avatar

tytuł: Niekończące się oczekiwania...

autor: Little Frog

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Niezastąpioną ;] Żeby moje maleństwo nie myślało, że mogłoby mieć lepszą :D

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Jak u każdej - radość zmieszana ze stresem

Dziękuję za gratulacje

Nie będę zbyt szczegółowo opisywać porodu, bo jednak nie był on dla mnie cudownym i magicznym przeżyciem.

Całą ciążę przeszłam super. Ominęła mnie większość dolegliwości. Pod koniec czekałam na jakiekolwiek objawy zbliżającego się porodu. Jakieś skurcze przepowiadające czy coś, ale nic.
Ok 23 w niedzielę zaczęły się skurcze, ale były nieregularne - co 10-40 minut. Takie utrzymywały się przez cały poniedziałek i wieczorem w poniedziałek zaczęły być coraz bardziej regularne i w krótszych odstępach czasu. Siedziałam z aplikacją do zapisywania skurczy przez całą noc i czekałam na te co 3-4 minuty. Jak w końcu doczekałam, to zaraz złapałam za telefon, zadzwoniłam do szpitala i zapytałam czy mogę przyjechać. Na całe szczęście mogłam! Mąż usłyszał, że dzwonię i się obudził, ubraliśmy się, pozbieraliśmy wszystko i kilka minut po 5 byliśmy w szpitalu.
Zostałam zbadana przez niezbyt przyjemną położną, okazało się że rozwarcie tak na 2,5cm i skurcze krótkie. W tym momencie myślałam, że dostanę zawału. Bałam się, że mnie odeślą jeszcze do domu. Na szczęście dostałam zalecenie spacerów po korytarzu i po dwóch godzinach (przez ostatni miesiąc nie zrobiłam takiego długiego dystansu!). Przed 8 rozwarcie już prawie na 5 cm. Postanowili mnie przyjąć, zmieniła się położna (świetna babka!) i do tego był jeszcze jakiś stażysta. Akcja powoli się rozkręcała....tak, baaaaardzo powoli. Później miałam kolejny godzinny spacer i już myślałam, że nie wyrobię. Co chwilę przerwy spowodowane skurczami. Gdyby chociaż ktoś inny jeszcze po tym korytarzu chodził, ale przez te 3 godziny byłam tam tylko ja!
Dostałam gaz na przetrwanie. Guzik on daje!! Przez chwilę straciłam świadomość. Dziwne. Nie wiem na jak długo, ale jak niby odzyskałam, to prawie do sali wwozili jakiś wózeczek i mi się wkręciło coś takiego, że pewnie jednak zrobili mi cesarskie cięcie, wybudzali z narkozy, a w tym wózeczku jest moje maleństwo. Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Moje maleństwo dalej było w brzuszku, a ten wózeczek to jakieś sprzęty do porodu...który w sumie jeszcze był gdzieś tam daleko.
Nie pamiętam zbytnio jak to dokładniej się rozwijało później, poza tym, że mąż i położne co chwile mi powtarzały, że 'przy następnym już wyjdzie'. Nawet sobie nie wyobrażacie ile tych następnych było!! A mąż tylko mówił, że już widział główkę, ale się cofała. Darłam się jak opętana. Poród chyba bardziej przypominał jakieś egzorcyzmy, bo mówiłam w trzech językach, że nie dam już rady i żeby ją jakoś wyciągnęli. Później już w nerwach cisnęłam tyle ile się da i nawet jak skurcz się kończył, to miałam nadzieję, że wyjdzie, bo wcześniej niby wychodziła, skurcz się kończył, koniec parcia i wracała.
W mojej sali zrobiło się tłoczno. Z dwóch położnych, powstało całe grono. Jedna trzymała moją jedną nogę, druga drugą, trzecia wisiała nad brzuchem, czwarta zaglądała między nogi, za nią lekarz i chyba jeszcze dwóch gapiów... Mała przyblokowała się gdzieś rączką i ciężko było ją wypchać. Jak w końcu wyszła i położyli mi ją na brzuch, to poczułam ogromną ulgę. Nie wiem co sprawiało mi większą radość - to, że zobaczyłam ją, czy to że w końcu ból się skończył.
Zabrali ją na bok i sprawdzali czy wszystko ok. Nie płakała. Miała zawalone płucka. Ale chwilę później usłyszałam płacz i kamień spadł z serca. Łożysko w porównaniu do porodu, to samo wypadło...zszyli mnie
Zabrali ją na inny oddział, mąż poszedł z nią. A ja zostałam sama. Zazdrościłam mu, że może z nią być...

Mężowi należy się nie tylko medal, ale jakiś pomnik za wsparcie. Dał z siebie ponad 100%.
Dwie zmiany położnych też super - pomocne, uśmiechnięte. Pod tym względem jestem bardzo zadowolona.

EDIT Muszę sobie tu jeszcze dopisać, że w szpitalu jedzenie było bardzo dobre.
Przypomniało mi się jeszcze, że po porodzie i tym wydzieraniu się nie tylko zdarłam gardło i bolało mnie jeszcze 3 dni, ale też dałam wycisk mięśniom twarzy. Miałam zakwasy na policzkach (kościach policzkowych) i nad nosem. Trochę to zabawne było
Tak dopisałam, jakbym kiedyś wracała do tego dnia i chciałabym sobie powspominać jak najwięcej

5
komentarzy
avatar
Mężowi jak mężowi ale medal nalezy się Tobie! A poród to ciężka praca, niestety. Najważniejsze ze przetwalas a malutka jest zdrowa:-)
avatar
Kochana gratulacje :* dzielna byłaś. Z dnia na dzień poród będzie coraz bladszym wspomnieniem jak Malutka się miewa?
avatar
Brawo! jestes mega, teraz odpocznij, nalezy ci sie!
avatar
Wiadomo nie jest to łatwe ale dałaś radę i powinnas być z siebie dumna mam nadzieje że pokażesz Malutką :* zdrowka dla Was :*
avatar
medal to sie tobie nalezy! i to taki ze 30 kilo wazacy buziaki dla was dziewczynki!!!!
Dodaj komentarz

Tydzień za nami.

Malutka jest cudowna. Jest idealna, perfekcyjna, doskonała. Z nas dwóch powstała tak wspaniała istotka. Aż się wierzyć nie chce!
Siedzimy i patrzymy na nią nie mogąc się nadziwić. Nie da się tego w żaden sposób opisać. Tak zwyczajnie zachwycamy się tą maleńką kruszynką.
Uwielbiam jak po karmieniu leży wtulona w moją klatkę. Aż żal ją odkładać. Taki przytulaniec mały Najchętniej to bym jej nie wypuszczała z ramion

Ja czuję się całkiem dobrze. W ciąży przytyłam ok 10kg, z czego na dzień dzisiejszy spadło ok 8. No oby tak dalej! Teraz czeka mnie aktywniejszy tryb życia, więc może uda mi się jeszcze troszkę schudnąć ;] Poza tym dietka przy karmieniu, nie jem słodyczy. W sumie pod koniec ciąży to już pochłaniałam słodkości w sporych ilościach. Ogólnie starałam się dobrze odżywiać, ale w tej końcówce to już sobie całkiem odpuściłam.

Mąż dalej spisuje się na medal. Chociaż on to jest z tych, którzy w domu na tyłku nie potrafią usiedzieć. Wieczorem idzie na siłownię, a przez dzień jeszcze kombinuje, żeby chociaż do sklepu wyjść, czy przyciąć deskę Zaraz po powrocie ze szpitala spał sobie trochę dłużej i w ciągu dnia ucinał drzemki z małą, ale po dwóch dniach stwierdził, że taki tryb życia to nie dla niego, bo go zaczyna wszystko boleć ;] W ciągu dnia zmywa, gotuje, trochę sprząta, podaje mi wszystko jak karmię. A co najdziwniejsze, to wszystko to robi ze stoickim spokojem, a on raczej szybko się denerwuje.

Czego chcieć więcej?
Tak, jestem szczęściarą!

7
komentarzy
avatar
cudownie! taki u was blogostan, pozdrawiam!
avatar
Kurcze,ale fajnie się czyta współczuję porodu, domyślam się jak teraz to wspominasz ale myślę,że po tym jak opisujesz ten tydzień to warto było cieszę się,że wszystko dobrze jest a dla męża gratulacje! no i tak,chłopy są dokładnie tacy jak piszesz,choć mój odpukać woli z nami w domu być ale do roboty zawsze coś znajdzie teraz długie wieczory to korzystajcie i cieszcie się wspólnymi chwilami <3
avatar
Już to chyba kiedyś pisałam, ale co byś my bez tych naszych mężów zrobiły...:-)
Co do wagi, to niesamowite jak to szybko schodzi:-)
avatar
Kurcze nie mam w domu wagi, a z chęcią dowiedzialabym się czy już wróciłam do wagi sprzed ciąży czy nie. Też przytyłam podobnie jak Ty - 9kg. Mój mąż też bardzo pomocny spisują się ci nasi mężowie na medal
avatar
Wow, szacun. u nas bylo bardziej hardkorowo i Mlody mega placzliwy byl
Super, że wszystko dobrze
A poród hmm im dalej w las tym mniej złego się pamięta a wspomina się z uśmiechem
avatar
Wyślij mi na priv zdjęcie Kai :* kochana tak długo wyczekiwany cud już jest tak...macierzyństwo jest cudowne
avatar
Grafik napięty,ale w sumie lubię to
A rodzina śpi u babci więc luzzz
Dodaj komentarz

11 dzień.

Rozpinam śpioszki, zaglądam i coś mi nie pasuje. No tak, brakuje tego małego kikutka! Odpadł skubany i znalazłam go w pampersie. Teraz niech się wszystko pięknie zagoi, to będziemy się pluskać w wanience jak szalone

Wczoraj była położna. Wszystko ok, chociaż waga niezbyt wysoka.
Przy urodzeniu 3135g, 3 dzień 2910g, 9 dzień 3010g. W sumie tak sobie myślę, że jak ją w szpitalu później ważyli, to w pampersie, a wczoraj bez i to już na mega głodzie, bo się położna spóźniła i brzuszek już był kompletnie pusty. Dostałam zalecenie, żeby budzić w dzień co 3h, a w nocy co 4h. Mam nadzieję, że w środę się okaże, że ładnie przybiera

Dziś z karmieniem ciutkę lepiej, bo skrócił się czas szału przed jedzeniem. Oby tak już zostało! W nocy za to byłam kompletnie nieprzytomna. Mąż mi ją przyniósł o 1 i ja w półśnie starałam się ją nakarmić. Kompletnie nie wiem ile jadła, jak jadła itp... Przymykałam oczy jak widziałam, że się dobrze przyssała i w momencie zasypiałam. A od 3 do 4 leżała sobie i nie było jej w głowie spanie.

2
komentarzy
avatar
Szybciutko odpadł to normalne że śpisz przy nocnym karmieniu mi się nie raz zdarzyło. Trzymam kciuki aby waga prawidłowo przyrastala
avatar
jak u nas kikut tak na wpol wisial to ja myslalam ze zejde. slabo mi sie zrobilo i ojca wolalam. jak musialam na swieze powietrze wyjsc
Dodaj komentarz

11 dzień.

Rozpinam śpioszki, zaglądam i coś mi nie pasuje. No tak, brakuje tego małego kikutka! Odpadł skubany i znalazłam go w pampersie. Teraz niech się wszystko pięknie zagoi, to będziemy się pluskać w wanience jak szalone

Wczoraj była położna. Wszystko ok, chociaż waga niezbyt wysoka.
Przy urodzeniu 3135g, 3 dzień 2910g, 9 dzień 3010g. W sumie tak sobie myślę, że jak ją w szpitalu później ważyli, to w pampersie, a wczoraj bez i to już na mega głodzie, bo się położna spóźniła i brzuszek już był kompletnie pusty. Dostałam zalecenie, żeby budzić w dzień co 3h, a w nocy co 4h. Mam nadzieję, że w środę się okaże, że ładnie przybiera

Dziś z karmieniem ciutkę lepiej, bo skrócił się czas szału przed jedzeniem. Oby tak już zostało! W nocy za to byłam kompletnie nieprzytomna. Mąż mi ją przyniósł o 1 i ja w półśnie starałam się ją nakarmić. Kompletnie nie wiem ile jadła, jak jadła itp... Przymykałam oczy jak widziałam, że się dobrze przyssała i w momencie zasypiałam. A od 3 do 4 leżała sobie i nie było jej w głowie spanie.

0
Dodaj komentarz

11 dzień.

Rozpinam śpioszki, zaglądam i coś mi nie pasuje. No tak, brakuje tego małego kikutka! Odpadł skubany i znalazłam go w pampersie. Teraz niech się wszystko pięknie zagoi, to będziemy się pluskać w wanience jak szalone

Wczoraj była położna. Wszystko ok, chociaż waga niezbyt wysoka.
Przy urodzeniu 3135g, 3 dzień 2910g, 9 dzień 3010g. W sumie tak sobie myślę, że jak ją w szpitalu później ważyli, to w pampersie, a wczoraj bez i to już na mega głodzie, bo się położna spóźniła i brzuszek już był kompletnie pusty. Dostałam zalecenie, żeby budzić w dzień co 3h, a w nocy co 4h. Mam nadzieję, że w środę się okaże, że ładnie przybiera

Dziś z karmieniem ciutkę lepiej, bo skrócił się czas szału przed jedzeniem. Oby tak już zostało! W nocy za to byłam kompletnie nieprzytomna. Mąż mi ją przyniósł o 1 i ja w półśnie starałam się ją nakarmić. Kompletnie nie wiem ile jadła, jak jadła itp... Przymykałam oczy jak widziałam, że się dobrze przyssała i w momencie zasypiałam. A od 3 do 4 leżała sobie i nie było jej w głowie spanie.

5
komentarzy
avatar
Gratuluję pępuszka ) oby z wagą było ok!
avatar
Nasz pępek jeszcze siedzi twardo:-) ale moczymy normalnie podczas kąpieli:-) co do karmienia i szału to może coś nie tak z pozycją? Jakich kapturkow używasz? Mój wpadał w szał przy aventovych ale już Canpol mu bardzo spasowaly.
avatar
O tak, ten kikut to prawdziwa zmora. Dobrze, że odpadł u nas został taki maleńki, więc już łatwy w pielęgnacji. Śmieszne, bo odpadał w kawałkach, najpierw duży kawałek, później mniejszy i jeszcze kawałeczek został.
avatar
Gratuluję odpadnięcia kikuta
Z karmieniem możesz spróbować karmić za każdym razem z dwóch piersi, malutka więcej zje a Ty rozkręcisz jeszcze laktacje
avatar
gdy waży się maluszka w pampersie to odejmuje się 20 gram
Dodaj komentarz

2 tygodnie!

Kaja z tej okazji postanowiła przespać cały dzień....ciekawe co będzie robiła w nocy

Poza tym dziś z tej okazji dostała wózek! W końcu! W końcu pójdziemy na spacer!!

A wózkowa historia jest długa i zawiła. Trochę już tu wspominałam wcześniej, a nie chciałam pisać nic więcej, bo ta sprawa zjadła sporo moich nerwów. Ale tak to jest jak człowiek jest, głupi, naiwny, nie uczy się na swoich błędach i w dodatku ma miękkie serce.

Znajomy miał nam się zorientować w jakiej cenie mógłby załatwić wózek, który mi się podobał. Następnego dnia przyszedł z nowiną, że już zamówił. To myślę ok, przynajmniej problem rozwiązany i nie będę już dłużej główkować. Kilka dni później, że zaliczkę jego żona zapłaciła. Kolejne jego decyzje to te, że on jak tu poleci, to go weźmie i żona już kupiła specjalny bagaż (w międzyczasie było jeszcze kilka innych problemów, ale o tym już trochę wspominałam poprzednim razem).
Mąż kilka dni przed jego przylotem dzwonił i pytał kiedy będzie no i ten mu podał datę i powiedział, że dla nas ma już wszystko załatwione. No super! Mąż pojechał po niego na lotnisko, ale wózka nie było. Jak zapytał gdzie wózek, to ten mu powiedział, że nie miał jak go odebrać, bo w 3 wielkich kartonach był zapakowany i wysłali go kurierem.
Przez kilka dni mąż go wypytywał kiedy będzie i chciał, żeby nam dał jakiś numer przesyłki albo coś. No i pewnego ranka przyszedł z numerem przesyłki 6 czy 7 cyfr. Jak żyję, to nie widziałam tak krótkiego numeru przesyłki!! Ale, że nie jestem z tych co pozjadali wszystkie rozumy, to tylko zapytałam czy jest pewien, że to dobry numer i przeszukiwałam firmy kurierskie w poszukiwaniu moich trzech wielkich przesyłek (tak, przeszukiwałam różne firmy, bo on oczywiście nie wiedział jakim kurierem została paczka wysłana). I tak czekaliśmy kolejny i kolejny dzień. Aż urodziłam! Wtedy uznaliśmy, że już nie możemy dłużej czekać i nawet jak ten wózek dojdzie, to mu go oddamy i niech robi z nim co chce.
Cała ta historia jest tak skomplikowana, że trudno by mi było powtórzyć te wszystkie kłamstwa, które wymyślał. Nic się kupy nie trzymało, ale my wierzyliśmy, że jednak dojdzie.
Żal nam chłopaka było, bo ponoć za wózek zapłacił całość, my mu daliśmy zaliczkę. Teraz mam nadzieję, że sam odda kasę i mąż nie będzie musiał mu o tym przypominać.
Ciekawa tylko jestem jak faktycznie wyglądała ta sprawa...ale tego się chyba już nie dowiemy.

Ale uwaga!! Kurier przyjechał, TRAFIŁ (!!) i wniósł mi paczkę do domu!

6
komentarzy
avatar
O matko,co za historia... dobrze,że przynajmniej wózek już jest
avatar
Najważniejsze, że wózek już jest i można spacerować!
avatar
no to jak bo nie rozumie, czyli wozek doszedl, ale oddajecie go koledze? i kupicie inny?
avatar
Tak to wygląda, jak się pisze na szybcika (i to jeszcze drugi raz, bo poprzedni post mi się usunął!). Jak urodziłam, to zaraz na drugi dzień zamówiliśmy wózek z jakiegoś sklepu internetowego. Ten, który nam kolega załatwił nie doszedł i pewnie już nie dojdzie...o ile istnieje :|
avatar
Ale historia! Tylko szkoda Twoich nerwów....
Jaki wybraliście wózek?
avatar
Od początku podobał mi się camarelo carera i tak już zostało
Dodaj komentarz

2 tygodnie, 1 dzień

Pierwszy spacer zaliczony. No o ile można to nazwać spacerem.

Byłyśmy u położnej. Ogólnie ciężko tak z małym dzieckiem dopasować się do konkretnej godziny. To nasze pierwsze takie wyjście, to stres był. Chciałam, żeby była nakarmiona i w miarę spokojna. Nawet się udało, chociaż się martwiłam, bo zjadła i myślałam, że nie będzie chciała przed wyjściem już więcej, a przed samym wyjściem też bym wolała nie karmić, bo byśmy były pewnie obie zalane mlekiem.
Zmiana pampersa, oczywiście zanim założyłam takiego całkiem czystego, to dwa razy musiałam tyłek myć, bo postanowiła jeszcze dwie kupy mi walnąć! chyba też się stresowała.
Poza tym musiałam ja się ubrać, ubrać ją, podgrzałam odciągnięte rano mleko (tak na wszelki wypadek) - chociaż to też stres, bo nie wiem jak zareaguje na butelkę, bo jeszcze nie miała okazji z niej jeść. No i na koniec kombinezonik.
Do położnej dotarłyśmy praktycznie punktualnie. Przy parkingu mała budka 'parking dla wózków' - dobrze, że jakaś babeczka prawie zabierała wózek, bo nie wiedziałam gdzie swój zostawić. Zaparkowałam brykę, opatuliłam małą w kocyk i ruszyłam. Wchodzę, a na drzwiach kartka, żeby nie wchodzić w butach i zostawić je przy wejściu. No to sobie myślę, że jaja. Ale kij. Nie było tam żadnych butów, więc doszłam do wniosku, że wejdę normalnie i zapytam. Wchodzę i szukam recepcji albo czegoś w tym stylu. Nie ma nic! No pięknie, ja nawet nie wiem jak się nazywa położna, do której mamy iść. Ale doczytałam z kartki na drzwiach, że jak się ma umówioną wizytę, to żeby czekać aż ktoś zawoła. No spoko. Doczekałyśmy się. Wizyta szybka, zważyła, zmierzyła główkę, pooglądała pępuszek i po sprawie
Ale najważniejsze, że wszystko dobrze. Utuczyłam mojego pączusia przez ten tydzień tak, że położna powiedziała, że jest idealnie w środku tych siatek! Dziś waga wskazała 3280!!
Czyli najada się to moje maleństwo

W drodze powrotnej planowałam jeszcze spacer, ale taka znajoma babka nas zatrzymała i opowiadała tyle, że wolałam zakończyć spacer zanim mi mała w histerię wpadnie, bo zbliżała się pora karmienia. Ale jutro nadrobimy!

Teraz śpi sobie na poduszce z moich cycków Pojedzona i zadowolona

Oczywiście znów chaotycznie piszę, ale nie mam zbytnio głowy do myślenia.

PS Pytałam przy wyjściu o te buty i mówiła, że jak pada deszcz, to żeby ściągać i wchodzić w skarpetkach, bo tam po korytarzu dzieciaczki raczkują Chyba na złą pogodę będę zabierać jakieś kapcie na zmianę

3
komentarzy
avatar
Brawo mamusiu!! Super, że mała tak ładnie przybrała
U mnie w przychodni przy wejściu są te kapcie szpitalne jak deszcz pada
avatar
Kochsna super że Kajusia jest zdrowa a historia z wózkiem znana...żal.pl serio! :/ gość jakiś nie powaźny no tyle na wozek czekać??? :/ i do tego ciężarną wkoorwiać? :/ ach szkoda słów. Dobrze że udalo sie Wam już wyjść na spacer
avatar
No z tymi butami to w życiu bym nie wpadła ale najważniejsze,że malutka zdrowa no i dałyście radę dzielne kobietki
Dodaj komentarz

Mój żywy dowód na to, że marzenia się spełniają leży obok i beztrosko sobie śpi.

A ja od wczoraj miałam chyba kilka stanów przedzawałowych. Wieczór obudziła się godzinę przed planowaną porą karmienia. Myślę sobie, że spoko, mam czas. Tata zajmował się córką, a mama parzyła ziółka. Chodziłam i przygotowywałam swój 'kącik laktacyjny' woda, pilot, telefon, poduszki, wkładki, pieluchy itp. Mała zaczęła się trochę niecierpliwić, więc przyspieszyłam picie kopru. No niestety, ciężko pić wrzątek, więc jak zaczęła coraz głośniej protestować, to odpuściłam sobie to picie i wzięłam ją do karmienia. Po próbie przystawienia dostała takiego szału, że nie dało się jej uspokoić. A jak już złapała (nie wiem po jakim czasie, bo dla mnie to była cała wieczność!), to piła jak szalona. Jak gdyby nie jadła od tygodnia, a czas na cycka był ograniczony do 2 minut. No i nic dziwnego, że obrzygała mnie, a później obrzygała tatę...
Spać po tych rewolucjach nie chciała. Przemęczyła się praktycznie do następnego karmienia, przy którym się zakrztusiła. A ja to nie wiedziałam czy ją chwytać za nóżki i trzepać, żeby złapała oddech czy jak. No chwila moment, a moje serce podeszło do gardła. A ta jak gdyby nigdy nic dalej chciała jeść!!!!
Później do kompletu doszły bóle brzuszka, więc mi to już moje biedne serce ściskało i zabrałam ją na przytulanki. Tym sposobem spała sobie na mnie chyba przez 3h (do kolejnego karmienia), a mój kręgosłup był na skraju załamania.

Dziś za to bawi się w chowanego. Na chwilę odwrócę głowę w stronę telewizora, a moje dziecko już chowa głowę pod kocykiem.

9
komentarzy
avatar
Żabo, na taki dziki szał jedzeniowy dobrze mieć troche mleczka w butelce żeby zaspokoić pierwszy głod, wtedy przystawianie do piersi idzie duzo lepiej, bo i Ty spokojna i dziecko.
A co do głodu, to może nie głód był <jeśłi wymiotowała> tylko potrzeba ssania??? I tu smoczek by załatwił sprawę???
avatar
Jeszcze nie mam obeznanych tych dzieciowych wymagań. Ale ogólnie smoczka ona nie toleruje i czasami tego żałuję, bo ciężko ją uciszyć. To chyba był głód, bo w sumie dość sporo i dość długo jadła, a po tym pojawił się hafcik. Ale głowy to ja nie dam sobie uciąć. Ona jak je, to je, jak kończy, to wypycha. Nie ma chyba tak, że chce sobie possać. Ale tak jak piszę - dopiero się poznajemy, więc mam nadzieję, że z biegiem czasu łatwiej będzie mi ją zrozumieć. Przynajmniej dopóki nie stanie się nastolatką
avatar
podobno do 6 miesiac nie warto dawac dziecom smoka, chodz ja dawalam, bo maly ssal palec, a moje sutki zalane byly krwia....taka to robota byla...ehhh
avatar
u mnie jest generalnie tak, ze jak mały je z butli i potem dojada z cycka to tego ssania ma troche za mało. widze ze mu sie oczy zamekaja i ssa pierś 3 razy i wypluwa, jak kłade do łózeczka zaczyna sie płacz wtedy smok na 5- 10 minut zasypia i sam wypluwa. No i smok nuka jest be a z aventu zaakceptowany zabo on mi tak schaftował po super wyzerce w szpitalu i wtedy mi powiedziały połozne ze nie zawsze jedzenie jest z głodu i faktycznie wtedy jeszcze włozyłam mu palec do buzi chwile possał i zasnął ...ale wiadomo to trzeba wyczuc bo u kazdego malucha to inaczej i pewnie tez mocno zalezy od sytuacji Na pewno w końcu rozgryziesz Kaję
avatar
U nas z kolei smok byl przez 3 msc kiedy dziecko ma najwieksza potrzebe ssania. Pozniej niestety sam odrzucil zarowno smoka jak i butelke. Takze ten tego... Kazde dziecko jest inne A Kaja z opisow wydaje sie spokojniutka a i Ty Zaba mimo przygod brzmisz na opanowana super!
avatar
Kochana prxy takich akcjach zachowaj spokój. Ja pierwsze kilka zatrzuszeń Lilki przeżywałam jak wielką traume i bardzo potem plakałam w samotności.... A teraz zawsze jest szybka reakcja. Odwracam ją głową w dół, aby była nieco niżej jak reszta ciała i dłonią opeklepuje plecki teraz już rzadko sie zdatza jej zakrztusić mlekiem ale za to np kawałkiem chlebka czy chrupka... zimna krew i działaj ja mam pierwsza pomoc wyrytą na pamięć
avatar
haha, Kochana no nie jesteśmy idealni uśmiałam się przy Twoim komentarzu niestety po porodzie trochę się zmieniło na gorsze,ale staramy się dbać o nas i w ogóle
avatar
U nas wczoraj podobna akcja z tym jedzeniem... najpierw Oliwka nie mogła złapać cycka i się zassać, a jak już jej się udało to ledwo nadążała żeby połykać... no i później płacz, stękanie, jęczenie i kwilenie do godziny 1 w nocy...
avatar
Będzie coraz lepiej Wojtek też łapczywi pije, często się krztusi, ale już nie dostaję zawału, bo spokojnie czekam aż odkaszlnie, jak kaszle to podobno tzreba poczekać bo sobie dzidzia sama poradzi, Raz jak miał 6-7 tygodni, tak mi się zakrztusił, ze się już czerwony zrobił, od razu go na kolana głową w dół i klepałam po pleckach, dopiero jak mu dmuchnęłam w nosek to zaskoczył. Cała się potem trzęsłam. mama mi poradziła, żeby dmuchnąć w nosek jak dzidzia nie może złapać oddechu. U nas pomogło. Potem przez tydzień z duszą na ramieniu karmiłam. Co my się mamy z tymi naszymi szczęściami Pozdrawiam żabko <3
Dodaj komentarz

Chciałam napisać post z okazji 3 tygodni, ale nie dalam rady, kolejną okazją była wizyta u położnej, ale to też nie wyszło...
Oczywiście już mam problem z pobieraniem myśli.
Moje maleństwo usmiechalo się wczoraj do tatusia. I tak kilka razy pod rząd tata zachwycony cieszył miskę i chociaż to jeszcze nie te uśmiechy, to potrafią czasami człowieka rozczulic. No i tak czekam z niecierpliwością kiedy będą takie świadome ii będziemy z nimi zaczynać każdy dzień. Czekam aż mała zacznie zajmować swoje ręce zabawkami. W głowie snuje sobie różne wizje i czekam... A później orientuje się, że ten czas tak szybko leci i muszę skupić się na tym co jest teraz, bo to już nie wróci.

A moja mała silaczka już tak pięknie główkę podnosi, że mama nawet zdążyła pobiec do pokoju (robiąc prawie szpagat na jakimś kocyku leżącym na panelach), złapać telefon i zrobić zdjęcie!
Poza tym takie małe dzieci nie maja jeszcze opanowanych ruchów rąk, a moja to tak pięknie potrafi zrzucić mi kilka razy kapturek zanim uda mi się ją przystawić. Taką zdolna!
Wczoraj był piątek 13. Dowiedzialam się o tym wieczorem z telewizji. I tak sobie pomyslalam, że dobrze, że tak pozno późno, bo bym sobie jeszcze jakiegoś pecha wmowila. A później przypominało mi się, że cały dzień coś mi z rąk leciało i jak ledwo dzień się zaczął (bo była może 2) i wywalilam cały kosz z pampersami podczas przebierania.

A jeszcze poza tym wszystkim, to właśnie kończy się pobyt babci....
Z jednej strony szkoda, że już jedzie, bo mogłam coś zrobić nawet jak mała nie spala, ale z drugiej strony, to ja jednak cenie sobie spokój. Ja to chyba moglabym się skusić na jakąś misję na Marsa :/ zapanować swoją mała rodzinie i żyć z dała od wszystkich. A może to nawet nie o to chodzi. Może to bardziej przerazaja mnie takie odwiedziny. Bo to trzeba się nagimnastykowac czasami, żeby zapewnić jedzenie, rozrywkę, utrzymać w miarę porządek... Heh, aż mnie ciarki przechodzą jak sobie pomyśle, że w styczniu przylatują teściowie.

A z plotek fejsbukowych wynika, ze wczoraj przyszła na świat polsko-rumunska koleżanka Kaji aż mnie ciekawość zzera co i jak

No udało się coś napisać dwa karmienia i jedno odbijanie post 5 razy edytowany (dopisywany), żeby się przypadkiem nie usunął

2
komentarzy
avatar
Gratuluję uśmieszków i ładnego podnoszenia główki nie dziwię się,że wolisz spokój bo po porodzie mam to samo zwłaszcza od starszych gości prosimy o zdjęcie królewny!!
avatar
Pokaż zdjęcie małej Siłaczki Mojego wczoraj też uchwyciłam na tym dokonaniu ;p Mam to samo z kapturkami zanim się przyssie to strąci milion razy a co do spokoju to tez sobie go cenię a gości umawiam z wyprzedzeniem co bym się mogła psychiocznie przygotowac i plan obmyślić
Dodaj komentarz

Chciałam napisać post z okazji 3 tygodni, ale nie dalam rady, kolejną okazją była wizyta u położnej, ale to też nie wyszło...
Oczywiście już mam problem z pobieraniem myśli.
Moje maleństwo usmiechalo się wczoraj do tatusia. I tak kilka razy pod rząd tata zachwycony cieszył miskę i chociaż to jeszcze nie te uśmiechy, to potrafią czasami człowieka rozczulic. No i tak czekam z niecierpliwością kiedy będą takie świadome ii będziemy z nimi zaczynać każdy dzień. Czekam aż mała zacznie zajmować swoje ręce zabawkami. W głowie snuje sobie różne wizje i czekam... A później orientuje się, że ten czas tak szybko leci i muszę skupić się na tym co jest teraz, bo to już nie wróci.

A moja mała silaczka już tak pięknie główkę podnosi, że mama nawet zdążyła pobiec do pokoju (robiąc prawie szpagat na jakimś kocyku leżącym na panelach), złapać telefon i zrobić zdjęcie!

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}