Listonosz zawsze dzwoni dwa razy...
8 rano, domofon...
dzień dobry, Mama Alutka?
Tak!
Mam dla Pani przesyłkę.
Proszę, 7 piętro.
Tato Alutka, zamawiałeś coś?
Nie Mamo....
chwila konsternacji, dzwonek, podpis na liście i w ramionach Mamy ląduje wielkie, ciężkie pudło oklejone taśmą z napisem Nutricia. Eeeeee?
Po otwarciu oczom Mamy ukazują się słoiczki Bobovity różnej maści sztuk >30, saszetki z musem z owoców, talerzyk i łyżeczka. Oraz list w kopercie. Po przeczytaniu Mama doznaje oświecenia, cofnijmy się więc o kilkanaście dni....
Sobota, Alutek szykuje się do obiadu, pora na kolejne nowe warzywko, Mama Alutka podgrzewa w kąpieli wodnej, nakłada do miseczki, próbuje czy nie za gorące i zaczyna karmić Alutkę. Po kilku łyżeczkach Alutka zaczyna się krztusić, więc Mama wydobywa dziecko z krzesełka, przekręca głową w dół, uderza między łopatki a z pyska wypada jedzenie w jednym sporym kawałku. Mama woła Tatę i wspólnie przeglądają zawartość miseczki, niestety produkt jest beznadziejnie przetarty i z puree nie ma nic wspólnego (czego na pierwszy rzut oka nie było widać) więc ląduje w śmieciach. W poniedziałek Mama dzwoni na infolinię Bobovity i mówi co i jak, podaje nazwę produktu, numer partii, godzinę produkcji i upewnia się czy nie było błędu na opakowaniu w oznaczeniu produktu po 4 miesiącu (dziecko po 6 bez problemu poradziłoby sobie). Dostaje zapewnienie, że wszystko będzie skontrolowane a firma w ramach przeprosin przyśle upominek. Spodziewała się Mama pudełka z próbką i łyżeczką a nie zapasu jedzenia na ponad miesiąc. Jest jeszcze w lekkim szoku, pozytywnym oczywiście