Hej
Zaczne moze od wyjasnienia tytułu-Bobciem nazywam mojego synka Kamila. W zasadzie obydwoje z narzeczonym częściej zwracamy sie do niego per "Bobie" niz po imieniu. Weszło nam to już tak w krew, że chyba będziemy musieli sie jakos przestawic
A teraz postaram sie streścić jak to sie stało, że ten Bobcio sie pojawił w naszym życiu.
Otóż jak nie trudno sie domyślić, zaszłam w ciąże. Nie do końca planowaną, ale przeze mnie bardzo wymarzoną Dokładnie dwa dni po ujrzeniu na teście dwoch kresek moj jeszcze wtedy chlopak zlamal po raz drugi w zyciu rzepke w kolanie i musial przejsc operacje. Byłam przerazona bo wiedzialam, ze to sie wiąże z dluzszym okresem rekonwalescencji, a ja akurat bylam zmuszona zmieniac prace :/ Na szczescie sytuacje jakos opanowalismy chociaz nie obylo sie bez innych trudności. Niestety jak bylam w 12 tygodniu musialam przestac chwilowo pracowac i juz nie mialam gdzie wracac...Szukanie nowej pracy nie mialo sensu zwazajac na to, ze od 8 tygodnia meczyly mnie codzienne wymioty :/ Jak mam byc szczera to okres ciazy byl dla mnie naprawde ciezki pod względem dolegliwosci. W 29 tygodniu trafilam do szpitala z atakiem kolki nerkowej, bol byl niesamowity. Spedzilam tam rowny tydzien i mialam nadzieje, ze wroce dopiero w maju bo termin z OM mialam na 1 maja. Niestety to tez sie nie udalo bo dokladnie 7 kwietnia ok. 5.30 zaczely odchodzic mi wody. Musialam miec chyba jakies przeczucie bo torbe do szpitala mialam spakowana juz od 2 tygodni
Co najlepsze dzien wczesniej mialam kontrole i raczej nic nie wskazywalo, ze porod rozpocznie sie juz niedlugo. To byl dokladnie 36+4tc . Lekarz przyjmujacy mnie na IP oszacowal wage na 2400g i pocieszal, ze maluszek na pewno da sobie rade. Skurczy jeszcze nie mialam, spedzilam caly dzien na oddziale patologii ciazy (nawet na tej samej sali co w 29 tygodniu) gdzie podawali mi antybiotyki bo juz wod bylo coraz mniej. Na moje nieszczescie po jednym antybiotyku wymiotowalam, jakby mi malo tego w ciazy bylo...Dopiero w nocy zaczelo sie cos dziac, ale na porodowke z rozwarciem na 2 cm trafilam juz rano ok.7.00. Podali mi oksytocyne bo troche wolno szlo, a wod juz nie mialam ponad 24 godziny :/ Chlopak byl ze mna od ok.9, widzialam, ze moje jeki go przerazaja, ale pomagal mi jak umial
Przy 5cm rozwarcia dostalam ZZO i na chwilke odpoczelam, ale nie na dlugo bo za chwilę znowu odczuwalam skurcze i to bardzo bolesne. Czekalam jak na zbawienie na skurcze parte. Kiedy w koncu nadeszly wszystko dzialo sie tak szybko, ze nawet nie wiem ile razy parlam. Niestety nie obylo sie bez nacięcia bo malemu spadalo tętno i trzeba bylo sie pospieszyc...I tak 8 kwietnia o godz.13.40 przyszedl na swiat moj malutki synek wazacy 2520g i majacy 49cm
Porod wspominam dobrze bo mialam cudowna polozna i wsparcie chlopaka. Czytajac pozniej relacje innych kwietniowek i majowek doszlam do wniosku, ze porod mialam w miare lekki. Synka dostalam tylko na chwile do pocalowania, a pozniej wzieli go na obserwacje do inkubatora
Jak wygladaly nasze pierwsze wspolne dni opisze jutro





