Oto jestem. Wypalona, wymemłana, zniszczona, zombie, wrak samej siebie... a mimo to najczęściej szczęśliwa.
Mówię innym: "Jednak lepiej poczekać, aż starsze dziecko będzie miało trzy lata, zanim postaracie się o następne. Bo przy tak małej różnicy wieku między dziećmi, bywa jak w piekle..." Oj, bywa... teraz najgorsze jest wieczorne usypianie dzieci. Drzemki i sen Malwiny zmieniają się wraz z wiekiem i trudno zsynchronizować godzinę zasypiania z Arturem. W efekcie ona zaśnie, on jeszcze hałasuje i ją budzi, a jak obudzi, to mamy przekichane...
Nie zmienia to faktu, że nie żałuję swojej decyzji. bo kocham nad życie te dwie małe cudowności i dlatego to jeszcze znoszę : D Dlatego jestem jak nakręcony "sekundnik" (bo "zegarek" to za słabe określenie) od świtu do nocy, by ogarnąć ich i życie.
Moja dieta kiepsko. Próby wdrożenia zmian trybu życia i jadłospisu są trudne, bo zbyt uzależnione od dzieci, ale małymi krokami schudłam 1 kg i to dopiero od początku sierpnia, wcześniej nic nie chudłam, a nawet przybrałam. Szał!
Z P. odliczamy dni do września, gdy Arturek pójdzie do przedszkola i może to nas trochę odciąży, będzie ciszej w naszych uszach ; D
Malwinka to leniuszek, jeśli chodzi o rozwój ruchowy. Zdrowa, bystra w innych sferach, a ruchowo do tyłu za rówieśnikami. No cóż, ktoś musi być tym ostatnim ; )
Arturek mówi całymi zdaniami, zadaje pytania, prawdziwy przedszkolak : D Trudny czas minął, jest w miarę grzeczny i gdyby jeszcze tylko to wieczorne zasypianie unormować, to on miałby nad głową aureolę, a ja nie miałabym wiekszęgo powodu do wpadania w aż taką deprechę, jak na początku tego postu ; D
No, i jeszcze jedno. Mam przełomowy czas, wzmocniłam się wewnętrznie, moja dusza nabiera sił... z dala od męczących pracodawców i niezależnie od zewnętrznego świata, w tym domowym chaosie odnajduję jednak wewnętrzną harmonię. Mocniej bronię swojego zdania, staję się asertywniejsza, klaruję w sobie osobę, którą zawsze chciałam być, uwalniam się od własnych demonów trudnego dzieciństwa, pewne wspomnienia zamknęłam i uporządkowałam w sobie. Cień despotycznej mamy czy alkoholu u ojca przestaje kłaść się na mojej osobowości. Poprzednie małżeństwo i rozwód są jakby cząstką nie-mojego życia i nie mam już z tego powodu kompleksów. Nie mam czasu na nieuzasadnione problemy. Kwiat mojej duszy kwitnie, przydałoby się mieć jeszcze tylko więcej wolnego czasu dla siebie i skutecznie schudnąć ; )
Moje słodkie buziaki : )