Historia jak Karol pojawil sie na swiecie.
Do wszystkich brzuchatek - nie czytajcie jesli macie jakies obawy co do porodu. Opisze wszystko tak jak czulam, ale kazdy porod jest inny i kazda z nas inaczej go przezyje
Historia jak to Karol pojawił się na świecie.
We wtorek 2 września polozna zrobiła mi masaż szyjki, gdzies około 13. Tej nocy czyli środa 3 wrzesnia o 4 nad ranem zaczęły mi się skurcze. Obudziłam się z bólem jak na okres + rozwolnienie. Poszłam do ubikacji, nic się nie działo. Jak wróciłam do łóżka to po kilku minutach znowu zabolalo no to zaczęłam notować czas i wyszło ze bóle się powtarzają co 10-15min. Nie były mocne ale juz nie spałam bo myślałam czy to juz TO czy kolejny fałszywy alarm. Do rana bóle zrobiły się silniejsze, mąż został w domu i pracował z kuchni. Ja podłączona pod TENS próbowałam odpoczywać bo wiedziałam ze bede potrzebowała sił jak się sprawy rozkręca.
I tak cały dzien. Skurcze nie były regularne - co 10min, 15min, 6min. W dzien zrobiły się juz dosyć bolesne i pomyślałam jak bedzie bolał poród?
Przemęczyłam się tak cały dzien. Koło północy stwierdziliśmy ze spróbujemy się położyć spać, ale nie udało mi się zasnąć. Wtedy juz brałam regularny paracetamol. Bolało coraz bardziej, wciąż nieregularnie ale skurcze teraz nie były rzadziej niż co 10min. Po 3 nad ranem stwierdziliśmy z mężem ze chyba trzeba zadzwonić do położnych i się zapytać o poradę bo juz nie wiedziałam co ze sobą zrobic. 24h na nogach.
Polozna powiedziala zebysmy przyjechali do szpitala to mnie obejrza. Wiec po 24h od pierwszego skurczu mialam rozwarcie na 3-4cm, polozna rozciagnela do 5cm. Wtedy skurcze byly juz na tyle bolesne, ze musialam sie zatrzymywac i gleboko oddychac. Na plecach wciaz TENS przyklejony. Dostalam tabletki przeciwbolowe i wrocilismy do domu jakos przed 6 rano. Bardzo sie ciesze, ze pojechalismy tam wtedy, dowiedzialam sie ze bóle ktore czulam cos robily. Bylo rozwarcie, szlismy do przodu.
W domu polozylismy sie z mezem na kanapie razem i dzieki tabletka udawalo mi sie zasypiac w 10min przerwach miedzy skurczami, na 2 godziny. No ale na kazdy skurcz musialam sie zsunac z kanapy i na czworaka na podlodze czekalam az minie i wlazilam spowrotem pod koc do meza.
Z godziny na godzine skurcze robily sie coraz mocniejsze, ale nie czestsze. Pamietam ze juz wtedy pomyslalam sobie, ze jesli juz teraz tak boli to jak bedzie pozniej?! Kiedy przyjdzie czas na rodzenie to chyba umre z bólu... Ale nie panikowalam. Jak czulam zblizajacy sie skurcz to sie mu poddawalam i powtarzalam sobie w glowie - to tylko minuta, to tylko minuta i bede miala 10 min przerwy.
Okolo 10 rano skurcze przychodzily co 6min i przez godzine byly miedzy 5, a 6min. Wtedy juz wiedzialam, ze jeszcze chwila i bede dzwonila po polozne. Wzielam prysznic. Zadzwonila moja babcia akurat jak mialam skurcz i az sie poplakala jak mnie uslyszala ;D
Kiedy skurcze przychodzily co 5min zadzwonilam do szpitala. Polozna do mnie oddzwonila i powiedziala, ze bedzie za 15min u mnie. Jak z nia rozmawialam mialam kolejny skurcz i juz nie moglam rozmawiac w trakcie.
Leona przyjechala o 13.30 i przeprowadzila wywiad i stwierdzila, ze juz zostaje - czyli bedziemy rodzic.
Wtedy maz mial lekki atak paniki, hihi, i stwierdzil ze musi pojechac do Tesco po cos do jedzenia, bo ja przeciez nic nie jadlam ;D Chyba wtedy do niego dotarlo ze to JUZ! Ja zostalam z polozna, a Daniel wykupil chyba caly sklep, kupil tyle rzeczy, bo nie wiedzial na co bede miala ochote. I kupil rzeczy na zupe - bo chcial robic... Mi nie w glowie bylo wtedy jedzienie. Pilam duzo wody.
Czekalismy az druga polozna przywiezie studentke i ja poszlam do wanny w tym czasie, zeby sie troche odciazyc. Skurcze byly juz tak mocne, ze w trakcie nie wiedzialam co sie dzieje. Tak jakby wylaczal mi sie mozg i skupial sie tylko na otwieraniu szyjki. Maz ze mna siedzial w lazience i potem zamienil sie ze studentka bo musiala sprawdzic serduszko malego i zmierzyc mi skurcze. Tego nie widzialam wczesniej - trzymala mi dlon na gorze brzucha i mierzyla co ile przychodza i jak silne sa. Maz widzial jak zapisywala je w notatkach i mowi ze mialam wszystko na maksa. Bardzo silne i co 3 minuty.
Tak jak pierwsze skurcze byly jak bóle menstruacyjne+rozwolnienie to co czulam wtedy jest nie do opisania. Do niczego nie byl podobny. Tak jakby na wielkiej fali przyplywal do mnie pas ktory zaciskal sie na moim brzuchu az do ud tylko od srodka. Dziwnie strasznie bo czulam to zaciskanie, ale tez jakby mnie mialo rozerwac. Jakbym mialam peknac na pól.
Studenka byla super, w tych wolnych 3 minutach pomiedzy, opowiadala mi historie i sie smialysmy. W tamtym momencie nie mialam w sobie ani trche wstydu. Siedzialam w wannie zupelnie nago a ze mna, albo maz, albo Leona, albo studentka i nic mnie to nie obchodzilo. Zrobilo sie bardzo bolesnie i zaczelismy z mezem myslec czy wyciagnac juz gaz. Nie chcialam go zbyt wczesnie zeby sie nie skonczyl zanim maly sie urodzil. No i to bylo jedyne przeciwbólowe co mialam do wykporzystania wiec chcialam poczekac az juz nie dam rady dluzej wytrzymac. Mąż na mnie popatrzyl i swierdzil ze juz czas ;D Chyba musial widziec ból w moich oczach. Wiec mąż i Leona zajeli sie podlaczeniem butli z gazem dla mnie, a studentka ze mna siedziala. Podawala wode i sprawdzala serduszko. Teraz juz co 20min regularnie. Przyniesli mi gaz i zanim wzielam pierwszy wdech pomyslalam sobie zeby tylko mi sie nie zrobilo niedobrze od niego, bo bedziemy musieli jechac do szpitala! Ale na szczescie bardzo mi przypasowal i duuuuzo pomógl.
Potem musialam wyjsc z wanny, bo Leona musiala siku! Myslalam ze i ja sie zsikam, ale ze smiechu ;D Biedna juz patrzyla przez okno czy nie ma jakis krzaków z których moglaby skorzystac zeby mi nie przeszkadzac ;D Wyszlam i juz nie chcialam wracac do wanny, lepiej mi bylo chodzac.
Leona zapytala czy chce zeby sprawdzila jak tam rozwarcie - 10cm! Podczas badania jak lezalam na plecach to przyszedl skurcz i myslalam, ze mi wybuchna plecy! Nie wiem jak dziewczyny moga rodzic w takiej pozycji! I tak bolalo juz kur****o, ale na plecach duzo bardziej! Wiec szybciutko wstalam i z pomoca studentki przenieslismy sie do salonu, nie moglam juz sama isc. Skurcze byly tak czesto... Mąż usiadl na kanapie, a ja ukleklam na ziemi z glowa na jego kolanach i jak przychodzil skurcz to lapalam go za rece i patrzylam w oczy, a Daniel pomagal mi z oddychaniem - które nawiasem bardzo pomaga.
Wtedy weszlam w 'transition phase' zaczelam plakac i nie mialam nad tym kontroli. Ryczalam podczas skurczu, a w przerwie sie smialam, bo nie wiedzialam czemu placze. Wiedzialam juz wtedy, ze zaraz zaczna sie skurcze parte. I sie nie mylilam... Nie wiedzialam jednak, ze moze sie zrobic jeszcze bardziej bolesnie. Myslalam, ze nie wyrobie. Ten ból byl tak intensywny, ze nie wiedzialam jak i czy da sie to przezyc. Ale znowu, poddalam sie im i zaufalam swojemu cialu - ono wiedzialo co robic. Bez mojej pomocy, przy skurczu, parlam. Nie mialam wyboru, samo sie parlo. Leona sie zapytala czy pre - pokiwalam glowa, bo nie moglam mowic. Powiedziala, zebym robila to co mi organizm podpowiada i zadzwonila po druga polozna. Pomiedzy skurczami pomyslalam - oho, jestesmy juz bardzo blisko jak druga polozna przyjdzie, bo ona miala wlasnie sie pojawic na sam poród. Wtedy juz nie bardzo wiedzialam co sie dzieje, skurcze byly tak czesto i tak strasznie bolaly. Nie mialam zadnej przerwy praktycznie pomiedzy. Wdychalam gaz i jak modlitwe powtarzalam sobie w myslach to tylko 1 minuta bólu i o jeden skurcz mniej do konca. Nawet nie wiem kiedy, Leona ze studentka rozlozyly koc na srodku pokoju ustawily przed nim podnozek od fotela i rozlozyly maty poporodowe. Nie wiem kiedy i jak sie tam przenioslam. Teraz juz nie mialam kontroli nad soba. Nie krzyczalam, ale buczalam - i trzymalam sie meza. Ja na czworaka na kocu, on przede mna na podnózku. Trzymalam sie go za rece i w jego oczach szukalam sil, bo nie wiedzialam ile to jeszcze potrwa i na ile ja mam jeszcze sil. Tyle godzin bez snu i bez jedzenia. Nie wiedzialam czy urodze jeszcze dzisiaj? Czy dopiero nad ranem?
Katem oka zauwazylam ze pojawila sie Margaret, druga polozna i do mnie mowila. Zebym uspokoila oddech, bo mi sie skonczy gaz, a tego nie chce. No nie chcialam - powiedzialam do meza jedno slowo 'oddychaj' - zeby oddychal tak jak ja powinnam, powoli i gleboko, zebym skupila sie na tym. Mąż mówi, ze wgladalam jak dzikie zwierze podczas skurczu, ze mialam szal w oczach. I tak sie czulam, mnie tam nie bylo, zostalam wyparta przez intensywnosc tego co sie dzialo we mnie.
Parcie bylo tak silne, ze myslalam, ze urodze nie tylko dziecko, a i wszystkie organy. No i oczywiscie stalo sie cos czego sie najbardziej obawialam - kupka ;D Niestety. Nie pomoglo to ze poszlam do ubikacji po wyjsciu z wanny :<
Wody nie poszly tylko wyszedl taki jakby balon z wodami. Strasznie smiesznie to wygladalo, jakbym miala jedno jadro ;D Leona zrobila zdjecie, zebym mogla sobie zobaczyc ;D Które potem szybko usunela, bo to nie byl zbyt piekny widok, haha.
I potem nagle wszystko sie zmienilo. Maly wychodzil. Margaret byla cudowna, chyba tylko niej udalo mi sie przejsc przez ta ostatnia godzine. I mąż byl cudowny. Trzymalam sie kurczowo jego spodni, bo musialam sie zaprzec zeby miec sile. Patrzylam mu w oczy, i sluchalam glosu Margaret, ktora mnie spokojnie przeprowadzala przez parcie. Teraz tylko parlam, nie bylo tego strasznego bólu juz, ale czulam ogrom tego co ze mnie wychodzilo. Tak jak mowia - jak najwieksza kupa w Twoim zyciu tylko troche inaczej. Na ten ostatni moment nie potrzebowalam juz gazu. Parlam i parlam i z kazda minuta coraz wiecej ogarnialam. Budzilam sie zeby przywitac naszego synka. Polozne przebily mi wody i po kilku chwilach miedzy swoimi nogami (glowe chowalam pod siebie przy skurczu) zobaczylam twarz synka i po sekundzie reszte jego cialka, bo wyszedl caly naraz. Urodzil sie w 'czepku'- w blonie, podobno rzadko sie to zdarza. O godzinie 22.48.
Zlapalam go miedzy nogami i polozne przykryly go recznikiem i przytulilam do piersi. Tego uczucia nic nigdy nie pobije. Powiedzialam wtedy - tyle na Ciebie czekalam, nareszcie jestes. Byl taki cieply i cudownie pachnial, slodko wodami plodowymi. Tego zapachu tez nigdy nie zapomne. Tak dla mnie pachnie milosc.
Byl cudowny, spojrzelismy mu miedzy nogi czy napewno synus i go przytulalam i calowalam. Jak pepowina przestala pulsowac to ja przecielam i synus poszedl na przytulaki do meza, a ja urodzilam lozysko. Prawie nie poczulam nic. Caly ból sie skonczyl w momencie jak synek wyszedl. Koniec.
Popatrzylam sie w dol na brzuch i strasznie zdziwilam, ze nic z niego nie zostalo!
Okazalo sie, ze musimy pojechac do szpitala na szycie, wiec nakarmilam i w droge. Pierwsza wycieczka synka ;D kilka godzin po narodzinach. Ze szpitala wrocilismy po 5 rano i polozylismy sie do lozka. W trójke. Bylismy bardzo szczesliwi i zmeczeni.
Dla mnie bylo zbyt bolesnie i za dlugo. Wiec kolejne porody, albo cesarki albo ze znieczuleniem w kregoslup. Gdyby ktos mi powiedzial ze to co przezylam to jedyny sposob zeby miec wiecej dzieci to zrobilabym to ale - nie trzeba sie tak meczyc do kolejnego jeszcze troche wiec narazie o tym nie mysle...