7 doba życia Natalki
Jak to pięknie brzmi Na początku było Ovu, później Belly a teraz? Kolejny rozdział zamknięty i kolejny rozpoczęty...
A tydzień temu o tej porze....
Mój poród niestety nie ruszył samoistnie pomimo usilnych starań - w poniedziałek 17.08 w dniu terminu porodu stawiłam się na Patologii Ciąży. Trochę przestraszona, zaczęło do mnie wszystko docierać, dziwnie tak myśleć na chłodno o narodzinach swojego dziecka, o porodzie - czy dam radę, jak będzie. Jeszcze tego samego dnia założono mi cewnik do szyjki macicy, który miał wywołać rozwarcie a na następny dzień zaplanowano podanie oksytocyny. Tak szybko? Kolejnego dnia balonik wyciągnięto, szyjka nadal bez rozwarcia - ginekolog stwierdził, że mam 'marne szanse' - wnioskuję, że na poród tego dnia. Na KTG już przed podłączeniem oksytocyny zapisywały się niebolesne ale mocne skurcze. Po podłączeniu oksytocyny stawały się coraz częstsze, mocniejsze. Około 13 były bardzo bolesne, co 2-3 minuty a szyjka stopniowo się zgładzała ale wciąż bez rozwarcia. Około 15 skurcze co 1.5-2 minuty i decyzja o odłączeniu od kroplówki - na szczęście skurcze nie ustały i decyzja - idziemy na salę porodową Tam weszłam do wanny z ciepłą wodą - co za ulga! Spędziłam w niej 45 minut a następnie podczas badania okazało się, że rozwarcie wynosi 3 cm! Położna zaproponowała znieczulenie, dostałam obiad a w międzyczasie z pracy dojechał mój mąż Skurcze były mocne i co około 1.5-2 minuty. Na szczęście po podaniu ZZO pojawiła się cudowna ulga! Leżałam na łóżku, podsypiałam, rozmawiałam z mężem. Po godzinie 19 rozwarcie wynosiło już 6 cm ale skurcze nieco się rozregulowały i osłabły. Podłączono oksytocynę i dostałam dokładkę ZZO. Ok 21.30 rozwarcie 9 cm a ja zaczynam się bać - jakie będą skurcze parte i czy dam radę? Po 22 rozwarcie 10 cm, położna wytłumaczyła co i jak robić, ja byłam częściowo na ZZO ale skurcze czułam. Między skurczami pytałam położną 'czy to już to? to gorzej już nie będzie? czy wyrobimy się 18.08?' Po 55 minutach, o 23.05 na świat przyszła nasza córeczka Dumny tatuś przeciął pępowinę
Poród był dla mnie jak jakaś bajka - do dziś wszystko pamiętam, wspominam go naprawdę bardzo dobrze Śmiejemy się z mężem, że obydwoje jesteśmy zaskoczeni tym jak poszło. Tym bardziej ja - całe lata słuchałam od różnych znajomych czy rodziny, że pewnie też będę miała cesarkę jak mama i babcia, że mam wąską miednicę (?) i pewnie nie dam rady itp... Dałam radę, jestem bardzo szczęśliwa i dumna.
Pobyt w szpitalu po urodzeniu Natalki to było coś zupełnie nowego. Pierwszej nocy malutka zmasakrowała mi sutki, do tego laktacja rozkręcała się bardzo wolno. Biedulka była tak głodna i zestresowana, że bardzo płakała a u mnie pojawił się z tego powodu słynny baby-blues Podczas tych kilku dni pobytu w szpitalu przespałam może 6 h. Mój mąż okazał się wspaniałym wsparciem, przyjeżdżał do nas codziennie i siedział z nami aż do 19 gdy odwiedziny się kończyły (raz nawet prześlizgnął się po godzinach odwiedzin ) W każdym razie jak dla mnie poród był o wiele łatwiejszy niż szpitalne początki macierzyństwa...było naprawdę ciężko. Na szczęście od piątku 21.08 jesteśmy już w domku i stopniowo z dnia na dzień jest coraz lepiej, macierzyństwo zaczyna sprawiać mi coraz więcej radości. Uwielbiam patrzeć na córeczkę gdy słodko śpi
Pomimo trudnych początków udało mi się stopniowo rozbujać laktację i od 2 dni malutka jest już tylko przystawiana do piersi - a przeszłyśmy etap mm, odciągania pokarmu laktatorem (katorga), mycia i wyparzania butelek. Teraz karmimy się na żądanie. Córeczka dzięki temu jest dużo bardziej spokojna - moim zdaniem to wpływ bliskości, którą poprzez karmienie piersią odczuwa dziecko. Natalka potrafi przespać 2-3 h. Budzi się na karmienie, przysypia przy cycu i tak w kółko. W odpowiednim czasie skorzystaliśmy z Poradni Zaburzeń Laktacji i to był strzał w 10 - mamy/miałyśmy problemy z przystawianiem do piersi, Natalka denerwowała się, krzyczała i wyrywała. Na szczęście stopniowo nauczyła się korzystać z dobrodziejstw cyca Taką pomoc też polecam bo początki bycia mamą bywają stresujące i każde wsparcie jest nam potrzebne.
Ja czuję się bardzo dobrze, dziś zdjęto mi szwy (byłam nacięta bo Natalka rodziła się z rączką przy buźce i było zbyt duże ryzyko pęknięcia) i w końcu mogę usiąść spokojnie Poza ogólnym zmęczeniem nic mi nie dolega. Swojej wagi nie znam ale widzę po sobie, że nie wiem czy cokolwiek pozostało do zrzucenia
Co jeszcze? Może tylko tyle, że weszłam do szpitala sama, wyszłam z Natalią i nic już nie jest takie same Świat pędzi dalej a dla mnie jakby się zatrzymał tydzień temu o 23.05 Moja ciąża - moja bajka, narodziny Natalii zakończyły chyba jeden z piękniejszych okresów w moim życiu
Pozdrawiam i buziaki w łapkę przesyłam