avatar

tytuł: nie mam pomysłu na tytuł:)

autor: Azzurra

Wstęp

about me

O mnie:

Jeszcze 32 latka. Od maja 2013 żona fajnego mężczyzny. Od maja 2017 mama Michasi. Przyjezdna mieszkanka stolicy, z ustabilizowaną sytuacją zawodową i własnym kątem. I kotem;) Edit: mam już 33 lata

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Dobrą. Chciałabym wychować córkę na szczęśliwego, świadomego swojej wartości człowieka. Chciałabym, żeby swoje dzieciństwo wspominała tak dobrze, jak to tylko możliwe. Dużo lepiej, niż ja wspominam swoje.

about me

Moje dzieci:

Michasia, która za kilka dni skończy pół roku. Póki co grzeczne, nie chorujące dziecko, które duuużo częściej się śmieje niż płacze. Chciałabym, żeby tak zostało. I chyba chciałabym, żeby miała kiedyś siostrę lub brata;) Edit: Michasia za kilka dni skończy rok, a ja jestem w 8 tygodniu ciąży:)

about me

Moje emocje:

Chciałabym, żeby sielanka( względna, bo chyba nie ma dzieci i rodziców idealnych) trwała jak najdłużej. Wierzę, że więcej przed nami dni pięknych i dobrych, niż smutnych. Jestem szczęśliwa, że udało się zajść w bezproblemową ciążę i urodzić to śliczne, zdrowe dziecko. Edit: czekamy na kolejne śliczne i zdrowe dziecko;)

Zarejestrowałam się na OvuFriend latem 2016 roku. Namiętnie czytałam pamiętniki innych dziewczyn i zbierałam się do pisania swojej historii starania się o ciążę. Na szczęście nie zdążyłam nawet zacząć, bo już w drugim cyku starań udało się! 18 września 2016 zapamiętam do końca życia, bo to data pozytywnego testu ciążowego. I tak, po 3,5 roku małżeństwa okazało się że zaczynamy nowy rozdział. Na dobre zaczął się on w maju 2017, kiedy to cesarskim cięciem urodziłam córkę. Dlaczego nie pisałam na Belly? Sama nie wiem. Teraz trochę żałuję-czytam czasem pamiętniki dziewczyn, jak ładnie wszystko zapisują i zazdroszczę im że będą miały fajną pamiątkę po swojej ciąży. Ale teraz już nie ma odwrotu założyłam pamiętnik i będę tu pisała, żeby mi już nic nie "uciekło".
Niestety-pierwszy wpis będzie krótki z prozaicznego powodu. Obok mnie bawi się prawie półroczny niemowlak, który właśnie zrobił kupę. Mało patetyczne, ale muszę kończyć. Higiena przede wszystkim!
Życzę wszystkim Mamom dobrego, spokojnego popołudnia!

2
komentarzy
avatar
Dobrze jest pozapisywać sobie różne przejścia, momenty - wydaje nam się, że będziemy wszystko pamiętać, a tu guzik, tyle rzeczy z pamięci umyka, że hej, wiem z własnego doświadczenia A poczytać sobie taki pamiętnik po kilku latach - czysta rozkosz Pozdrowienia dla ciebie i malutkiej Michasi!
avatar
Pozdrowienia dla Michasi jej mamy
Dodaj komentarz

Michalina właśnie rozpoczęła pierwszą ze swoich trzech dziennych drzemek, więc mam chwilę dla pamiętnika.
Rzecz będzie o imprezie..która mnie ominie. Wczoraj okazało się, że kolega męża będzie organizował Wigilię połączoną ze swoimi okrągłymi urodzinami. Zostaliśmy zaproszeni, wczoraj przyszedł mail. Problem w tym, że impreza jest bez dzieci.
I cóż się chłopakowi dziwić-ma urodziny, więc chce je świętować hucznie(impreza z alkoholem). Nie mam oczywiście żalu, bo to rozumiem. Ale jak sobie uświadomiłam, że nie pójdę to jakoś mi się trochę przykro zrobiło Mój mąż też oczywiście zadeklarował, że nie pójdzie ale chyba go wyślę. Dużo pracuje więc należy mu się reset w gronie przyjaciół.
Jeśli chodzi o mnie- w swoich "młodzieńczych" latach zaliczyłam tyle imprez, że powinno mi to wystarczyć do starości, więc jakoś szczególnie nie boleję nad tym że jakiś czas posiedzę w domu. Ale kurcze...jakiś czas, tzn. u nas chyba kilkanaście lat.
Problem jest szerszy niż ta jedna impreza. We wstępie pisałam, że mieszkam w Warszawie, a pochodzę z innego miasta. Mój mąż też z innego. Jesteśmy tu sami. Moja mama jest jeszcze młoda, ma pięćdziesiąt kilka lat i pracuje za granicą. Rodzice męża są już starszymi ludźmi, zresztą też mieszkają daleko. Czyli standard: nie ma się kto zająć naszym dzieckiem, nawet na godzinę-dwie. I o ile imprezę można odpuścić, to czasem boję się co będzie dalej. Przecież za kilka miesięcy wrócę do pracy. A jeśli Miśka będzie często chorowała?to będę musiała chodzić na zwolnienia a wiadomo, jak pracodawcy na to patrzą. A jeśli zachoruję ja, i nie będę się mogła nią zająć? mój mąż za chwilę rozpoczyna nowy etap w karierze. Teraz pracuje dużo, a będzie pracował jeszcze więcej. Rozumiecie? Jeszcze dwa lata temu nie chciałam mieć dzieci( a raczej o nich po prostu nie myślałam). Teraz patrzę na córkę i zaczynam marzyć o rodzeństwie dla niej. Jak to będzie z dwójką małych dzieci? Ktoś powie:" odczekaj chwilę z drugim dzieckiem, aż córka trochę podrośnie". Sęk w tym, że latka mi lecą....mojemu mężowi również, i to jeszcze'szybciej' bo jest między nami dość spora różnica wieku. Nie możemy tej decyzji odkładać, bo już i tak odłożyliśmy poczęcie pierworodnej...
Dziewczyny, czy da się 'żyć' z dwójką dzieci bez ŻADNEJ pomocy? Kurcze, ja sobie tego nie wyobrażam. Teraz jestem w domu-czas poświęcam tylko córce. Nie sprzątam (robi to ktoś inny), nie gotuję (mąż je obiady w pracy a mi wystarczy byle co i tak funkcjonuję, ewentualnie coś zamawiamy). A co będzie, jak wrócę do pracy? Pomijając dylemat: żłobek czy niania, bo to temat na oddzielny, długi wpis. Kurcze, boję się trochę. 
Poza tym...wiecie..Michasia to grzeczne dziecko. Ostatnio pojawiły się u niej dwie jedynki i była trochę nieznośna..ale to trwało dwa dni i znów jest grzeczna jak aniołek. A jeśli drugie będzie jej przeciwieństwem?  Nie wyobrażam sobie siebie z, dajmy na to, żywiołową dwulatką i rozwrzeszczanym noworodkiem. I podziwiam szczerze te z Was, które dają radę. Niektóre z Was zapewne mają dwoje dzieci a do tego ogarniają chatę i obiady. Dziewczyny, szacun!. Jesteście wielkie.
Ja chyba nie dam rady i ostatecznie Misia zostanie jedynaczką. 
A szkoda, bo dzieci są cudowne. Nie myślałam nawet, że można kogoś tak bardzo kochać.

0
Dodaj komentarz

Dziś po raz pierwszy od porodu udało mi się wyjść samej z domu na dłużej niż dwie godziny. Byłam u fryzjerai wyglądam znów jak człowiek. Miałam już siebie dość takiej poczochranej. Z zazdrością przyglądałam się czasem innym mamom na spacerach-wymalowanym, ze zrobionymi paznokciami i  makijażem. Moje dziecko nie jest co prawda jakieś mega wymagające, ale kurcze...ja nie znajduję czasu żeby ułożyć sobie rano fryzurę. No nic-nowy blond położony, końcówki podcięte-mąż twierdzi że bardzo ładnie, a jemu nieczęsto zdarza się powiedzieć mi komplement po wizycie u fryzjera, więc musi być ok
Dziś po raz pierwszy Michasia zjadła na obiad papkę  zamiast 'cyca'. Dietę rozszerzałam powoli od jakiegoś czasu, ale do tej pory zjadała po kilka łyżeczek tego czy tamtego. Dziś, w związku z wyjściem 'cyca' do fryzjera tatuś dał dziecku ponad pół słoiczka. I przeżyłoA 'cyc' się martwił, że nic na pewno nie zje.
Ale zjadła, i to podobno ze smakiem. Z jednej strony się ucieszyłam, ale z drugiej...jakoś tak mi się smutnawo zrobiło. No bo jak to? to już będzie początek końca karmienia piersią? 
Dziewczyny, jakby mi ktoś po porodzie powiedział że będę Małą karmiła pół roku, to bym go wyśmiała( ale nie bezpośrednio po cc-bo śmiech wówczas troszkę bolał).  Zarzekałam się, że max 3 miesiące. A jeszcze spotkałam na swojej drodze lekarzy, którzy o przedłużającą się żółtaczkę Misi winili mój pokarm.... Eh, szkoda gadać. 
Miałam dziś napisać trochę o swoim porodzie, w ramach "terapii" i moich prób rozliczenia się z nim, więc może chociaż zacznę krótko, bo może jak to napiszę to mi w końcu trochę ulży. Będzie naprawdę krótko. 
Mam wielki żal do siebie, że wybrałam szpital, w którym zabierają dziecko od razu po cięciu i oddają po dwóch godzinach. Cięcie było zaplanowane z uwagi na położenie miednicowe córki, wiec nie mogę winy zwalić na nic innego jak tylko na swoją ignorancję w wyborze szpitala.
Mam wielki żal do siebie że nie sprawdziłam tak ważnej rzeczy i wybrałam szpital, w którym pracuje mój lekarz zamiast taki w którym dba się o kontakt matki z dzieckiem po porodzie. I żal jest tym większy, że szpital wybrałam ze strachu-bałam się trochę tej operacji i chciałam, żeby przeprowadził ją lekarz do którego mam zaufanie. Jednym słowem-straciłam  te ważne pierwsze chwile tylko dlatego, że obleciał mnie strach.
 Czuję, że ktoś zabrał mi dwie pierwsze godziny z życia mojej córki, a ja do tego dopuściłam.
Amen.
Nie pomogło Także do tematu porodu pewnie jeszcze nie raz wrócę.
Dobrego wieczoru i udanej niedzieli!

3
komentarzy
avatar
Pewnie usisz wrócić nie raz i nie dwa do zlych wspomnień, przetrawic to, po babsku obgadac parę razy... i przyjdzie czas na zamknięcie rozdziału moze przy kolejnej ciąży przejdzie i ważne jest to, co teraz, nie to co było i minęło, no nie? Pa!
avatar
A, mi tez lekarka mowila ze karmienie piersią moze przedłużać żółtaczkę nawet do 5 miesiąca, ale nie panikowala tylko kazala bilirubinę zbadać i spokojnie czekać. Poziom byl tylko lekko zawyżony.
avatar
Dzięki za dobre słowo
Tak...temat porodu to taka 'rysa' na moim szczęściu. Łapię się na tym, że zbyt często go rozpamiętuję mimo upływu czasu
Każdy mi mówi, że przecież powinnam się cieszyć że tak sprawnie poszło, że tak tą cesarkę ładnie zniosłam i szybko się podniosłam...a ja się biczuję w głowie za te nieszczęsne dwie godziny. No nic- zamiast'katować' bliskich -popiszę sobie czasem tutaj
Pozdrawiam ciepło.
Dodaj komentarz

Jutro moje dziecko skończy pół roku. Tato wziął wolne w pracy i mamy w planach małe świętowanie, więc pewnie nie znajdę czasu żeby coś napisać, więc piszę dziś.
To było bardzo dobre pół roku. Oprócz incydentu z przedłużającą się żółtaczką mogę napisać z czystym sumieniem, że dałyśmy radę. Mama w tydzień po cesarce pojechała na zdjęcie szwów a następnie do banku podpisać umowę kredytową. Kiedy Misia miała dwa tygodnie przeprowadziliśmy się do większego mieszkania, które (oprócz pełnej rodziny oczywiście) jest spełnieniem moich marzeń.  Latem zwiedziłam z wózkiem całą bliższą i dalszą okolicę-nigdy w życiu nie zapomnę tych spacerów. To było najpiękniejsze lato mojego życia. Autentycznie. Nigdy nie zapomnę tych spacerów po okolicznych parkach i tego, jak szukałam w nich w miarę ustronnej ławki żeby nakarmić córkę. Mimo, że w tym roku po raz pierwszy nie wyjechałam na wakacje, to nie zamieniłabym tego karmienia na ławce nawet na podróż do Ameryki, o której marzę od dziecka. Ale ostatnie wakacje"wyjazdowe" we wrześniu 2016 roku też zapamiętam-to z nich wróciliśmy już we troje, choć jeszcze o tym nie wiedzieliśmy Pamiętam, jak leżałam na plaży a naprzeciwko mnie opalała się dziewczyna w ciąży, chyba Angielka. Poczułam wtedy, że bardzo jej zazdroszczę ale jakoś tak bez 'żalu'. Czyżbym już wtedy czuła? 
Czasem jestem zmęczona( np. dziś). Michasia jest szczęśliwą posiadaczką dwóch jedynek, ale ślinienie się, wkładanie wszystkiego do buzi i ogóle marudzenie chyba zwiastuje ciąg dalszy. Dziś pół dnia musiałam nosić ją na rękach,bo odkładana  natychmiast marudziła. Cóż, nie będę ściemniać...padam na twarz. Ale mimo to, choć regularnie praktykującą katoliczką nie jestem, dziękuję Bogu za to szczęście które mnie spotyka. Dziękuję za mojego Męża, który w roli ojca doskonale się odnajduje. Może nie mogę się pochwalić , że wstaje w nocy do dziecka albo z radością myje jej pupę po kupie. Ale widzę, że wracając do domu natychmiast garnie się o zabawy z córką. Widzę, jaką przyjemność mu sprawia kiedy ją kąpie. A kąpiel Michasia bardzo lubi 
Czasem nachodzą mnie czarne myśli pod tytułem: " czy ona aby na pewno prawidłowo się rozwija"?? Wiecie, trochę straszą że te dzieci po cięciach to takie bardziej chorowite i w ogóle. Wtedy zastanawiam się czy na przykład nie za mało uwagi poświęca zabawkom. Czy półroczne dziecko bawi się zabawkami? Bo moje najbardziej lubi miętosić  puste opakowanie po chusteczkach albo wkładać sobie stopy do ust. Te wszystkie jaskrawe zabawki dla niemowląt szybko ją nudzą( a my mamy problem, co jej kupić na pół-urodziny). O pierdołach typu" dziecko sąsiadki już samo siada, a moje nie" nie będę nawet pisać.
A w poniedziałek w Warszawie spadł śnieg. To był pierwszy w życiu mojej córki śnieg A mój mąż już ogląda sanki...nie chcę go na razie martwić, że to dopiero za rok
Za kilka dni idę do mojego ginekologa sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Wiem, że nie będzie zachwycony...ale spróbuję go dyskretnie podpytać, kiedy możemy planować siostrę
Spokojnego wieczoru!

0
Dodaj komentarz

Dziecko śpi, mąż śpi-można poświęcić chwilę na pisanie.
Wczoraj byłam w swoim rodzinnym mieście, załatwiałam tam sprawę związaną ze spadkiem. Nie będę się tu rozpisywać, bo to dla mnie temat bardzo niewdzięczny i wywołujący najgorsze emocje. Spadek jest mocno problematyczny i chyba wolałabym go nie otrzymać, bo może być z tego więcej kłopotów niż ewentualnego pożytku. Nevermind.
Przy okazji odwiedziłam rodzinę i zostałam uświadomiona, że rozpuściłam swoje dziecko
I niestety obawiam się, że jest w tym trochę prawdy. Wiecie..Michasia jest dzieckiem noszonym na rękach. Mam czasem wrażenie, że noszę ją non stop. Usypia właściwie tylko przy piersi, ewentualnie na spacerach. Odkładana na matę zazwyczaj protestuje. Chwila zabawy jest możliwa tylko kiedy jestem obok niej. U mnie nie ma czegoś takiego, że mogę odłożyć dziecko i zrobić sobie śniadanie Efekt tego jest niestety widoczny-od porodu zrzuciłam już 20 kg nadbagaż plus dodatkowe 5 kg. Za każdym razem kiedy wchodzę na wagę, to widzę coraz mniejszą wartość więc tendencja nadal spadkowa. Moja babcia stwierdziła, że wyglądam jak kostucha(!). Choć zawsze byłam szczupła, to teraz zaczynam być po prostu chuda.
W każdym razie, mam mocne postanowienie poprawy. Będę zachęcała córkę, żeby trochę czasu spędzała sama ze sobą...a co z tego wyjdzie, to zobaczymy 
A propos mojej masy, to znaczną tendencję spadkową zauważył również mój ginekolog do którego wybrałam się kilka dni temu na wizytę, więc dostałam również skierowanie na badania krwi. No, i oczywiście było USG. Wszystko jest w najlepszym porządku-blizna w środku bez zastrzeżeń, jajniki podjęły już pracę( widziałam piękne "okazy" pęcherzyków), choć endometrium liche. Czyli w normie. Oczywiście zapytałam lekarza o ewentualną drugą ciążę.....Powiedział, że w takim przypadku jak mój( czyli wszystko w porządku po pierwszym cc) on zaleca odczekanie roku od porodu. Nie wiem, czy dobrze odczytałam jego słowa, może to nadinterpretacja, ale zasugerował powolne odstawianie dziecka od piersiw kontekście starania się o kolejną ciążę i braku miesiączki. Dał mi jeszcze 3 miesiące-jeśli okresu dalej nie będzie to mam się pokazać( piszę ku pamięci).
I teraz dylemat....Wiecie, nie byłam jakoś szczególnie zafiksowana na kp. Udało się karmić-ok, fajnie bo to zdrowe i w ogóle. Ale skoro już się udało...to może by jednak jeszcze trochę pokarmić? Myślałam, że jak zacznę córce rozszerzać dietę, to okres wróci a podobno tak wcale nie musi być. No nic-damy sobie jeszcze te 3 miesiące i zobaczymy.
Miałam coś jeszcze napisać, ale korzystając z tego że dziecko śpi muszę zrobić pranie bo już wychodzi z kosza na bieliznę. Może jeszcze dziś wrócę.
Dobrego dnia dziewczyny!!!

3
komentarzy
avatar
Witaj,
ja swój pierwszy okres po porodzie dostalam w momencie odstawienia synka od piersi. Mial 2,5 roku... Wcześniejsze starania były bezowocne. Od razu po pierwszej miesiaczce zaszlam w drugą ciążę.
Do tej pory myślę, czy powinnam była odstawic wcześniej synka, żeby zajść... Ale przeczucia mi podpowiadają, że ciąża nie była u nas ważniejsza od kp.
Teraz jestem 4 miesiące po porodzie i okresu brak. Chyba zapowiada sie powtórka z rozrywki.
Powodzenia!
avatar
Witaj,
no właśnie...przeczucia...
Mi podpowiadają, że jeśli się w miarę szybko nie zdecyduję na drugie dziecko, to później już się nie zdecyduję. Wystarczy spojrzeć, jak długo dojrzewaliśmy do decyzji o pierwszym dziecku. Ponadto, swoją rolę odgrywa tez wiek ( w grudniu skończę 33 lata). Gdybym miała dwadzieścia kilka, to pewnie bym inaczej do tego podeszła, ale nie mam;/ Póki co pozostaje nam czekać, bo córka ani myśli odstawić się od piersi śmiejemy się, że sabotuje nasze działania
Pozdrawiam!
avatar
Ja mam 34 lata a jeszcze planujemy trzecie, więc też troche bym chciala już

Synka nie potrafiłam odstawic. Po prostu nie wiedzialam jak sie do tego zabrac. Na szczescie sytuacja zmienila sie z dnia na dzien - zachorowalam i natychmiast trzeba było wziąć leki niekompatybilne z kp. To byla wielka ulga dla mnie, bo moglam wyjasnic dziecku dlaczego od dzis nie bede mogla go karmić.
A co do decyzji o pierwszym dziecku - my podjelismy ją 7 lat po slubie. Czasem nie warto sie spieszyc, tylko dojrzec
Dodaj komentarz

Dzisiejszy dzień zaczął się nerwowo. Nie będę opisywać bo to w sumie nic takiego-marudzenie półrocznego dziecka jest przecież niczym szczególnym. Ale ja oczywiście już się zdenerwowałam i napisałam do męża sms-a, że drugiego dziecka nie będzie! Koniec, nie chcę!
O tym, jaka to była beznadziejna, szczeniacka reakcja z mojej strony przekonałam się bardzo szybko. Wystarczyło wejść na Belly.
Jest tam wątek dla dziewczyn, którym badania prenatalne wykazały jakieś nieprawidłowości. W większości jest to wątek szczęśliwy, bo w przeważającej liczbie przypadków okazało się że dziecko jest zdrowe. Ale niestety nie w 100%.
Na tamten wątek zajrzałam po raz pierwszy dokładnie rok temu, pod koniec pierwszego trymestru ciąży. Po wynikach testu PAPP-A. Ryzyko pośrednie. POŚREDNIE. Jeden do siedemset coś Zespół Downa. Wskazania-wykonanie testu nieinwazyjnego. Na drugi dzień byłam już po pobraniu krwi do NIFTY. Lżejsza o lwią część wypłaty, zalana łzami czekałam tydzień. Wynik -prawidłowy, zdrowa dziewczynka. Łzy szczęścia na korytarzu w przychodni.
I kiedy czytam, że u kogoś łzy pojawiły się po wyniku nieprawidłowym, to dławi mnie w gardle. Życie jest niesprawiedliwe. 
Trzymajcie się dziewczyny, będę się za Was modlić. 
A ja obiecuję, że nie będę więcej przeklinać w myślach płaczu dziecka. Postaram się z całych sił.
A w następnej ciąży, o ile w ogóle będzie mi dana, zrobię tylko USG genetyczne i od razu NIFTY. To już ustaliliśmy z mężem rok temu. Nie chcę więcej przechodzić takich wątpliwych atrakcji, tylko dlatego że jestem po trzydziestce i mam za wysoki poziom bety (wtedy właśnie beta tak mi popsuła statystykę, mimo wzorowego USG).
Spokojnego dnia!

1
komentarzy
avatar
Ja też składam takie obietnice i mam zal do siebie za chwile zmęczenia... tak bywa. A stres nieziemski mialam w pierwszej ciąży, przez czynną toksoplazmozę... zaraz nam sie smutno zrobi, życzę ci weselszego wieczoru!!!
Dodaj komentarz

Dziś będzie krótko, chciałam tylko coś odnotować żeby nie umknęło.
Otóż, moja córka wyraźnie krzyczy MA-MA. Wiem, wiem, że to nie jest jeszcze świadome, ale to naprawdę brzmi jak"mama".
Codziennie przekomarzam się z nią i proszę:" Michasia, powiedz 'mama'" i zazwyczaj dostaję tylko piękny uśmiech w zamian. Wczoraj, na chwilę zostawiłam córkę z tatą, bo-sorry, że to piszę- ale miałam już serdecznie dość. Oddałam ją ojcu i wyszłam z pokoju. I nagle słyszę rozdzierąjący krzyk "MAMA"!!!! Także tak
Dobrego dnia, Miłe Panie!
P.S. Dziś jest w Warszawie piękna zima. Byłam z córką na spacerze w parku, wokół ani żywej duszy.  Mamy z Grochowa, co z Wami??

4
komentarzy
avatar
A smogu sie nie boicie?
avatar
Eee tam...nie boimy się. Poza tym, moja półroczna córka-mała-terrorystka praktycznie zupełnie odpuściła sobie dzienne drzemki i śpi na spacerach tylko. W domu to max 20 minut i się budzi.
Także trochę mnie sytuacja do spacerów zmusza. Co prawda wyglądam jak bałwan sunący po śniegu z tym wózkiem, ale czego się nie robi dla snu dziecka
avatar
hej azzurra mam pytanie w sprawie gaworzenia twojej córki. Moja też dużo się uśmiecha, ale z tym gadaniem to coś nie bardzo. Tez ma pół roku i czekam że powie mama. napisz coś więcej jak to jest z tym ,,gadaniem'' u twojej Małej:0 pozdr z Zakopanego u nas dużo śniegu, powoli sezon narciarski z czego się cieszę
avatar
Hej Moja córka wydaje raczej nieartykułowane dźwięki typu" oooee", "giee" albo -najlepsze-" ejjjj!!" Zależy od humoru, tudzież stopnia desperacji. Także to ostatnie "MAMA" traktuję raczej jako przejaw mega desperacji niż świadome wołanie mamy Myślę, że nasze półroczniaki mają jeszcze duuuużo czasu na gaworzenie i naukę mówienia. Póki co pozostaje nam dużo mówić do swoich dzieci i nie przejmować się tym, że inne dzieci już robią to czy tato w tym wieku. Moja np. jeszcze nie siedzi, a zewsząd czytam że większość już tak. No i co z tego?
Dodaj komentarz

Wczoraj zielińska pisała w swoim pamiętniku o klapsach, dziś ja dodam dołujący wpis o tym, że jestem chyba najgorszą matką świata.
Nie wiem, jak pogodzić ze sobą dwie szkoły wychowywania dziecka. Szkoła nr 1 mówi: " nie noś, bo przyzwyczaisz" albo" zostaw ją, niech się wypłacze". Szkoła nr 2 mówi: "dziecko potrzebuje Twojej bliskości i tulenia-noś jak najczęściej" i " nigdy nie zostawiaj płaczącego niemowlaka, bo robisz mu krzywdę".
Do tej pory byłam twardą zwolenniczką szkoły na 2. Tylko, że do tej pory moje dziecko było wzorowe-mało płakało, dużo spało. To się zaczęło zmieniać z dnia na dzień-może to zęby, albo jakiś skok rozwojowy( nie znam się na tym temacie, może być jakiś skok w tym wieku dziewczyny?). Nie wiem. Wymaga noszenia non stop, tudzież domaga się piersi i tylko pierś jest uspokajaczem. Ja nie gotuję, nie sprzątam- wczoraj po południu uświadomiłam sobie że zapomniałam umyć zęby, co nie zdarzyło mi się odkąd Misia skończyła dwa tygodnie. Moje menu to parówki z lodówki z ogórkiem kiszonym, ewentualnie jogurt z ciastkiem. Powiecie, że przecież czasem śpi( np. teraz), więc sobie zrób coś ciepłego. Ehh...szkoda tylko, że moją córkę budzi nawet odgłos otwieranej mikrofalówki, nie mówiąc o tłuczeniu się garnkami
Do czego zmierzam..nie potrafię zostawić córki płaczącej na dłużej niż minutę. Po prostu nie potrafię. Na koniec sytuacja z przed kilku dni...Godzina 14, stwierdzam że pora najwyższa na śniadanie, więc zostawiam córkę na macie i biegnę do kuchni. Otwieram parówki, wstawiam garnek z wodą-mała ryczy. Jestem twarda, mówię sobie-koniec,niech wyje muszę coś zjeść. Ryk. biorę dziecko, odkładam do łóżeczka daję buziaka i grającego misia. Oddalam się-wycie. W końcu ugotowałam te parówki, zjadłam już z nią na kolanach. Parę godzin później zadzwonił domofon. "Dzień dobry, tu dzielnicowy, czy może mnie Pani wpuścić?". Oblała mnie fala gorąca. No żesz kurde ja pitolę, sąsiedzi na pewno zadzwonili że dziecku dzieje się krzywda. Na pewno. Widzę przez wizjer dwóch policjantów, otwieram wystraszona, cała czerwona, w głowie szykuję jakieś usprawiedliwienie, ręce się trzęsą. Miły Pan dzielnicowy pyta o jakiegoś Pana o obco brzmiącym nazwisku, który wynajmował mieszkanie obok. Uffff...nie znam Pana. Kamień z serca.
Kocham swoje dziecko najbardziej na świecie. Łzy mi stają w oczach, kiedy płacze. I boję się strasznie, co będzie później. Jestem dość nerwową osobą. Czy uda mi się wytrwać w postanowieniu, że nigdy nie dam jej klapsa? Przeokropnie się boję, że nie
Spokojnego dnia.

2
komentarzy
avatar
Ja noszę zawsze, kiedy dziecko tego potrzebuje. Sama piszesz, że do tej pory tak nie bylo - czyli jest teraz cos, co sprawia, że tylko w Twoich ramionach czujesie bezpiecznie! Oczywiście czasem trzeba odłożyć, bo życie toczy sie dalej i trzeba chociażby zjeść, ale z doświadczenia wiem, że te marudne okresy dość szybko przechodzą!
avatar
No właśnie ja też wychodzę z założenia, że trzeba nosić i tulić, bo to przecież małe dziecko . I głupio mi, że mam czasem dość i najchętniej wysłałabym ją samą na spacer Odpukać, wczoraj już było zdecydowanie lepiej.
A że czasem trzeba coś zjeść-oj tam...w sumie to ja przecież bardzo lubię parówki:-) A do tego mamy w sąsiedztwie fajną knajpkę, gdzie za nieduże pieniądze można zamówić całkiem dobry obiad. Mój mąż twierdzi, że jestem po prostu leniwa bo nie chce mi się wykonać do nich telefonu I niestety ma trochę racji.
Pozdrawiam!
Dodaj komentarz

Nadeszła wiekopomna chwila...Bąbel zapakowany do wózka wyruszył z ojcem na niedzielny spacer a nie-idealna lecz też nie-najgorsza matka zasiadła do laptopa z kawą pod ręką i kotem pod nogami żeby w spokoju rozprawić się z tematem porodu. tematem, który trochę gdzieś tam cały czas uwiera i cały czas wywołuje mieszane uczucia. Mocno mieszane.
Wczoraj była u nas para znajomych-ludzie po czterdziestce, bezdzietni. I tak sobie rozmawiałam z koleżanką i od słowa do słowa, zapytała w końcu o tę kwestię. Doskonały humor prysł.
Ostatnio jak rozmawiałam z inną 'koleżanką" na ten temat to uświadomiła mi, że tak naprawdę to nie wiem, co to poród, bo przecież miałam operację ( i to na zimno) i tym samym skrzywdziłam na wieki wieków swoje dziecko ponieważ nie dałam mu tej dobrej energii na całe życie, którą daje bolesny poród siłami natury. Od tamtej pory staram się z nikim nie dzielić swoimi odczuciami...bo boję się usłyszeć po raz kolejny coś takiego. Bolało. Wolę już pisać tutaj.
Wczoraj koleżanka zapytała wprost, jak było. Więc odpowiedziałam, zgodnie z prawdą że całkiem nieźle
Kiedy wwieźli mnie już  na salę operacyjną i zobaczyłam tam chyba z osiem osób w kitlach, to myślałam że odlecę, autentycznie. Do chwili kiedy zobaczyłam swojego lekarza. Prowadził całą ciążę, więc poczułam się jakoś bezpieczniej. Znieczulenie i tniemy. Strach i zdrowaśki odmawiane w myślach. Wyszarpnięcie( oczywiście bezbolesne) Małej i chwila grozy. Boże, dlaczego ona nie krzyczy???? To był chyba najgorszy moment. Jezu, coś na pewno jest nie tak! Słyszę jakby 'uderzenie' i donośny krzyk mojej córki. Ufffff...Po chwili słyszę zachwyt pielęgniarek" ale śliczna !". Teraz wiem, że to stały repertuar służby zdrowia w tego typu sytuacji( niejedna kobieta po cc czy słyszy te słowa). I tekst mojego doktorka:" No wiadomo, że ładna wystarczy spojrzeć na mamę i od razu wiadomo po kim". Autentycznie tak powiedział Uśmiech na twarzy. Podchodzi neonatolog z Michaliną. " O 9.16 urodziła pani piękną córkę, 3845 waga, 57 cm wzrost, proszę się przywitać". Była słodka. Poczułam tylko ukłucie żalu, że tak szybko ją zabrali. Co jeszcze pamiętam z sali, to to że nad moją głową pani anestezjolog i pielęgniarka anestezjologiczna dyskutowały o swoich bliznach po cc-że tak szybko się pogoiły, że takie mało upierdliwe itp. Chyba chciały mnie pocieszyć Poczułam przez chwilę mega nudności-w ciąży żadnych nie było, ale za to na stole już tak. Do dziś nie wiem, jak to się stało że nie odleciałam..zapewne wpuścili coś do tej kroplówki. Chwila moment, szycie skończone. Doktorek mówi, że wszystko pięknie poszło i"pa, pa niech Pani zbiera siły dla córeczki". Dwie godziny na pooperacyjnej. Samotne, długie dwie godziny. Najgorsze ze wszystkiego. Bólu jakiegoś szczególnego nie czułam( na to czas był dopiero kiedy ketonal opuścił me ciało) ale było mi tak strasznie przykro, że nie ma jej koło mnie. Padał deszcz, a ja patrzyłam tępo w zegar odliczając minuty, które przeklęte nie chciały szybciej płynąć. W końcu ten okropny czas minął i wywieźli mnie jak mumię z tej pooperacyjnej do mojej sali. Wjeżdżam z impetem a tam na fotelu siedzi mój mąż z moim kochanym dzieckiem. Trzymał ją w tym fioletowym rożku i coś do niej mówił. Chwila moment już jesteśmy we troje. Ja, co prawda leżąca z nakazem 'nie podnosić głowy!' obok jednak mój mąż podający mi córkę. Świat stanął w miejscu. I teraz płaczę jak to piszę, bo może stara i głupia ze mnie baba, ale chyba piękniejszej chwili w w życiu nie doświadczyłam. Na szczęście, moje pragmatyczne podejście do życia dało o sobie znać i zdołałam chwycić smartfona i walnąć kilka rodzinnych selfików. Mój mąż nie był chyba w stanie. Romantyczne chwile przerwała (nie pamiętam po jakim czasie) położna. Wpadła jak burza, chwyciła Małą i radośnie oznajmiła" no to karmimy!". Włożyła mojemu ukochanemu dziecku cyc do paszczy i...zassało Mimo tej nieszczęsnej cesarki i żółtaczki, która jeszcze dłuższy czas miała nam nie odpuścić. 
Do czego zmierzam...we wczorajszej rozmowie A. zapytała, czy źle wspominam. I wiecie co? Nie wspominam tego źle.
Ja wiem, że poród siłami natury jest lepszy-pod warunkiem że nie powikłany. Nie należę do tych matek, które usilnie będą przekonywać jaka ta cesarka cudowna. Ja się porodu siłami natury bałam całą ciążę. Poszłam na szkołę rodzenia, żeby oswoić lęk. Nie oswoiłam go. Kiedy w trzydziestym którymś tygodniu doktorek zawyrokował, że Miśka już się nie przekręci głową w dół i czeka mnie cięcie to, wybaczcie, ale nie poczułam zawodu. Odczułam ulgę. 
Wiem, że to nie zabrzmi dobrze i może być uznane za tchórzostwo, ale jeśli dane mi będzie po raz kolejny być w ciąży to ze spokojem podejdę do kolejnego cięcia. Bo nie taki diabeł straszny. Bo mam zdrowe dziecko i nie najgorsze wspomnienia z porodu i połogu. Bo uważam, że ten poród( czy też operacja, whatever) był dobry. 
AMEN

0
Dodaj komentarz

Dziś trochę o moim dziecku i trochę o tym, o czym zdałam sobie sprawę wczoraj.
Michalina ma 6,5 miesiąca. Mój mąż mówi o niej per 'komandos', a to dlatego że z pleców na brzuch obraca się z prędkością światła i jak burza pokonuje wszelkie przeszkody. Dlaczego przeszkody? Ano dlatego, że kiedy chce żeby pospała to muszę obłożyć ją poduszkami. A raczej poduszką-kojcem Motherhood, który został mi z czasów ciąży a teraz służy za 'gniazdo' dla córki. Jak tylko we śnie przebudzi się i przekręci na brzuch, to od razu jest koniec drzemki. Miśka zaczęła już pełzać. Na razie co prawda wokół własnej osi, ale zawsze. Guga jak szalona, buzia jej się nie zamyka. Cieszy się do wszystkich-potrafi zaczepić uśmiechem kasjerkę w markecie, tudzież przypadkowych przechodniów kiedy np. stoję czekając na przejściu. Ale na uśmiechu się kończy, bo jak tylko ktoś próbuje ją wziąć na ręce, od razu protestuje. Odkąd skończyła miesiąc, przesypiała noce. Latem bywało, że kiedy usnęła ok 21, to pospałyśmy do 9-10. Z jedną przerwą na karmienie, ok 4 rano. Teraz to się zmieniło. Kładę ją po kąpieli, tj.ok 19. Ok 22 jest pierwsza pobudka, ok 23 druga....później to już nie wiem, bo córka śpi ze mną w łóżku więc kiedy budzi się późną nocą, to sama się potrafi już dobrać do piersi, także przynajmniej tyle A właśnie...gdy jeszcze byłam w ciąży zarzekałam się, ze córkę nauczę spać w swoim łóżeczku. I jajco. Ona śpi ze mną w sypialni, mąż w gościnnym, a jej pokój robi za przechowalnię dla paprotek. Skoro jest nie używany, to wyłączyłam tam grzejnik i przestawiłam paprotki bo wiadomo że one ciepła kaloryferów nie lubią. Także tak.
A jeśli chodzi o mnie,to wczoraj sobie uświadomiłam że ze mną jest naprawdę źle. Nie wiem, czy jest jakaś jednostka chorobowa która polega na tęsknocie za byciem w ciąży. A ja tęsknię. Wspominam pierwszy test, pierwsze wizyty u doktorka, pierwsze USG. Z nostalgią patrzę na kobiety w ciąży. Przeglądam online ciuchy dla ciężarnych i żałuję, że takich fajnych nie było rok temu. Przypominam sobie, jak z wielkim brzuchem i bólem w pachwinach wstawałam kilka razy w nocy do toalety....i  na teksty mojego męża typu"biedna jesteś" reagowałam uśmiechem i odpowiadałam, że przecież jest super. Pamiętam, jak w 7 miesiącu zaczepił mnie w robocie mój dyrektor i pochwalił, za to że twarda ze mnie sztuka że jeszcze tu jestem. A ja chodziłam do pracy, bo czułam się doskonale. Pamiętam pierwszy kwietniowy weekend, kiedy z wielkim brzuchem wyruszyłam na spacer do centrum handlowego i wracałam już prawie ze łzami w oczach, takie miałam spuchnięte nogi .Pamiętam, że wtedy kupiłam córce piękny kocyk, w którym ma swoje pierwsze zdjęcie. I dużo innych rzeczy pamiętam.
Chciałabym być jeszcze raz w ciąży.

Dobrego dnia!

3
komentarzy
avatar
Co to za smutki na końcu?? Przecież możesz być jeszcze w ciąży
avatar
Naczytałam się na Ovu historii dziewczyn..jakie mają problemy, jak walczą czasem latami o dziecko i doszłam do wniosku, że poczęcie dziecka w dzisiejszych czasach graniczy z cudem:/ Jakieś mnie takie zniechęcenie dopadło i czarnowidztwo.
avatar
Rzeczywiście, historie z ovu, czy belly potrafią zdołować. Tych dobrych się chyba po prostu tak nie zapamiętuje, jak tych złych... Ale jak gdzieś na was jakiś maluszek jeszcze jeden czeka, to przyjdzie wcześniej czy później Ja czasem opowiadam mojemu małemu bajkę, jak to był małym okruszkiem, pyłkiem tułającym się po świecie i szukającym dla siebie domku, i wszędzie zaglądał i się zastanawiał, co wybrać na swój Dom i swoją rodzinę, aż w końcu trafił do nas Pozdrawiamy!
Dodaj komentarz
avatar
{text}