Milek właśnie dziś skończył dwa tygodnie... Bosszz czas leci niezwykle szybko. Nie tak dawno prosiłam go, aby wyszedł z brzucha, a teraz mogę go śmiało tulić niemal każdego dnia. Jak nam leci? Hmmm... raz pod górkę, raz z górki. Największy problem - karmienie. Przed tym jak zostałam mamą uważałam, że karminie jest naturalne i instynktowne. Ojjj jak bardzo się myliłam. Pierwszy syn za nic nie chciał chwycić odpowiednio piersi. Męczyłam się, męczyłam i nic. Poddałam się i wykarmiłam go butlą odciągając swoje mleko laktatorem. I tak przez 10 mcy. Nie było łatwo - do dziś z zazdrością patrzę na każdą mamę karmiącą piersią. Drugiego syna bardzo chciałam karmić z piersi. To było takie niespełnione marzenie. Wierzyłam, że tym razem się uda. Jednak już w szpitalu pojawił się ten sam problem. Wciąż nie umiałam przystawić noworodka do piersi. Położne musiały mi go przystawiać i jakoś to szło. Ale właśnie... cały czas namawiały na butelkę. Że niby trzeba go dokarmić, że może za dużo spadł z wagi itd. Uparłam się i to mimo że sama nie bardzo potrafiłam go przystawić. Za radą jednej z położnej kupiłam kapturki - łatwiej go do cyca przystawić. Zafiksowałam się w tym temacie. Oglądałam filmiki z karminie, czytałam artykuły, blogii.. Po kilku dniach byłam w siódmym niebie - położna nauczyła mnie go przystawić. Niemal płakałam z radości kiedy udało mi się przystawić Milusia do piersi! Wierzyłam, że teraz pójdzie nam z górki, choć cały czas bałam się, że mój syn nie dojada. Odciągałam więc mleko i podawałam mu po cycu i w nocy. Tak było łatwiej, bo karminie z piersi trwało nawet godzinę (w tym kilkadziesiąt minut przystawiania). Chciałam nauczyć się robić to dobrze, tak aby mieć pewność, że wszystko wychodzi jak trzeba i dopiero wtedy zacząć karmić tylko z piersi. Niestety moje dobre chęci odbiły się nam czkawką. Po pierwsze okazało się, że Miluś je za dużo... Po trzech godzinach snu nie zawsze było łatwo go dobudzić... Na wadze po 9 dniach było już 3370 g, a waga urodzeniowa to 3400 g. Mieliśmy zacząć karmić go tylko piersią w ciągu dnia, a w nocy dawać ok. 60 ml mleka matki. Sęk w tym, że Milek ostatecznie odmówił wzięcia do ust mojej brodawki... Wolał sylikon w kapturku lub flaszkę. Dalej jednak wierzyłam, że kapturek to nic złego i ten problem kiedyś rozwiążemy. Sęk w tym, że wczoraj była położna. Miluś nie osiągnął wagi urodzeniowej.... W dniu narodził ważył 3400g, a wczoraj 3300g, spadł więc z 3700 g - nie wiadomo dlaczego.... Niby nie brakuje mu dużo, ale położna kazał nam odciągać mleko, dodawać do niego sztuczne modyfikowane i karmić z butelki. - Trzeba go podtuczyć - stwierdziła, a mi serce rozpadło się na kilka tysięcy kawałków. Dlaczego nie mogę jak normalna matka podać swojemu ssaczkowi cyca? Czy jestem jakaś wybrakowana? W dodatku zdaniem położnej mały za dużo robi kup... właściwie każda pielucha to kupa. Raz mała, raz wielka (body i śpioch lądują w praniu)... ponoć coś go męczy, być może boli brzuszek... Od wczoraj więc zamiast cieszyć się ze spacerów z synem, ładną pogodą, ja ciągle płaczę. Dobrze, że M jest ze mną, wziął urlop, wspiera mnie... sama pewnie bym nie dała rady...
Ogólnie chodzi mi o to, że trzeba słuchać własnego głosu rozsądku, nie zawsze położne czy nawet lekarze mają rację, my znamy nasze dzieci i decydujemy, co jest dla nich najlepsze. Piszesz, że "PONOĆ coś go męczy" - czyli ty tak nie uważasz? Słuchaj siebie, naprawdę! Trzymaj się Kasiu kochana a w razie czego pamiętaj, że mleko z butli to też pyszne mleko, i przy nim masz wszystko pod kontrolą To tylko mleko, nie ono decyduje o twojej - waszej - miłości do Milka Przypływu wiosennych sił życzę