No zla jestem strasznie. Zglosilam problem, ale na razie jest cisza i zaczynam sie coraz bardziej irytowac...
No ale mniejsza o to. Pisze wiec w taki sposob.
Na poczatku marca Julia zbudowala sama swoja pierwsza wieze z klockow
Nasladuje odglosy kota, psa, kurki, kaczki i krowy. Pokazuje jak kaczuszka macha skrzydelkami. Macha kazdej napotkanej osobie i mowi przy tym 'pa pa' albo 'bye bye'
Kiedy pytam, czy czegos chce, kiwa glowka, ze tak, chce, albo kreci, ze nie. Podchodzi sama do mnie i przytula sie, albo daje buziaka
Spiewa ha-ha w piosence 'szla dzieweczka do laseczka' i doskonale wie, w ktorym momencie to sie robi! Uwielbia tanczyc, ma swoje ulubione piosenki do szalenstw na parkiecie
Kreci sie w kolko, macha raczkami, kreci pupka w rytm muzyki, no boska jest po prostu. Polubila tez zabawy w piaskownicy i na placu zabaw. Czesto nosi pod pacha misia albo lale, przytula je, pokazuje im jakies rzeczy. Jak bylysmy u kolezanki na urodzinach, zobaczyla, ze ta ma zabawkowy wozek - nie odstepowala go na krok, wozila w nim lale, dawala jej pic, lulala ja. Nie mam pojecia skad ona wie, ze tak sie robi... Teraz musze jej kupic wozek dla lalek hahaha
Ladnie bawi sie z innymi dziecmi, nie zabiera zabawek, chetnie daje swoje, przytula inne dzieci i ogolnie cieszy sie na ich widok. Niestety powroty z placu zabaw sa baaaardzo trudne - nigdy nie ma dosc, wiec zawsze jest krzyk i placz, nie wiem jak temu zaradzic.
U nas pogoda robi sie powoli coraz bardziej wiosenna. Mielismy pare dni super ciepla, ze biegiem kupowalam Julii wiosenna kurtke i adidaski, ale niestety to minelo i jest chlodniej. Jestem jednak cierpliwa i ciesze sie tym, co mamy, czyli temperature powyzej 0 stopni i wzglednie slonecznymi, dluzszymi dniami
Staram sie wiecej z Jula przebywac na dworze, teraz to moj ambitny plan - czas zwiedzac miasto, okolice, co bedziemy sie w domu kisic.
Zakonczylysmy karmienie piersia, scislej - Julia zakonczyla. Karmilam ja juz tylko rano. Potem co drugi dzien rano, zdarzalo sie, ze jesli sama jej nie zaproponowalam, to nie wolala, raz zdarzylo sie, ze naprawde mocno mnie ugryzla, glosno powiedzialam, ze tak nie wolno, po czym bardzo sie rozplakala i juz nie chciala piersi. A ktoregos dnia wrecz stanowczo jej odmowila. I tyle, koniec. Troche mi zal. Pamietam jak ciezko walczylam o to, by karmic ja piersia, pamietam jaka bylam szczesliwa, ze sie udaje, pamietam wszystkie trudy, moje zdenerwowanie, gdy w nocy potrafila przygryzc, ale mimo wszystko, ogolnie wspominam to bardzo dobrze i troche mi tego brakuje, ale co poradzic, taka kolej rzeczy
W sumie karmilam Julie piersia 18 miesiecy, mysle, ze to bardzo dobry wynik 
Raz na kilka dni zdarzy sie, ze Julia przespi caaalutka noc. Jestem wtedy wniebowzieta! Niestety najczesciej wyglada to tak, ze budzi sie miedzy 3-4, a poniewaz maz ciagle robi nadgodziny i jestem sama, najczesciej biore ja do siebie, do lozka, bo nie mam cierpliwosci sluchac w nocy jej glosnego placzu i ciagle podchodzic do lozeczka. W lozku ze mna od razu sie uspokaja i szybko zasypia ponownie.
Ja chodze do szkoly, odzylam, bardzo sie ciesze, ze sie zdecydowalam na to. Co wazne, rozwijam sie jezykowo, wiadomo, ze przebywajac z dzieckiem w domu, troche trudno o to. Teraz jestem smielsza, czuje sie pewniej, jest mi o wiele lepiej. Poznalam fajne dziewczyny, bylysmy juz nawet razem na kawie
To chyba tyle, tak ku pamieci. Mam nadzieje, ze moj pamietnik w koncu zacznie dzialac i bede mogla w nim normalnie pisac :/