avatar

tytuł: z pamiętnika (nie takiej już) młodej mężatki- przygoda z macierzyństwem

autor: czarownica_tea

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

wyważoną :P, dającą poczucie bezpieczeństwa ale też kształtującą niezależność dziecka

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

dużo optymizmu :)

Wczoraj o 8:05 nasza czarowniczka skończyła tydzień. Jak to dumnie brzmi . Jeszcze tydzień temu nie było jej na świecie, ja miałam wystający, czkający wieczorami brzuszek a nasz piesław chodził wyspany. Teraz świat stanął na głowie Mała jest idealna (wiem, wiem każdy tak pisze o swoim dziecku). Jest malutką kopią Taty (wiem, wiem tak to natura zaplanowała że wszystkie noworodki przypominają ojców). Jest małym głodomorkiem, łapczywym i małą złośnicą. Staramy się karmić piersią ale przez moje perypetie pokarmu nie jest za dużo (ale się rozkręca powoli) także szczególnie w nocy się dokarmiamy mm (Enfamil). Herbatki laktacyjne są całkiem smaczne a wodę spożywam już w ilościach hurtowych. TŻ bardzo się angażuje pomimo, że pracuje (urlop był wtedy kiedy leżałam tyle w szpitalu), chyba najgorzej idzie mu przewijanie (jest taka teoria że mężczyźni boją się kupy). Piesław oszalał na punkcie Małej. W nocy jest lepszy niż niania elektroniczna. Jedno płaknięcie Małej i uszy jak radary a jak odwiedzi nas mama czy teściowa to leci do pokoju Ali i pilnuje, żeby nic nie zrobiły. Nawet spacery są ultra krótkie bo chce być w domu przy Małej
Ja w sumie odpoczywam bardziej niż w szpitalu, nawet się jakoś ogarniam, obiad jest, pranie jest, nawet przyszło mi do głowy upiec ciasto . I o dziwo się wysypiam (niech żyje umiejętność dyżurowania w nocy, krótka pobudka jak trzeba i szybkie zaśnięcie kiedy można). Wczoraj zdjęłam szwy (brrry) a dziś morfologia (zobaczymy czy wzrosła). I tak nam mijają dni, proste, powtarzalne ale pełne miłości, zapachu mleka i przytulania. Korzystam jak mogę bo wiem, że nie wrócą

3
komentarzy
avatar
<3 p.s. Daj znać jak z wynikami. A psy wariuja w takich sytuacjach - to prawda. Jak urodziła się moje chrzesnica było to samo.
avatar
Rozpłynęłam się jak masło na słońcu
Wszystkiego dobrego!
avatar
Pełny optymizmu wpis, oby tak dalej
Dodaj komentarz

Głód, chłód i niewyspanie

To są trzy rzeczy, które najbardziej mi dokuczają. Nie uwierzycie ale ja ciągle chodzę głodna, fakt dziś obiad jadłam chyba za 2h na raty bo czarowniczka miała życzenie dąsać się akurat w tej chwili ale zauważyłam, że ciągle coś podjadam. Ciekawe jak to wpłynie na moją wagę (mogło by zostać te 60 które teraz jest). To że chodzę na rzęsach to też normalne, w ciąży kiedy przesypiałam całe noce potrafiłam podrzemać godzinkę a teraz kiedy w nocy nie dosypiam ta drzemka jest jeszcze bardziej uzasadniona. No a chłód, ehhh pogoda się popsuła, za oknem ponuro w domu zimno a jak człowiek niewyspany i głodny to go telepy łapią. Odebrałam wyniki, morfologia się bardzo poprawiła. RBC- 3,1, HGB- 10,0 nadal poniżej normy ale wychodzę na ludzi. Znaczy działa dieta, mniej wierzę, że to zasługa żelaza w tabletkach. Działa też brak stresu i dom. Nic nie leczy tak jak dom .
Od jutra ma być słonecznie,wreszcie. Kiedyś już pisałam, że kocham jesień. To moja pora roku. Kocham jesień bo wtedy zakochałam się w moim mężu, jego brodzie i rudych włosach, kocham jesień bo wtedy z połączenia naszych komórek zadział się maleńki cud (musiał poczekać na brzuszek do grudnia ale jej pierwsze dni zadziały się jesienią), a ta jesień przynosi mi macierzyństwo i dojrzałość. Czuję się jak owoc, napęczniały od soku, pachnący, dopieszczony promieniami słońca. Już nie mogę się doczekać spacerów z Małą, szelestu liści pod stopami, kolorów, które będą mnie otaczać. Chcę jej to pokazać, otworzyć przed Nią świat fascynujący i nieznany, dźwięków, zapachów, obrazów. Niech wszystkiego próbuje, niech się uczy, wyrabia wrażliwość na piękno tego świata nawet z gondoli wózka. Za rok będzie go próbować i podziwiać z innej perspektywy. Niech dni mijają jak najwolniej na wspólnym poznawaniu siebie i świata. Ja nie czekam na pierwsze słowo czy pierwszy krok. Ja codziennie patrzę z fascynacją na coraz szerzej otwarte niebieskie oczy mojej córeczki i patrzę jak się zmienia. A zmienia się codziennie

2
komentarzy
avatar
Super-tylko można Ci pozazdrościć tych pięknych i miłych chwil z córką
avatar
Już poprzedni wpis rozczulił mnie nieziemsko, taki ciepły miękki koc, którym można się otulić... ale ten dzisiejszy opis jesieni... coś wspaniałego! Ty jesteś czarownica, ale taka dobra... i prawdziwie czarujesz! W każdym razie - ja patrzę na ten opis jesieni jak zaczarowana
Dodaj komentarz

Jak zmienia się noworodek

Patrzę na nią codziennie, myślę że przez 3/4 doby i widzę jak się zmienia. Przez pierwsze dni oczka były zamknięte, pyszczek układał się w mały ryjek gotowy do ssania a cała aktywność skupiała się na jedzeniu. W ostatnich dniach oczy łypią coraz częściej, buzia oprócz układania się w ryjek ciamka, mlaska, uśmiecha się, ziewa i marszczy się . Pojawiła się również nowa potrzeba a mianowicie przytulanie. Na początku nie wiedziałam o co Małej chodzi. Marszczyła czoło, popłakiwała ale pierś była wypluwana. Olśniło mnie kiedy wzięłam ją do naszego łóżka i między mną a TŻ, przytulona do piesława zasnęła. Po prostu czarowniczka chciała się poprzytulać Uwielbia głaskanie po nasadzie noska, to ją bardzo uspokaja

Wczoraj był pierwszy spacer, co prawda słońce nie dopisało ale udało nam się pół godziny pospacerować po parku. Czarowniczka spała ale nosek się marszczył. Chyba czuła nowe zapachy. Dziś znów próbujemy spacerować

0
Dodaj komentarz

Jesienne coraz krótsze dni mijają coraz prędzej i prędzej a my z małą czarowniczką coraz bardziej się docieramy . Odróżniam już płacz z głodu, zniecierpliwienia czy z powodu mokrej pieluszki. Uczę się jej rytmu dnia, wiem kiedy chce spać a kiedy chce rozrabiać (zdarza się to coraz częściej), kiedy jest rozdrażniona a kiedy szczęśliwa. Ostatnio miałyśmy taki mamino-córkowy dzień i leżałyśmy przytulone w różnych konfiguracjach ku zazdrości Taty . Za nami wizyta pani położnej. Mała zdrowa jak rydz. Wczoraj skończyła 2 tygodnie a dziś odpadł kikutek.
Uwielbia spacery, wycisza się na nich, często śpi. Spacerujemy dużo, szczególnie, że pogoda dopisuje i jest ciepło. Czuję się zalana szczęściem, pomimo zmęczenia które nie ukrywam jest, czasami frustracji bo czego bym nie robiła jest płacz i zdenerwowanie. Ale ten stan pływania w miłości takiej bezwarunkowej jest cudny

2
komentarzy
avatar
Po prostu cudnie-do pozazdroszczenia,pozdrowionka dla Was dziewczyny
avatar
Dwie czarownice to musi być czarująco Nie ma innej opcji!
Dodaj komentarz

Gatunek gorszy matka

Pierwszy raz będę się żalić. Nie na niewyspanie, bolące piersi, czy brak swojej przestrzeni. Będę się żalić na system. System który miał być prorodzinny, ułatwiający a okazał się być od wiek wieków skostniały i pozbawiony elastyczności.

Od 2012 roku jestem studentką SD w naszym szanownym Instytucie. Zawsze punktualnie, czasem z językiem wywalonym na brodę oddawałam zaliczenia (jakieś bzdetne konspekty) latałam na wykłady, szkolenia, seminaria itp itd. Ani dnia spóźnienia. W grudniu poszłam na zwolnienie (to był grudzień w którym nie wiedziałam czy przedłużą mi umowę i czy będę pracować dalej w wielkim Instytucie). Powiadomiłam SD, że jestem na zwolnieniu. Zwolnienia dostarczałam terminowo do swojego sekretariatu. Miałam usprawiedliwioną nieobecność i wypłacane wynagrodzenie, co oznaczało nic innego jak to że ZUS-ZLA dochodziły do kogo trzeba. W połowie sierpnia dostałam na prywatną skrzynkę maila suchego, bez krztyny empatii ze skanem pisma, że zostaję skreślona z listy studentów za niewypełnienie regulaminu SD. Kiedy napisałam maila z zapytaniem o co chodzi dowiedziałam się, że z powodu nieobecności i niezłożenia indeksu z zaliczeniem w sesji zimowej i letniej zostałam wykopana. Napisałam więc wyjaśnienie, że jestem w ciąży i przebywam na zwolnieniu lekarskim co uniemożliwiło mi wypełnienie regulaminu. Odpowiedź była krótka już panią skreśliliśmy więc proszę się odwołać. Pismo wysłaliśmy pocztą ma pani 14 dni od daty otrzymania. Potem w moim życiu i czasoprzestrzeni nieco się zamieszało skupiłam (o niegodna) swoje myśli na troszkę innych sprawach. Nastał wrzesień a pisma nadal nie było. Zaniepokojona, napisałam maila czy coś się stało i może zmienili zdanie w mojej sprawie. Odpowiedź mnie zmroziła bo okazuje się, że miałam 14 dni na odwołanie ale od daty otrzymania skanu pisma bo przecież SD nie są od tego żeby pisma wysyłać pocztą i pilnować czy dojdą (nie podano mi nawet numeru przesyłki) i moja szansa na odwołanie minęła bezpowrotnie. Dostałam również pouczenie, że jest regulamin (był on cytowany w każdym mailu) i że to moja sprawa, że zajęłam się tym za późno (co pani robiła na początku września? hmmm rodziłam dziecko!). Moje argumenty, że nie traktuje się tak młodej matki, że można wykazać się empatią, bo generalnie czasem brakuje czasu na siku a nie mówiąc już o pilnowaniu terminów i pisaniu mądrych odwołań zostały przywalone tomiszczem pt REGULAMIN!!!! Ostatniego maila napisałam już napędzana emocjami, może trochę nie potrzebnie. Napisałam że mam honor i nie chcę już studiować w miejscu gdzie nie ma miejsca na empatię i indywidualne podejście do człowieka i w pełni akceptuję skreślenie. Nie mam ochoty na walkę, bo cóż z tego że mnie przywrócą jak z góry uprzedzono mnie, że urlopu doktoranckiego na czas macierzyńskiego nie dostanę (na wykłady mogę chodzić i co z tego jak nie mam gdzie robić badań bo robiłam je u siebie a do pracy przecież nie będę chodzić bo jestem na urlopie macierzyńskim). I tak to (o)błędne koło się zamyka. Przez chwilę pod powieką zawisła mi łza, taka trochę z bezsilności. Fakt mogłam w styczniu dowiadywać się czy szanowne SD wiedzą o moim zwolnieniu ale skoro wiedziały kadry, finanse, mój zakład, mój promotor to założyłam że i oni wiedzą (okazuje się, że w moim szanownym I, zwolnienie lekarskie nie zwalnia z SD, trzeba napisać pismo proszalne). Podobno informowano mnie od lutego, że mam zaległości (wszystko poszło na skrzynkę służbową do której nie ma dostępu z miejsca innego niż praca). Ciekawostką jest oczywiście to, że pismo o skreśleniu dotarło do mnie na skrzynkę prywatną a nikomu nie przyszło do głowy w lutym wysłać krótkiego maila 'Pani D co się z panią dzieje?' albo zadzwonić do Kliniki z pytaniem o mnie albo jeszcze prościej mijając po raz enty mojego promotora na korytarzu powiedzieć mu, żebym się skontaktowała. Do głowy nie przyszło bo do tego trzeba być człowiekiem i współodczuwać a nie być smutną, zmechanizowaną, zbiurokratyzowaną karykaturą człowieka, która na wszystko ma jedną zakodowaną odpowiedź: REGULAMIN!REGULAMIN!REGULAMIN!
Pierwszy raz zostałam skądś wyrzucona (no dobra raz z pociągu za nieważny bilet) TŻ podpowiada pchać się oknem jak wyrzucili drzwiami, odwoływać się, uprzykrzyć życie. Może i tak bym zrobiła gdyby nie to, że szkoda mi czasu. Wolę go poświęcić Małej, naszej wspólnej relacji bo potem będę żałować, że go straciłam. A jeśli chodzi o SD to już mam na oku inne. W sumie ciekawsze . Więc może w tym co się stało Ktoś maczał palce

7
komentarzy
avatar
Brak słów. Bez komentarza
avatar
W razie czego pamiętaj, że życie nie kończy się na SD tylko na cmentarzu ;-)
avatar
W razie czego pamiętaj, że życie nie kończy się na SD tylko na cmentarzu ;-)
avatar
Anatolka- poprawiłaś mi humor
avatar
Starałam się ;-)
avatar
Taa... magiczne słowo system. Najważniejsze pytanie to chyba to - czego w tej chwili chcesz - czy zależy Ci, żeby te SD skończyć tam gdzie zaczęłaś czy też faktycznie jesteś przekonana, że masz lepszą opcję. To sobie musisz przemyśleć - ale na spokojnie (teraz mimo wszystko honor i ambicja trochę wzięły górę). Pytanie też pewnie jak daleko z tymi SD jesteś, ile jeszcze zostało, czy warto to kończyć czy lepiej 'przestawić się' od razu na tę inną opcję nie tracąc czasu. Natomiast jeśli jednak byś chciała z tymi starymi SD powalczyć to czasem jak się człowiek od jakiejś ściany odbija... to trza ją obejść lub przeskoczyć zamiast tracić energię na walenie głową w mur. Moje pytanie - kto tam u Ciebie jest osobą faktycznie decyzyjną. Bo jeśli do tej pory komunikowałaś się z 'panią z sekretariatu' trzymającą w zębach RE-GU-LA-MIN to może po prostu spróbuj ją pominąć i umówić się na spotkanie z osobą faktycznie decyzyjną. Na panią z sekretariatu (aż mi się ciśnie na usta: pani z dziekanatu) zdecydowanie energii szkoda
avatar
Zelma- te SD robiłam trochę z musu więc bez radości. Mam pomysł na zupełnie coś innego czym chciałabym się zajmować. Te mam zrobione w 1/3 ale mi nie szkoda
Dodaj komentarz

Słodko- gorzki smak macierzyństwa

Macierzyństwo jest jak ocean, z wysokimi falami i dużymi pływami. Raz niesie Cię fala ogromnej euforii, miłości, endorfin i oksytocyny. Pod stopami czujesz ląd, już prawie masz go dotknąć kiedy porywa Cię cofająca się fala, rzucając w odmęt miliona pytań, niepewności, nieustającego płaczu Twojego dziecka, Twoich łez i najgorszego uczucia jakie znam BEZSILNOŚCI. I tak płyniesz statku macierzysty huśtany falami. A jeszcze nie było sztormu, szkwału, orkanu.....

Dni płyną jednostajnie, kołysane zapachem mleka, uśmiechem na małej buźce, pieluchami, myciem pupy, przytulankami, spacerami, płaczem, kwileniem, podrywaniem się w nocy. Nie ma mnie i jej. Jesteśmy my bo nawet kiedy uda mi się wyjść na trochę samej ucisk w piersiach i plamy na staniku przypominają mi o niej. Na jakiś czas nasze ciała się zsynchronizowały

Ze świata poza gniazdem dużo nieprzyjemnych rzeczy. Mój wielki i szanowny I rozwiązuje ze mną umowę o pracę w październiku więc ja matka-desperatka będę na zasiłku wypłacanym przez wszechpotężny ZUS (żal pozostał bo obiecywano mi przedłużenie umowy), Tata trafił na SOR po tym jak spadło mu się z wysokości. Dobrze, że lądowanie miał niezłe, więc nic sobie nie zrobił. Mama wjechała samochodem do rowu (nie chcąc potrącić zająca) i znów więcej szczęścia niż rozumu bo skończyło się na zbitym reflektorze i nawiązaniu znajomości z panem z opla combi (tu ukłony dla pana że się zatrzymał i rycersko ratował niewiastę w potrzebie).

Z innej beczki dziś w nocy było zaćmienie księżyca. Dzięki mojej małej córci udało mi się je zobaczyć. Przecież normalnie bym nie wstała. A tak między zmianą pieluchy a nakarmieniem głodomora miałam chwilę, żeby rzucić okiem na zjawisko, które powtórzy się dopiero za 18 lat (Alutek będzie wtedy pełnoletni a ja będę kończyć 50 lat). Śmieszne to i straszne.....

1
komentarzy
avatar
idealnie to wszystko ujęłaś
Dodaj komentarz

Dziecko (i matka) w trybach machiny

Alutek nie skończył jeszcze miesiąca a już ma za sobą pierwszy etap castingu na żłobkowiczkę. Niestety jak skończę urlop (tfuu zasiłek macierzyński) muszę ruszać do pracy, Tato Alutka również pracuje, jak i obie babcie i dziadkowie, także tego no dziecię musi iść do placówki wychowawczo-oświatowej. W mieście stołecznym zwanym Stolnicą rekrutacja do żłobka (i zaznaczam to nie jest jakiś specjalny żłobek wyznaniowy albo prowadzony przez Mensę)trwa kilka ładnych miesięcy. Najlepiej zgłosić nowego człowieka kiedy ten otrzymuje wielce ważny numer (PESEL) i takoż rodzice Alutka zrobili. W internetach trzeba się było w odpowiednim formularzu wyspowiadać ze wszystkiego (dodatkowe punkty są za to, że rodzina ma kuratora i tu Tata Alutka zaproponował podbicie Mamie Alutka oka coby takiego kuratora zdobyć, cóż 4 pkt dodatkowe nie w kij dmuchał), potem ten formularz wydrukować, podpisać (bo ten z internetów złożony on-line nie jest ważny) i pomaszerować z nim do wybranego żłobka. W styczniu trzeba będzie kliknąć link i potwierdzić, że nadal się chce dziecię powierzyć w ręce pań eeee opiekunek? (nie wiem jak poprawnie politycznie owe panie nazwać), w czerwcu dostaje się informację o tym czy dzieć ma szansę zostać przyjętym i trzeba do żłobka dostarczyć PIT i zaświadczenie od pracodawcy, że się pracuje i we wrześniu za rok dziecię trafi pod opiekuńcze skrzydła placówki. Rany, jak ubiegałam się o przyznanie miejsca rezydenckiego mniej było formalności. Dobrze, że egzaminu nie ma np z łaciny albo tańca współczesnego (z łaciny miała mama ledwo tróję). Trzymajcie kciuki żebyśmy się dostały pomimo braku kuratora

7
komentarzy
avatar
Hahahahaha
Powodzenia życzę! Wiem, ze to nie takie proste ale może uśmiechnie się do Was szczęście.
avatar
Haha my też mamy to za sobą ;-) ale nie wiem czy się dostaniemy bo też nam brak kuratora a do tego obydwoje pracujemy ;-)
avatar
Mogę spytac w ktorym szpitalu rodzilas?
avatar
Mogę spytac w ktorym szpitalu rodzilas?
avatar
Hajka- na Karowej
avatar
No to kciuki
avatar
O... nas też te sporty ekstremalne czekają. I wszyscy doświadczeni tak samo nam mówią - jak tylko pesel dostanie to do kolejki żłobkowej marsz. Ale o tego kuratora to może już teraz by trzeba... hmmm...
Dodaj komentarz

Piersi (nie te od Kukiza)

Każdej mamie (tej przyszłej i tej obecnej) znane jest dobrze pojęcie karmienia piersią (vel cyckiem). Słyszymy o tym w szkole rodzenia, po porodzie, czytamy w mądrych i mniej mądrych pismach, słyszymy od babć, ciotek, teściowych, koleżanek złote rady dotyczące kp. A wszystko to okraszone zdjęciami lub opisami matek w ekstazie z cudnymi, uśmiechniętymi bobasami przy piersi. Nie wiem czy to ja jestem dziwnym egzemplarzem? A może moje dziecko jest inne? A może obie genetycznie coś mamy bo w naszym kp ekstazy i roześmianego bobasa nie ma.
Wszystko zaczęło się jeszcze na łóżku porodowym, kiedy zamiast kangurować swoją córcię postanowiłam mieć krwotok z powodu urodzenia niepełnego łożyska i dla psikusu obniżyć swoje ciśnienie do 50/30 aż biedny anastezjolog musiał do mnie lecieć z tlenem i tacą do reanimacji. Zamiast szczęśliwie przystawiać Małą do piersi, leżałam blada jak prześcieradło i dawałam się sztabowi lekarzy i położnych przywracać do świata żywych. Na Oddziale Położniczym starałam się przystawiać Małą do piersi ale ta zmęczona porodem spała, na pierwszą noc mi ją zabrano (za moją zgodą) i nadojono mlekiem z butli. Kolejne dni pomimo picia wielu litrów płynów i ulania wielu litrów łez nie dały mleka w piersiach. Mała płakała z głodu, ja z bezsilności. Rada położnej laktacyjnej przystawiać. Przystawiałam co godzinę ale dzieciak i tak wył z głodu. Zlitował się neonatolog, który wpisał w zlecenia dokarmianie. Za każdym razem kiedy szłam po 30 ml mleka czułam się jak przestępca. Wzrok niektórych położnych mówił sam za siebie. Nikt nie pochylił się nade mną i Małą, żeby sprawdzić co jest przyczyną, że dziecko się nie najada. Po wypisie do domu było nieco lepiej. W ruch poszedł laktator, herbatki laktacyjne i mm. Dziecko nie było głodne. Potem pamiętna wizyta u pediatry i stwierdzenie, że Mała przybrała za dużo i zmienić sposób karmienia. Nadal bez obejrzenia mnie i Małej. Próby zmiany (zredukowanie czasu karmienia) spowodowały, że Ala była znów głodna a ja bezsilna. Bywało, że po podaniu piersi zaczynała płakać, wić się, sutek wysuwał się jej z buzi, nie potrafiła go potem złapać a cała magia karmienia zmieniała się w horror klasy B. Moja psychika była tak samo pokiereszowana jak moje sutki. Byłam już o krok od podjęcia decyzji o przejściu całkowicie na mm. Dobrze, że zadzwoniłam do kumpeli, która dała mi namiar na doradcę laktacyjnego. Wizyta trwała godzinę. Ala została obejrzana, ja również. Przystawiłam ją do piersi i w tym czasie zostałam wypytana o wszystko. Mogłam się wygadać jak na dobrej psychoterapii. Okazało się, że Mała ma krótkie wędzidełko języka, stąd problem ze złapaniem sutka a do tego moja laktacja osiągnęła apogeum i mleko leci jak w japońskim fikole. Jak się doda A do B to wychodzi, że dziecko sobie nie radzi z jedzeniem i się frustruje. Jak się zezłości to 'gryzie' sutek dziąsłami (stąd obrażenia pola walki). Jak tak robi to mleko sika jeszcze bardziej, wtedy Ala się krztusi i wypluwa i takie w koło macieju. I nasze kp zamienia się w masakrę piłą mechaniczną i tak 8 razy dziennie (no dobra 5 bo w nocy było dobrze). Dostałyśmy zalecenia, staramy się od 4 dni trzymać się ich. Jest lepiej ale nadal do obrazka kreowanego przez wszystkich jest daleko. Raz jest dobrze, raz nieco gorzej, do pozalewanych mlekiem ubrań już się przyzwyczaiłam. Szkoda tylko, że o tym się nie mówi, o trudach i problemach, o uwiązaniu w domu (bo jak tak nakarmić dziecię w miejscu publicznym, jeszcze przypadkowa osoba dostanie mlekiem w oko, nie mówiąc już o epatowaniu gołym biustem) o bólu, frustracji, złych myślach, które przychodzą do głowy, łzach, krzyku. Może gdzieś na świecie jest ten 1% kobiet i dzieci u których kp wygląda jak w filmie. Ale z kim bym nie rozmawiała to jakieś problemy miał lub ma. Pytam więc dlaczego jesteśmy karmione takimi bajkami? Dlaczego w szpitalu odpowiedzią na każde pytanie jest 'przystawiać'. Dlaczego musiałam wydać 150 złotych żeby wysłuchał mnie profesjonalista i podpowiedział co robić???

5
komentarzy
avatar
Tea - dziękuję za ten wpis. Mam wrażenie, że się przyda - niestety.
Wole jednak szczerą prawdę , która jest trudna niż bajki o księżniczkach
avatar
Kava- ja nie jestem słodko-różowo pierdzącą mamuśką. Jak jest źle (a czasem jest) to o tym mówię. Głośno i szczerze. A jak jest dobrze to się tym chwalę. Musimy się wspierać i tyle
avatar
Dobrze, że za 150zl przywedrowal do Was specjalista a nie jakaś kreatura nazywająca się nim :-)
avatar
U nas kp również nie było i nie jest różowe. Początki były tragicznie, dokarmianie mm i nastawianie budzika żeby odciągać pokarm laktatorem. My również byłyśmy w poradni laktacyjnej i to nas chyba uratowało. Na szczęście teraz kp idzie juz lepiej choć też nie jak z obrazka.
avatar
o jaki mądry i słuszny wpis. popieram rękami i nogami: czemu o tych trudach nic się nie mówi!!!????!?!?!?! albo mówi tak mało. też przeszłam gehennę w walce o kp i patrząc wstecz myślę sobie że wielu przykrych dolegliwości mogłam uniknąć gdybym wiedzę miałam od razu. a miałam ją dopiero po przeczytaniu połowy internetu, milionie wizyt wspaniałej położnej środowiskowej i a jakże, prywatnej wizyty u doradcy laktacyjnego.
powodzenia!
Dodaj komentarz

Poczuć się jak dorosły

Dziś krótko bo nadal buzuje we mnie adrenalina i endorfiny . Alutek pod opieką Babci wybrał się na długi spacer do parku. Mama i Tata Alutka korzystając z tego, że są dorośli, mają prawo jazdy odpowiedniej kategorii i kasę na wahę odpalili MOTÓR. Bosz Mama Alutka nie siedziała w siodle od roku (no bo najpierw brak warunków pogodowych a potem wiosną się już kurtka na brzuchu nie dopinała). No i sobie Rodzice porumakowali razem. Tata Alutka jeszcze lansuje się na mieście a Mamie na dalsze eskapady nie pozwolił bolący biust i randka z laktatorem . Fajnie być dorosłym

1
komentarzy
avatar
Motor fajna rzecz Co do cyckowania, początki są straszne nawet jak wszystko idzie jak trzeba i rzadko kto wspomni, że brodawki palą żywym ogniem przez pierwsze kilka dni. Ale u mnie na przykład odkąd mała skończyła około 3 miesięcy faktycznie jest przyjemnie i sielankowo Chociaż do tej pory postronna osoba znajdująca się zbyt blisko ma szansę dostać mlekiem w oko
Dodaj komentarz

Pradawne mądrości czyli mamy mamom

Jako, że Alutek po wczorajszej apokalipsie brzuszkowej (goopia mama Alutka znów zjadła śliwki) dziś zamienił się w Anioła postanowiła mama zapakować córę do wozu i pojechać na Żoliborz na spotkanie z doradcą chustowym w przemiłej prodzieciowej i promamowej kawiarni.
W owej kawiarni przy kawie Ince i świeżym rogaliku mama Alutka spędziła przemiły czas z innymi mamami (tu pozdrowienia dla mamy Leosia i mamy Irenki) przysłuchując się co też ma do powiedzenia doradca chustowy. Dzieci sobie biegały (te spionizowane), pełzały, krzyczały, jadły, robiły kupkę albo spały. Mamy były różne węższe, tęższe, cierpliwsze i mniej cierpliwe, niektóre trochę zmęczone byciem mamą ale wszystkie wyglądały na zrelaksowane i swobodne.... i tak można by jeszcze pisać i pisać. Ale przejdźmy do meritum. W pierwotnych plemionach, w chatach wieśniaków, zamkach możnych od wiek wieków kobiety zbierały się razem by się wspierać, plotkować, pracować, wymieniać doświadczenia, wspólnie opiekować się dziećmi. Po dzisiejszym dniu odkryłam, że tego mi było trzeba, tego bycia w społeczności kobiet, rozmowy, posiedzenia przy kawie z innymi kobietami, mamami. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyłam. Tzn. spotykałam się z koleżankami na babskie wieczory czy wyjścia do knajpy. Ale tutaj doświadczyłam jakiegoś rodzaju bliskości z obcymi mi osobami. Połączyło nas jedno, każda z nas jest mamą
Myślę, że jeśli Mała na to pozwoli będziemy tę chlubną tradycję spotkań mamowych kontynuować

2
komentarzy
avatar
Fajna inicjatywa :-)
avatar
Uwielbiam Twoje wpisy! Czarujesz!
Dodaj komentarz
avatar
{text}