avatar

tytuł: nie mam pomysłu na tytuł:)

autor: Azzurra

Wstęp

about me

O mnie:

Jeszcze 32 latka. Od maja 2013 żona fajnego mężczyzny. Od maja 2017 mama Michasi. Przyjezdna mieszkanka stolicy, z ustabilizowaną sytuacją zawodową i własnym kątem. I kotem;) Edit: mam już 33 lata

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Dobrą. Chciałabym wychować córkę na szczęśliwego, świadomego swojej wartości człowieka. Chciałabym, żeby swoje dzieciństwo wspominała tak dobrze, jak to tylko możliwe. Dużo lepiej, niż ja wspominam swoje.

about me

Moje dzieci:

Michasia, która za kilka dni skończy pół roku. Póki co grzeczne, nie chorujące dziecko, które duuużo częściej się śmieje niż płacze. Chciałabym, żeby tak zostało. I chyba chciałabym, żeby miała kiedyś siostrę lub brata;) Edit: Michasia za kilka dni skończy rok, a ja jestem w 8 tygodniu ciąży:)

about me

Moje emocje:

Chciałabym, żeby sielanka( względna, bo chyba nie ma dzieci i rodziców idealnych) trwała jak najdłużej. Wierzę, że więcej przed nami dni pięknych i dobrych, niż smutnych. Jestem szczęśliwa, że udało się zajść w bezproblemową ciążę i urodzić to śliczne, zdrowe dziecko. Edit: czekamy na kolejne śliczne i zdrowe dziecko;)

Popełnię drugi wpis tego samego dnia, ale sytuacja mnie usprawiedliwia.
Bergamotko, dziękuję Ci za dobre słowo, ale niestety waga się nie pomyliła Młoda waży 7500, a to dużo za mało. Byliśmy u lekarza,  pediatry z bardzo dobrymi notowaniami, który celnie określił: "jest chuda jak szczapa". Cytat autentyczny. Do tego nawet nie musieliśmy mówić z czym przyszliśmy, bo to celne spostrzeżenie wyraził jeszcze zanim na dobre zdążyliśmy usiąść.
Co do zaleceń. Zamiast porannego cycka- kaszka na mm. Drugie śniadanie zostaje, czyli kaszka bezmleczna z owocami. Zamiast zupy i drugiego dania-dwa drugie dania mięsne. Zamiast popołudniowego cycka, słoik deserkowy czyli owoce z twarożkiem/jogurtem. W międzyczasie jogurcik. Na moje pytanie, czy aby nie za dużo tych słodkości odpowiedź lekarza" a chce pani ją jeszcze odchudzić?". Kurw@, koszmar jakiś. Przepraszam co wrażliwsze jednostki za bluzgi, jeszcze się powtórzą, wybaczcie Kolacja( kaszka bezmleczna+ cyc) to jego zdaniem dramat. Na kolację Sinlac. Czyli mam odstawić córkę od piersi, po prostu. Przy okazji lekarz zdiagnozował też mnie, stwierdzając że wyglądam na niedożywioną. Może i racja, bo w sumie jeśli mam być szczera to jem całe gówno. A moja córka z mlekiem matki to gówno dostaje, i efekt mamy jaki mamy. Skąd niby w moim mleku mają znaleźć się składniki odżywcze? z parówek? 
Poza tym w końcu uświadomiono mi, że ośmiomięsieczne dziecko powinno już w nocy spać, a nie budzić się kilka razy szukając smoczka, czyli mojej piersi. Podobno ten Sinlac ma pomóc załatwić sprawę...zobaczymy.
Pierwsze co pamiętam z dzieciństwa(oprócz kłótni i wrzasków rodziców) to to, jak wmuszano we mnie jedzenie. Byłam niejadkiem i, tak jak moja córka, masą nie imponowałam więc mama próbowała mnie podtuczyć. Pamiętam, że nienawidziłam jeść. Przeszło dopiero jakoś w okresie dojrzewania. Myślałam, że uniknę tego jako rodzic, dlatego przy pierwszych oznakach zniechęcenia Miśki przy jedzeniu odpuszczam. Widocznie robię źle.
Do tego dostaliśmy od pana doktora ochrzan, że żadne z nas nie wpadło na pomysł pójścia z dzieckiem do neurologa( byliśmy w pierwszym miesiącu życia Miśki  i wtedy było ok). Jego zdaniem to bardzo źle, że córka sama staje a jeszcze stabilnie nie siedzi. Kwalifikuje się na rehabilitację.
Wiedziałam. Jestem skończoną kretynką, bo słuchałam tylko opinii "ma jeszcze czas". Otóż nie, nie ma czasu. 
I na koniec-Miśka ma zaczerwienione gardło. Czyli Tantum verde cztery razy na dobę. Ale to już kurw@ przecież pikuś.
Czuję się, jakby ktoś mnie z placka strzelił w pysk i wybudził ze snu. A śniło mi się, że mam zdrowe dziecko.

I jeszcze na koniec, bo nie śpię. 

Jeśli będzie kolejne dziecko( a nadal nie mam okresu, więc wątpliwe) to niniejszym zapisuję i oświadczam, że od początku dam butlę z mm. Po co mi to było? Po co ta walka po cesarce, po co stawanie na głowie żeby córkę karmić piersią? daję sobie głowę uciąć, że na modyfikowanym jej waga byłaby ok. Dałam sobie wmówić, że kp najlepsze jest. No to mam. Michasia urodziła się się 3845, czyli jak na dziewczynkę całkiem duża. A później był spadek, a raczej jebnięcie o glebę bo przy wypisie ważyła 34-coś .Dokarmianie i walka o kp. Po miesiącu uważałam się za Panią Życia, bo dziecko odrzuciło butelkę i przez kilka miesięcy karmiłam. A teraz, jak jest już całkiem słusznym niemowlakiem, to kurw@ się okazuje że dałam dupy bo dziecko jest zabiedzone. Miałam rację, kiedy zerkając na inne dzieciaczki w tym wieku moja wydawała mi się jakaś taka szczuplutka. Ale nie, wszyscy się tyko śmieją że wdała się w mamusię, takie długie chucherko. A ja ją po prostu na tym cycku głodziłam.

Pisałam ostatnio, że chciałabym wrócić do pracy. Chciałabym. Tam czuję, że mam jakąś"władzę". A jak coś spierdzielę, to szukam wyjścia. A jeśli go nie ma, to przynajmniej załatwiam sobie miękkie lądowanie.Praca wymaga ode mnie twardej dupy. Taki ze mnie typowy korposzczurek warszawski.
 Michalina wymaga dużo więcej. 7,5 kilograma z czterema zębami przewartościowało moje życie na tyle, że jest prawie 4 nad ranem a ja czytam jak podtuczyć dziecko 


I jeszcze na sam koniec, dla zielińskiej
kiedyś pytała mnie czego słucham:
https://www.youtube.com/watch?v=SKk6Dn9gLic
https://www.youtube.com/watch?v=1YtRuAd7ti4
https://www.youtube.com/watch?v=WupYyRFevzM
a to jest coś, co nauczyłam się śpiwać córce, choć rosyjskiego uczyłam się tylko w szkole. A Misia przy tym zasypia
https://www.youtube.com/watch?v=P3VL2WYTHuk

3
komentarzy
avatar
A na jakim centylu Michasia ma obwód główki? Bo z kolei słyszałam tez od naszego pediatry, że te centyle- waga i główka powinny się mniej więcej zgadzać. I to jest ważniejsze od zgadzania się wzrostu i wagi. Tłumaczył mi to, jak się martwiłam, że mój Wojtuś ma taki wielki łeb Będzie dobrze Azzurra, trzymam kciuki za podtuczenie, spróbuj z bananami- podobno bardzo kaloryczne i niewiele trzeba wcisnąć, żeby zrobiły masę, pozdrawiam
avatar
Nadenerwowałaś się przez te dni... Azzurro, tylko spokój nas uratuje - nas, czyli matki. A lekarze zwykle są o do rozbicia o kant dupy, za przeproszeniem. Nie idziemy do nich, żeby się na nas wyżyli i nakrzyczeli i pokazali jaką to oni mają władzę, a myślę, że to ich czasem kręci, jak widzą zdenerwowaną matkę z dzieckiem, to dawaj na nią wsiąść, postraszyć, pokazać swoje wielkie ego, zamiast zwyczajnie i profesjonalnie udzielić rady.
A podchodząc spokojnie do tematu wagi, i podtuczania, to masz rację - nie o cukier chodzi. Owoce - tak, banany jak najbardziej, kaszki też, możesz też już spokojnie próbować kaszy jaglanej - zwykłej, tylko ją jeszcze na razie zblendować po ugotowaniu. Hipp ma dobrą kaszkę jaglano - kukurydzoano - ryżową. Możesz też próbować owsianki - ja robiłam na wodzie, potem dodać mleko modyf. w proszku i do smaku starte jabłko. Na obiadek do zupki dodać kaszę gryczaną, białą, jest delikatniejsza. A kasze są kaloryczne. Gdzie się da dodawaj łyżeczkę masła czy oliwy, czy oleju rzepakowego, tego tłoczonego na zimno. Sinlac jest dosyć drogi i jest produktem specjalistycznym w diecie dzieci z alergiami i nietolerancjami, równie dobrze można go zastąpić kilkoma różnymi rodzajami kaszek zbożowych, wielozbożowych - dla dziecka im większa różnorodność, tym lepiej.
I wiesz co? O cyca się nie martw. W sumie lepiej powoli już odstawiać, bo im starsze dziecko, tym trudniej od czegoś odzwyczaić Ja sobie w brodę pluję, że smoczka Piotrusiowi nie zabrałam szybciej, teraz to z nim chyba do szkoły pójdzie...
I to wcale nie jest takie proste, że syta kolacja na noc = przespana noc, nie ma się co nastawiać. To najwyżej argument dla ciebie, żeby w nocy nie dać się namówić na kolejne karmienie, jak chcesz odstawić. Ale jak chcesz jeszcze w nocy pokarmić, to ma to dwa plusy: nocny pokarm jest bogatszy w wartości odżywcze i tuczące i to jest dobry sposób na spokojne wygaszanie laktacji.
I wiesz: ty znasz najlepiej swoją córkę - wiesz, co będzie dla niej dobre. I ona zna ciebie - jak zaczniesz się denerwować jej jedzeniem, to mała to wyczuje i też będzie nerwowa.
Uff, kończę elaborat, ale spoko - jak coś mi do głowy przyjdzie i się przypomni, na pewno dam znać, hehe
Powiem ci jeszcze tylko, że mój Piotrek w pierwszych miesiącach był w bardzo dolnych rejonach siatki centylowej i przybierał tez w dolnych granicach normy, ale lekarka nie naciskała na mm, miałam karmić piersią, badała tylko parę razy poziom żelaza, wit. D. Bo jednak to jest dla dziecka dobre mleko, a każde przybiera w swoim tempie - tak mówiła. W końcu ja sama z nerwów zmieniłam karmienie na butelkowe i tylko w nocy jeszcze dawałam moje - bo to jednak wygodniej. Chodzi mi ogólnie o to, żebyś spokojnie posłuchała swojej intuicji. Trzymaj się!

A na kiedy masz neurologa?
avatar
I dzięki za piosenki!!! To myślę, że to znasz też to To ode mnie dla ciebie! Pa!
https://www.youtube.com/watch?v=dp2po8HRC6k
Dodaj komentarz

Podtuczania Miśki dzień 2.
Mój mąż wykupił chyba cały zapas deserków Hipp-a oraz Sinlacu ( 3 opakowania) w pobliskim Rossmanie
Bergamotko, no niestety ale główkę Michalina ma w okolicy 97 centyla, czyli tak jak wzrost. Jeśli patrząc na te bardziej zaawansowane siatki(obliczające np. BMI dziecka) to Mała wypadła poza normę Ja pierdzielę, jak mogłam do tego dopuścić.
A co do lekarza...jak mi minął pierwszy szok i histeria, to przyznałam mężowi rację że jednak doktor okazał się ok. No bo co on mi takiego powiedział? Że dziecko jest chude, i trzeba je podtuczyć. Wypytał mnie jak uczniaka, co dokładnie je Michalina. Dosłownie czułam się jak na przesłuchaniu-skład podawanych zupek, dań, kaszek, częstotliwość karmień piersią itp. Ogólnie stwierdził, że Misia wygląda OK ale jest zbyt szczupła. Mój mąż przytomnie zauważył że gdyby widział jakiś dramat, to na pewno skierowałby córkę na jakieś badania, a nic takiego nie zrobił. Podobnie z tym neurologiem. Kiedy powiedział, że Michalina powinna już siedzieć to ja oczywiście zaczęłam się tłumaczyć, że to"cesarkowe" dziecko itd.itp. Pan doktor stwierdził, że na tym etapie to już nie ma żadnego znaczenia a słabe mięśnie dziecka to raczej efekt nieodpowiedniego zajmowania się nim nie mającego związku z porodem.I tak wspólnie doszliśmy do tego, że( najpewniej) wynika to z faktu, że przez kilka pierwszych miesięcy Misia spędzała czas głównie w wózku na spacerach i na rękach, zamiast na macie. Czułość, czułością ale dziecko ćwiczyć musiało a nie tylko u mamusi na rączkach bo tak lubi. Ale podkreślił, że specjalistą nie jest (jest dr nauk medycznych pediatrą i alergologiem), więc odesłał do neurologa. I słusznie.
Jeśli chodzi o karmienie piersią, to tej feralnej przedwczorajszej nocy nie karmiłam wcale, usypialiśmy ją na rękach kiedy się budziła. O 5 rano dostała kaszkę i przez cały dzień tylko "normalne"posiłki. I wiecie co? Wczoraj ok 19 jak przyszła pora wieczornego karmienia to ze zdumieniem odkryłam że mam puste piersi. Dotąd tak nie było. Kiedy stopniowo odstawiałam kolejne karmienia, to przez kilka dni czułam że w godzinach kiedy powinnam karmić piersi  są obolałe i pełne mleka. Idąc tym tropem, wczorajszego wieczoru powinny mi pękać z nadmiaru. Nic takiego nie nastąpiło.Więcej, piersi po kilkunastu godzinach nie przystawiania dziecka były takie"wyciśnięte", jakbym dopiero co karmiła. Normalnie Sahara. Także chyba mi nie grozi problem z nadmierną laktacją Liczyłam, że będę karmiła min. rok. Nie urodziłam tak jak powinnam, to liczyłam że chociaż zgodnie z zaleceniami będę 12 miesięcy karmić. Ale nie kosztem zdrowia dziecka, kurde

Co do neurologa, to zabawna historia. oczywiście po wyjściu od pediatry pierwsze kroki skierowałam do recepcji przychodni i umówiłam Małą do neurologa na następną środę. W domu poczytałam jednak opinie o tej pani doktor. Nie są najlepsze, delikatnie rzecz ujmując. No więc zadzwoniłam na infolinię mojej opieki zdrowotnej( mamy całą rodziną pakiet ode mnie z pracy) i poprosiłam o umówienie neurologa dla dziecka w Warszawie. Nie minęło 15 minut, dostaję sms z informacją że umówiono mnie na ten piątek, blisko domu(wow!) na 10.40( super! jazda w korkach warszawskich to przecież katorga). Problem taki, że w dalszej części sms padło nazwisko dr D.-U., czyli tej samej do której już byłam umówiona na środę Czyli negatywne opinie skutkują tym, że do tej lekarki problemów z terminami nie ma
No więc aktualnie poszukuję innego lekarza, być może wybierzemy tą u której byliśmy z Małą po urodzeniu. 220 złotych boli, ale co tam:/ Najwyżej będę jadła tańsze parówki 
Bardzo Wam dziękuję dziewczyny za wskazówki. Banany pod każdą postacią już na stanie( na całej Pradze nie ma już ani jednego słoika z bananami chyba, bo wszystkie są w mojej kuchni ) kasza gryczana też jest. Tą Hipp, o której pisze zielińska już dawno kupuję, bo Mała ją bardzo lubi.
Macie jakiś pomysł, jak napakować mm dziecku bez-butelkowemu? Bo Michalina po incydencie z dokarmianiem na początku swojego życia, totalnie odrzuciła butelki/smoczki. Wodę podaję z Doidy Cup-co prawda próbuje sama, ale pół wylewa. Ewentualnie robi" grrr"-płukanie-gardła ale zawsze coś tam wpadnie. Ale jakoś podawania mm w nocy tym sprzętem' nie widzę'. Po każdym piciu ją przebieram, więc wolałabym tego uniknąć w nocy-nie z lenistwa, tylko żeby się nie rozbudziła.
Eh, życie matki to nie je bajka

2
komentarzy
avatar
Azzurro, cieszę się, że spokojnie i chyba nawet optymistycznie podchodzisz do tematu. Grunt to działać, co nie?
Moja Maja też nie piła nic z butelki ze smoczkiem, wypluwała i koniec tematu, a jak rozszerzałam jej dietę i zaczęłam dawać mm, to zaakceptowała butelkę z ustnikiem, taki niekapek, z którego jednak trochę kapało, ja trzymałam razem z nią. A z nocnych karmień, jako ostatnich cyckowych zrezygnowałam około 10 miesiąca i wtedy już nic w nocy nie dostawała. Może musicie pokombinować z kubeczkami? Albo nie dać małej pić samej?
Kurcze, cieszę się naprawdę , że masz ten optymizm!!! Trzymam za Was wszystkie kciuki!!!

Ps. Tak się jeszcze dziś zastanawiałam a propos muzyki, czy przypadkiem znasz i lubisz Micromusic? To ostatnio moje odkrycie, a zwłaszcza "Tak mi się nie chce", nosz samo życie ))
avatar
Azzurko, daj znać, co wymyśliłaś z mlekiem, pojawiło się znowu? Bo jak mała nie chce w żaden sposób mm, to co tu zrobić?!
Dodaj komentarz

Miałam napisać jutro, ale skuszę się na wpis dzisiaj żeby nie uleciało mi nic z dzisiejszej wizyty u neurologa.
Zdecydowaliśmy się z mężem na wizytę dziś u tej pani doktor ze słabymi opiniami( bo bezpłatna) a swoją drogą udało się umówić wizytę u innej pani doktor na jutro.
Wizytę rozpoczęliśmy od standardowego "dzień dobry" i to był chyba jedyny dobry moment. Pani doktor zapytała, z czym przychodzimy no więc ja jej mówię że córka ma 8,5 miesiąca i nie siedzi. Nie badając Małej lekarka sklasyfikowała ją jako dziecko z problemami neuro-rozwojowymi. Dostało się mi za to, że nie zauważyłam nieprawidłowości wcześniej. Dostało mi się, za wybór szpitala do porodu, dostało mi się za fakt, że mała stoi a nie siada sama( mam absolutnie na to nie pozwolić!). Padło hasło "niedotlenienie". na moje pytanie"kiedy?" odpowiedź pani doktor" a ja wiem, może przy poczęciu?". Kurw@.
Pani doktor zapytała mnie, czy ja w ogóle nic nie czytam że nie wiem, że dziecko powinno siedzieć mając sześć miesięcy. Na to mój mąż odpowiedział, że normą jest że siadają też później-tyle wyczytaliśmy. Na to pani doktor:" a czy to Państwa pierwsze dziecko"? No tak, pierwsze. Nie mogła w to uwierzyć. Mam 33 lata,  a zostałam potraktowana jak matka która na skraju wieku rozrodczego decyduje się na prokreację. A swoją drogą, gdyby nawet, to jasna cholera co ją to obchodzi? Zwróciła uwagę, że dziecko ma spłaszczoną głowę(????). Jezusie, Maryjo, to już było dla mnie za dużo.
Mój mąż wytknął jej impertynencję i brak podejścia do pacjenta. Bardzo dosadnie, aczkolwiek kulturalnie. I wiecie co? Babka dopiero wtedy pokusiła się o zbadanie Małej i stwierdziła, że w sumie to wszystko ok, tylko ktoś powinien pokazać jak raczkować z tyłkiem do góry i Misia nadgoni. Nie potrzebna nawet rehabilitacja, a jedynie instruktaż jak samodzielnie ćwiczyć z dzieckiem. Ponadto stwierdziła, że śliczna, uśmiechnięta dziewczynka i bardzo ładnie mówi.
Kończąc temat tej dramatycznej wizyty napiszę tylko tyle, że w necie można znaleźć opinie rodziców o tej lekarce identyczne jak ta, którą my jej wystawimy. Czyli zero empatii, zero podejścia do dzieci. Gdybym trafiła na nią tuż po porodzie, to usłyszawszy to wszystko potrzebowałabym hospitalizacji. Psychiatrycznej.  Absolutnie żadna mama nie powinna do niej iść sama z dzieckiem, tylko i wyłącznie w towarzystwie ojca!
A co do karmienia Małej...Niestety, mm nie wchodzi w grę. Pluje nim na odległość. póki co daję dwa razy dziennie kaszkę na mm. Zjada mniej więcej 1/4porcji przewidzianej dla jej wieku. Sinlac to jakiś dramat. Michalinka płacze kiedy ją nim karmię. Wyje, a ja wyję razem z nią. Kurw@, nie myślałam że kiedyś będę musiała łaskotać swoje dziecko żeby otworzyło w uśmiechu buźkę, a ja jej na chama wciskam wtedy żarcie. Boże, za jakie grzechy? Przecież to dziecko się kurw@ męczy przy tym tuczeniu, cholera jasnaZjada ładnie obiadki i deserki. 
W piersiach pustka. Totalne zero. Wiem, że laktator to nie jest najlepszy miernik, ale... kiedy przystawiam Misiędo piersi to po pierwsze nie słyszę przełykania. Po drugie, karmiąc nie widzę, żeby z drugiej leciało( a zawsze tak było). Po trzecie, czuję że jest pusto. Bo jest. Niech sobie mądre głowy piszą co chcą, ale pokarm zanikł. W poniedziałek mamy wizytę u naszej pediatry, niech mi powie co robić. Bo ja nie wiem. Wiem tylko, że  mleka w piersiach to ja nie mam i nikt mi nie wmówi, że jest.
Edit: Już po wizycie. Pani doktor stwierdziła, że Michalina jest zupełnie zdrowym dzieckiem z prawidłowymi odruchami. Czasem tak bywa, że dziecko przeskakuje pewne etapy( siedzenie) a szybciej osiąga inne(stanie). Pani doktor pokazala, jak zachęcić dziecko do raczkowania przytrzymując bioderka. Brak wskazań do rehabilitacji czy dalszej diagnostyki.

Jak tylko trochę się prześpię ( znów nie zmrużyłam oka) i wyleczę rozwolnienie, które zafundowała mi wczorajsza lekarka opowieściami o niedotlenieniu, opóźnieniu w rozwoju i spłaszczonej głowie mojego dziecka to nie omieszkam wystawić opinii celem ostrzeżenia innych rodzicow.
Dobrego dnia i weekendu

1
komentarzy
avatar
Wystaw opinię, wystaw. Pomijając te niepotrzebne nerwy, to cieszę się, że z waszą córcią wszystko dobrze! I wydaje mi się, że tak jak ma swoje tempo rozwoju ruchowego, tak też ma swoją przemianę materii i karmienie na siłę nie jest jej potrzebne, i trzeba tu po prostu "wrzucić na luz", w sensie nie machnąć ręką tylko po prostu nic na siłę. Wychodzi na to, że Michasia jest zdrowym, dobrze rozwijającym się dzieckiem a mówią, że zdrowe dziecko nie da się zagłodzić )) Poza tym dzieci mają skoki apetytu, mają czas, kiedy jedzą wszystko (no, może oprócz Sinlacu, hehe) a potem mają w nosie tyle jedzenia. Może zęby swędzą? Czasem pomaga dawać jedzenie nie podgrzewane, nawet trochę schłodzone w lodówce, na obolałe dziąsła to lepiej działa. Ja to widzę tak, że Misia sama wybiera, ile zje, ale twoja rola, Azzurko, jest taka, żeby nie dawać jej nic, co by było niepotrzebnym zapychaczem, co by zmniejszało apetyt na "główne" dania. Po roczku będzie znów szły na wizytę, to sprawdzicie u lekarza znów siatki centylowe, no i przecież obserwujesz swoją córcię cały czas, jakby cokolwiek cię niepokoiło, to na pewno tego nie zostawisz. A jak mała jest radosna, nie ma biegunek, to bądź radosna razem z nią!
I myślisz, że musisz ten Sinlac koniecznie dawać? Nie wolisz popróbować innych, dzieci lubią kaszę manną, jest przecież taki wybór mlecznych i bezmlecznych zbożowych... Może chociaż mieszać Sinlac z innymi, bardziej zjadliwymi? Ale witaminy są we wszystkich kaszkach, no chyba, że podejrzewasz jakąś nietolerancję? Alergię? Ale z tego co pamiętam, z pamiętnika, to nie... A mówi/pisze ci to ktoś, kto duuużo czytał o dietach eliminacyjnych u dziecka, bo cały czas boję się, że mały będzie miał celiakię po mnie. I nawet jak go trzymałam na bezglutenowej diecie do roczku, to nie czułam potrzeby dawania Sinlacu, wolałam większą różnorodność. Dlatego tak się wymądrzam :p
Trzymajcie się!
Dodaj komentarz

Pamiątkowy wpis o pierwszej infekcji córki.
Michalina złapała 'gila'. Gil wczorajszy był gilem całodniowym, męczącym, wymagającym ode mnie ciągłej pracy aspiratorem. W dzień normalnie się bawiła, temperatura 36,5 aczkolwiek pod wieczór strzeliła drzemkę dwugodzinną, co nie zdarzyło się odkąd wyszła z okresu noworodkowego. Wieczorem temperatura skoczyła do 37,7 więc w ruch poszedł paracetamol w czopku.  Jak przyszło do aplikacji tego ustrojstwa, to matkę oblały zimne poty i trzęsły się ręce. Zawołałam na pomoc męża, który w gotowości z ulubionym króliczkiem Alilo stał dzielnie głaszcząc córeczkę po główce. Gdy w końcu zebrałam się a odwagę i wcisnęłam jej czopek nastąpiło coś, czego bym się w życiu nie spodziewała. Głośny, regularny chichot. Normalnie Miśka chichrała się jakby ktoś ją łaskotał.Moja babcia ma powiedzonko" śmieje się, jakby ktoś piórko w dupę włożył".  Ja je zmodyfikuję i będę mówiła" śmieje się, jakby ktoś włożył czopka". Tego się absolutnie nie spodziewałam:-) noc spokojna-jedna pobudka ok 12 (mąż zdołał ją ululać), druga ok 3, ale to był już głód więc wystawiłam pierś, która o dziwo od kilku dni znów jest pełna. Nie wiem, co to było. Kryzys laktacyjny, czy co...w każdym razie minęło. Oczywiście piersi nie pękają z nadmiaru, ale ewidentnie słyszę przełykanie więc coś tam się chyba jeszcze produkuje. 

Gil dzisiejszy to już raczej "gilek", aczkolwiek słyszę pokasływanie. Pytanie, skąd ta infekcja? Czyżby siostra miała rację twierdząc że latanie po przychodniach ze zdrowym dzieckiem zaowocuje chorobą? Być może. Po traumatycznych przejściach z dr D.-U. poszłam  w poniedziałek z Misią do pediatry na kontrolną wizytę w 9-tym miesiącu. Lekarka stwierdziła, że  Michalina jest zupełnie ok. Zobaczywszy opinię od neurologa( tego bardziej ludzkiego) powiedziała , że to jedno z lepszych nazwisk w stolicy jeśli chodzi o neurologię dziecięcą i jeśli mówi, że jest ok to jest ok. A jeśli chodzi o wagę, to też za bardzo się nie czepiała. W każdym razie nie kazała na siłę wciskać dziecku butli z mm, skoro nie chce a jedynie próbować dawać kaszki z mm. Odnośnie Sinlacu, to też nie wykazała zbytniego entuzjazmu . Doszłyśmy do wniosku, że spokojnie mogę go zastąpić kaszką manną, skoro dla córki ta jest w miarę zjadliwa. Czyli jak zwykle Zielińska miała rację Aczkolwiek znalazłam sposób, żeby uczynić Sinlac bardziej zjadliwym, a mianowicie dodaję trochę owoców ze słoiczka. Skoro małżonek nakupił tej paszy jak dla całego przedszkola, to do drugi dzień mała będzie go dostawała na drugie śniadanie. Aha, i usłyszałam po raz pierwszy ten słynny tekst o słabym pokarmie, który z kolejnymi miesiącami traci swoje wartości, chociaż lekarka zachęcała żeby nocne karmienia zostawić. W każdym razie, pani doktor jednak poprosiła żeby po miesiącu jeszcze się z Misią u niej pokazać. Jeśli będzie nadal tak słabiutko z wagą, to dla świętego spokoju zleci morfologię.

Kończąc, chciałam się tylko "pochwalić" że niestety nie udało mi się jeszcze wystawić opinii tej neurolog, która sugerowała że moje dziecko zostało niedotlenione podczas poczęcia. Jestem w trakcie jej wystawiania, ale za każdym razem dostaję 'zwrotkę' od cenzury jednego z portali gdzie takie opinie można zamieścić. Podobno moja opinia mogłaby zostać uznana za nierzetelną i złośliwą. Ja, złośliwa???  O w życiu!  napisałam im, że i tak bardzo łaskawie potraktowałam tego lekarza Ona tak łaskawie pacjentów nie traktuje. No nic, spróbuję może dać do korekty mężowi, ale nie odpuszczę
Dobrego dnia!

1
komentarzy
avatar
No, to wszystko się uspokoiło - cieszę się! Teraz życzę nudnych, zwyczajnych dni dla odmiany po tych nerwach
Dodaj komentarz

Jutro Michalina skończy 9 miesięcy, pora zrobić małe podsumowanie. Ma 4 zęby( jak dotąd wychodzą jej parami), je wszystko, co dostanie aczkolwiek 1/4 porcji przewidzianej dla jej wieku:/ Buzia jej się nie zamyka:ma-ma,ta-ta, da-da, dej-dej i-najlepsze- nieee Niee to zdecydowanie jej ulubione słówko. Staje przy meblach(gdybym chciała posłuchać tej nawiedzonej neurolog i nie pozwolić jej stawać, to musiałabym chyba wszystkie sofy i łóżka z domu wynieść) oraz przemieszcza się po kilka kroczków. Nadal sama nie siada, ale ten temat już zostawię bo skoro lekarze twierdzą że jest ok, to jest. Martwi mnie bardziej to, że nie radzi sobie z czworakowaniem. Czyżby miała być jednym z tych dzieci, które pomijają ten etap..? Zobaczymy.
Jeśli chodzi o mnie, to 21 lutego po osiemnastu miesiącach dostałam wyczekiwanego okresu. Czyli ograniczenie kp dało"efekt". Okres 'wygląda' zupełnie jak przed porodem, z jedną różnicą. Jest zdecydowanie mniej bolesny! Wcześniej przez pierwsze 1,5 dnia dość mocno bolało, tak że nawet ja-przeciwniczka nadużywania leków-ratowałam się no-spą. Tym razem czułam przez te 1,5 dnia pewien dyskomfort, ale to zdecydowanie nie był ból. Kurcze, żeby tak już zostało! Jedynie co mnie teraz boli, to...karmienie piersią! No żesz , normalnie zagryzam zęby jak Miśka się przysysa. No nic, przeżyję. 
Od paru dni zdecydowanie lepiej śpimy. Michalinka budzi się tylko raz, ok 3 w nocy(usypia między 19 a 20). Później do 7 spokój. Zauważyliśmy z mężem, że wtedy kiedy to on do niej wstaje to nocna pobudka jest krótka, po 10 minutach  z powrotem śpi. Jeśli idę do niej ja to kończy się różnie. Ostatnio usypiałam ją ponad godzinę;/ Także w nocy wstaje tatuś
Oczywiście wraz z powrotem miesiączki pojawił się w naszym domu temat rodzeństwa. Teraz przyznam się do czegoś, co może wydawać się trochę 'nie na miejscu'. Oczywiście chciałabym przede wszystkim zajść w ciążę i szczęśliwie urodzić zdrowe dziecko...ale chyba o niczym innym tak nie marzę, jak o drugiej córce. Młodsza siostra Michasi( nawet już mam imię)....a już szczytem marzeń byłoby gdyby była podobna(choć trochę!) do mnie. bo Michasia to klon mojego męża
A tak szczerze, wracając z krainy marzeń do rzeczywistości, to chyba nie zdecydujemy się na drugie dziecko. Problemem nie są ani pieniądze, ani zdrowie(póki co). Ja stwierdzam, że w obecnej sytuacji kiedy jesteśmy  zdani na siebie to to jest zły pomysł. My z mężem nie mamy tu w stolicy nikogo, kto w razie w mógłby choć trochę nam pomóc. Pierwszą ciążę przechodziłam książkowo, ale co by było gdybym w drugiej musiała leżeć ? Kto zajmowałby się Michalinką? A wiadomo, że ciąża to dopiero początek...później jest poród i noworodek w domu...a później dalsza część rzeczywistości. 
No cóż. Po raz kolejny chyba wypada mi podziękować Bogu, za to czym mnie już obdarował, czyli za dobrego męża i cudowną córkę.I szykować się do powrotu do pracy, bo mój szef kontaktuje się ze mną co raz częściej w kwestii ustalenia konkretnej daty mojego powrotu. To się dopiero zacznie hardkor.....

Ale jeszcze, kończąc....wczoraj w aptece zakupiłam kwas foliowy..Wraz ze spokojniejszym snem córki, trochę odżyło też nasze, dorosłe życie w sypialni. Życie lubi płatać figle, więc póki co się zabezpieczamy, ale.....
A wiadomo, co mi przyniesie los...?

1
komentarzy
avatar
Oj, los bywa przewrotny, jak to mówią, chcesz powiedzieć Panu Bogu dowcip, to powiedz Mu o swoich planach... Ale - będzie dobrze! A co do twojego komentarza u mnie, to masz rację Azzurro! Chociaż moja teściowa nie jest jakaś wredna i zła, to z okazywaniem uczuć ma trochę problem i nie ma w jej rodzinie tulenia, okazywania czułości, mówienia o uczuciach. Liczą się czyny, nie słowa, takie mają motto No i nie nauczyła swoich dzieci ani gotować, ani sprzątać, to dopiero porażka!
Dodaj komentarz

Chwilkę mnie nie było, więc pora najwyższa na wpis. Zacznę optymistycznie:
-Misia zaczęła siadać:-)
-Misia zaczęła jeść:-))
Szczególnie to drugie mnie cieszy, bo już miałam totalnie głupie wizje najróżniejszych schorzeń u mojej córki. Ale wraz z jej zwiększonym apetytem na wszystko( w tym na kaszki) wizje się nieco rozmyły i jest już ok. 
Na tyle ok, że wróciła ogromna, nieposkromiona chęć posiadania drugiego dziecka. Zwierzyłam się ostatnio z tego pragnienia mojej mamie i dość bliskiej koleżance. I obydwie popukały się w czoło. O ile bezdzietną koleżankę mogę jeszcze zrozumieć, o tyle moją mamę już niekoniecznie. Jak wyszłam za mąż i przez kilka lat twierdziłam, że dzieci to" raczej nie, a może kiedyś" to moja mama żaliła się rodzinie i przyjaciółkom, że nigdy nie będzie miała wnuków, że jej córka to egoistka, która woli sierściucha niż bobaska. Zaszłam w ciążę i w końcu ją uszczęśliwiłam. Na tyle, że w ostatniej rozmowie stwierdziła że w sumie to nic się złego nie stanie jak wnuczka będzie jedynaczką. Jej Michasia w zupełności wystarczy. JEJ wystarczy. A ja marzę o drugim dziecku. Po prostu. Mój mąż też.
Może faktycznie zwariowałam. Zwariowałam, bo nie chcę czekać 'kilka lat'. Chcę już. 
Wczoraj byłam u swojego doktorka, który kazał mi się kiedyś pojawić po pierwszej miesiączce na tzw. przegląd, cytologię itp.
Na USG wszystko wygląda super po cięciu, cud miód. Na jajniku pęcherzyk "aż milo popatrzeć", który wg jego obliczeń ma jutro pęknąć "i można by się starać o rodzeństwo". Z zastrzeżeniem, że " powinno się odczekać rok po cięciu". Minęło 9 miesięcy.
Rozum podpowiada by się wstrzymać.  Pytanie tylko, ile zajmie mi zajście w kolejną ciążę. Naczytałam się tyle w internetach, że już mam wizje in vitro. Wiec może lepiej zacząć już, żeby w razie problemów zacząć działać szybciej..
Idę się popukać w czoło.
Może ta głupawka to wynik tego, że za dużo siedzę w domu? Aplikacja w smartfonie codziennie krzyczy że jakość powietrza w Warszawie fatalna, więc zostają zabawy z dzieckiem na dywanie. Zwariuję do tej wiosny. Z jednej strony każą spacerować codziennie, bo to najzdrowsze a z drugiej krzyczą, że smog ma zgubny wpływ na zdrowie tak małych dzieci. I co? najlepiej byłoby wyjechać...jestem w takiej desperacji, że rozważam wyjazd z Małą do teściów, choć wcale nie mam na to ochoty. Ale oni mieszkają w czystym regionie Polski, więc może powinnam się przemóc, zagryźć zęby i pojechać?
Dobrego dnia.

2
komentarzy
avatar
Jakość powietrza w naszych mieszkaniach ( tez jestem z Warszawy) niewiele rozni sie od tego na zewnątrz, chyba, że masz oczyszczacz powietrza?
Twoje pragnienie posiadania drugiego dziecka jest naturalne!!! Ja chcę trzecie i tez znajomi dziwnie patrza. Ale okresu brak....
avatar
Cieszę się, że u was wszystko dobrze a z chęcią na kolejną ciążę wcale ci się nie dziwię, też bym mogła mieć jeszcze jednego bobasa, tylko to za duże ryzyko, mój wiek i choróbska... A szkoda! Wiesz co, jak masz okazję na chwilę zmienić otoczenie, pooddychać lepszym powietrzem, to może skorzystaj? Dla twojej córci to też fajna okazja, żeby poznawać świat
Dodaj komentarz

Smog trochę odpuścił, po deszczu wyszło słońce i generalnie jest ok 
Dziś będzie wpis "dla dorosłych"
Zielińska pisała w pamiętniku, że będąc na zakupach z córką ominęła sklep z bielizną...no to ja się przyznam, że ostatnio wraz z moim małżonkiem i córką zajrzałam do takiego przybytku.  Trochę mnie sytuacja zmusiła(rozmiar skoczył z 70C na 70F więc same staniki do karmienia mi zostały ) a trochę z myślą że może w najbliższym czasie jakaś ładna bielizna się przyda( to tak w nawiązaniu do moich niecnych planów powiększenia rodziny tu i teraz). Mąż zakupił mi w prezencie min. śliczny komplet, podobny do tego który 1,5 roku temu zaowocował w krótkim czasie pozytywnym testem. Dziecko przesypia noce już kilka dni z rzędu..no żyć, nie umierać.
Wczoraj od rana nastawiłam się na romantyczny wieczór..i co się stało? Mąż dostał telefon że dziś rano ma być kilkaset kilometrów od stolicy na spotkaniu z klientem, więc wyjechał wczoraj. Chyba to znak, żeby jeszcze trochę poczekać. Nie wiem, czy te dwa miesiące mają jakieś znaczenie dla mojej blizny po cc, ale dobra. 
 Tak więc zostałam sama, z tą piękną bielizną  no i z córką, która jest moim największym szczęściem. Ponieważ przebudziła się ok 2( znowu się zaczyna??) nie chciało mi się jej usypiać i wzięłam ja do swojej sypialni. Chyba upadłam na głowę, ale trochę tęsknię z tym wspólnym spaniem...
Bardzo, ale to bardzo ją kocham. To jest naprawdę niesamowite.
I na koniec łyżka dziegciu.
Dzwoniła moja teściowa. Ostatnio się chwaliłam, że dziecko zaczęło mi normalnie jeść. Wydaje mi się nawet, że przybrała troszkę, bo buzia się jakaś okrąglejsza zrobiła. A moja teściowa, zobaczywszy zdjęcie Misi zadzwoniła z pytaniem, czy aby na pewno dziecko nie ma anemii bo chyba schudło....Eh, te babcie. Szczerze mówiąc, to czasami cieszę się że mieszkamy sami, daleko i od jednej i od drugiej. W takich właśnie momentach odkrywam uroki takiego 'samotnego' życia 

2
komentarzy
avatar
Ja tylko czekam na większe pieniądze jakieś, to też sobie poszaleję i gatek nakupuję i ŁADNYCH staników, bo wprawdzie moje nie są do karmienia, ale takie niedopasowane do biustu, który już się z powrotem zmniejszył do D? C? muszę w ogóle sprawdzić
A co wspólnego spania, to poczekaj, aż zaczną czwórki wychodzić, to się naśpicie razem, hehe. Piotrusiowi nic tak nie pomaga w nocy jak wczepić mi się w grzywkę i wtulić tyłkiem w szyję, nie wiem, jak on o robi, ale tak właśnie ostatnio śpimy! Swoje łóżeczko jest do spania w dzień i do zasypiania wieczorem, potem, od środka nocy - mama i tata i ich mięciutkie, cieplutkie łóżeczko, tam zęby mniej bolą
avatar
Azzurro, u nas pierwszym alergikiem w rodzinie - znanym przynajmniej - jest moja mama. Ja też - najbardziej na wiosenne pyłki, moja jedna siostra na trawy, u drugiej siostry nic nie ma, ale jej Wojtuś prawdopodobnie na sierść kota, potem u moich dzieci Maja była uczulona na czekoladę, gdzieś do 5, 6 roku życia i na wszelkie zbyt sztuczne płyny do kąpieli. Teraz na nic. Piotrek ma od czegoś suchą, szorstką skórę na rączce i czasem na pupie, ale na razie ciężko wyczaić od czego, zresztą wystarczy posmarować Dexerylem czy Emolium i znika.
Także jak w rodzinie ktoś coś ma... To jak zakaźna choroba jakaś I nie musi się u dziecka ujawnić na samym początku, może być dopiero w wieku paru lat.
Dodaj komentarz

Wraz z powrotem miesiączki wrócił również niestety PMS w wersji hard. Nie wiem czy cykle będą książkowo 29 dniowe jak przed ciążą, ale obserwując siebie dzisiejszego poranka stwierdzam, że będą i za dwa dni czeka mnie okres.
PMS w wersji " zaraz zabiję swojego chłopa". Zaczęło się niewinnie, bo od segregowania prania. Takie tam przekładanie majtek i koszulek. Było spokojnie, dopóki jedne gacie nie upadły na podłogę. Schyliłam się po nie i co zobaczyłam? Oczywiście kłąb kociej sierści, kurw@ jego mać. Na nieszczęście kilkanaście minut wcześniej w radio usłyszałam że zmarła mała dziewczynka( chyba 1,5 roczku) która jakimś kurewsko nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności połknęła igłę. W pierwszym odruchu oczywiście stanęło mi w gardle coś na kształt smutku. Za chwilę to coś ewoluowało w kierunku złości i  "miałeś kuźwa chamie poodkurzać wczoraj i coooo!!!!". No i się zaczęło. Nie będę tego opisywać, bo szkoda klawiatury.  Generalnie skończyło się na "wyjdź i nie wracaj, a jak zadzwoni Twoja matka i zapyta jak sobie radzimy, to jej kuźwa w końcu wygarnę że wychowała maminsynka z dwoma lewymi rękami". Oczywiście dziecko to odczuło, bo z przed popołudniowej drzemki w łóżeczku nici-usnęła dopiero po godzinie na mojej klacie i tak oto śpi sobie na moim łóżku a ja stukam w klawiaturę obok i modlę się, żeby to był tylko jednorazowy atak złości. Żeby moje dziecko nie pamiętało takich awantur. Jeśli sytuacja się powtórzy, to będę musiała chyba zastanowić się nad jakimiś uspokajaczami na czas przed okresem. Ale swoją drogą mąż mógłby się trochę angażować w obowiązki domowe, bo kiedy przez tydzień nie ma Pani O. u nas, to tylko ja czasem zmobilizuję się żeby umyć podłogę. Mąż zajęty. Pracuje, kuźwa jego mać. A ja przecież odpoczywam i pachnę.
I jeszcze chciałam się pożalić, że nie dość że nie kontroluję swojej złości, to stałam się chyba typową matką-kwoką. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Wyczytałam (nie ważne gdzie), że jedna z Pań wybiera się na wakacje z córką i mężem, a swoje drugie dziecko planuje zostawić pod opieką dziadków. Dziecko będzie miało jakieś sześć miesięcy.  
I teraz, żeby było jasne... Jeszcze nawet będąc w ciąży, byłam przekonana, że macierzyństwo mnie "uwiąże". Że będę zmęczoną i sfrustrowaną kobietą po porodzie, i ustaliłam z mężem że jak tylko będę chciała to wyskoczę z siostrą na weekend do pobliskiego SPA. I co się stało?
Mija niedługo 10 miesięcy, a ja nie wyobrażam sobie zostawienia mojej córki na dłużej niż kilka godzin. Pod opieką męża. Nikomu nie oddałabym jej na dłużej niż godzinny spacer.  SPA olałam, bo wolę tą kasę zachować na letnie wakacje z mężem i córką. Na majowy wyjazd ze znajomymi i ich dziećmi. Jednak czytając wypowiedzi mam w internecie mam wrażenie, że padło mi na głowę i jestem nienormalna. Większość mam wręcz chwali się, że udało im się wyjechać na romantyczny weekend do Paryża czy tydzień do Grecji BEZ sześciomiesięcznego czy rocznego dziecka. Wychodzi na to, że to ja jestem nienormalna bo jestem przekonana, że już na lotnisku płakałabym jak bóbr. Nie wsiadłabym do samolotu. Czasem przeraża mnie myśl o powrocie do pracy, bo wymaga ona ode mnie(sporadycznie) max dwudniowych delegacji. I nie chodzi o to, że moje dziecko jest tak cudowne i słodkie, a macierzyństwo mnie nie męczy. Męczy mnie strasznie  a moje dziecko czasem zachowuje się jak laleczka Czaki. Czasem mam ochotę wyjść i pójść do pobliskiego pubu schlać się piwskiem.Ale ani nie pójdę się schlać, ani nie wyjadę do SPA bo nie potrafiłabym jej zostawić. Jeszcze nie teraz.

2
komentarzy
avatar
Jak znajdziesz coś, co pomaga na te cholerne nerwy, to daj znać, od razu! Też bym chciała, próbowałam jakieś ziołowe melisy, wyciągi z szyszek chmielu i coś tam jeszcze, ale nic nie pomaga...
A ja mam pierwszy wyjazd za sobą... Ale rozumiem cię, też bym nie pojechała nigdzie tylko po to, żeby 'uciec' od dzieci!
avatar
Dzięki za życzenia Mam nadzieję, że sobie odpoczęłyście z Misią, dla niej taka wyprawa to pewnie niezwykłe doświadczenie, no nie? myślę, że dzieci warto przyzwyczajać do wycieczek, zmian otoczenia, ja bym chciała, żeby mnie ktoś tak zabierał ))
Dodaj komentarz

Dawno nie pisałam...ale cóż w tym dziwnego, w końcu mamy wiosnę pełną parą. Zamiast odbębniać na siłę jeden spacer" bo trzeba" wychodzimy z Misią przynajmniej dwa razy dziennie, czasem trzy. Jest pięknie. Mała zdrowa, bryka po całym mieszkaniu aż miło( trzymając się mebli póki co), śpi całkiem całkiem( choć z jedną pobudką w środku nocy, która kończy się szybko w naszym łóżku bo nie chce nam się jej lulać). Zaczęła nawet ładnie jeść, choć dalej, cytując jednego pana doktora, jest chuda jak szczapa No ale co się dziwić, skoro jest taka ruchliwa. Odpuściłam temat wagi i na kolejne komentarze pt 'ale chuda' reaguję tylko krótkim 'po mamusi'. Aczkolwiek łyżkę dziegciu trzeba dodać...mamusia już nie jest taka chuda, bo przytyła dwa kilo i tym sposobem osiągnęła wagę sprzed ciąży. Czyli coś w tym jest, jak czasem piszą że powrót do stanu sprzed ciąży może zająć ok roku
 Zauważyłam, że kiedy idę po ulicy z wózkiem co druga osoba się do mnie uśmiecha. WTF, myślę sobie, brudna jestem na buzi czy co? Otóż nie, ludzie się do mnie uśmiechają reagując w ten sposób na uśmiech mojej córki, która ze spacerówki zaczepia przechodniów. 
Chciałam zapisać ten moment, bo jest piękny. Mam cudowne, roześmiane dziecko!
Święta Wielkanocne minęły spokojnie, a co najważniejsze-dwu i pół godzinna podróż nie była katorgą. Dotąd, w tym foteliku 0+ Michalina albo spała, albo darła paszczę. Stąd wyjazdy ograniczyliśmy do minimum. Przed Świętami poszłam do dużego sklepu dziecięcego zobaczyć spacerówki-parasolki a wyszłam...z fotelikiem. Pogadałam sobie z Panem i pożaliłam się na fotelik, który mamy. Mówię mu, że córka już podkurcza nogi bo jest do niego za wysoka, ale przecież następna kategoria fotelików to te powyżej roku  i od 9 kg, a moja modelka 9 kg to osiągnie chyba w przedszkolu dopiero. Pan mnie uświadomił, że te kategorie są przecież umowne, spojrzał na moje  na oko 80 cm dziecko i stwierdził, że większy fotelik to już konieczność dla takiej dużej(pardon, wysokiej) panny. No więc zakupiłam, i jestem mega zadowolona. Chyba Miśce spodobała się jazda przodem. W czwartek jedziemy na Mazury, a w maju bądź czerwcu może uda się do ciepłych krajów( to będzie zależało od pracy męża). W każdym razie, wczoraj zrobiliśmy już zdjęcie do paszportu. Wyszła przepięknie. Jak to modelka
Wczoraj koleżanka(mama półrocznego chłopczyka) w rozmowie telefonicznej nie kryła zdziwienia, że w połowie lipca wracam do pracy a jeszcze nie szukam żłobka. No fakt, jakoś nie mogę się za to zabrać. Odpędzam od siebie te myśli. Coraz częściej nachodzi mnie myśl, że może powinnam poświęcić swoje pragnienia. Ostatnio babcia mi powiedziała, że powinnam przede wszystkim myśleć o dziecku i jego potrzebach. Trochę mnie to zakuło, no bo przecież szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko itp. ale z drugiej strony...mama może jeszcze kiedyś do pracy wrócić( już do innej, bo czuje że tu powrotu po wychowawczym nie będę miała) a pierwszych lat życia Michaliny nikt mi nie zwróci....I takie biję się z myślami...Może niania? Super, tylko że zatrudniając nianię będę musiała jej oddać lwią część mojej wypłaty, więc gdzie tu sens mojej pracy? A żłobek? Moim zdaniem, moje roczne dziecko będzie jeszcze za małe na żłobek. Oczywiście, że jakoś by dała radę i się przyzwyczaiła, pytanie tylko czy chodzi o to, żeby było"jakoś"? Nie przekonują mnie też argumenty, że dzieci żłobkowe szybciej się rozwijają, w sensie że szybciej nabywają pewne umiejętności. Ok, pewnie tak jest. Pytanie tylko, czy to aby nie za wcześnie na wyścig szczurów? Co się stanie jeśli moja córka trochę później nauczy się samodzielnie jeść czy wiązać sznurówki? Otóż nie stanie się NIC.
Czas płynie nieubłaganie. Z jednej strony zaczęłam już kompletować garderobę z myślą o powrocie do pracy"w wielkim stylu", a z drugiej jak tylko nachodzi mnie myśl żeby podzwonić po prywatnych żłobkach w mojej dzielnicy, to czym prędzej pakuję Małą w wózek i lecimy do parku

6
komentarzy
avatar
Podczytuje Cie, fajnie, że napisałaś.
Dla mnie żłobek to widmo chorób nieustannych. Gdybym miała wybór, to zdecydowałabym sie na opiekunkę. A czy dzieci rozwijają się lepiej?? Myślę, że zdecydowanie mniej się z nimi rozmawia w żłobku, niż zrobilaby to mama w domu. Argument wymyslony chyba przez zlobkowych fanów
avatar
No właśnie...nie wiem jeszcze, co zrobić. Zatrudnienie niani po to tylko, żeby sobie pochodzić do pracy to trochę bez sensu ( nawet jeśli to mąż za nią zapłaci). Z drugiej strony- ja chcę wrócić do pracy. Zostaje więc żłobek. Najpewniej zapiszę ją do żłobka a jak uznam, że to ponad nasze siły to złożę wniosek o wychowawczy. Znam takich fanatyków żłobkowych, którzy mimo braku takiej potrzeby oddali 9 miesięczne dziecko do żłobka, ,żeby się szybciej rozwijało... pozdrawiam.
avatar
No właśnie...nie wiem jeszcze, co zrobić. Zatrudnienie niani po to tylko, żeby sobie pochodzić do pracy to trochę bez sensu ( nawet jeśli to mąż za nią zapłaci). Z drugiej strony- ja chcę wrócić do pracy. Zostaje więc żłobek. Najpewniej zapiszę ją do żłobka a jak uznam, że to ponad nasze siły to złożę wniosek o wychowawczy. Znam takich fanatyków żłobkowych, którzy mimo braku takiej potrzeby oddali 9 miesięczne dziecko do żłobka, ,żeby się szybciej rozwijało... pozdrawiam.
avatar
No właśnie...nie wiem jeszcze, co zrobić. Zatrudnienie niani po to tylko, żeby sobie pochodzić do pracy to trochę bez sensu ( nawet jeśli to mąż za nią zapłaci). Z drugiej strony- ja chcę wrócić do pracy. Zostaje więc żłobek. Najpewniej zapiszę ją do żłobka a jak uznam, że to ponad nasze siły to złożę wniosek o wychowawczy. Znam takich fanatyków żłobkowych, którzy mimo braku takiej potrzeby oddali 9 miesięczne dziecko do żłobka, ,żeby się szybciej rozwijało... pozdrawiam.
avatar
Ale sobie popisalam!
avatar
Mam te same dylematy... I nadzieję, że może jedna babcia się zgodzi. Byłabym przeszczęśliwa, gdyby Piotrek został z babcią i kuzynem czteroletnim w domku, ale czy babcia byłaby taka szczęśliwa, to już nie jestem pewna...
Dodaj komentarz

17 września 2016 roku miałam dostać okres. Ponieważ nie zjawił się tego dnia, a cykle miałam zawsze regularne,18-tego zrobiłam test ciążowy który okazał się być pozytywny. 18 kwietnia tego roku powinnam dostać okres. I być może dostanę, ale tak się wkręciłam w "staranie się" o rodzeństwo że już dziś, 9 dnia po owulacji zrobiłam test. I co?
I nie wiem. Chyba mam zwidy, bo drugą kreskę( a raczej cień cienia cienia drugiej kreski) widziałam tylko ja. Mąż stwierdził, że widzi piękną niczym nie zmąconą biel. Więc obejrzałam test w dwóch parach okularów, w świetle południowym, wschodnim i w łazience...i dalej coś mi tam majaczyło. 
Nie jestem spokojna. Boję się. Nie boję się nadchodzącej miesiączki, tylko tego że ona nie nadejdzie. Boję się, że zbyt pochopnie zdecydowałam się na drugie dziecko. W ciąży z Michaliną nie było strachu-od dwóch kresek, do cesarskiego cięcia nie bałam się tylko byłam szczęśliwa. Dziś patrząc na moje dziecko miałam łzy w oczach. Bo nie wiem, czy gdybym była w ciąży, to będzie ona tak bezproblemowa jak pierwsza. Czy ciąża pozwoliłaby mi zajmować się moją, bardzo przecież jeszcze małą córką tak, jak ona na to zasługuje. Czy będę potrafiła kochać drugie dziecko taką miłością, jak kocham moją pierworodną córkę, za którą dałabym się pokroić i ugotować w piekle.
Boże, wybacz mi moje grzechy i pokieruj moim życiem tak, żeby moje dziecko było szczęśliwe. Nieważne, czy jako jedynaczka czy z rodzeństwem.
Test wyrzuciłam. Uznałam rację mojego męża, że drugiej kreski tam nie ma. Bo patrząc na ten test, faktycznie jej nie było.
Ale ja wiem, że tam COŚ było. Tylko co będzie dalej? Jestem przerażona, zamiast skakać z radości pod sufit.

3
komentarzy
avatar
Azzurko, daj sobie czas, poczekaj, spokojnie jeszcze parę dni... Może jednak rozregulowało ci się hormonalnie? Co ma być, to będzie, a swoje dzieci kocha się wszystkie, naprawdę Ja po urodzeniu Mai często miałam rozchwiane cykle, do dwóch tygodni różnicy potrafiło być, i nie powiem, nie było to miłe. Teraz mam za to jak w zegarku, od czasu wycięcia mięśniaka. Mam głupią radę - nie myśl o tym przez parę dni. Wiem, niemożliwe... To jak już ci myśli wracają do tematu drugiego bobaska, wyszukuj wszystkie pozytywne aspekty, a jest ich trochę! Trzymaj się!!!
avatar
Oczywiście, że nie poczekałam dziś zrobiłam drugi test. O słabszej czułości ale z porannego moczu. Drugą kreskę widzi już nawet mój mąż.
W głowie milion myśli.....
avatar
O matko, to masz chyba z miliard myśli... Tylko szybko zatrzymaj same dobre, to wspaniałe wieści! Ciotka Olka z pomorskich okolic już przesyła buziaki, pozytywne myśli i emocje i otula Twoją mini-fasolkę radością i ciepełkiem - Azzurko, jesteś młoda, silna, zdrowa, będzie dobrze! Poradzicie sobie! Ludzie w czasie wojny mieli dzieci i sobie radzili, to co dopiero teraz A ja ci nawet trochę po cichutku zazdroszczę... Cudowne wieści, naprawdę!!!
Dodaj komentarz
avatar
{text}