Dzień z życia matki...
Pobudka 7 rano. Ledwo żyję... Mój słodziak budził się o 20.30, 21.30, 22.30 (po tym karmieniu idę spać), następnie o 2.30, 5.00, 6.11... To jedna z lepszych nocy - budził się, jadł i szedł spać. Mimo to jestem totalnie wykończona. Od kilku dni śpię w ciągu maks. 4 godziny... Muszę jednak szybko wstać, bo małż wrócił z pracy o 6.30 (nocna 12 godzinna zmiana) i zapewne chce pospać. Biorę szkraba na ręce i wtedy orientuję się... pampers przesiurany. Staram się zrobić dobrą minę do złej gry. Szybko zmieniam pieluchę, szukam ubrań (cholerka miałam poprasować... no nic wkładam nieprasowane i tak nigdzie nie wychodzimy, bo młody ma katar). Patryk jeszcze śpi... Robię sobie szybkę kawę (jedyną na którą pozwalam sobie w ciągu dnia) i wracam do pełzającego szkraba... Pilnowanie go jest absorbującym zajęciem - chwila nieuwagi i mały jest obok kaloryfera, ciągnie za przewody od internetu, wali klockiem w ścianę... Trzeba też powoli przygotować starszego syna do szkoły... Biegam i krzyczę za nim - zjedz śniadanie, umyj zęby, nie zapomnij czapki....potem chwila oddechu. Dziś Kamcio postanowił bawić się sam i odkrywać świat. Udaje mi się obejrzeć odcinek serialu -HURA. Czekałam na niego tak długo... potem szybkie karminie i usypianie małego, gdyż już na zegarku po 9.00. Jeżdżę więc w wózku ze szkrabem po całym mieszkaniu... po 10-15 minutach śpi. Ja pędzę do kuchni, która po wczorajszym wygląda jakby przeszło po niej tornado i sprzątam, gotuję zupkę dla Kamilka... po 30 minutach małż i mały są już na nogach. Szkrab na ręce, zakrapiamy nosek, robimy inhalację. I czas na moje wyjście. Szybko staram się ogarnąć i jadę - do mechanika założyć odblask, bez którego auto nie przejdzie przeglądu (czekam na mechanika 20 minut na mrozie), potem szybko sklep z ciuchami (mały ma już braki w garderobie - rozmiar 80 i 86 cm nosi), apteka (skończył się cebion oraz nie ma kropli do nosa dla smyka) no i spożywczak (trzeba coś dla nas ugotować). Ok. 13 jestem w domu. Podgrzewam zupkę dla Kamila, gotuję obiad (kotlety, ziemniaki, surówka z marchewki i jabłka oraz zielona sałata). W tym czasie małż zajmuje się małym, szybkie pranie, jemy obiad... Jest po 15.00, a ja jestem ogromnie zmęczona... Mam szczęście, małż w domu, więc mogę się zdrzemnąć. To zdarza się wyjątkowo rzadko, więc korzystam. Pada na twarz i śpię aż półtorej godziny (nigdy nie śpię w południe...). Patryk wraca ze szkoły (poniedziałki ma lekcje od 8.00 lub 8.45 do 16.20), podgrzewam mu obiad (zje aż dwa kotlety - tyle co mój małż), bawię się z Kamciem, pomagam w zadaniu Patrykowi. Jest 18.40 - pora na kąpiel. Tu do akcji wkracza małż, ja mam czas na obejrzenie Faktów . Karmienie i Patryk usypia brata. Czas na pogaduchy - z synem o jego dniu w szkole z małżem o najbliższych planach - jutro wywiadówka w szkole, pora na zrobienie przeglądu, trzeba iść też na zakupy oraz do apteki (zamówiłam krople do nosa dla Kamcia). O 20.10 Kamcio budzi się znowu na karmienie... wycieram nosek, podkładam pod materac poduszkę, zakładam aroma activ (tak to jest jak to nie ja kładę smyka spać... ehmmm). Mamy spokój dwie godziny... potem kolejna pobudka na karmienie... To jeden z nielicznych momentów tylko dla nas. Małż odpala kompa, ja też mam chwilę sprawdzić pocztę, poczytać... Szybki prysznic, zagonienie Patrysia do łóżka i o 22.00 w domu robi się cicho.... wszyscy idą spać Małż na 6 do pracy, Patryk na 8.00 do szkoły... a ja jeszcze nie wiem kiedy mój szef postanowi wstać... Jednak to był jeden z lepszych dni - odpoczęłam - myślę w duchu
tytuł: Na nowej/starej drodze macierzyństwa
autor: Kasiekkul