Mamy już prawie dwa tygodnie... a ja wciąż nie dowierzam, że On jest. Piękny, zdrowy, doskonały. Wyjątkowy i mój...
Poród
To nie było głębokie, mistyczne przeżycie. To było trudne, ciężkie i bolesne doświadczenie... Obudziłam się o 3 w nocy i poczułam ciepło. Wody odeszły, lały się strumieniem w domu, w drodze i na izbie przyjęć. O 5:00 zostałam przyjęta na oddział, na salę obserwacyjną. Na ktg skurcze raz były raz nie, ja nie czułam specjalnie nic. Kilka razy badanie, cholernie bolesne. Cholernie- to za mało powiedziane... Rozwarcie na opuszek. Hmm. Zjadłam śniadanie, obiad i myślałam, chyba jeszcze nie rodzę, skoro karmią... o 15:00 przyjechał mąż w odwiedziny. Zaczęłam sobie spacerować, kilka skurczy przyszło, ale nic specjalnego i z żadną regularnością. Koło 16:00 kolejne KTG, coś się nie podoba z tętnem malucha. Jedziemy na salę porodową na stałą obserwację, dzwonię po męża...ale, że to już? Że jednak będziemy rodzić? Eee, ale ja nie bardzo wiem jak, hmm, no dobra. Skurcze do przeżycia, siedze sobie na piłce, chodzę i...nagle... O Boże-chcę przeciwbólowe, chcę znieczulenie, chcę cesarkę, chcę umrzeć!! Nie jestem w stanie znieść tego bólu. Nie pomaga oddychanie, nie pomaga myśl, że zara minie, bo nie mija, nie pomaga dolargan, skurcz goni skurcz... tętno małego spada, w sali robi się gęsto od lekarzy a ja nie mogę Go urodzić. Opadam z sił, wiem, że mogę bardziej, więcej...i siły mnie opuszczają. Wszystko dzieje się tak szybko, dostaję oksytocynę, lekarze krzyczą jeden przez drugiego, vacum, parcie i... jest!! Oto On, mały wielki człowiek, 3 kilogramy czystej miłości... Już nie boli. Przez najbliższe dni wypieram ze świadomości te kilka godzin. Mam wrażenie, że oto ktoś położył obok mnie mojego syna i jest. Porodu nie było.
Szpital
Rodzilam na Polnej w Poznaniu. Nie podpisuję się pod złymi opiniami, z pewnym zastrzeżeniem, ale to później. Opieka podczas porodu w porządku, położne miłe, studentki uczynne, przydatne, lekarze jakby w tle. Po porodzie teafiłam na oddział położniczy II, sala 3 osobowa. Z racji, że mamy wcześniaka, konflikt w grupach glównych, krwiak podokostnowy po vacum w pierwszej dobie pojawia się u nas żółtaczka. Mały ląduje na lampie, szczęście, że mogę Go mieć przy sobie, ale co z tego, i tak ciężko to znoszę. Szybkie karmienie, z którym też są problemy, dopajanie mlekiem modyfikowanym, żadnego przytulania...naświetlanie i naświetlanie 24h na dobę. Łzy się leją strumieniami. Codzienne pobieranie krwi... W szpitalu spędziliśmy tydzień. Opieka dobra, nie mam na co narzekać, wiadomo, atmosfera zależna od zmiany, były położne do rany przyłóż, były też takie trochę sfrustrowane... ale ogólnie ok.
Dom
Pierwsza noc spokojna. Mały budzi się na jedzenie i ładnie zasypia, możemy się tulić wreszcie do woli. Rano zaczyna zachowywać się dziwnie, śpi, nie wybudza się na jedzenie, leci przez ręce...
Szpital
Lądujemy na neonatologii na opiece ciągłej, na obserwcji. Odstawienie lamp spowodowało wzrost bilirubiny. I tu właśnie mam ,,ale'do szpitala-dlaczego nie zostawiono nas jeszcze dwa dni na obserwacji po odstawieniu lamp? Taki obrót sprawy był do przewidzenia, a ja nie upierałam się przy wypisie, wręcz przeciwnie, chciałam wyjść ze zdrowym dzieckiem. Czyżbym za długo zajmowała łóżko?
Dom po raz drugi
Wreszcie :-) cieszymy się sobą, choć początki łatwe nie są. Ale już coraz lepiej jemy, umiemy się już sprawnie przewijać, kąpać, ubierać. Zaliczyliśmy odwiedziny dziadków i pierwsze spacery. W prawdzie w nocy Pawełek ma dużo do powiedzenia i spać daje średnio, za to spi jak kamień w dzień. Mieliśmy też już wizytę pediatry, wszystko w jak najlepszym porządku, uff...
Zatem... zaczynamy nasze nowe życie w trójkę. Co to będzie za przygoda...
Wszystkim śledzącym naszą historię serdecznie dziękujemy, pozdrawiamy i życzymy wszystkiego najlepszego :-)
tytuł: Najpiękniejsza podróż
autor: Campari