avatar

tytuł: Kociątko kici kici ;)

autor: Zelma

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

patyczek

Używam patyczka (do uszu do nosa) bo...
* Wody morskiej nie mam serca stosować Witold ma wtedy taką minę, że wymiękamy. Zresztą - psiknęliśmy sobie sami do nosów i... chyba rozumiemy Witolda
* Gruszka - odpada bo Witek od razu ją widzi, łapki są wszędzie i próbują gruszkę złapać, więc o trafieniu do dziurki mowy nie ma.

I tak to - zostaje patyczek. Jest na tyle mały, że nie zwraca od razu witoldowej uwagi. Czasem wlewam mu jeszcze po kilka kropel soli fizjologicznej.

2
komentarzy
avatar
U nas wszystko zbliżające się do nosa wywołuje protest. Kończy mi się sól morska i chyba też z niej zrezygnujemy!
avatar
Tez używam patyczka do nosa Wody morskiej i gruszki czasem też
Dodaj komentarz

kocie sprawy

Jesteśmy z Witkiem poza Warszawą. Pilnujemy domu mojej mamy. I psów. I kotów. I kotów, z których jeden się włóczył gdzieś pół nocy, do domu nie chciał przyjść i w ten sposób blokował mi pójście spać (bo psy można wypuścić na noc jak koty są w domu). A ten się włóczy, kota ni widu ni słychu. Witek już dawno śpi, i ja bym się położyła, ale nie - wszak miałam się sierściuchem zaopiekować. W końcu dałam za wygraną - trudno, najwyżej mu koci zadek odmrozi się. I poszłam spać, grubo po północy (tak bliżej 2 chyba).

Rano, kilka minut po 6 - pobudka z myślą: cholerny kot. Wstałam - nie wylazł z żadnego kąta więc chyba jednak przenocował poza domem. Wylazłam na rześki poranek, zamknęłam psy, uchyliłam kocie okienko... i voila - objawił się kot przechera. Miau miau miau...

Dobra - kot w dom, Zelma w pościel. Ale nie... - Maaamoooooo zjadłbym coś. Spoko luz. Zjadł, zabawa, toaleta, dwie godzinki minęły, szykuję Witka do spania... a tu BUNT - nie będę spał. Ok - no to trochę zabawy, pielucha, łóżeczko - łaaa, łaaa, łaaaa... przy cycu przysnął, ale przy przeniesieniu do łóżeczka znowu łaaa... I tak żeśmy się dwie godziny bujali... No takiej awantury z powodu drzemki to dawno nie było. Albo nawet - bardzo dawno. Padł w końcu... a ja w ślad za nim. I dopiero żeśmy się godzinkę temu ogarnęli. Dziwny to dzień.

Aha. Kot wyłożył się na fotelu i odsypia nocne ekscesy. Oooo nie! Dziś wieczorem już się nie dam 'w kota' zrobić!
Aha 2. Witek bardzo zainteresowany kotami. Jak widzi kota to po swojemu go nawołuje - żeby spojrzał na niego kot, a jak kot spojrzy to aż się w głos śmieje. Chciałby kotka pogłaskać, ale boję się, żeby swoim pazurem kota nie drapnął bo kot może oddać. Więc na razie znajomość z kotkami z lekkim dystansem.

4
komentarzy
avatar
U nas trwa zapoznawanie z psami! Jak Bartuś jw widzi to wyciąga do nich rączki i śmieje się kiedy widzi ich zainteresowanie. Wszystkie psiaki są kochane tak, że pozwalam na te znajomości!
avatar
Kaja jak byliśmy w Polsce, to też miała przyjemność zapoznania się z kotami i psami. Jeden kot to nawet z własnej NIEPRZYMUSZONEJ woli sam przyszedł i się przytulił. A nawet szarpanie za sierść mu nie przeszkadzało. No ale, wolałam jednak nie pozwalać małej na zbyt wiele, bo możliwe, że kot ma granice cierpliwości.
avatar
Ale fajna ta historia z sieraciuchem aż mi sie buzia śmiała... Choć oczywiście Ciebie tez mi było żal... 100 lat dla Witolda, doczytałam ze skończył 6 miesięcy
avatar
Ale fajna ta historia z sieraciuchem aż mi sie buzia śmiała... Choć oczywiście Ciebie tez mi było żal... 100 lat dla Witolda, doczytałam ze skończył 6 miesięcy
Dodaj komentarz

Brat PIT

Drogie mamy, wrzucam info bo może komuś ten fakt umknął, a zawsze lepiej mieć niż nie mieć

ulga prorodzinna - dla osób rozliczających się wg tzw. skali

Osoby wychowujące w roku podatkowym jedno dziecko skorzystają z odliczenia, o ile ich roczne dochody nie przekroczą kryterium dochodowego, wynoszącego:

- 112 tys. zł w przypadku podatnika pozostającego przez cały rok podatkowy w związku małżeńskim (dochody podatnika i jego małżonka),
- 112 tys. zł w przypadku podatnika będącego osobą samotnie wychowującą dziecko,
- 56 tys. zł w przypadku podatnika niepozostającego w związku małżeńskim, w tym również przez część roku.

Wysokość ulgi z tytułu wychowywania jednego dziecka wynosi 92,67 zł miesięcznie (rocznie 1112,04 zł).

Ulga obniża bezpośrednio podatek czyli do '(od)zyskania' jest dokładnie tyle, ile wynosi ulga.

Natomiast rodzice wychowujący dwoje i więcej dzieci skorzystają z ulgi już bez względu na wysokość uzyskanego dochodu. Wysokość ulgi na pierwsze i drugie dziecko wynosi 92,67 zł miesięcznie (rocznie 1112,04 zł).

W przypadku dzieci urodzonych w 2015 r. - miesiące zaokrągla się zawsze w 'górę' czyli np. dziecko urodzone w listopadzie = ulga za 2 miesiące.

Jakby ktoś miał dodatkowe pytania to dawajcie w komentarzach, doprecyzuję co niejasne

2
komentarzy
avatar
Przyda się w przyszłym roku... przynajmniej jeśli chodzi o info jak liczyć miesiące od urodzenia maluszka
avatar
Ja dzwoniłam do skarbówki, bo nie wiedziałam właśnie za ile miesięcy można odliczyć. PIT rozliczony, zwrot już na koncie
Dodaj komentarz

oł jes!

Stan z godziny 22:00:

* Witold śpi
* Koty w domu, też śpią (jakoś tak, hy hy, już dzisiaj nie były takie chętne na wieczorne wycieczki...)
* Psy wypuszczone i nakarmione.

Stan z godziny 23:00:

* Leżę na kanapie, cisza, spokój.
* Fejs przejrzany, biorę się za bbf. A może by tak książkę?

Stan z godziny 03:00
* Witold śpi
* W nogach mojego łóżka jakaś kotłowanina. What the hell???
Ah koty się tarzają bo zapomniałam zamknąć drzwi do sypialni...

3
komentarzy
avatar
Kiedy w podobny sposób korzystam z "czasy wolnego" to słyszę od Tatuśka, że jestem uzależniona od telefonu. Dobrze, że wszystko udało się ogarnąć!
avatar
Noo.. tylko szkoda, że ten "wolny czas" tak szybko leci
avatar
Noo.. tylko szkoda, że ten "wolny czas" tak szybko leci
Dodaj komentarz

mydło powidło okruchy i jeszcze pytania (QQQ)

- No... potrafisz mnie jeszcze w łóżku zaskoczyć!!!
Powiedział mąż na widok 6 segregatorów rozłożonych na naszym małżeńskim łożu.
(Miałam ambitny plan uporządkowania sterty papierów...)

***
'Jeśli powtarzasz coś swojemu dziecku po raz tysięczny, a ono nadal nie łapie, to które z was wolno się uczy?'

***
Wyjazdy jakoś nie sprzyjają rozszerzaniu diety, a może to ja jestem zbyt mało zdyscyplinowana... Tak czy siak:
niedziela - tylko cyc
poniedziałek - marchewka z ziemniakiem (słoik)
wtorek - tylko cyc
środa - pasternak + dynia + ziemniak (mix 2 słoiczków)

W poniedziałek udało nam się zapaćkać marchewką kremową kanapę babci... Na szczęście świeże plamy z marchewki puszczają... gdy się je potraktuje olejem jadalnym, a później zmyje letnią wodą z płynem do naczyń (ufff)

Dziś Pucek jadł posiłek na moim kolanie, lekko opatulony ręcznikiem. Sukces! Pod ręcznikiem było ubranko... i nie dotarła do niego ni odrobina papki. Łapki też czyste, tylko buzia odrobinę umorusana. No i... powinnam się cieszyć bo posiłek zjedzony bez armageddonu... ale... tak jakoś nudno.

Do końca tygodnia pojedziemy dalszymi kombinacjami warzyw. I tak się zastanawiam - co dalej
QQQ Co wprowadzałyście jak warzywa się przyjęły? Z owocami chcę się jeszcze trochę wstrzymać. Raczej w stronę zupek warzywnych bym szła - to może riż? Muszę poczytać i doczytać.

***
Piesy.
Wczoraj był dzień pod znakiem kota. A dziś Pucek nawiązał znajomość z psami. Nie powinno mnie raczej dziwić to, że, a jakże, psy spodobały mu się chyba jeszcze bardziej niż koty. Aż śmiał się Pucek w głos jak piesy go obwąchiwały.

***
Nosidło
Nosi mnie na nosidło. Wózek jest fajny, ale są takie sytuacje, że dużo wygodniejsze byłoby nosidło. Lepsza (zdrowsza) byłaby pewnie chusta, ale... no cóż, wiązanie i motanie to nie jest moja rzecz. Ja jestem bardziej plecakowa, klik-klik i gotowe Na razie nosidło tylko okazjonalnie i na krótko (Pucek jeszcze nie siada, więc nie chcę obiążać bioder i kręgosłupa, ale na sporadyczne używanie pani dr fizjoterapii dała zielone światło). I tu pytanie: Używacie nosideł? Jakich? Jak wrażenia? Szczególnie interesują mnie takie, które nie mają wiązań tylko zapięcia (Tula, manduca, baby-ono?)

***
Wanienka Stokke składana/turystyczna
Nowej na pewno nie kupię, za taką kasę to powinna mieć hydromasaż i w ogóle kąpać dziecko bez udziału rodzica Ale zastanawiam się nad kupnem używanej. Tylko ona wydaje mi się dość mała - QQQ czy w takiej wanience faktycznie da radę wykąpać 2-3-4 latka? Czy 2-3-4 latek potrzebuje jeszcze w ogóle osobnej wanienki? Jak z trwałością - faktycznie wytrzyma te 2-3 lata? Czy latem można tę wanienkę potraktować jako mały basenik do taplania się w wodzie w słoneczne dni (balkon/działka)

6
komentarzy
avatar
Hmm u nas chyba po marchewce, ziemniaku, dyni, cukinii, była (w słoiczku) marchewka z ryżem a potem jarzynowa, po jarzynowej mięska. No i jakoś w międzyczasie na podwieczorek owoce. Tylko u nas faktycznie mamy ustalone pory i czy w domu czy w gościach, rozkładam zabawki i jemy.
avatar
Mam wanienkę stokke i wydaje mi sie mała. Mój półroczny Jaś ledwo sie w niej mieści, tzn. jak leży ma pociągnięte nóżki, bo już nie wyprostuje. Starsze dziecko to chyba tylko na siedząco
avatar
Witaj Zelmo z rana a próbowaliście (oczywiście z gotowca) ziemniaki z cukinią ?? U nas na chwilę obecną stoi i czeka ale się doczeka, ciekawe czy dzieciakom zasmakuje. Moje są jakieś dziwne, im prawie wszystko smakuje O papierzyskach nic mi nie mów. Pod tym względem zrobiłam się totalnym leniem, nigdy bym nie pomyślała, że jeszcze kilka lat temu byłam taka uporządkowana. A teraz... ;/ Co do nosidełka nic jeszcze nie poradzę, chociaż mam, mama kiedyś kupiła używane w bardzo dobrym stanie za 10 zeta. Firmy chicco. Zobaczymy czy się sprawdzi. Jak kupisz, to napisz czy się sprawdza. Dobrego dnia Wymiziaj tam koty i pieski
avatar
ja zamawiałam u pathi polecam wygodne solidne cena prztjemna a konstrukcja jak z tuli.
avatar
Moj 2 latek - kąpie ię w wannie lub pod prysznicem wanienka zbędna
avatar
Nie znam tej wanienki, ale 2-3-4 latka kąpie się w normalnej dorosłej wannie. Moja S. była w takowej kąpana już od 8mca życia
Dodaj komentarz

zajęcia Witka

- Po kim on może być taki ciekawy wszystkiego? Hym? Hym hym hym? - pyta mąż retorycznie bo wiadomo, że to ja w miejscu usiedzieć nie mogę i ciągle bym coś, bo mnie 'wszystko' interesuje.

Ciekawy życia jest więc Pucuł, a do tego uśmiechnięty, frajdę sprawiają mu kontakty z innymi ludźmi - i tymi dużymi i tymi małymi (byle się do niego uśmiechali Skoro tak, to postanowiłam, że przetestujemy z Puckiem zajęcia dla dzieci (mamy w okolicy dwie kawiarnie z zajęciami dla dzieci w wieku 6m+)

Zajęcia 1 > pt 15.04
Zajęcia muzyczne, piosenki (pani śpiewa do podkładu z taśmy lub przygrywa sobie na skrzypcach). W trakcie piosenek dzieci z mamami coś robią. My trafiliśmy na motyw przewodni - auta, samochody, pociągi.

Było ok, ale na te zajęcia dla Pucka jeszcze za wcześnie. Owszem - podobało mu się (że coś się dzieje, że są inne dzieci, że jest pani sowa i że dzwonki fajnie dźwięczą). Ale... było zbyt intensywnie i głośno, zbyt dużo bodźców jednocześnie. Decyzja - może kiedyś, teraz to nie jest to.

Zajęcia 2 > pon 18.04
Na Zmysłowisko poszłam bez przekonania, raczej z wrażeniem, że owszem - Pucek lubi kontakt z innymi dziećmi i człowiekami, ale na udział w zajęciach jeszcze za wcześnie. Ale co tam - postanowiłam jeszcze przetestować opcję nr 2. I okazało się, że warto było

Zajęcia w spokojniejszym tempie. Piosenka tylko na powitanie i pożegnanie, bez muzyki - tylko śpiewająca prowadząca. W trakcie zabawa w poznawanie. My trafiliśmy na 1. inny piasek (drobno zmielony mak) 2. masę, która w ruchu zachowuje się jak ciało stałe, a w bezruchu zaczyna 'topić się' do cieczy. (masa do zrobienia mąka ziemniaczana+woda w proporcjach 1:1). Ciekawe to było, i dla dzieciaków i dla opiekunów. Można było rączkami dotknąć, nogami podeptać, pobrudzić się. Ba... nawet odrobinę do paszczy wsadzić. A przy piosence na pożegnanie była wielka zwiewna okrągła chusta - wszyscy trzymali za 'rogi', a chusta falowała - do góry i na dół. O... to też się Puckowi podobało. W ramach interakcji - kolega obok lekko pacnął Pucka w głowę, Pucek innego kolegę, który zasłonił mu dostęp do miski, złapał ręką za szlufkę od spodni

1
komentarzy
avatar
Super że macie coś takiego w okolicy. My mieliśmy dziś isć na muzyczne zajęcia dla maluszków, ale noc nam plany zweryfikowała Co do masy mąka+woda, polecam zamiast wody doać sok np porzeczkowy albo pomarańczowy. Nie dość, że fajna konsystencja, to jeszcze kolor super i zapach
Dodaj komentarz

komitywa

Wczoraj wieczorem oglądał Witek rojbrujące koty. Aż w głos się śmiał, tak mu się podobało. Kotom... podobało się jakby mniej. Wręcz powiedziałabym, że trochę wystraszone były tym małym kimś co dziwne odgłosy wydaje.

'Bo z igraszki przyjdą płaczki' - niestety też się sprawdziło bo Witek zbyt dynamicznie opuścił głowę leżąc na brzuchu - no i niestety podłoga okazała się twarda, a nos delikatny. Był więc płacz, była mama przytulająca i pocieszająca i była wreszcie twarz Pucka rozjaśniająca się.

No i noc. Budzę się ja w środku nocy, coś mi dzwoni. Dzwoneczek taki. Rozglądam się... i co widzę? Witek nie śpi. Leży na brzuchu (z całym śpiworem)... i jakby nigdy nic bawi się kotkiem z dzwoneczkiem. Nie płacze, nie marudzi... tylko się bawi. Wstałam, położyłam na plecach, powiedziałam, że noc jest i wyspać się trzeba... Ledwo się odwróciłam - a ten myk myk na brzuch. I dzyń dzyń kotkiem. No to kotek na bok, Witek do cycka - zjadł, trochę energii wytracił. Położyłam spać, wróciłam do łóżka. Przykrywam się kołdrą, gaszę nocną lamkę, zaczynam przysypiać... i czuję jak mnie coś w ramię zaczyna łaskotać. KOT! No widzę, że mój syn w komitywie z kotami dba, żebym się jednak nie wyspała. (Pytanie za 100 punktów - co robi teraz Witek i co robią teraz koty? No śpią sobie wszyscy w najlepsze).

2
komentarzy
avatar
o tak...raz dziecko, raz kot wola jesc...i to przed budzikiem! myslalam ze futrzaka na dwor wywale za to budzenie mnie chwile po przylozeniu glowy do poduszki...
avatar
Ja też mam misje z kotem teraz. Wróciła kotka ze sterylizacji no i nie te zwierze- co mały zapłacze, to do niego leci i się kłądzie, ociera albo liże po główce. Śpi z nim w łóżeczku w nogach. Tylko muszę pilnować, bo jak on płacze, a kotka się ociera to on się zapowietrza i przestaje oddychać (mam też tak z nim jak myję mu buzię albo kremuje)
Dodaj komentarz

dom

Wróciliśmy dziś do domu.

Mały śpi. Duży śpi. A ja nie śpię... cieszę się tą domową ciszą. Spokojem.
I nic to, że sterta prania czeka na podłodze. Że okruchy na stoliku.
Że 01:12 zrobiła się (kiedy?) i nie wiem czy pośpię do rana czy też o 3 będzie pobudka (3 ostatnie noce była, ale... jakoś tak wierzę, że i Pucek wyczuje, że jest w domu.

Przez tydzień byłam poza domem, bez wagi pod ręką. Po powrocie korciło mnie więc, żeby zobaczyć jak waga Pucuła. 8.05kg pokazała waga Pucułkowi w 28. tygodniu życia. Gut! Korciło mnie dalej - więc wyjęłam wydrukowaną siatkę centylową i naniosłam jego wagę z różnych tygodni życia. I co? Urodził się 'w' 25centylu, szybko podszusował do 50 centyla... i konsekwentnie się go trzyma. A ja odstawiam wagę

UPDATE - Obudził się dzyngiel, z punktualnością szwajcarskiego zegarka, o 3:40. Zjadł i padł czy też nawet padł zanim dobrze zjadł. No nic - zobaczymy co dziś będzie. A tymczasem do galopu bo goście jadą

2
komentarzy
avatar
Można by powiedzieć... home sweet home Po dłuższej nieobecności tak mile się do niego wraca. Leniwego poniedziałku w domku wam życzę
avatar
Wszędzie dobrze, ale w domu... tę nockę trzeba będzie odespać.
Dodaj komentarz

ku pamięci

wtorek - wieczór z babcią (teściową); Pucek elegant - granatowe spodnie, ulewa
środa - wieczór z moją chrzestną, obowiązkowy sernik, śmichy-chichy Pucka - w głos, ku radości chrzestnej
czwartek - obiad i popołudnie z prababcią; spacer (babcia powoziła pojazdem prawnuka), harce na babcinym dywanie, czary mary na kolanach (filmik), żywe sreberko. Złotlin japoński vel chiński. I koperek włoski - zamiast herbaty. I książka o papieżu. Kukurydza z mamą
piątek - spacer z V. i jej synkiem, Zakupy z Puckiem na ręku, obiad z mamą (roladki bakłażan). Podłogowanie Pucka, w tym jazda na kocu przez całe mieszkanie. Iiiiha! Wieczorem na dworzec PKP - Pucułowy Tata przyjechał

sobota - sok marchewkowy, schaboszczaki... i smażone kartofelki. I niby lato, a jednak jeszcze nie. I Pucek biedny - coś podrażniło skórę. I chwila oddechu - zakupy z mamą i cmentarz.

niedziela - spacer i ciasto z rabarbarem. Lekki zgrzyt - 'komisja śledcza'. I do domu. Doooo dooooomu!

Chciałabym te wspomnienia dokładniej opisać... ale czasu nie ma. Pucek w trybie aktywny - drzemka - aktywny - drzemka. A ja działam w takich 'okienkach' - zasnął, to co pierwsze zrobić. Nie śpi, a najedzony i obrobiony - to co zrobić w czasie jego zabawy. Ehh czasie, dokąd tak gnasz, szalony?

5
komentarzy
avatar
Najgorszy jest właśnie ten uciekający czas, tak jakby nie mógł zwolnić Gdzie mu się tak spieszy, gdzie tak gna
avatar
Ja to tez tak działam ostatnio, ale czas zabawy spędzamy razem Tez uskuteczniamy wycieczki na kocu po mieszkaniu
avatar
Ja to tez tak działam ostatnio, ale czas zabawy spędzamy razem Tez uskuteczniamy wycieczki na kocu po mieszkaniu
avatar
U nas czasem zabawa = stricte zabawa, a czasem łączę zabawę z tym co mam do zrobienia i np. Pucek leży sobie na macie, ja obok miska i składniki do sałatki i sobie podgląda jak wszystko kroję, a ja mu opowiadam co jest co, czasem daję do dotknięcia - że to pomidor, a to sałata Oho - właśnie się obudził dzyngiel
avatar
Zelma, robię dokładnie tak samo! Przyjemne z pożytecznym ! AVE!
Dodaj komentarz

27+3

Historia się powtarza
Starania - na początku dokładnie wiedziałam, który to DC. W nocy, o północy - wiedziałam. A potem straciłam rachubę (i z tego cyklu jest Pucek
Ciąża - początkowo dokładnie pamiętałam, który to TC. A nawet tc+d... Ale tak właśnie w okolicach dwudziestego-któregoś zaczęłam trochę tracić rachubę.
No i Pucek - wiem, że skończył 6 miesięcy i właśnie 7 miesiąc leci. Ale który to tydzień - hmmm... bez spojrzenia w excela (a jakże) ręki bym sobie nie dała uciąć.

Sprawdziłam więc - 27+3 dzisiaj. No to migaweczka, bo to całkiem miły dzień był

Wczoraj po południu przyjechali do nas V. i B. z synkiem. Do południa zdążyłam puścić 3 prania i zrobiliśmy z Puckiem ciasto z rabarbarem. Receptura prosta więc wszystkie składniki na podręczny stoliczek, miska w dłoń, Pucek na koc i wspólnymi siłami - ja robiłam, a Pucek nadzorował Z drewnianą pałką w łapkach wyglądał jak prawdziwy król z berłem Kiedy załadowałam ciasto do piekarnika, naczynia do zmywarki, a Pucka do łóżeczka na drzemkę, zaczęłam dumać nad jutrzejszym obiadem i listą zakupową. Nie podumałam jednak zbyt długo bo okazało się, że wody nie ma. Nie ma i już, mimo 5-krotnego sprawdzania kranów. No szlag by to... Plany obiadowe zredukowałam zatem do wyszukania w necie knajpy przyjaznej małym dzieciom i decyzji, że obiadu nie robię, pójdziemy do knajpy. Jako nr 1 na liście zakupowej wpisałam natomiast kilkulitrową butlę wody. I jeszcze ta myśl, że jak to dobrze, że Pucek wczoraj kąpany i dziś jakby co nie trzeba.

Żeby nie było zbyt łatwo Pucek uciął sobie solidną drzemkę - czasu do przyjazdu gości coraz mniej, zakupów brak, a ten śpi w najlepsze. W końcu wpakowałam jaśnie księcia z całym śpiworkiem do wózka i pognałam po sprawunki. Miła niespodzianka - pogoda bardzo przyjemna, choć zapowiadali deszcze, śniegi, mrozy i w ogóle dramat. Przytargałam wodę i resztę sprawunków... i pognałam na drugą rundę, bo mnie olśniło, że 03.05 wszystkie sklepy pozamykane, a ja przecież chleba nie mam! Cyk-cyk-cyk do ulubionej piekarni... a piekarnia va-fan-kulo czyli zamknięta. Nosz by to... no to żwawy marsz do dwóch innych, w międzyczasie sms do V. - jak tam droga? Piekarnia nr 2 - taaram: zamknięta! SMS od V. - Jesteśmy pod drzwiami. Oooookk - za 5 minut będę bo wyszliśmy z Mlodym na dwór. Marszobieg do piekarni nr 3 znajdującej się na trasie do domu. Otwarta! Wchodzę... i widzę półki puste, ale to tak dokumentnie puste. Szybki odwrót taktyczny... i telefon do przyjaciela. A konkretnie SMS do męża: 'Wracając z pracy kup chleb. Koniecznie!' 'OK.' - rozpisał się mój wylewny mąż

Z V. i B. poszliśmy od razu na dinozaurowy plac zabaw. I na gofry. i znów na plac. Słoneczko przygrzewało aż miło, mały K. wspinał się jak małpka (ma teraz 1,5 roku z haczykiem). Wkrótce dołączył do nas 'powrócony' z pracy mężowaty. Chleb kupiony, woda wróciła. Git!

A propos wody - jak tylko wróciliśmy - lunęłoi lało już przez resztę wieczoru. Czyli mieliśmy fuksa, że skorzystaliśmy od razu ze słońca.

I tak to było wczoraj. Dzisiaj natomiast powstawaliśmy, zjedliśmy śniadanie na luzie, chłopaki pobrykali i ruszyliśmy na ściankę wspinaczkową. Ja jeszcze do wspinania nie wróciłam więc skorzystałam z pięknej pogody i faktu, że Pucek potrzebował drzemki - i na ściankę poszłam pieszo, a Witek drzemał sobie w wózku. Kiedy dotarłam na miejsce pozostała trójka była już nieźle umorusana magnezją. Uśmiechy szerokie. Pucek nadal spał, więc obok wózka ustawiłam sobie leżaczek, książka w dłoń (Ota Pavel - Śmierć pięknych saren) i... poczułam, że maj. I że wreszcie ciepło!

Z innych newsów:
* Pucek od 2-3 dni, po tym jak się dźwignie na kolana (czworaki) to zaczyna uskuteczniać takie bujanie w tył i w przód. Czasem ustawia też jedną lub drugą nogę zgiętą do przodu (żabka, jak do czołgania). No i przemieszcza się do tyłu. Raczkuje? Pełza? Nie jestem pewna jaka to taktyka bo zazwyczaj wygląda to tak, że kładę go w jednym miejscu, a potem okazuje się, że leży kawałek dalej, na linii 'wstecz'.

* Dzisiejszy słoiczek przejął tata. Mama tylko podgrzała. I otóż... technikę ma tata jakąś superową bo Pucek w znikomym stopniu utytłany. Nie, że w ogóle nie, ale całkiem całkiem to poszło. Tata dumny z siebie Trochę to trwało, ale ostatecznie cały słoiczek zjedzony.

* A po posiłku siesta i czytelnictwo. Tata przeczytał Puckowi bajkę o korsarzu Palemonie. Nie lada to gratka - opowiastka o Palemonie jest jedną z książeczek, które Pucułowy Tata wygrzebał ze swoich dziecięcych skarbów - i zarządził, że zabieramy do Warszawy - dla Pucka. /A jak pytałam kilka dni temu, że chyba się stęsknił za Puckiem jak nas nie było - powiedział tylko 'Oj Manzelmo...' W tłumaczeniu z zachodniopuchatkowego na nasz: 'stęskniłem się jak licho, jakbym sam siebie nie podejrzewał, ale cicho sza bo i tak mi to przez gardło nie przejdzie, ale wiem, że wiesz'/

* Rower! Pierwszy raz od lutego 2015 wsiadłam dziś na rower! To znaczy na taki normalny rower rower, a nie jakieś stacjonarne namiastki. Wsiadłam i pognałam. Ciężko to opisać... Przez chwilę poczułam się tak, jakbym nie była żadną matką, tak jakby czas stanął w miejscu czy może wrócił do stycznia/lutego 2015. I to nie chodzi o to, że tak potrzebuję się 'wyrwać' z kieratu. Nie nie Ale... przyjemnie było rowerkiem śmignąć. Na liczniku 13km, może być na początek.

I jeszcze krótka notka książkowa. Usiłuję czytać 'Cicha 5'. Ale jestem koszmarnie zdegustowana niechlujstwem redakcyjnym. Literówki się zdarzają, nawet w najstaranniej przygotowanych książkach (jak w biografii Evory Sieradzińskiej). Ale są jakieś granice przyzwoitości. Brakujące ogonki w ą czy ę, wielkie litery po przecinku, nieścisłości logiczne (senator w sejmie, wiek bohaterów). I ostatnio 'ekschibicjonizm'. Naprawdę poczułam, że nie szanuje się mnie jako czytelnika. Jak można coś takiego puścić do druku?

I jeszcze druga refleksja - znak naszych czasów może. Mam facebooka, traktuję go użytkowo-rozrywkowo. Co do zasady nie wrzucam zdjęć, nie 'czekinuję się' w odwiedzanych miejscach, nie informuję wszem i wobec gdzie spędzam majówkę ani co zjadłam na śniadanie. I tak obserwując trochę z boku to co się na innych ścianach dzieje... Na Wielkanoc - co ściana to życzenia. Ogólne takie, do wszystkich, kótrzy zechcą przeczytać. Do wszystkich... i do nikogo. Wrzucone na wall - odfajkowane. Nie, może nawet nie 'odfajkowane' bo intencje pewnie szczere. Tylko taka myśl moja, że jeszcze chwilę temu królowały SMSy z życzeniami w formie głupkowatyc wierszyków-rymowanek. Nie znosiłam ich - wychowałam się na kartkach pocztowych. To był cały rytuał - wybieranie kartek z mamą, potem zeszyt z adresami i listą krewnych i znajomych, wreszcie wypisywanie. Może życzenia się powtarzały, ale... jednak zawsze choć chwilę przeznaczaliśmy dla konkretnej osoby. A kto to, a pamiętasz jak... W erze smsów o wspominki trudniej, ale jednak nadal była to konkretna osoba, do której kierowane były życzenia (choćby kopiuj-wklej). Facebook wyeliminował nawet to. Życzenia już nie są dla kogoś. Są do wszystkich (czyli nikogo...). Taką refleksję miałam podczas Wielkanocy... i wczoraj/dzisiaj znów mnie naszła. A to za sprawą wysypu postów pod hasłem 'Majówka'.

A Pani Gienia, Pani Gienia,
choć świat się zmienia,
starą maszynę w domu ma,
i pisze wiersze, w życiu pierwsze, bo wcześniej czasu było brak...

Czerwony Tulipan - 'Pani Gienia'
https://www.youtube.com/watch?v=2969JX18gZM

2
komentarzy
avatar
Uwierz, że powoli powracam do kartek pocztowych, ale to tylko do dwóch osób . To takie bardziej szczere i osobiste wtedy. Też wg mnie takie facebookowe życzenia do wszystkich to jak do nikogo, chyba że bym wymieniła , ale wirtual a life to zupełnie co innego Koleżance na święta wysyłam kartkę + zawieszkę na choinkę na przykład co roku ma jakąś ode mnie
avatar
Coś w tym jest! Ja do osób ważnych dzwonię w końcu w erze połączeń za darmo, można sobie pogadać, do tych o których pamiętam, wysyłam SMS. Facebookowe życzenia są bez sensu!
Dodaj komentarz
avatar
{text}