Nadeszła wiekopomna chwila...Bąbel zapakowany do wózka wyruszył z ojcem na niedzielny spacer a nie-idealna lecz też nie-najgorsza matka zasiadła do laptopa z kawą pod ręką i kotem pod nogami żeby w spokoju rozprawić się z tematem porodu. tematem, który trochę gdzieś tam cały czas uwiera i cały czas wywołuje mieszane uczucia. Mocno mieszane.
Wczoraj była u nas para znajomych-ludzie po czterdziestce, bezdzietni. I tak sobie rozmawiałam z koleżanką i od słowa do słowa, zapytała w końcu o tę kwestię. Doskonały humor prysł.
Ostatnio jak rozmawiałam z inną 'koleżanką" na ten temat to uświadomiła mi, że tak naprawdę to nie wiem, co to poród, bo przecież miałam operację ( i to na zimno) i tym samym skrzywdziłam na wieki wieków swoje dziecko ponieważ nie dałam mu tej dobrej energii na całe życie, którą daje bolesny poród siłami natury. Od tamtej pory staram się z nikim nie dzielić swoimi odczuciami...bo boję się usłyszeć po raz kolejny coś takiego. Bolało. Wolę już pisać tutaj.
Wczoraj koleżanka zapytała wprost, jak było. Więc odpowiedziałam, zgodnie z prawdą że całkiem nieźle
Kiedy wwieźli mnie już na salę operacyjną i zobaczyłam tam chyba z osiem osób w kitlach, to myślałam że odlecę, autentycznie. Do chwili kiedy zobaczyłam swojego lekarza. Prowadził całą ciążę, więc poczułam się jakoś bezpieczniej. Znieczulenie i tniemy. Strach i zdrowaśki odmawiane w myślach. Wyszarpnięcie( oczywiście bezbolesne) Małej i chwila grozy. Boże, dlaczego ona nie krzyczy???? To był chyba najgorszy moment. Jezu, coś na pewno jest nie tak! Słyszę jakby 'uderzenie' i donośny krzyk mojej córki. Ufffff...Po chwili słyszę zachwyt pielęgniarek" ale śliczna !". Teraz wiem, że to stały repertuar służby zdrowia w tego typu sytuacji( niejedna kobieta po cc czy słyszy te słowa). I tekst mojego doktorka:" No wiadomo, że ładna wystarczy spojrzeć na mamę i od razu wiadomo po kim". Autentycznie tak powiedział Uśmiech na twarzy. Podchodzi neonatolog z Michaliną. " O 9.16 urodziła pani piękną córkę, 3845 waga, 57 cm wzrost, proszę się przywitać". Była słodka. Poczułam tylko ukłucie żalu, że tak szybko ją zabrali. Co jeszcze pamiętam z sali, to to że nad moją głową pani anestezjolog i pielęgniarka anestezjologiczna dyskutowały o swoich bliznach po cc-że tak szybko się pogoiły, że takie mało upierdliwe itp. Chyba chciały mnie pocieszyć Poczułam przez chwilę mega nudności-w ciąży żadnych nie było, ale za to na stole już tak. Do dziś nie wiem, jak to się stało że nie odleciałam..zapewne wpuścili coś do tej kroplówki. Chwila moment, szycie skończone. Doktorek mówi, że wszystko pięknie poszło i"pa, pa niech Pani zbiera siły dla córeczki". Dwie godziny na pooperacyjnej. Samotne, długie dwie godziny. Najgorsze ze wszystkiego. Bólu jakiegoś szczególnego nie czułam( na to czas był dopiero kiedy ketonal opuścił me ciało) ale było mi tak strasznie przykro, że nie ma jej koło mnie. Padał deszcz, a ja patrzyłam tępo w zegar odliczając minuty, które przeklęte nie chciały szybciej płynąć. W końcu ten okropny czas minął i wywieźli mnie jak mumię z tej pooperacyjnej do mojej sali. Wjeżdżam z impetem a tam na fotelu siedzi mój mąż z moim kochanym dzieckiem. Trzymał ją w tym fioletowym rożku i coś do niej mówił. Chwila moment już jesteśmy we troje. Ja, co prawda leżąca z nakazem 'nie podnosić głowy!' obok jednak mój mąż podający mi córkę. Świat stanął w miejscu. I teraz płaczę jak to piszę, bo może stara i głupia ze mnie baba, ale chyba piękniejszej chwili w w życiu nie doświadczyłam. Na szczęście, moje pragmatyczne podejście do życia dało o sobie znać i zdołałam chwycić smartfona i walnąć kilka rodzinnych selfików. Mój mąż nie był chyba w stanie. Romantyczne chwile przerwała (nie pamiętam po jakim czasie) położna. Wpadła jak burza, chwyciła Małą i radośnie oznajmiła" no to karmimy!". Włożyła mojemu ukochanemu dziecku cyc do paszczy i...zassało Mimo tej nieszczęsnej cesarki i żółtaczki, która jeszcze dłuższy czas miała nam nie odpuścić.
Do czego zmierzam...we wczorajszej rozmowie A. zapytała, czy źle wspominam. I wiecie co? Nie wspominam tego źle.
Ja wiem, że poród siłami natury jest lepszy-pod warunkiem że nie powikłany. Nie należę do tych matek, które usilnie będą przekonywać jaka ta cesarka cudowna. Ja się porodu siłami natury bałam całą ciążę. Poszłam na szkołę rodzenia, żeby oswoić lęk. Nie oswoiłam go. Kiedy w trzydziestym którymś tygodniu doktorek zawyrokował, że Miśka już się nie przekręci głową w dół i czeka mnie cięcie to, wybaczcie, ale nie poczułam zawodu. Odczułam ulgę.
Wiem, że to nie zabrzmi dobrze i może być uznane za tchórzostwo, ale jeśli dane mi będzie po raz kolejny być w ciąży to ze spokojem podejdę do kolejnego cięcia. Bo nie taki diabeł straszny. Bo mam zdrowe dziecko i nie najgorsze wspomnienia z porodu i połogu. Bo uważam, że ten poród( czy też operacja, whatever) był dobry.
AMEN