POBYT W SZPITALU
Noc po porodzie, masakra jakaś, już wolę rodzić, niż dochodzić do siebie lało się ze mnie , tyłek bolał, nie mogłam leżeć wygodnie, znów skurcze, dużo słabsze ale człowiek wtedy ma wrażenie, że rodzi znowu, macica się zaczynała obkurczać. Przyszła pielęgniarka, i mówi, że muszę się wysikać koniecznie. Ja mówię, że nie ma takiej opcji, a ona, że jak nie to cewnik mi założą. No to ok, mówię,że sama nie dam rady zejść z łóżka (ja to musiałam zeskakiwać, uroki bycia krasnoludkiem ), pomogła mi i chlusnęło na podłogę, ona, że to normalne. Poszłam do łazienki, i nic, nie dam rady. Bałam się, ledwo siadłam też na kibelek. Wszystko mnie bolało. Wstałam, podeszłam do umywalki i mi się ciemno przed oczami zrobiło, oparłam się o ścianę i czuję jak odpływam. Nie wiem nawet skąd znalazła się tam położna i zdążyła mi krzesełko pod tyłek podłożyć i mnie złapać. Chwilę dochodziłam do siebie. Zabrali mi Wojtusia mówiąc, że nie mogę mieć go w takim stanie, że przywiozą mi go rano.
Rano było gorzej, z bólem tyłka, na obchodzie, ledwo byłam w stanie zdjąć gacie. Przywieźli mi Wojtaska i tuliłam, tuliłam, tuliłam.... Niestety nie miałam pokarmu, a te baby z noworodków, że jak dziecko dostawie, to będę miała i łap mi za cyca, myślałam, że umrę z bólu, poleciała kropla a one 'widzi pani'. Cały dzień go nie mogła nakarmić, nic nie leciało, on płakał, błagałam je, żeby mi go nakarmiły z łaską wielką go wzięły. I tak aż do wyjścia, błagałam się. Z cycków nic nie leciało, ból i jeszcze raz ból. Byłam pewna że nas nie wypiszą do domu bo mi babsko jakieś z noworodków powiedziało, że Wojtuś ma duży spadek wagi. Wydarłam się zalana łzami, że od 2 dni się prosić muszę o karmienie go bo ja kurwa nie mam pokarmu. Zabrały go, wracał i był aniołkiem, spał grzeczniutko, mruczał sobie...założyłam sobie , że będę co2,5 godz walić im po dyżurce, żeby go karmiły bo musi przytyć przez noc. Same już nagle przychodziły po niego. ranna zmiana, zupełnie inne babki, przyniosły mi dla niego mleczko, sama mogłam karmić. Ordynator po badaniu mówi ' jak pani doktor z noworodków nie będzie miała nic przeciwko to idziecie do domu'. Jakiś anioł w postaci pielęgniarki z noworodków, co przyszła na zmianę, mówi, wiesz, zważę go teraz przed wizytą pani doktor, może coś przybrał. I rzeczywiście Na obchodzie serce mi waliło , nie chciałam tam być ani minuty dłużej ! Dr mówi do pielęgniarki ' o jak dobrze, że pani go zważyła, bo widać, że przybrał jednak przez noc to w sumie was wypuszczę' ULGA, godz później już wykąpana, spakowana czekałam na Małża
Poród i pobyt na porodówce oceniam na 6 z plusem. nie mogę im nic zarzucić, babki super, lekarze, atmosfera i opieka. Pobyt już na oddziale noworodków to był koszmar. Ja się nie dziwię, że ten szpital ma złą reputacje, te babsztyle do wymiany, bo sama lekarka ekstra. Tylko jedna zmiana babeczek była miła, pomocna, pokazała co i jak.
POWRÓT DO DOMU
Małż przyjechał, zabrał nas, my do wsiadania do autka a tam balony ! poprzywieszał w autku dla Wojtusia Najukochańszy sobie myślę i już ryczałam
Wchodzę do domu a tam moja mama, gotuje u mnie w kuchni, obiad na 2 dania i jeszcze zupę na następny dzień. Wchodzę do salonu a tam kwiaty i prezent od Artura, który mi dziękuje za synka. mama też leci z prezentem dla mnie, prezentem dla Wojtusia i prezentem dla Artura byłam w szoku W pokoiku małego same balony, wiszą wszędzie, na łóżeczku, meblach, oknie, pod sufitem. Tak się dumny tata przy pomocy wujka sprawił na powitanie maluszka w domu.
a Synuś w domku w końcu mógł sobie najedzony pospać
Nie jest łatwo, walczyłam o pokarm jak mogłam, napłynął, ale...wklęsłe brodawki i zatkane kanaliki, z piersi leci dosłownie kropelka, a cyce jak balony, bolą, gorące. Laktatorem godzinę 10ml ściągałam, małż próbował odessać z brodawki, żeby udrożnić te kanaliki, myślałam, że mi drut kolczasty wyciska, ból nie z te ziemi, poród to pikuś. Od czwartku chodzę i płaczę, ryczę do księżyca, że nie mogę synka nakarmić piersią. Położna kazała podać to co odessałam, że to zawsze coś dla niego i co? cała noc z głowy, dziorał się po tym mleku, wił i prężył. 5 godzin go uspokajaliśmy aż padł wykończony. Teraz śpi najedzony MM. A ja ryczę i ryczę. To ponad moje siły. Decyzja zapadła, hamujemy laktacje bo się nie da mleka odciągnąć, a cycki twarde jak skała. Boli mnie serce....
Najedzony Wojtuś to aniołek, śpi i mruczy, wszystko daje ze sobą zrobić, przebrać, położyć na brzuszku, wykąpać się. Kocham go nad życie
I nie martw się tym karmieniem - najważniejsze, że podjęłaś decyzję - nie każdy musi kp, mm to nic złego! Jesteś cudowną Mamą, najważniejsze, żeby Mały był najedzony, a Ty żebyś nie cierpiała Wojtuś jest przesłodki <3