avatar

tytuł: Najpiękniejsza podróż

autor: Campari

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Jestem mamą? Tak. Jestem!!

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Nie do opanowania.

Mamy już prawie dwa tygodnie... a ja wciąż nie dowierzam, że On jest. Piękny, zdrowy, doskonały. Wyjątkowy i mój...

Poród
To nie było głębokie, mistyczne przeżycie. To było trudne, ciężkie i bolesne doświadczenie... Obudziłam się o 3 w nocy i poczułam ciepło. Wody odeszły, lały się strumieniem w domu, w drodze i na izbie przyjęć. O 5:00 zostałam przyjęta na oddział, na salę obserwacyjną. Na ktg skurcze raz były raz nie, ja nie czułam specjalnie nic. Kilka razy badanie, cholernie bolesne. Cholernie- to za mało powiedziane... Rozwarcie na opuszek. Hmm. Zjadłam śniadanie, obiad i myślałam, chyba jeszcze nie rodzę, skoro karmią... o 15:00 przyjechał mąż w odwiedziny. Zaczęłam sobie spacerować, kilka skurczy przyszło, ale nic specjalnego i z żadną regularnością. Koło 16:00 kolejne KTG, coś się nie podoba z tętnem malucha. Jedziemy na salę porodową na stałą obserwację, dzwonię po męża...ale, że to już? Że jednak będziemy rodzić? Eee, ale ja nie bardzo wiem jak, hmm, no dobra. Skurcze do przeżycia, siedze sobie na piłce, chodzę i...nagle... O Boże-chcę przeciwbólowe, chcę znieczulenie, chcę cesarkę, chcę umrzeć!! Nie jestem w stanie znieść tego bólu. Nie pomaga oddychanie, nie pomaga myśl, że zara minie, bo nie mija, nie pomaga dolargan, skurcz goni skurcz... tętno małego spada, w sali robi się gęsto od lekarzy a ja nie mogę Go urodzić. Opadam z sił, wiem, że mogę bardziej, więcej...i siły mnie opuszczają. Wszystko dzieje się tak szybko, dostaję oksytocynę, lekarze krzyczą jeden przez drugiego, vacum, parcie i... jest!! Oto On, mały wielki człowiek, 3 kilogramy czystej miłości... Już nie boli. Przez najbliższe dni wypieram ze świadomości te kilka godzin. Mam wrażenie, że oto ktoś położył obok mnie mojego syna i jest. Porodu nie było.

Szpital
Rodzilam na Polnej w Poznaniu. Nie podpisuję się pod złymi opiniami, z pewnym zastrzeżeniem, ale to później. Opieka podczas porodu w porządku, położne miłe, studentki uczynne, przydatne, lekarze jakby w tle. Po porodzie teafiłam na oddział położniczy II, sala 3 osobowa. Z racji, że mamy wcześniaka, konflikt w grupach glównych, krwiak podokostnowy po vacum w pierwszej dobie pojawia się u nas żółtaczka. Mały ląduje na lampie, szczęście, że mogę Go mieć przy sobie, ale co z tego, i tak ciężko to znoszę. Szybkie karmienie, z którym też są problemy, dopajanie mlekiem modyfikowanym, żadnego przytulania...naświetlanie i naświetlanie 24h na dobę. Łzy się leją strumieniami. Codzienne pobieranie krwi... W szpitalu spędziliśmy tydzień. Opieka dobra, nie mam na co narzekać, wiadomo, atmosfera zależna od zmiany, były położne do rany przyłóż, były też takie trochę sfrustrowane... ale ogólnie ok.

Dom
Pierwsza noc spokojna. Mały budzi się na jedzenie i ładnie zasypia, możemy się tulić wreszcie do woli. Rano zaczyna zachowywać się dziwnie, śpi, nie wybudza się na jedzenie, leci przez ręce...

Szpital
Lądujemy na neonatologii na opiece ciągłej, na obserwcji. Odstawienie lamp spowodowało wzrost bilirubiny. I tu właśnie mam ,,ale'do szpitala-dlaczego nie zostawiono nas jeszcze dwa dni na obserwacji po odstawieniu lamp? Taki obrót sprawy był do przewidzenia, a ja nie upierałam się przy wypisie, wręcz przeciwnie, chciałam wyjść ze zdrowym dzieckiem. Czyżbym za długo zajmowała łóżko?

Dom po raz drugi
Wreszcie :-) cieszymy się sobą, choć początki łatwe nie są. Ale już coraz lepiej jemy, umiemy się już sprawnie przewijać, kąpać, ubierać. Zaliczyliśmy odwiedziny dziadków i pierwsze spacery. W prawdzie w nocy Pawełek ma dużo do powiedzenia i spać daje średnio, za to spi jak kamień w dzień. Mieliśmy też już wizytę pediatry, wszystko w jak najlepszym porządku, uff...
Zatem... zaczynamy nasze nowe życie w trójkę. Co to będzie za przygoda...
Wszystkim śledzącym naszą historię serdecznie dziękujemy, pozdrawiamy i życzymy wszystkiego najlepszego :-)

0
Dodaj komentarz

Mamy już prawie dwa tygodnie... a ja wciąż nie dowierzam, że On jest. Piękny, zdrowy, doskonały. Wyjątkowy i mój...

Poród
To nie było głębokie, mistyczne przeżycie. To było trudne, ciężkie i bolesne doświadczenie... Obudziłam się o 3 w nocy i poczułam ciepło. Wody odeszły, lały się strumieniem w domu, w drodze i na izbie przyjęć. O 5:00 zostałam przyjęta na oddział, na salę obserwacyjną. Na ktg skurcze raz były raz nie, ja nie czułam specjalnie nic. Kilka razy badanie, cholernie bolesne. Cholernie- to za mało powiedziane... Rozwarcie na opuszek. Hmm. Zjadłam śniadanie, obiad i myślałam, chyba jeszcze nie rodzę, skoro karmią... o 15:00 przyjechał mąż w odwiedziny. Zaczęłam sobie spacerować, kilka skurczy przyszło, ale nic specjalnego i z żadną regularnością. Koło 16:00 kolejne KTG, coś się nie podoba z tętnem malucha. Jedziemy na salę porodową na stałą obserwację, dzwonię po męża...ale, że to już? Że jednak będziemy rodzić? Eee, ale ja nie bardzo wiem jak, hmm, no dobra. Skurcze do przeżycia, siedze sobie na piłce, chodzę i...nagle... O Boże-chcę przeciwbólowe, chcę znieczulenie, chcę cesarkę, chcę umrzeć!! Nie jestem w stanie znieść tego bólu. Nie pomaga oddychanie, nie pomaga myśl, że zaraz minie, bo nie mija, nie pomaga dolargan, skurcz goni skurcz... tętno małego spada, w sali robi się gęsto od lekarzy a ja nie mogę Go urodzić. Opadam z sił, wiem, że mogę bardziej, więcej...i siły mnie opuszczają. Wszystko dzieje się tak szybko, dostaję oksytocynę, lekarze krzyczą jeden przez drugiego, vacum, parcie i... jest!! Oto On, mały wielki człowiek, 3 kilogramy czystej miłości... Już nie boli. Przez najbliższe dni wypieram ze świadomości te kilka godzin. Mam wrażenie, że oto ktoś położył obok mnie mojego syna i jest. Porodu nie było.

Szpital
Rodzilam na Polnej w Poznaniu. Nie podpisuję się pod złymi opiniami, z pewnym zastrzeżeniem, ale to później. Opieka podczas porodu w porządku, położne miłe, studentki uczynne, przydatne, lekarze jakby w tle. Po porodzie teafiłam na oddział położniczy II, sala 3 osobowa. Z racji, że mamy wcześniaka, konflikt w grupach glównych, krwiak podokostnowy po vacum w pierwszej dobie pojawia się u nas żółtaczka. Mały ląduje na lampie, szczęście, że mogę Go mieć przy sobie, ale co z tego, i tak ciężko to znoszę. Szybkie karmienie, z którym też są problemy, dopajanie mlekiem modyfikowanym, żadnego przytulania...naświetlanie i naświetlanie 24h na dobę. Łzy się leją strumieniami. Codzienne pobieranie krwi... W szpitalu spędziliśmy tydzień. Opieka dobra, nie mam na co narzekać, wiadomo, atmosfera zależna od zmiany, były położne do rany przyłóż, były też takie trochę sfrustrowane... ale ogólnie ok.

Dom
Pierwsza noc spokojna. Mały budzi się na jedzenie i ładnie zasypia, możemy się tulić wreszcie do woli. Rano zaczyna zachowywać się dziwnie, śpi, nie wybudza się na jedzenie, leci przez ręce...

Szpital
Lądujemy na neonatologii na opiece ciągłej, na obserwcji. Odstawienie lamp spowodowało wzrost bilirubiny. I tu właśnie mam ,,ale'do szpitala-dlaczego nie zostawiono nas jeszcze dwa dni na obserwacji po odstawieniu lamp? Taki obrót sprawy był do przewidzenia, a ja nie upierałam się przy wypisie, wręcz przeciwnie, chciałam wyjść ze zdrowym dzieckiem. Czyżbym za długo zajmowała łóżko?

Dom po raz drugi
Wreszcie :-) cieszymy się sobą, choć początki łatwe nie są. Ale już coraz lepiej jemy, umiemy się już sprawnie przewijać, kąpać, ubierać. Zaliczyliśmy odwiedziny dziadków i pierwsze spacery. W prawdzie w nocy Pawełek ma dużo do powiedzenia i spać daje średnio, za to spi jak kamień w dzień. Mieliśmy też już wizytę pediatry, wszystko w jak najlepszym porządku, uff...
Zatem... zaczynamy nasze nowe życie w trójkę. Co to będzie za przygoda...
Wszystkim śledzącym naszą historię serdecznie dziękujemy, pozdrawiamy i życzymy wszystkiego najlepszego :-)

2
komentarzy
avatar
Jezu... Gratuluję, współczuję, przytulam i życzę powodzenia. Tyle emocji w tak krótkim czasie, radość, horror i łzy, mam nadzieję że od teraz będzie już dobrze i spokojnie. Odnośnie Twojego komentarza w moim pamiętniku - tak, zgadzam się, whatever it takes, wszystko dla Gosi <3
avatar
I żyli długo i szczęśliwie... Wszystkiego dobrego dla Was!
Dodaj komentarz

To już rok... a wydaje mi się, że ledwie wczoraj wzięłam na ręce pierwszy raz te kruszynkę. Dziś ta kruszynka drepcze dzielnie, choć jeszcze nieporadnie na własnych nóżkach kurczowo ściskając maminą rękę. Jeszcze chwilę temu to maleństwo kwiliło machając rączkami w za dużej bluzeczce. A dziś kawaler tymi rączkami potrafi trzymać łyżkę i ściągnąć ze stołu co tylko chce.
Miłość.
Rośnie z dnia na dzień, aż zadziwiona jestem ile moje matczyne serce może jej pomieścić. Mama. Tak, to ja. To takie normalne, takie naturalne, a jakże dumna z siebie jestem i jak nieprzyzwoicie wręcz szczęśliwa, że los, Bóg czy kto tam w co tam wierzy, pozwolił mi tego doświadczać. 
Lęk.
Jest i on. Każdego dnia, obok zachwytu i radości, wielki i przyczajony. O zdrowie, o przyszłość, o to, czy sił starczy. Jak pokazać Mu ten świat, tak czasami nieprzyjazny i straszny? Jak uchronić przed błędami, przed smutkiem, przed łzami? Czasami najchętniej utuliłabym i nie wypuściła nigdy z objęć. Ale wiem, że nie mogę. Walczę z nadopiekuńczością. Musi swoje życie przeżyć jak chce.
Tata.
Przeszedł wszelkie najśmielsze oczekiwania. Jest świetny. Jest najlepszy. Cóż z tego, że mama tuli po zderzeniu z krzesłem, podsuwa przysmaki, lula do snu, jak tylko słychać zgrzyt klucza w drzwiach późnym popołudniem, nic więcej się nie liczy-galop na czterech do drzwi z tatatataaaaa i bananem od ucha do ucha na buzi. Tak, łudzę się że jeszcze nieświadome. Ale ten uśmiech-jest zarezerwowany dla taty.
Zmęczenie.
Nie, nie codziennie jest różowo. Bywa szaro. I ponuro. Są dni wypełnione płaczem i histeriami. Są noce kiedy o śnie nie słyszał nikt. Są chwile kiedy frustracja bierze górę nad ciałem i umysłem. Są momenty bezradności przesłaniające jasność myślenia. Jednak udaje się, choć nie bez trudu, pod koniec takich dni dokopać się do sensu tego wszystkiego. Odsunąć żal i pozwolić zapanować nad sobą myśli-nie, nie zamienię tego na nic.
Tęsknota. 
Coraz rzadsza. Za chwilą spokoju w samotności. We dwoje. Bo nas dwoje to teraz troje. Chcielibyśmy by było nas więcej...ciii ;-)


Od roku wierzę w cuda.

5
komentarzy
avatar
Piękny wpis.
avatar

Ślicznie napisane. Mam córkę, co prawda dopiero półroczną i podobne odczucia. Jeszcze tylko żeby dała się przekonać że tata też jest fajny( bo jest!), a nie tylko mama. Mam nadzieję, że przyjdzie z czasem...
I też coraz 'głośniej' myślimy o drugim dziecku
Pozdrawiam .
avatar
Od bardzo dawna szukam Twojej dalszej historii. I jest. Piękna, nie przerysowana, taka prawdziwa i pełna emocji. Gratuluję tej pięknej rodziny
avatar
Od bardzo dawna szukam Twojej dalszej historii. I jest. Piękna, nie przerysowana, taka prawdziwa i pełna emocji. Gratuluję tej pięknej rodziny
avatar
hej, zmagam się z cienkim endometrium jak Ty niegdyś. Napisz mi proszę czy coś zrobiłaśinaczej że zaszłaś? Mam bardzo skąpe miesiączki, endometrium 5 mm w okresie okołoowulacyjnym. Gratuluję synusia i mam nadzieję że rodzinka się powiększy
Dodaj komentarz
avatar
{text}